Żółtko i białtko czyli dylemat z
Konopielki.
Dlaczegóż to, skoro siedzą w jednej
skorupce zabierać tę jedną literę? Dlaczego białtko białkiem
zwane ma być o jedno „te” pokrzywdzone ?
Zaśmiewałem się czytając te
dialogi, zastanawiając się równocześnie nad filozofią
mieszkańców książkowych Taplar.
Redliński jednak z pewnością pisał
to co gdzieś widział, a Taplary mają się dobrze i dzisiaj.
W długi weekend miałem przyjemność
dokonywać zakupów w sieciowym sklepie – Delikatesy Centrum.
Delikatesy generalnie zajmują się
sprzedażą towarów. Czasem jednak coś tam się długo nie
sprzedaje i trudno takie na przykład sanki trzymać ze sztywną ceną
na pólkach wiosną.To samo dotyczy baranków wielkanocnych, którym czerwiec i lipiec nie służą. Nie mogą zajmować miejsca w
sklepie letnią porą. Aby się tego ustrzec prowadzi się akcję
sprzedaży po obniżonych cenach
Taka akcja nazywa się wyprzedaż.
Tu jednak pojawia się taplarski
dylemat, bo skoro jest sprzedaż, to dlaczego jej końcówka nie
nazywa się wysprzedaż?
Kto postanowił zabrać tej czynności
jedno „es”
Obsługa delikatesów stanowczo
zaprotestowała przeciwko takiej dyskryminacji, czemu dała wyraz
malując stosowną tablicę. Dzięki błogosławieństwu telefonów z
aparatem fotograficznym, udało mi się uwiecznić ten protest.
Z czego wynika zabieranie, a z czego
dokładanie litery? Nie wiem. Pamiętam natomiast, że w moim
rodzinnym mieście namiętnie przekręcano słowo bób i
funkcjonował on tutaj jako bober.
Sam parę razy nieświadomie błysnąłem
tym „określeniem”.
A teraz z innej beczki ale o czymś Co
się tyczy sprzedaży.
W obecnych czasach najtrudniej jest
sprzedać siebie. Oczywiście chodzi mi o to pozytywne znaczenie tego
słowa. Wszechobecny marketing i PR wymagają by sprzedawany towar
miał atrakcyjne opakowanie. Staramy się więc być nawet tym kim
naprawdę nie jesteśmy.
Właśnie zauważyłem tytuł artykułu
w Dzienniku - Każda to może, nie każda robi: niezawodny sposób na
przyciągnięcie faceta! Kierując się tak zwanym pierwszym
skojarzeniem faceta, zajrzałem do tekstu.
W nagłówku czytam Nie wielkość
biustu, czy długość nóg, ale spontaniczność, poczucie humoru i
pewność siebie - to mężczyźni cenią w kobietach. Za sprawą
szczerego i swobodnego uśmiechu atrakcyjność pań w oczach płci
przeciwnej wzrasta czterokrotnie.
No właśnie, dlaczego współczesne
dziewczyny w swej większości nie uśmiechają się?
Dlaczego chcą być, jak to określiła
pewna celebrytka z TVN nadętymi pindami. Przywoływana w jej
określeniu paprotka jest całkowicie drugorzędna.
Czytając ten tekst, przypomniałem
sobie całkiem świeżą rozmowę z Młodym.
Wiozłem go na pętlę tramwajową z
powodu tego, że wbrew rozsądkowi i doświadczeniu postanowił sobie
pospać jeszcze kilka minut. Rozmawialiśmy niewiele jak to z rana
szczególnie, że Młody zagryzał kanapką, którą wcisnąłem mu
do ręki przed wejściem do samochodu. Właśnie skręciłem w
kierunku pętli i zatrzymałem się przed przejściem dla pieszych.
Przez pasy przeszła jedna, młoda
dziewczyna. Być może dlatego, że była jedna mieliśmy okazję
zlustrować ją, można by powiedzieć od stóp do głów, a
dokładnie do głowy, bo miała jedną co zapamiętałem. Nie
uczyniliśmy jednak tego z powodu twarzy. Twarz nadętej pindy, z
czegoś niezadowolonej od rana, traktującej całe otoczenie jak
najgorzej. Tyle odczytałem z twarzy i powiem szczerze, że po czymś
takim nie miałem ochoty spoglądać dalej.
- Co ona taka nadęta? - podzieliłem
się spostrzeżeniem z Młodszym,
- One teraz wszystkie tak mają –
odpowiedział niemal natychmiast Młody. Mogę polegać na zdaniu
Młodego ponieważ jest on w naszej rodzinie uznawany za największego
miłośnika damskiej urody.
Być może spowodowane jest to tym, że
tylko on pozostaje w swobodzie tak zwanego stanu wolnego. I chociaż
a może dlatego, że jego dziewczyna jest miła, zawsze uśmiechnięta
i wrażliwa na wszystkie rodzinne zachowania uważam, że wie co
mówi.
Tylko dlaczego tak się dzieje? Czy to
z powodu tego, że ulice pełne są zużytych samochodów, którymi
młodzi przemieszczają się między studiami a jakaś dorywczą
pracą. Nie zauważyłem natomiast księcia, który na białym koniu
chciałby jechać nowoczesną ulicą w poszukiwaniu narzeczonej. Z
pewnością przeciętni faceci to nie ten poziom dla dziewczyny,
której tłumaczono w domu, że jest wyjątkowa i należy jej się
wszystko to co najlepsze. A wyjątkowość z reguły polega chyba na
tym, że lądując w kuchni potrafi z gracją przypalić nawet wodę
na herbatę.
Nic to. Ja zaszczepiłem moim chłopakom
umiejętność gotowania. Nie umrą z głodu gdy trafią w swoim
życiu na kogoś „wyjątkowego”. Czego im jednak nie życzę. Z
drugiej strony mam nadzieję że odziedziczyli po mnie również
niechęć do nadętych pind.
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńA może niektórzy rodzice popadli w skrajność, z wmawianiem dzieciom ich "wyjątkowości"?
Pozdrawiam serdecznie.
Aaaaa... i jest moda na wypuszczanie z domu i ze szkół produktu, a nie miłej panienki.
UsuńTylko że ten produkt jest jak ta niegdysiejsza tabliczka czekoladopodobna.
UsuńPozdrawiam
A ja akurat robię odwrotnie, "sprzedaję" siebie,
OdpowiedzUsuńbo to najłatwiej mi wychodzi :-)))
One tak się zachowują,
bo przechodzą pranie mózgu oglądając seriale.
Na co dzień mam do czynienia z dużą ilością mężczyzn,
którzy mi to tak właśnie wytłumaczyli.
I niestety mają rację.
Seriale to rzeczywiście kiepska szkoła życia
UsuńPozdrawiam
te miny i nadętość to jest teraz "tryndy", sama widze 13 latki juz z takimi manierami.... a do tego wytapetowane....
OdpowiedzUsuńco do bobra.... u nas na Bóbr niektórzy mówia Bober.... a pindą jest wg nas jedna pani kurator która była przydzielona do Młodego po wyroku....
ech to słownictwo....
pozdrawiam z usmiechem :)
Okazuje się, że ów bober ma się dobrze w tym kraju. Pozdrawiam
UsuńJa również podzielam ocenę "Młodego". Nie wiem czy to się da zmienić. Lansowałem w szkole wiele haseł związanych z korzyściami płynącymi z pozytywnego myślenia i uśmiechania się, nawet do swojego odbicia w lustrze, ale czy to coś dało? Przypuszczam ,że wątpię. Może wtedy, gdy turyści z Japonii będą bardziej aktywni w podbijaniu naszego kraju dotrze do nas ich przysłowie: "Uśmiech podwaja twoje szanse". Bo to trzeba widzieć, słyszeć i czuć.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam "łyk endowo"
Rzeczywiście, może w turystach z Japonii jest jakaś szansa.
UsuńJa też preferuję pozytywne myślenie.
Pozdrawiam
A może by tak odkurzyć stare porzekadło "złość piękności szkodzi"?
OdpowiedzUsuńKto teraz pamięta o przysłowiach?
UsuńA przysłowia to przecież sama mądrość
Pozdrawiam
Skoro można wysprzątać i wyprzątać, to dlaczego by nie wysprzedać i wyprzedać.:) Już sama pinda jest zmorą, a do tego nadęta, to już masakra. Sądzę,że to nic nowego, pindy były, są i będą, no może teraz jest ich nieco więcej, może to "chichot arystokracji". I jeszcze jedno, dlaczego częściej widzę mężczyzn z pindami,niż z normalnymi dziewczynami? Czyżby zasada popyt- podaż? Pozdrawiam, Hanula
OdpowiedzUsuńPS bób- bober, zawsze lepiej niż bobek:)
Zło przyciąga i pociąga w każdej formie, stąd powodzenie pind.
UsuńNo tak zdecydowanie nie bobek.
Pozdrawiam
W ogóle dziwna tabliczka. "Wysprzedaż towaru" kiedy wszystko dookoła jest towarem. Nadęte pindy są nie tylko wśród młodych dziewczyn i jest całkiem sporo. Może te stare wpajają taką samą filozofię życiową tym młodym? Tylko u tych młodych może jakiś nieuważny jednak załapie się na nogi, a te stare to już w ogóle przepadły:( Moja Młoda ma przegięcie w drugą stronę. Kiedyś miała obniżone zachowanie, bo się na lekcji śmiała i nie potrafiła się uspokoić. Śmiała się radośnie, nie złośliwie,nie głupio nie infantylnie, bo taka jej natura. Wystarczyło pokazać palec( co paskudni koledzy ciągle czynili) i ona w śmiech. Oby takich radosnych z natury dziewczyn/kobiet było jak najwięcej.
OdpowiedzUsuńTo i moje życzenie. Świat z uśmiechem można brać nawet na trzeźwo.
UsuńPozdrawiam
Cześć Antoni
OdpowiedzUsuńTa wyprzedażą poruszyłeś problem, który nurtował mnie od czasu kiedy tego typu napisy stały się elementem naszej codziennej rzeczywistośći. Jak jest prawidłowo? Zmobilizowany twoim tekstem poszperałem po internecie i oto co napisał na ten temat Maciej Malinowski - mistrz ortogafii polskiej i autor cyklu "Obcy Język Polski":
Można mówić i pisać wyprzedaż albo wysprzedaż, obydwie formy uznawane są za równoprawne. Pierwsza pochodzi od czasownika przedać (inaczej ‘przeliczyć się w dawaniu’), który wyszedł już z użycia, druga od czasownika sprzedać (też powstał z przedać, dodano mu tylko przedrostek s-). Wysprzedaż ma więc... dwa przedrostki: wy- i s-, czego większość osób nie zauważa, razi je natomiast forma wyprzedaż jako archaiczna. Tymczasem językoznawcy opowiadają się raczej za wyprzedażą, gdyż wysprzedaż jest dla nich rzeczownikiem źle zbudowanym. Inaczej ma się natomiast rzecz z wyrazem przedsprzedaż. Otóż nie składa się on z dwóch przedrostków przed- i s- oraz z członu -przedaż, jakby można sądzić, tylko pochodzi od wyrażenia przed sprzedażą. Dlatego nie wolno powiedzieć czy napisać przedprzedaż.
I dzieki Tobie nie mam już problemu. Pozdrawiam JerryW_54
No proszę a mnie się nie spodobało.
UsuńDzięki za wykład, pozostanę jednak przy wyprzedaży. Zwracam honor sprzedawcom z Centrum
Pozdrawiam
Młody ma chyba rację. Pracuje u nas młoda dziewczyna, od nadęcia niemal pęknie. Ludzi ma za nic, nie uśmiecha się prawie wcale, chyba, ze do siebie. A co najważniejsze wcale ładna nie jest, nie jest też bogata, ani do końca wykształcona - jednym słowem powodu nadęcia brak.
OdpowiedzUsuńNa Lubelszczyźnie też jest "bober" ;-) i do tego z uporem maniaka na fasolę wszyscy mówią groch :-)
Pracowników Delikatesów popieram z całego serca, nie będzie tu żadnej dyskryminacji :-)
Ja mam też w gronie znajomych ludzi, którzy mylą fasolę z grochem i było to już źródłem paru nieporozumień.
UsuńBO jakże wykonać taką prośbę - Namocz groch do fasolki po bretońsku
Pozdrawiam
Hospody Pomyłuj! A czeguż to się Waść dziwujesz, że dziewczę o świtańcu zmierzłe? Pani_Wachmistrzowego_Serca choć serca jest gołębiego (prawie), sama o sobie rzecze, by do niej przed poranną kawą bez kija nie podchodzić...
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
No tak, kawa czyni cuda. Daj mi się dziwić Wachmistrzu po jak pisał Jonasz Kofta -
UsuńKiedy się dziwić przestanę,będzie po mnie
Pozdrawiam
Nadęta pinda to pojęcie nie dotyczące tylko młodych dziewczyn, jak już ktos wcześniej zauważył. A takie dojrzałe nadęte pindy sa jeszcze gorsze niż te młode, nieopierzone. Na taką w jakimś urzędzie trafić to katastrofa! Istnieje jeszcze męski odpowiednik "nadetej pindy". Nazywam go dupkiem żołędnym. Jemu, jednemu z drugim, mamusia też wpajała, że jest "the best". Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńTo się zgadza jest i rodzaj męski.
UsuńPozdrawiam