- Było zimno. Elektryk stał w
drzwiach i kontrolował co się świeci, a co nie. Rozpaliłam w
kominku i po jakimś czasie zrobiło mi się ciepło. Wydawało mi
się że cały czas to kontrolowałam. Dotykałam łydek. Zapomniałam
jednak, że kolana są bliżej kominka. A potem wieczorem, Antoni
zobaczył te oparzenia na kolanach. Naprawdę sporych rozmiarów
bąble.
Normalnie jak w filmie Nietykalni. Nic
nie czułam.
- Pani Mario, jedyne co mogę
powiedzieć, jedyne co nasuwa mi się w tej chwili to „no comment”.
- Jak to się w końcu mówi no comment
czy no comments - zwrócił się z pytaniem do mnie
- Można powiedzieć po polsku.
Najlepiej - jest Pani nieprzewidywalna, żeby użyć tylko
najlżejszego z możliwych określeń.
Doktor założył dwa solidne opatrunki
na kolana, a następnie zajął się właściwym celem wizyty.
Wtorek lub piątek po południu
ewentualnie niedziela, wtedy mogę transportować żonę w tę i
drugą stronę. Tak jak normalny kochający lub tylko troskliwy
małżonek. Chociaż jedno nie wyklucza drugiego.
Niestety służba zdrowia pracuje
przed południem, a wtedy robi się problem. Przecież ktoś musi
zarobić na realizację recept i opłacenie wizyty.
Korzystam z dobrodziejstwa teściowej,
która odwiedza te wszystkie fundusze i inne organizacje, cierpliwie
wydreptując ścieżki w te i drugą stronę. Czasem nie objedzie się
bez jednej wizyty.
Ja regularnie załatwiam zaświadczenia.
Proszę o pracodawcę o zaświadczenie o zatrudnieniu,A on patrzy na
mnie podejrzliwie. No może patrzył na początku.
Wszystkie potrzebne nam decyzyjne
placówki czynne są wtedy, kiedy przeciętny, normalny człowiek
pracuje.
Może i czasem napisze coś złośliwego
o teściowej, ale w gruncie rzeczy jestem jej szalenie wdzięczny.
Mam też z powodu tego braku
dyspozycyjności lekki zgryz. Mam problem z zastępstwem w pracy na
kilka godzin, co tydzień. Staram się zostawić to dla spraw
naprawdę ważnych. A przecież wszystkie one są ważne.
Żona stara się jakoś sobie radzić.
Nauczyła się korzystać z taksówek, lub od czasu do czasu z
transportu medycznego. Ten ostatni zależy zaś od decyzji lekarza
prowadzącego, a wiadomo, że wszędzie oszczędności. To się
rozlicza.
Zauważyłem, że w przypadku takiego
wypadku losowego, ktoś powinien zwolnić się z pracy w celu
załatwiania spraw i wystawania w kolejkach do rejestracji.
Po kilku latach takich zmagań z
problemami zdrowotnymi, trudno już radośnie umawiać się na
prywatne wizyty. Na przeszkodzie staje cennik.
Doktor który zaopatrzył żonę,
opowiedział mi dowcip na czasie.
Pacjent umawia się do kardiologa.
Kobieta w rejestracji mówi, że najbliższy termin jest dokładnie
za cztery lata.
- Ale przed południem czy po południu
- pyta pacjent
- A cóż to dla Pana za różnica, to
przecież za cztery lata.
- Bo wtedy przed południem mam
umówionego okulistę.
Znamy się z doktorem już jakiś
czas, za sprawą dolegliwości żony. Może stąd śmiałość do
dowcipów jakby większa. Poza tym zawsze staram się przełamać
rutynę chłodnego służbowego kontaktu. Nie zawsze to działa,
czasem jednak procentuje.
- Za cztery lata, mówi Pan – to nie
dowcip to samo życie.
Potem jeszcze tylko recepty na leki,
które i tak nie są refundowane.
- Refundacja jest tylko na przewlekłe
schorzenie – stwierdził spoglądając w internet doktor.
- A jakie ma żona? - pytam
- Przewlekłe ale nie tego typu.
Szkoda bo leków na receptach tyle jakbym sam miał zakładać mały punkt apteczny.
Szkoda bo leków na receptach tyle jakbym sam miał zakładać mały punkt apteczny.
No i gitara.
Kiedy zapakowałem żonę do samochodu
i powoli ruszyliśmy w stronę budki parkingowego żeby i tu uiścić,
spojrzałem na żonę i powiedziałem:
- Zauważ jak po latach realizują się
nasze wspólne obietnice. Żona spojrzała na mnie z zaciekawieniem
- Ty obiecałaś mi, że nie będę się
z Tobą nudził i nie nudzę się. Ja z kolei obiecywałem, że będę
nosił Cię na rękach i zauważ, że słowa dotrzymuję.
- Ale ja chciałam inaczej –
odpowiedziała żona której dziwnie nie było do śmiechu.
- Może wyraziliśmy się wtedy niezbyt
precyzyjnie. A tam na górze nie mają czasu myśleć na tym co kto
miał na myśli Ręce, ręce ciach ciach, odhaczone. Ze strachem
myślę czego czego jeszcze moglibyśmy sobie życzyć.
Ze spokojem jednak stwierdzam, że tych
pobożnych życzeń nie było za wiele.
Swoją drogą to określenie „pobożne
życzenia” brzmi w tych okolicznościach trochę dziwnie.
Wróciliśmy do domu.
Kiedy wjeżdżaliśmy na ganek, na
niebie pokazał się czerwony kształt motolotni.
- To mnie strasznie kręci –
powiedziała żona – to będzie kolejna rzecz którą zrobię.
- Poczekaj niech tylko zagoją się
kolana – poprosiłem – poza tym pamiętaj o czym mówiliśmy
przed chwilą. Myśl nad tym o co prosisz.
Masz rację.
OdpowiedzUsuńParę miesięcy temu też poprosiłam i mam.
Jak to sobie uświadomiłam,
to włos mi stanął dęba
aczkolwiek mam takie raczej dłuższe...:-)))
Na szczęście jest ok ...
Trzeba uważać, o co się prosi
i być bardzo precyzyjnym...
Poświęciłem temu całkiem spory tekst kilka lat temu. I co ? I niczego się nie nauczyłem
UsuńPozdrawiam
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńW zasadzie... to i tak pobożne życzenia to takie, których nie da się zrealizować.
Pozdrawiam serdecznie.
W zasadzie. A kto teraz przestrzega zasad?
UsuńPozdrawiam
Życzenia zawsze warto mieć.Bo bez nich to tak jak bez marzeń...
OdpowiedzUsuńNiektóre życzenia od razu powinny być kwalifikowane jako marzenia. Pozdrawiam
UsuńPobożne życzenia czasem się spełniają.
OdpowiedzUsuńA z marzeniami jest tak, że warto je mieć, aczkolwiek, kiedy już się spełnią, nie zawsze jest tak, jakby się chciało.
Jan Nowicki, którego lubię pomimo tego co ostatnio wyprawia, mówił że marzenia nie powinny się spełniać. Bo te co sie spełniły to były plany, nie marzenia
UsuńNo własnie! Ponoć trzeba uważać o co się prosi, bo nie daj Boże sihę spełni i wtedy nie wiadomo co z takim "prezentem" od losu zrobić :) ale marzyć trzeba. Obowiązkowo! Pozdrawiam i dobranoc :)
OdpowiedzUsuńDla mnie już dzień dobry
UsuńPozdrawiam
ech, co mam napisać, nie umiem wyrażać słowami tego, co czuję. Siostrę czy koleżankę to bym po prostu uściskała, przytuliła, posiedziała trzymając za rękę.
OdpowiedzUsuńKlarko Droga, nic straconego.
UsuńTo nawet może być życzenie i to całkiem nie pobożne.
Pozdrawiam