22 maja 2013

Taki dzień

Było już koło południa, bo słońce stało wysoko. Rozpoczęła się gwarantowana Kodeksem Pracy przerwa śniadaniowa.
Chłopy zasiadły więc w kącie pod magazynem, na specjalnie w tym celu wymoszczonych paletach.
- Zapal se Marlboro - powiedział Dziadek wyciągając w kierunku Krzyśka paczkę papierosów.
Pudełko nie było znoszone a wręcz przeciwnie, otulone jeszcze celofanem co mogło sugerować zawartość zgodną z opakowaniem.
- Gdzieś to kurde znalazł takie pudełko? - Spytał Krzysiek nie spiesząc się zbytnio z wyciąganiem ręki.
- Kierowca od nich mi dał – tu Dziadek wskazującym palcem zakreślił kółko w powietrzu. Miało ono sugerować, że idzie o kierowce z sąsiadującej za płotem chłodni spożywczej - Ale nie lubię, bo są dla mnie za słabe. Wolę sobie sam skręcić, wtedy wiem co palę.
- Ty se kręcisz? zapytał ironicznie Krzysiek i zaraz sam dał sobie odpowiedź.
- Gówno byś palił gdyby Ci kobita nie skręciła.
- Od tego w końcu jest – stwierdził ze znawstwem Dziadek. W zasadzie trudno by było z tym dyskutować, bo chłop przekroczył już wiek emerytalny. W powietrzu zawisła jednak swego rodzaju niepewność co do roli kobiet w życiu prawdziwego mężczyzny, co natychmiast wykorzystał Kierownik
- Tak mi się wydaje, że kobiety nie są tylko od skręcania papierosów.
- Mogą jeszcze zakręcić torbą, ale Dziadka to już nie dotyczy – powiedział filozoficznie Krzysiek, wypuszczając elegancko dym z głębi swoich płuc. Potem odwrócił się do Dziadka i rzekł
- Jak żeś tego Ciponiu nie wiedział, to po coś Ty tyle lat po tym świecie chodził.
- Cicho być – warknął Dziadek, co na chwilę stępiło ostrze satyry Krzyśka.
Siedzieli cicho, patrząc na przejeżdżające samochody, szczególnie te ciężarowe, z wielkimi reklamami. Komentowali rysunki bo auta poruszały się zbyt szybko by doczytać hasło reklamowe lub chociaż nazwę firmy.
- Obiad jedzie dla Ciebie – powiedział Krzysiek wskazując na rysunek potężnego wilczura reklamującego psią suchą karmę.
- Albo Twoje dupcenie – odpowiedział natychmiast Dziadek czym wzbudził zadziwienie samego Kierownika.
- Szybki jesteś Dziadek - rzekł - i ostry
- A co? Ja tam się tańcu nie pierdzielę, jak kto jest Pizdoń to Pizdoń będzie.
Wrzucili niedopałki do małej puszki po sardynkach w sosie własnym i czekając na to aż ich przełożony oddali się do swoich zadań pogrążyli się w zamyśleniu.
A może to nie było zamyślenie, tylko zwyczajne wyczekiwanie, żeby już przestał pierdzielić po urzędniczeniu i poszedł sobie do biura.
On zaś wiedział, że oczekują jego odejścia, bo schowane w pokrzywach butelki piwa z każdą minutą podnoszą swoją temperaturę do stanu bliskiego wrzenia.
Stał więc jeszcze chwilę drażniąc ich ale wiedział, że i tak nie uchroni ich przez zgubnym wpływem alkoholu. Wszak swój nałóg pielęgnują już od wielu lat.
Dobrali się do siebie na zasadzie przeciwieństw. Dziadek był starszy od Krzyśka o równe dwadzieścia lat i całkiem inny, nie tylko z wyglądu. Łączyła ich jedna namiętność. Namiętność do ciepłego piwa.
Kierownik tolerował tę skłonność i o ile nie wykraczała ona poza wyznaczoną normę, przymykał na to oko. Wykreślał tylko pod koniec dnia z zakresu prac te, które były związane z pracą na wysokości, lub z obsługą narzędzi z wirującymi końcówkami.
Kiedy zaś namiętność brała górę nad rozsądkiem, w krótkich wojskowych słowach wysyłał jednego bądź drugiego do domu, wcześniej wykreślając pół dniówki.
- Już wypierdalam Kierowniku – mówili posłusznie i wynosili się, zapominając nawet o brązowych zwrotnych butelkach.
Kiedy w powietrzu zawisła już pewna i widoczna niecierpliwość - Kierownik spokojnie oddalił się do biura.
- Widziałeś tego psa ? - spytał Krzysiek pociągając łyk piwa i prowizorycznie zakapslował butelkę.
- Jakiego psa? - Dziadek wykazał zainteresowanie
- Tego co leżał zabity na poboczu drogi jak szliśmy do roboty.
- Ten mały rudy z czarnym łbem?
- Ten. Mazanek miał takiego samego
- Co ty pierdzielisz. Mazanek miał ciemniejszego z białą łatą. On Józkowi ukradł kiełbasę z
ogniska kiedy żeśmy lali płytę Mazankowi.
- Płytę tośmy lali Nowaczykowi. Zapomniałeś?
- Ale to Mazanek miał takiego psa.
- Ale chałupę stawiał Nowaczyk.
- A Kudelski nie stawiał?
- Kudelski ten co mu się stodoła spaliła?
- Ten sam. Aż mu się traktor zajął. Dobrze, że udało mu się odpalić i wyjechać. Kabinę miał potem całkiem okopconą.
- Jeździł tak potem cały rok bez malowania. Kupę lenia.
Zgodzili się w sprawie lenistwa Kudelskiego. Zaciągnęli się dymem jak na komendę i równie synchronicznie ten dym wydmuchali. Wydawało się jednak że temat Kudelskiego nie został w pełni wyczerpany. Dziadek powrócił do gospodarza na traktorze.
- A widziałeś jakie on ma pokrzywy na podwórku?
- W tych pokrzywach dziada z babą nie brakuje. Jak mu Nowak przywiózł blachę na drzwi do garażu to ja tam pierdolnął do pokrzyw, a potem nie zauważył i sam se tę blachę przejechał traktorem. Ale potem klął. Kurwy latały w powietrzu jak deszcz w maju
- Tym traktorem z opalona kabiną ?
- Co traktorem?
- No przejechał. Traktorem z opaloną kabiną?
- Nie pamiętam już czy była opalona wiem, że blacha była od Nowaka.
- Tego co nie żyje?
- Nie, tego co się powiesił w ogrodzie.
- Jak się powiesił to chyba nie żyje? - włączył się do rozmowy Kierownik, który pojawił się nagle i znikąd. Miał taki zwyczaj by znienacka pojawiać się i kontrolować w ten sposób ilość spożytego piwa.
- To tak nie do końca jest. Józek od Krupy też się wieszał a żyje – stwierdził filozoficznie Dziadek
- Bo go szybko odcięli. Charczał potem dość długo, i długo nie mówił.
- Bo i o czym miał mówić?
- Pamiętam jak jego stara darła się kiedyś na niego, że jest taki ciul jak stąd do Warszawy i że nie umie nic robić, nawet się powiesić nie umie.
- Wieszać się z powodu głupiej baby? To trzeba być rzeczywiście popieprzony.
- Kobita mu się puszczała i te dzieci to były ponoć nie jego, tylko tego małego z końca ulicy. Podchodził tam do niej często.
- I to ma być dowód - nie ustępował Kierownik.
- Ten ich chłopak, to chodził w tak samo jak ten mały. Chłopy w knajpie się z tego śmiały.
- Przecież trzeba zrobić badania DNA żeby mieć pewność – dodał Kierownik.
- A tam chłopom przy piwie badania niepotrzebne. Jak baba się kurwi to widać i bez badań.
- Najczęściej oskarżają Ci co się sami nie załapali – zauważył przełożony.
- Co fakt to fakt, baba lubiła tę robotę.
- A propos roboty, auto czeka na rozładunek a i przerwa śniadaniowa już się skończyła - Kierownik wskazał palcem wskazującym samochód, który zbliżał się powoli do otwartych drzwi magazynu – Obgadaliście już chyba całe swoje osiedle.
- No nie, całe to nie – odpowiedział szybko Dziadek - przecież tam mieszkają jeszcze: Tkacze, Smardze i Lipowscy. Pod samym lasem zaś ten, no jak mu tam? - i zwracając się do Krzyśka zawołał – Ja się nazywał ten co mu ukradli motorower, jak pojechał na zabawę do Lipnika?
- Nie na zabawę do Lipnika tylko na przysięgę na Pasternik.
- Na przysiędze to był Pietrasik, ale on się tylko opił do nieprzytomności i go wojskowa żandarmeria odwoziła.
- Żandarmeria to odwoziła Marciniaka Ciponiu jeden. Całkiem ci te nalewki mózg zlasowały.
- Przecież ja nie piję mózgotrzepów tylko piwo mocne Pizdoniu jeden.
I tak szli obaj w kierunku samochodu wymieniając się komplementami i tytułami. W ich kierunku podążał kierowca z kompletem dokumentów.
Dzień jak co dzień


14 komentarzy:

  1. "Jak baba się kurwi to widać i bez badań" - co prawda to prawda!
    oraz miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W tych ustach prawda ożyciu pojawia się tak częto jak jak łacińskie określenie krzywej.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Kierowniku, prawda to czy fikcja literacka? Jakby nie było, fajnie napisane i sporo życiowych mądrości zawiera.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Prawda czasu, prawda ekranu jak to kiedyś mówiono.
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Pogadać, dobra rzecz.
    Posłuchać jak gadają inni...jeszcze lepsza.
    Opisać to tak sugestywnie jak Ty to robisz Antoni, to już mistrzostwo świata
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Ale fajni kumple od ciepłego piwa. Sam folklor :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem cieszę się, że nie lubię ciepłego piwa.
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Klik dobry:)
    Pierwszy raz spotkałam się z określenie "mózgotrzepy" w tym kontekście. Myśmy na jednego nauczyciela mówili "mózgotrzep".

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasem to określenie jest jeszcze bardzie dosadne
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Cześć Antoni
    Super tekst. Apropos wyjeżdżam jutro o 4.00 do Pyrlandii ponieważ pracownicy firmy wykonujacej na budowie newralgiczne prace tak się spili (razem z właścielem tejże firmy), że drugi dzień nie przyszli do pracy i trzeba znaleźć inną firmę która to zakończy. Samo życie. Powrót pewnie o 23 i jeszcze godzina jazdy w góry, tak aby piątkowe wino można byo wypić bez strachu o poranne promile. Pozdrawiam, JerryW_54

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napięty plan dnia. Ja też tę końcówkę tygodnia mam w tak zwanym niedoczasie.
      A piątkowe wino jest obowiązkowe.
      Leje więc i ja pewnie oleję swoje robocze plany.
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. z przyjemnością się czyta, rozmowy sa w podobnym klimacie jak u mnie na wsi w Polsce gdzie mieszkam :) tez sa tacy panowie, i tez łączy ich namietność do ciepłego piwa, a właściwie jakiegokolwiek trunku :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Miłośnicy ciepłego piwa łączcie się.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń