Było już koło południa, bo słońce
stało wysoko. Rozpoczęła się gwarantowana Kodeksem Pracy
przerwa śniadaniowa.
Chłopy zasiadły więc w kącie pod
magazynem, na specjalnie w tym celu wymoszczonych paletach.
- Zapal se Marlboro - powiedział
Dziadek wyciągając w kierunku Krzyśka paczkę papierosów.
Pudełko nie było znoszone a wręcz
przeciwnie, otulone jeszcze celofanem co mogło sugerować zawartość
zgodną z opakowaniem.
- Gdzieś to kurde znalazł takie
pudełko? - Spytał Krzysiek nie spiesząc się zbytnio z wyciąganiem
ręki.
- Kierowca od nich mi dał – tu
Dziadek wskazującym palcem zakreślił kółko w powietrzu. Miało
ono sugerować, że idzie o kierowce z sąsiadującej za płotem
chłodni spożywczej - Ale nie lubię, bo są dla mnie za słabe.
Wolę sobie sam skręcić, wtedy wiem co palę.
- Ty se kręcisz? zapytał ironicznie
Krzysiek i zaraz sam dał sobie odpowiedź.
- Gówno byś palił gdyby Ci kobita
nie skręciła.
- Od tego w końcu jest – stwierdził
ze znawstwem Dziadek. W zasadzie trudno by było z tym dyskutować,
bo chłop przekroczył już wiek emerytalny. W powietrzu zawisła
jednak swego rodzaju niepewność co do roli kobiet w życiu
prawdziwego mężczyzny, co natychmiast wykorzystał Kierownik
- Tak mi się wydaje, że kobiety nie
są tylko od skręcania papierosów.
- Mogą jeszcze zakręcić torbą, ale
Dziadka to już nie dotyczy – powiedział filozoficznie Krzysiek,
wypuszczając elegancko dym z głębi swoich płuc. Potem odwrócił
się do Dziadka i rzekł
- Jak żeś tego Ciponiu nie wiedział,
to po coś Ty tyle lat po tym świecie chodził.
- Cicho być – warknął Dziadek, co
na chwilę stępiło ostrze satyry Krzyśka.
Siedzieli cicho, patrząc na
przejeżdżające samochody, szczególnie te ciężarowe, z wielkimi
reklamami. Komentowali rysunki bo auta poruszały się zbyt szybko by
doczytać hasło reklamowe lub chociaż nazwę firmy.
- Obiad jedzie dla Ciebie –
powiedział Krzysiek wskazując na rysunek potężnego wilczura
reklamującego psią suchą karmę.
- Albo Twoje dupcenie – odpowiedział
natychmiast Dziadek czym wzbudził zadziwienie samego Kierownika.
- Szybki jesteś Dziadek - rzekł - i
ostry
- A co? Ja tam się tańcu nie
pierdzielę, jak kto jest Pizdoń to Pizdoń będzie.
Wrzucili niedopałki do małej puszki
po sardynkach w sosie własnym i czekając na to aż ich przełożony
oddali się do swoich zadań pogrążyli się w zamyśleniu.
A może to nie było zamyślenie, tylko
zwyczajne wyczekiwanie, żeby już przestał pierdzielić po
urzędniczeniu i poszedł sobie do biura.
On zaś wiedział, że oczekują jego
odejścia, bo schowane w pokrzywach butelki piwa z każdą minutą
podnoszą swoją temperaturę do stanu bliskiego wrzenia.
Stał więc jeszcze chwilę drażniąc
ich ale wiedział, że i tak nie uchroni ich przez zgubnym wpływem
alkoholu. Wszak swój nałóg pielęgnują już od wielu lat.
Dobrali się do siebie na zasadzie
przeciwieństw. Dziadek był starszy od Krzyśka o równe dwadzieścia
lat i całkiem inny, nie tylko z wyglądu. Łączyła ich jedna
namiętność. Namiętność do ciepłego piwa.
Kierownik tolerował tę skłonność i
o ile nie wykraczała ona poza wyznaczoną normę, przymykał na to
oko. Wykreślał tylko pod koniec dnia z zakresu prac te, które były
związane z pracą na wysokości, lub z obsługą narzędzi z
wirującymi końcówkami.
Kiedy zaś namiętność brała górę
nad rozsądkiem, w krótkich wojskowych słowach wysyłał jednego
bądź drugiego do domu, wcześniej wykreślając pół dniówki.
- Już wypierdalam Kierowniku –
mówili posłusznie i wynosili się, zapominając nawet o brązowych
zwrotnych butelkach.
Kiedy w powietrzu zawisła już pewna
i widoczna niecierpliwość - Kierownik spokojnie oddalił się do
biura.
- Widziałeś tego psa ? - spytał
Krzysiek pociągając łyk piwa i prowizorycznie zakapslował
butelkę.
- Jakiego psa? - Dziadek wykazał
zainteresowanie
- Tego co leżał zabity na poboczu
drogi jak szliśmy do roboty.
- Ten mały rudy z czarnym łbem?
- Ten. Mazanek miał takiego samego
- Co ty pierdzielisz. Mazanek miał
ciemniejszego z białą łatą. On Józkowi ukradł kiełbasę z
ogniska kiedy żeśmy lali płytę
Mazankowi.
- Płytę tośmy lali Nowaczykowi.
Zapomniałeś?
- Ale to Mazanek miał takiego psa.
- Ale chałupę stawiał Nowaczyk.
- A Kudelski nie stawiał?
- Kudelski ten co mu się stodoła
spaliła?
- Ten sam. Aż mu się traktor zajął.
Dobrze, że udało mu się odpalić i wyjechać. Kabinę miał potem
całkiem okopconą.
- Jeździł tak potem cały rok bez
malowania. Kupę lenia.
Zgodzili się w sprawie lenistwa
Kudelskiego. Zaciągnęli się dymem jak na komendę i równie
synchronicznie ten dym wydmuchali. Wydawało się jednak że temat
Kudelskiego nie został w pełni wyczerpany. Dziadek powrócił do
gospodarza na traktorze.
- A widziałeś jakie on ma pokrzywy
na podwórku?
- W tych pokrzywach dziada z babą nie
brakuje. Jak mu Nowak przywiózł blachę na drzwi do garażu to ja
tam pierdolnął do pokrzyw, a potem nie zauważył i sam se tę
blachę przejechał traktorem. Ale potem klął. Kurwy latały w
powietrzu jak deszcz w maju
- Tym traktorem z opalona kabiną ?
- Co traktorem?
- No przejechał. Traktorem z opaloną
kabiną?
- Nie pamiętam już czy była opalona
wiem, że blacha była od Nowaka.
- Tego co nie żyje?
- Nie, tego co się powiesił w
ogrodzie.
- Jak się powiesił to chyba nie żyje?
- włączył się do rozmowy Kierownik, który pojawił się nagle i
znikąd. Miał taki zwyczaj by znienacka pojawiać się i kontrolować
w ten sposób ilość spożytego piwa.
- To tak nie do końca jest. Józek od
Krupy też się wieszał a żyje – stwierdził filozoficznie
Dziadek
- Bo go szybko odcięli. Charczał
potem dość długo, i długo nie mówił.
- Bo i o czym miał mówić?
- Pamiętam jak jego stara darła się
kiedyś na niego, że jest taki ciul jak stąd do Warszawy i że nie
umie nic robić, nawet się powiesić nie umie.
- Wieszać się z powodu głupiej baby?
To trzeba być rzeczywiście popieprzony.
- Kobita mu się puszczała i te dzieci
to były ponoć nie jego, tylko tego małego z końca ulicy.
Podchodził tam do niej często.
- I to ma być dowód - nie ustępował
Kierownik.
- Ten ich chłopak, to chodził w tak
samo jak ten mały. Chłopy w knajpie się z tego śmiały.
- Przecież trzeba zrobić badania DNA
żeby mieć pewność – dodał Kierownik.
- A tam chłopom przy piwie badania
niepotrzebne. Jak baba się kurwi to widać i bez badań.
- Najczęściej oskarżają Ci co się
sami nie załapali – zauważył przełożony.
- Co fakt to fakt, baba lubiła tę
robotę.
- A propos roboty, auto czeka na
rozładunek a i przerwa śniadaniowa już się skończyła -
Kierownik wskazał palcem wskazującym samochód, który zbliżał
się powoli do otwartych drzwi magazynu – Obgadaliście już chyba
całe swoje osiedle.
- No nie, całe to nie – odpowiedział
szybko Dziadek - przecież tam mieszkają jeszcze: Tkacze, Smardze i
Lipowscy. Pod samym lasem zaś ten, no jak mu tam? - i zwracając
się do Krzyśka zawołał – Ja się nazywał ten co mu ukradli
motorower, jak pojechał na zabawę do Lipnika?
- Nie na zabawę do Lipnika tylko na
przysięgę na Pasternik.
- Na przysiędze to był Pietrasik, ale
on się tylko opił do nieprzytomności i go wojskowa żandarmeria
odwoziła.
- Żandarmeria to odwoziła Marciniaka
Ciponiu jeden. Całkiem ci te nalewki mózg zlasowały.
- Przecież ja nie piję mózgotrzepów
tylko piwo mocne Pizdoniu jeden.
I tak szli obaj w kierunku samochodu
wymieniając się komplementami i tytułami. W ich kierunku podążał
kierowca z kompletem dokumentów.
Dzień jak co dzień
"Jak baba się kurwi to widać i bez badań" - co prawda to prawda!
OdpowiedzUsuńoraz miłego dnia!
W tych ustach prawda ożyciu pojawia się tak częto jak jak łacińskie określenie krzywej.
UsuńPozdrawiam
Kierowniku, prawda to czy fikcja literacka? Jakby nie było, fajnie napisane i sporo życiowych mądrości zawiera.
OdpowiedzUsuńPrawda czasu, prawda ekranu jak to kiedyś mówiono.
UsuńPozdrawiam
Pogadać, dobra rzecz.
OdpowiedzUsuńPosłuchać jak gadają inni...jeszcze lepsza.
Opisać to tak sugestywnie jak Ty to robisz Antoni, to już mistrzostwo świata
Pozdrawiam
Aż wypada podziękować.
UsuńDziękuję i pozdrawiam
Ale fajni kumple od ciepłego piwa. Sam folklor :)
OdpowiedzUsuńCzasem cieszę się, że nie lubię ciepłego piwa.
UsuńPozdrawiam
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńPierwszy raz spotkałam się z określenie "mózgotrzepy" w tym kontekście. Myśmy na jednego nauczyciela mówili "mózgotrzep".
Pozdrawiam serdecznie.
Czasem to określenie jest jeszcze bardzie dosadne
UsuńPozdrawiam
Cześć Antoni
OdpowiedzUsuńSuper tekst. Apropos wyjeżdżam jutro o 4.00 do Pyrlandii ponieważ pracownicy firmy wykonujacej na budowie newralgiczne prace tak się spili (razem z właścielem tejże firmy), że drugi dzień nie przyszli do pracy i trzeba znaleźć inną firmę która to zakończy. Samo życie. Powrót pewnie o 23 i jeszcze godzina jazdy w góry, tak aby piątkowe wino można byo wypić bez strachu o poranne promile. Pozdrawiam, JerryW_54
Napięty plan dnia. Ja też tę końcówkę tygodnia mam w tak zwanym niedoczasie.
UsuńA piątkowe wino jest obowiązkowe.
Leje więc i ja pewnie oleję swoje robocze plany.
Pozdrawiam
z przyjemnością się czyta, rozmowy sa w podobnym klimacie jak u mnie na wsi w Polsce gdzie mieszkam :) tez sa tacy panowie, i tez łączy ich namietność do ciepłego piwa, a właściwie jakiegokolwiek trunku :)
OdpowiedzUsuńMiłośnicy ciepłego piwa łączcie się.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam