No i porzuciłem CK Kraków, wybierając
wieśniacze życie. Z konieczności życiowej i własnych wyborów,
Sukiennice, Barbakan i całe Wawelskie Wzgórze przegrało z małą
miejscowością, która nie ma nawet własnej poczty i podpina się
pod kod pocztowy sąsiedniej.
Zaraz też zaczęły się problemy, bo
to odmówiono nam telefonu z powodu braku słupa, a to to, a to
tamto. Nie dziwi mnie to, bowiem przez dwadzieścia lat
pomieszkiwałem na wsi. Mam więc świadomość tego, że dostęp do
tak zwanych miejskich standardów bywa ograniczony. Rozpuszczony
przez pobliskiego Carrefoura z rozrzewnieniem słucham opowiadań, że
duży sklep jest w tej sąsiedniej miejscowości z placówką
pocztową. Ponoć ma na wyposażeniu wózki, a więc musi być duży.
Cóż zrobić? Muszę odwrócić
proporcje i inaczej znaczyć skale wartości. Ponoć obecnie
przedmiotem największej wagi nie jest jakiś nowy tablet, tylko
łopata do śniegu. Jak sobie nie odśnieżę to sobie nie wyjadę.
Ileż ode mnie zacznie zależeć.
Z drugiej jednak strony, już w
przyszłym roku będę mógł sobie pozwolić na szarlotkę z
własnych jabłek.
Na działce rośnie kilka starych i
jakieś nowe drzewa owocowe.
Fachowcy wynajęci na szybko, wzięli
się do wykończenia poddasza. Szybko też rośnie podsumowanie
poniesionych kosztów. Licznik śmiga jak w taryfie taxi, w noc
sylwestrową. Tyle, że robią dokładnie i estetycznie. No i w miarę
szybko. Piszę w miarę ponieważ myślałem, że skończą w
ostatnią sobotę, ale nie skończyli. Chyba miniemy się w
drzwiach. My z meblami a ani z narzędziami. Brakuje mi luzu
czasowego na niezbędne porządki. Chyba że w nocy.
Mały domek z ogródkiem, dla
małżeństwa które nie planuje już dzieci. Te które ma, już
odleciały lub właśnie rozwijają skrzydła. Ewidentnym plusem jest
to, że do domu prowadza tylko dwa stopnie, które zniweluję
instalując pochylnię. Parter w jednym poziomie, z dogodnym
rozkładem pomieszczeń. Dwie sypialnie na parterze i w miarę duża
łazienka, z możliwością adaptacji dla wygody żony. Góra w
skosach to królestwo Młodszego. Pod panelami kazał sobie
zamontować wykładzinę tłumiącą a teraz wynosi do góry
wszystkie posiadane kolumny. Aż strach się bać.
Po co się tam martwić na zapas?
Z frontu widok na pole, na którym
gospodarz i już sąsiad od dwóch lat sadzi dynie. Samo zdrowie, dla
faceta po pięćdziesiątce. Z tyłu ogród i wspomniane jabłonie.
Jest i ogródek warzywny, co nad wyraz spodobało się mojej
teściowej. Pewnie się nie dopcham do grzebania w ziemi, a obiecałem
sobie, że na wiosnę sadzę pomidory malinowe.
Miejsce pod taras wyznaczone i
utwardzone. Już można rozkładać stoliki, ale zrobię go po
swojemu. Przyjemnie siedzieć, czując pod stopami drewno.
Zadaszenie na samochód do roboty. W
zasadzie wybetonowane, wystarczy tylko postawić konstrukcję. Zrobi
się.
I najważniejsze moje wieśniacze
życie potwierdza plan zagospodarowania, gdzie stwierdzono, że
wzdłuż zachodniej granicy działki, na szerokości około jednego
metra, mam ziemię zakwalifikowaną jako grunty orne. Brat sugerował
mi, żebym w związku z powyższym przeszedł na ubezpieczenie w
KRUS-ie. Ten numer nie przejdzie, ale w zgodzie z przepisami mogę
walnąć ze dwie trzy skiby ziemniaków. Dlaczego akurat ziemniaków?
Bo są najbardziej bezsensowne dla takiego małego areału. Z tymi
ziemniakami to oczywiście żart.
W rogu pod orzechem zauważyłem
solidny ekologiczny kompostownik. Czyli ma wszystko i ekologicznie.
Teraz będę się uczył segregacji odpadów, smaku ekologicznych
pomidorów i błota w czasie deszczu.
Tegoroczna Wigilia, z całym urokiem
świąt poza miastem, przebiegnie w blasku kominkowych płomieni.
Będzie jak w Gorcach. A tak żałowałem tych płomieni za szybką.
Płasko tylko jakoś, a więc nie będę
miał żadnej wymówki dla zbyt wysokiej trawy.
I na koniec to co kocham. Wieś posiada
mały drewniany zadbany kościółek. Czy to ze względu na mała
liczbę mieszkańców, czy mądrość miejscowego proboszcza,
pieniądze przeznaczono na remont a nie lanie betonu.
To drewniane wnętrze najbardziej
pasuje mi najbardziej na mieszkanie dla Frasobliwego.
W tych domach z betonu lipowy światek
z pewnością strasznie się męczy.
W takim kościółku też chyba
szybciej dogadać się z Bogiem, szepcząc do szpary w starych
deskach gdzie tkwi jeszcze dym z gromnic palonych za Piłsudskiego,
czy Cesarza Franca Józefa.
Co tam cesarz. Mój kościółek
pamięta ostatniego Króla. Teraz to właśnie sobie uzmysłowiłem.
A więc wieśniacze życie czas zacząć.
Żeby tylko przetrzymać przeprowadzkę.
Chyba właśnie teraz ją przetrzymuję
I na koniec link, ale najpierw cytat z moich piwnicznych ulubieńców:
O ty zgryzoty nie skryte
chmurą
Wieśniacze życie
O ty przetkana cierniem sowicie
Królów purpuro
Wieśniacze życie
O ty przetkana cierniem sowicie
Królów purpuro
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńAntoni, toż to życie, jak w Madrycie i jak u Pana Boga za piecem.
Gratuluję! Zazdroszczę! Podziwiam!
A do malinowych proponuję dosadzić złote kule. One późno dojrzewają. W zasadzie nie zdążą dojrzeć. Zebrane zielone dojrzewają zawinięte w papier stopniowo do stycznia. A jaki zapach, jak przyniesiesz takiego pomidora z piwnicy. To nie to, co z Carrefoura.
Pozdrawiam serdecznie.
Co rusz spotyka mnie coś nowego
UsuńDziękuję za miłe słowa pozdrawiam
Moje wieśniacze życie mam nadzieję zacząć za tydzień. I pierwsze święta za miasteczkiem, pierwsze święta z widokiem na pola i drugą wioskę w dolinie.
OdpowiedzUsuńDrewniany kościółek - bajka. U nas takiego nie ma, jest murowany, ale mam już miejsca gdzie sie dogadam, z, jak ty to piszesz, Frasobliwym.
Życzę więc powodzenia w opisywaniu pudeł z dobytkiem.
UsuńPozdrawiam
Teraz rozumiem, że sprzedaż samotni w gorcach miała głębszy sens. :)
OdpowiedzUsuńBardzo mądre posunięcie, najważniejsze są te parterowe wnętrza dla Was, a głównie dla Twojej Żony :)
Kościółka Ci trochę zazdroszczę, bo w takim się chrzciłam, a potem go niestety zastąpili betonową budowlą, a oryginał przenieśli gdzieś do innej parafii, mój Ojciec takie wydarzenia śledził, ja niestety nawet tego dziś nie pamiętam...
A jak tam z internetem?
mam nadzieję, że nas nie będziesz zaniedbywał? :)
Wszystkiego najlepszego w Nowym Domu!
Walczę z modemem, który okazał się być zepsuty. Ale w ciągu ostatnich dni nie miałem na nic czasu. W tym i na internet
UsuńPozdrawiam
Wow! Witaj w klubie wieśniaków z odzysku, i wcale nie mam na myśli charakteru, ale stan posiadania albo raczej zamieszkiwania. Ja co prawda raczej mazowiecka małomiasteczkowa jestem, bo to u mnie i sklep z wózkami, i poczta się znajduje, to z uwagi na to,że za miedzą dzikie pola i ogólnodostępne jabłonie rosną, mienię się także wieśniaczką na włościach. A tak na poważnie to raczej szlachcianka jestem, tyle że zaściankowa.Pozdrawiam,Hanula
OdpowiedzUsuńPS Ale Ci zazdroszczę tej przeprowadzki, mnie już nosi, ale tym razem nie ma dokąd.
Tak tylko że ja już wszystko poupychałem gdzie się da a tu zostało jeszcze tyle kartonów
UsuńPozdrawiam
Cudownie, cudownie wprost! Gratulacje i najlepsze życzenia. Zapewniam: Nie ma to jak na wsi!!!! Mieszczka ci to mówi ale pracująca na wsi całe życie.
OdpowiedzUsuńNa areał za domem mam lepszy od ziemniaków pomysł. Mała winnica...
dziękuję za miłe słowa. Krzak winogron też znalazłem. W rogu działki. Pozdrawiam
UsuńDobrze tam od razu nawiązać kontakty z jakimś sąsiadem z łopatą lub od razu obsługą pługa śnieżnego - w końcu plecy mogą szybko odmówić posłuszeństwa ;)
OdpowiedzUsuńNiech Wam tam będzie dobrze, niech to będzie Wasze prawdziwe miejsce, prawdziwy dom :)
Zima na chwilę odpuściła, ale sąsiad z traktorem mnie nie minie. Pozdrawiam
Usuńnie narzekaj Antoni, przyzwyczaicie się do wielskiego życia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńJa nie narzekam.Jestem tylko trochę przestraszony.
UsuńPozdrawiam
Cześć Antoni
OdpowiedzUsuńOjj...niedługo, bo na wiosnę będziesz kupował kosiarkę, taką zwyczajną czterosuwową, dostojnie wodzoną za uchwyt, bo na skarpach tak mi sie wydaje miałeś kosę żyłkową. Pocieszające jest że taką kosiarką można jeździć nawet delektując się drugą flaszką litrowego wina, bo jest się czego trzymać..ha ha. Pozdrawiam, JerryW_54
Zauważyłem jakąś w szopie. Ale to taka do pchania.
UsuńPodkaszarkę też zwiozłem ze wsi. na wszelki wypadek.
A w spiżarni dorobiłem się półki na wino.
W związku z parapetówkami jest zapełniona.
Pozdrawiam
Ja bardzo chwalę sobie wiesniacze życie, choć muszę przyznać, że miasteczko w którym poprzednio mieszkałam to też taka większa wieś była...
OdpowiedzUsuńTak sugestywnie opisane, że zatęskniłam za swoim polskim domkiem w Polsce i nawet za łopatą zatęskniłam, bo też jak sobie nie odśnieżę to nie wyjdę.
Wielu wspaniałych wiesniaczych wrażeń zyczę! na pewno wam sie spodoba! Inna jakość życia.
przypomniałam sobie, że też mieliśmy ogromny problem ze słupem, telefonem i internetem. Ale się jakoś karkolomnie, ale udało i net pod strzechę dociera! Pozdrawiam :)
Drewniany taras otoczony winem......jedno z moich marzeń :) może kiedyś....
UsuńNiech się Wam tam dobrze mieszka :)
Drewniany dom sprzedałem. To był ten w górach. Obecny to nowa technologia. A wino owszem rośnie z boku. Czasem rozsądek zwycięża z marzeniami. Pozdrawiam
UsuńTu (u-nasz-w-swirowku.blog.onet.pl). To znaczy, że kupiłeś domek od kogoś - mądrze, bo aby coś zbudować to trzeba mieć dwa razy tyle pieniędzy niż wynosi kosztorys. A jak to wyglada z zewnatrz - zamieść jakieś fotki i jeszcze jak wygląda problem ogrzewania - macie piec gazowy mniemam. Życzę miłego życia - chyba warto jednak było...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Mirek
Ogrzewanie jest na gaz. Piec dwufunkcyjny Vaillanta zżera sobie gaz gdzieś z boku.
UsuńA my próbujemy odzwyczaić się od blokowej rozpusty.
Jest jeszcze kominek w salonie. Dla nastroju.
Pozdrawiam
A mnie przypomniała się czyjaś rada zalecajaca facetom po pięćdziesiatce odejście od dobytku jaki dotychczas zgromadzili i rozpoczęcie życia w nowym miejscu, od nowa. To miałoby potwierdzać jego męskość . Problem w tym, że facet miał zaczynać zupełnie sam. Znam takiego gościa (po siedemdziesiatce), który przeniósł się kiedyś na wiele lat z małego miasta do Waszawy, a teraz kończy budowę dużego domu na skraju wsi, oddalonej od domu gdzie cały czas mieszka jego żona o kilkadziesiat kilometrów. Problem w tym, że cały czas peregrynuje sam, bo żona nie chciała jechać z nim do Wa-wy, a teraz ani myśli przenosić się na wieś. Trudno to zrozumieć, ale ...to jest czyjś wybór i realizacjja swojego sposobu na życie.
OdpowiedzUsuńTwój wybór bardzo mi się podoba. Gratuluję i życzę realizacji całego planu związanego z "Wieśniaczym życiem". I proszę pisać o kolejnych etapach powrotu do natury.
Pozdrawiam.
Tatul
Zacznę jak tylko ręce uspokoją się od wiertarki udarowej.
UsuńPozdrawiam
wprawdzie nas zmobilizowała do przeprowadzki na wieś sytuacja rodzinna, ale czuje to o czym piszesz, My tez jesteśmy emerytami po 60-tce i mieszkamy w nowym iejscu od trzech miesięcy.... sami....w domu o powierzchni ponad 200 metrów. Tak wyszło :)
OdpowiedzUsuńna twój blog trafiłam przypadkiem ale pozostanę ty .... bo mamy podobne spojrzenie na życie....
a kościół u mnie jest za domem na wzgórzu, po drugiej stronie Kalwaria z kapliczkami....
w ogóle to Magiczna Wieś...
pozdrawiam i zapraszam do siebie
Ja też zostałem zdopingowany przez zycie. Tylko miałem wybór metrażu. 120 metrów brzmi przyjaźnie gdy myślimy o kosztach.
UsuńDziękuję za wizytę i pozdrawiam
Radem niepomiernie, że Waszmości zamysły się pofortunniły, zatem jak pojmuję, skok się powiódł:) Żal sąsiada tracić, osobliwie tak zacnego, przecie ważniejsze po temu Wasze dobro i wygoda:) Za pomyślność "Brackiem" przepijam i kłaniam nisko:)
OdpowiedzUsuńWszak nie miejsca najważniejsze a ludzie. Niech no tylko te pudła gdzieś upchnę powrócę do realizacji pewnego zawieszonego projektu.
UsuńPozdrawiam