Hej
drzewa! Miejcie się na baczności. Wy pokrzywione świerki nie
możecie się już czuć bezpieczne. Kiedyś gospodarskie oko
odrzucało was jako materiał nie przydatny na deski, foszty czy
stemple. Teraz to się już skończyło. Całe rodziny w niedzielne
popołudnia wypatrują i zaznaczają drzewka. Byle bardziej
poskręcane, byle widocznie sękate.
-
Takie ruskie, jak mówił ten profesor z Warszawy. Nie Maryś? -
powiedział ze znawstwem Józek.
-
Ojciec. Nie ruskie a rustykalne – poprawił Józka syn.
-
Zwał jak chciał. Kiedyś to byś się nawet nie wylał pod takim
drzewem. A teraz? - Józek obrazowo określił zmianę poglądów na
urodę drzew.
A
teraz nastała moda na meble ogrodowe, wykonane z takich
poskręcanych konarów. Modne bo nie sztampowe. Każdy sęk
niepowtarzalny, każde skręcenie konarów tylko dla tego
kupującego. A człowiek w dobie seryjnej produkcji pragnie pozostać
niepowtarzalny.
Do
tego huśtawki. Stoją cztery skrzyżowane konary, spięte z piątym.
Od piątego zwisa łańcuch do którego przywieszono podwójną
ławeczkę z oparciem. Tutaj już deseczki równo przycięte i
wszlifowane. Wszak na prostotę i prymitywizm dobrze popatrzeć
chociaż od czasu do czasu. Dupa oczekuje wygód.
Teraz
można już pobujać się przy weekendowym grillu i odpłynąć przy
kosmicznym przeciążeniu. Szczególnie, kiedy wspomagana płynami
fantazja eksploduje.
W
sobotę przejeżdżaliśmy wiejską, wąską, osiedlową drogą.
Wzdłuż zabudowań witały nas z daleka, te poskręcane konstrukcje
przydomowych huśtawek.
-
Wygląda na to, jakby to była jakaś akcja finansowana z funduszy
europejskich. - zauważyłem - huśtawka w każdej zagrodzie.
Może
do akcji poprawy warunków kur niosek dołączyło dopieszczenie
rolnika, który kurom ten komfort zafundował. No może nie jest to
klasyczne dopieszczenie ale „dobujanie”.
Jest
coś na rzeczy, bo sąsiad już od jakiegoś czasu mówi
-
Wiesz Antek. Z tą Unią to odnoszę wrażenie, że ktoś nas buja.
Teraz
te wszystkie fakty składają mi się w jedną całość.
-
No i dożyłem tej swojej pociechy, bo oto huśtawki zbłądziły pod
strzechy – sparafrazowałem Wieszcza.
Przydrożne
punkty handlowe oprócz wspomnianych kalekich (rustykalnych) ław i
stołów i huśtawek proponują dodatkowo - atrapy studni i mini
wiatraki.
Od
nagromadzenia tych wszystkich ozdób w ogrodach, a szczególnie
wiatraków można dostać depresji. A więc poczuć się jak w
ojczyźnie wiatraków Holandii i to za małe pieniądze.
Rustykalność
huśtawek miesza się w najnowszymi zdobyczami techniki, tworząc
taką eklektyczną mieszankę.
Oto
wymieniałem pustą butlę gazową, w małym punkcie wymiany. Tak po
sąsiedzku.
Przywitała
mnie solidna, metalowa brama zamknięta na cztery spusty. Na froncie
informacja, że pies jest zły i głodny. Ponad przyciskiem dzwonka,
wycelowane we mnie zimne szkło kamery.
To
na kamerę ich stać, a na karmę dla psa nie? - zadałem sobie
pyatnie.
Nacisnąłem
guzik i czekałem onieśmielony, jak to zawsze przed kamerą. Za
chwilę pojawiła się córka i powiedziała
-
Proszę położyć butlę za ogrodzeniem.
Wypełniłem
polecenie. Oko kamery nie mrugnęło nawet, w geście staropolskiej
gościnności
-
To już sąsiada nie nawiedzisz niespodziewanie, by tradycyjnie z
flaszką spytać jak leci. Nie będę narażać się na hasło z
głośnika - Flaszkę proszę położyć za ogrodzeniem.
Ludzie
co się z Wami dzieje?.
Z
powyższego jasno wynika, że ostatni weekend spędziłem na wsi.
Odwiozłem teściową i jej przyjaciółkę na tygodniowy wypoczynek
w górach czyli u mnie. Rozczuliłem się własną dobrocią i chętne
przyjmowałem miłe słowa, płynące od obu starszych pań.
Oprócz
dobroczynności miałem jeszcze kilka obowiązków wobec wsi. Jednym
z nich była trawa. Zarosła ponad kolana i cała ukwieciła się w
jednej chwili żółtymi mleczami i niebieskim dzwoneczkami. Gdzieś
dobijała się dzika mięta, co czułem wyraźnie gdy żyłka
szarpała źdźbła i łodygi. Wdychałem ten aromat jako przeciwwagę
dla efektów ubocznych.
Całą
twarz miałem schlapaną sokiem z trawy wymieszanym z zebranym przez
kosiarkę piaskiem. Dwa dni wcześniej odpoczywający na łonie
natury Młodszy miał kosić. Ale tu się coś urwało, tam się
dymiło i skończyło się na kilku nieśmiałych próbach.
Albo
ja jestem geniusz, albo potrafię się lepiej zmobilizować, bo w
dziesięć minut naprawiłem sprzęt. Potem już tylko trzy godziny
ślizgania się z podkaszarką po śliskich skarpach.
Kiedy
skończyłem wyglądałem niczym żołnierz dywersant, zamaskowany
do walki w terenach trawiastych.
Ciepły
prysznic wyprowadził mnie jednak na ludzi.
Babcie,
bo tak popularnie nazywamy tą geriatryczna mafię jaka zawładnęła
na ten tydzień moją chałupą, za punkt honoru postawiły sobie
nakarmić nas i napoić. W efekcie czego, spędziliśmy z żoną miłe
popołudnie przy świeżo skoszonej trawie, ciepłym jeszcze cieście
drożdżowym z dżemem i kruszonką. Do kompletu nie brakło
oczywiście czerwonego wina.
I
w tym nastroju pozytywnego zmęczenia, na bok odeszły problemy,
które czają się gdzieś po katach.
Odeszły
przynajmniej na to jedno popołudnie.
Co
mi tam świat. Taras wieczorową porą jest dla mnie całym światem.
"geriatryczna mafia" :D:D drinki z geriavitem na trawie:D no masz, a człowiek poważny a tak się bawi:D pozdrowienia i dziękuję za możliwość przeczytania pogodnego kawałka, uśmiecham się do tego kosiarza zielonego jak ufo
OdpowiedzUsuńTak jest kiedy kosi się z tak zwanego doskoku. A mafia w towarzystwie młodszych wiekiem i duchem nie podlega tak szybkim procesom zwapnienia. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDla mnie z kolei czasami ten s=cały świat wydaje się takim tarasem... coś w tym jest.
OdpowiedzUsuńZ pewnością zależy to od dnia.
UsuńPozdrawiam
Tu (u-nasz-w-swirowku.blog.onet.pl). Ja w zeszłym roku, kiedy wyjachaliśmy na wieś, w góry to śledziłem cykl produkcji takiej huśtawki - i okazało się, że trwa on 10 dni.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Mirek
To musieli być jacyś flegmatyczni budowniczowie. Dwie soboty Tyle zajęło im to czasu.
UsuńPozdrawiam
Ooooo... nie wiedziałam, że modne teraz pogięte huśtawki. Też mi wynalazek, phiiii....w zamierzchłej młodości, na harcerskich obozach produkowaliśmy takie "meble obozowe" i nikomu się nawet nie śniło, że to kiedyś hit będzie! Z dobrobytu się ludziom tak porobiło, temu od kamerki też...
OdpowiedzUsuńTamto to był wyrób użytkowy, a to jest rękodzieło ludowe.
UsuńPozdrawiam
Och, jak miło przeczytać taką notkę i się uśmiechać od ucha do ucha. Ja również dziękuję!
OdpowiedzUsuńTych modnych świerczków nie widziałam, ale i tak zakładam, że wyglądają lepiej niż owe gipsowe krasnalki - a ostatnio pieski...
Całą przyjemność po mojej stronie
UsuńPozdrawiam
..."taras wieczorową porą"...kiedyś to był blondyn wieczorową porą :) A teraz, ani tarasu ani blondyna...ha ha ha. Ach marzą mi się takie rozmowy w ogrodzie, przy stole zastawionym dobrym jedzeniem i winem i farbami...i plenery...Rozmarzyłam się, ale to przez tę twoją sielską wieś :) Ach, pozdrawiam...Ania
OdpowiedzUsuńA wiesz, że teraz taras a przedtem nigdy blondyn, ale zawsze blondynka.
UsuńCo do reszty próbowałem dobrego jedzenia i różnego wina, od dobrego do kiepskiego. Nigdy zaś nie łączyłem tego z farbami. Ale gdyby tak było wybierałbym tylko ciepłe kolory. Pozdrawiam
Aniu, a ty jako plastyczka co wolisz w ogrodzie: krasnale czy wiatraki ;)) Buziaki, JerryW_54
Usuń...Jerry :) wiadomo, że Krasnale...ha ha ha. Kiedyś podarował mi takiego rysunkowego, w swoim stylu Krasnala, Andrzej Mleczko ( ten z Krakowa:)...Buziaki Jerry :)
UsuńWłaśnie się rozglądam za takim "meblem", bo moja stara huśtawka się wzięła i wypaczyła:)
OdpowiedzUsuńStara huśtawka została zużyta?
OdpowiedzUsuńTo Kto kogo bardziej bujał?
Oto namiar na nową
Rejony nowotarskiego lub nowosądeckiego. Przydrożne składy co parę kilometrów
Pozdrawiam
...a wydawało się że nic już nie przebije krasnali pod muchomorkiem i zamki z wieżami. Ot ludzka pomysłowość. Pozdrawiam JerryW_54
OdpowiedzUsuńA u Ciebie nie ma takiej mody?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Taras wieczorową porą?.... Hmmm... A jakże zatem u Waszmości z komarami?
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Mnie komary nie lubią.
OdpowiedzUsuńAle i bez tej antypatii nie stanowią one wielkiego problemu.
Pozdrawiam