Czy
ja już wspominałem, że za moją żoną nie nadąży?
Kto
nie nadąży?
Nikt
nie nadąży.
W
markecie śledzę jej ścieżki po zapachu palnej gumy z opon jej
wózka. Na zakrętach słychać tylko pisk.
Najbardziej
obfotografowana na weselu osoba, zaraz po młodej parze, nie zwolniła
tempa nawet wtedy gdy można o niej mówić - teściowa.
Ledwie
trzy dni cieszyłem się nowym tytułem, przypinając go w myślach z
przodu, lub z tyłu swojego nazwiska.
-
Może by tak Antoś trochę ustatkować się – pomyślałem - W
końcu masz być wzorem.
Ale
z tej powagi niewiele wyszło, ponieważ dokładnie od wczoraj, za
sprawą żony używam innego tytułu
Słomiany
wdowiec.
A
przecież wiadomo:
Słomiany
wdowiec
- ileż
wdzięku ma
ten stan.
Słomiany
wdowiec
- o, to wesolutki
pan.
gdy
żona gdzieś we świecie proszę, w to mi graj na słomie ..
No
i tak dalej. Może do tej słomy nie powinienem dochodzić, bo
przecież Żona podczytuje ten mój blog i jak każda kobieta może
się okazać alergikiem.
A
więc mówiąc krótko - po raz drugi w ostatnim tygodniu stało się.
Jeszcze
w trakcie podróży do Polski na naszą rodzinną uroczystość,
padło hasło
– Drogą
powrotną zabieramy Cię ze sobą. Pakuj się.
Żonie
natychmiast wyrosły skrzydła. Takie jak na hełmie Asterixa.
Pomiędzy przymiarką a make -upem, zamówiła bilety lotnicze. Tak
się szczęśliwie złożyło, że na ten sam lot.
I
poleciała.
Wieczorem
dostałem dwa SMS-y z ziemi Galów. Pierwszy z Paryża, a drugi już
z samego południa Francji.
Oczywiście,
odbyło się to wszystko za moim przyzwoleniem, albo żeby zabrzmiało
elegancko - na mocy wspólnej decyzji.
Pamiętam
przecież jak w zeszłym roku wróciła z tego pobytu, pełna wiary i
nadziei, optymizmu i energii, którą trudno okiełznać do dzisiaj.
Jeżeli
łany lawendy powodują, że ładuje te swoje biologiczne
akumulatory, to proszę bardzo.
Namiastka
w postaci lawendowego krzaczka stoi na balkonie, ale to tylko
ersatz.
Kiedy
wychodziłem wczoraj z domu, pożegnałem się z nią na dwa
sposoby:
Pierwszy
w którym już tęsknie i nie wiem jak sobie z tym poradzę.
Drugi
gdzie zapewniłem, że dany sobie doskonale radę.
-
Wybierz tę formą która Cię bardziej przekonuje, z którą czujesz
się lepiej.
Swoja
drogą muszę stwierdzić, że na swojej drodze żona moja spotkała
wielu porządnych i przyzwoitych ludzi. A poprzez jej szczęście i
ja mam z nimi do czynienia.
Naszych
szlachetnych Francuzów znamy już ponad dwadzieścia lat, a relacje
między nami są lepsze niż w standardzie rodzinnym.
Remontując
swój dom, dopasowali go dla niepełnosprawnych.
- Aby
Maria czuła się dobrze - stwierdził Eric.
Czy
coś trzeba jeszcze dodawać?
SMS-y
zachowałem.
Lubie
w trakcie tych samotnych, letnich wieczorów, spoglądać na ekran i
wywoływać zdarzenia z pamięci.
A
póki co organizujemy męską bazę. Na wniosek Młodego
zaopatrzyliśmy się w odpowiednią ilość zupek chińskich. Warzywa
będę kupował na bieżąco.
Chociaż
z drugiej strony, pewnie nie potrafię już żyć bez pieczenia
chleba, formowania pizzy, czy gotowaniu ryżu po chińsku.
Najgorzej
idzie mi z prasowaniem. Nie dlatego, że nie umiem. Dlatego, że nie
lubię. Prasowanie w przeciwieństwie do tańca idzie mi całkiem
przyzwoicie. Nie robię podwójnych kantów na spodniach i potrafię
wyprasować kołnierzyk. Wiem też, że niektóre ubrania prasuje się
z lewej strony.
Ale
w piątkowy wieczór z kieliszkiem wina w dłoni, mogę pokusić się
o prasowanie firanek, co jest prawdziwą sztuką sztuk.
Tylko
po co prasować firanki, gdy nie ma kobiety w domu?
Tylko
kobieta potrafi docenić wzór splot i przede wszystkim biel.
Dla
mnie firanka to powód do nerwic, zwłaszcza gdy zakładki nie są
równo rozłożone.
Na
reszcie się nie znam.
niby nic, a w każdym zdaniu tęsknota
OdpowiedzUsuńTak mówisz?
UsuńMoże i tak jest.
Pozdrawiam
Dobrze jest czasami pobyć samemu...
OdpowiedzUsuńKażdy stan ma swój urok pod warunkiem że od czasu do czasu się zmienia.
UsuńPozdrawiam
Pojmuję, że przez wzgląd na podczytującą te treści połowicę (ukłony dla Waćpani) pominąłżeś Waść tę mniej istotną część zakupów, bez których żaden się nie obejdzie mężczyzny, osobliwie zaś słomiany:))? No chyba że u Waszmości piwniczka tak bogata, że sprawunki niekonieczne...:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Konieczne. Zakupy są niezbędne, ale dopiero jutro zabezpieczę piwniczkę. Po co bez potrzeby biegać po mieście.
UsuńPozdrawiam
Firanek się nie prasuje, tylko wiesza mokre - same się prostują schnąc ;) A na zakładki też wymyślono sposób - takie specjalne ściągane taśmy :D
OdpowiedzUsuńKtórą wersję pożegnania żona wybrała? :)
To to co widziałem wchodząc do domu w zeszłym tygodniu to była fatamorgana?
UsuńPrzysiągłbym, że widziałem teściową z żelazkiem nad stylonową firanką. Ale ja facet jestem.
Co do taśmy, nawet taką z taśmą można nie dociągnąć do końca, albo zsunąć za bardzo, albo rozsunąć dwie połowy tworząc szparę na 10 centymetrów. Kończę bo już się nakręcam.
Pozdrawiam serdecznie
A no jak ktoś musi sobie zapchać czas lub cierpi na perfekcjonizm... :D Nie ma siły ;)
UsuńA kto się tam zna na kobietach?
Usuńszczęście do ludzi to duże szczęście. można by nawet nauczyć się machac żelazkiem, choć właściwie po co ? kobiety nie ma...
OdpowiedzUsuńMasz rację to duże szczęście.
UsuńA może to działa na zasadzie, że swój do swego? W końcu żonę też zaliczam do kategorii dobrych ludzi.
Pozdrawiam
Tu (u-nasz-w-swirowku.blog.onet.pl). Oj Antoni - tyle szczęścia na raz - it is too much to one person to take - to zbyt dużo jak dla jednego człowieka do zniesienia - jak powiedział jeden ze znajomych Johna o Pawlaku w "Kochaj albo rzuć". I sam sobie dopasuj do kogo to się odnosi - do ciebie czy do szanownej małżonki twojej.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Mirek
Dobry cytat, do którego z nas by nie przyłożyć. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo to Ci żona wyleciała z gniazdka! :)
OdpowiedzUsuńWspaniale mieć takich przyjaciół, którzy nawet swój dom dostosowują do naszych potrzeb.
Mimo wszystko udanych tych paru dni bez Niej.
I niech się wybawi i wyszaleje, i wzmocni, i nabierze energii! :)
Dziękuję
UsuńChociaż jeszcze więcej energii, no nie wiem, nie wiem.
Pozdrawiam
Mam to szczęście/ i reszta domowników pewnie także/, że wyleczyłam się z fobii firankowej.Równiutko zakładczeka jedna w drugą, nie daj Bóg jakiś skosik lub zagięcie- koszmary tego typu mam już za sobą. Po prostu do obecnego stylu mieszkania - wolny styl rustykalny/ dla ścisłości w dowolnym ujęciu i wykonaniu/ nie pasują firanki pod sznurek. Z drugiej strony ,jak patrzę na moje firanki, to marna chyba ze mnie gospodyni/ oczywiście w ocenie patrzących na takowe przez pryzmat bieli i upięcia firan/. Ja nie rozpaczam. Firanki wieszam, by nie myć co drugi dzień okien. Ot i cała filozofia.
OdpowiedzUsuńAle co My tu o firankach...jak Ty słomiany wdowiec jesteś. I z czego tu się cieszyć? Chińskie zupki? Ile można? Bądź wierny- chlebowi domowego wypieku i ręcznie kręconej pizzy. Do tego zestawu znacznie lepiej dobrać wino. Pozdrawiam, Hanula
O właśnie, fobia to najlepsze określenie.
OdpowiedzUsuńA jutro pizza
Pozdrawiam
Odkąd jestem panią we własnym domu, każdą firankę zaopatrzyłam w taśmę samomarszczącą i niech ona się martwi. Nie będę niewolnikiem firanek ani żadnej innej rzeczy!
OdpowiedzUsuńZnam ten system
UsuńAle jak coś denerwuje to denerwuje bez względu na ułatwienia.
Pozdrawiam
Antoni, to prawda, że niektóre ubrania należy prasować po lewej stronie. Tylko spodni na kant tak nie prasuj. Mnie się zdarzyło :)))
OdpowiedzUsuńMatko kochana, a z czego te Twoje firanki, że trzeba je prasować? Prasowanie i zakładki to epoka naszych pracowitych babć i matek. Bądź bardziej nowoczesny Antoni:) Wiesza się mokre i wysychają bez jednego zagniecenia. Najbardziej gniotą się właściwie podczas prasowania.
A z czego są firanki?
UsuńTo właśnie z tego.
Stałem się niechcący ofiarą własnej fobii.
Te firanki to miał być przykład czegoś czego faceci nie rozumieją.
Może nie cierpię firanek od czasu gdy do suszenia takich wielkich robionych na siatce z nici, takich jak sieci rybackie, służyły drewniane ramy z mnóstwem gwoździków i trzeba to było naciągać.
Pozdrawiam