20 czerwca 2012

Białe koszule na sznurze schły


Białe koszule na sznurze schły...
Śpiewała Małgośka, tytułowa bohaterka piosenki Maryli Rodowicz.
U nas białe koszule już wyprasowane. Spokojnie czekają na wieszaku. A więc dla faceta wszystko jest pod kontrolą.
Żona ze strachem zauważyła, że schudła od czasu zakupu kreacji ślubnej i jako teściowa, a właściwie świekra ( kto to wymyślił?) wystąpi w zbyt luźnej sukni. Na tak zwane Jezus-Maria rozpoczęły się poszukiwania ekspresowej krawcowej, żeby zrobiła mały szew tu i tam.
Nie rozumiem tej paniki. A może nie rozumiem damskiej logiki. Jeżeli bowiem po zakupie kreacji prowadzi się planowe odchudzanie, to trzeba liczyć się z sukcesem kuracji.
- Też Cię kocham – pozostaje mi powiedzieć na wszelki okrzyki trwogi, że się nie uda.
Uff. Udało się zaprosić sąsiadkę z niższego piętra.
Przyszła razem z najmłodszą pociechą. Syn, jak to w wieku przedszkolnym, nieśmiały i rozbrajający, na zmianę. Dodatkowo posiniaczony i podrapany dokoła, ponieważ dopiero co posiadł trudną sztukę jazdy na rowerze, bez pomocy bocznych kółek.
Kiedy już obejrzałem wszystkie te honorowe blizny Wiktor zapytał
- Masz śliwki?
- Nie mam, ponieważ to jeszcze nie pora na te owoce – odpowiedziałem - Na śliwki zapraszam za dwa miesiące. Mam za to banany. Mogą być?
- Wiktor zgodził się i już za chwilę pokazał z jaką wprawą oddzielił skórkę od właściwego miąszu. Nie dłużej trwała tez konsumpcja.
- Masz może jeszcze banany?
- A czy dwa banany to nie za dużo na taki brzuszek czterolatka – spytałem – z pewnością Cię rozboli.
- Po bananach nigdy mnie nie boli – odpowiedział zdecydowanie.
- A masz jakieś kanapki?
- Z kanapkami to będzie problem, bo nie mam chleba.
- Nie szkodzi będę miał w domu – powiedział lekko rozczarowany.
- Zaraza zaraz, ale mam pyszną szarlotkę. Może być?
Mogła.
Kiedy przygotowywałem ciasto, Wiktor pojawił się niespodziewanie w kuchni.
- O masz jeszcze banany. Oszukałeś mnie
- Ten jest dla Mojego syna, a ten dla Cioci. Każdy tak jak Ty, dostanie więc po jednym – próbowałem zagadać oskarżenie o oszustwo.
Wytłumaczenie zostało jednak przyjęte, a szklanka wody z sokiem ugasiła zarzewie konfliktu.
- Gdzie macie łazienkę ? - spytał.
Po wyjściu zakomunikował, że sam spuścił wodę i zgasił światło.
Nic takiego? Czasami trudno oczekiwać tego od wielu dorosłych.
- Ładna ta łazienka – pochwalił po wyjściu.
Kiedy już zjadł, wypił i wysikał się, zaczął opowiadać historię wyprawy do azylu, po psa.
- Tak tam śmierdziało, że cały czas to miałem zatkany nos. O tak – zademonstrował.
- A potem to puściłem palce i wyleciał mi z nosa gil. I tak go wytarłem ręką - powtórnie zademonstrował. I już do końca trzymałem zatkany nos.
Za drzwiami sypialni, panie wbijały szpilki we właściwe miejsca. Ja podziwiałem rezolutnego chłopaka. Czy ktoś może być bardziej szczery od dziecka?
Czy ktoś opowie sąsiadom, co i skąd mu wypadło? Raczej nie.
A ile trzeba żeby powiedzieć komuś - oszukałeś mnie?
Będziemy się gryźć w sobie i raczej ograniczymy kontakty towarzyskie, niż zdobędziemy się na ten akt odwagi.
To oskarżenie, uderzyło mnie z resztą dotkliwie. Chciałem uniknąć kłopotów gastrycznych dziecka, wybrałem tylko złą drogę.
Wbijanie szpilek skończyło się i Panie opuściły pokój.
- Idziemy do domu – zdecydowała Mama Wiktora
- Teraz to ja będę robił kupę – powiedział
- Ale do domu mamy dwa kroki – próbowała negocjować.
- Nie dam rady – stwierdził definitywnie.
- Podoba mu się w łazience. To dlatego – usprawiedliwiała sytuację Wiktorowa Mama.
Poszło szybko i według schematu. Otrzymałem meldunek, że woda i światło zostały użyte tak jak trzeba.
Kiedy zbierali się do wyjścia, poszedłem do kuchni i przyniosłem stamtąd dwa banany.
- Ten do jednej ręki, a ten do drugiej. Na drogę.
Podziękował i ku mojemu zaskoczeniu powiedział – podzielę się z Konradem.
No proszę !
Już na wyjściu, żona prosiła mamę Wiktora
- Pamiętaj tylko, że ja ten ślub mam w tę sobotę. Na przyszły tydzień suknia nie jest mi już potrzebna.
Żona odzyskała chwilowy spokój, a ja miałem trening z bycia dziadkiem. Kiedyś będzie jak znalazł. Dzisiaj też się czegoś nauczyłem.
Kiedy jednak te moje umiejętności się przydadzą? Nie wiem.
Póki co przed zaśnięciem, zastanawiam się jak moje dziecko da sobie radę w tym swoim nowym życiu i jak to będzie za rok? A jak za dziesięć?. O trzydziestu które są naszym udziałem nie chcę nawet myśleć.
A propos długich związków.
Na łamach Onetu, jakiś facet żali się, że po 23 latach małżeństwa, żona zaproponowała mu białe małżeństwo.
Wśród komentarzy znalazł się jeden
- Prawdopodobnie ty też jej już nie pociągasz, bo nie ma nic gorszego od faceta po 50-tce - młoda
A ja uważam, że się myli. Gorszy jest facet po sześćdziesiątce, który jest niczym przy tym po siedemdziesiątce. Tak więc każdy wiek może być porą do bycia najgorszym.
Co ciekawe pogląd na te sprawy zmienia się z wiekiem, a normy przesuwają się. Pięćdziesiąt jest dla mnie w porządku.

23 komentarze:

  1. Solski podobno gdzieś tak po dziewiątym krzyżyku, jak westchął ciężko oglądając się za jakiemiś dzierlatkami na ulicy, doczekał się pytania o wzdychania przyczynę. I odparł przyjacielowi z westchnieniem kolejnem "Nie można mieć wiecznie osiemdziesięciu lat!".
    A jeśli się małżonce świekra nie widzi, starczy Jej uwiadomić, że formą wcześniejszą jeszczę był cieść (on) i ćcia (ona) i pewien jestem, że świekrę zaraz polubi...:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Solski to materiał przedwojenny. I to sprzed wojny pierwszej. Boję się że tracimy te cenne cechy dojrzałego ciała. Ale z drugiej strony to dowód na to, że można.
      Rzeczywiście świekra brzmi lepiej. Swoją drogą, dlaczego ćcia a nie czcza? Miałbym uzasadnienie powiedzenia czcza gadanina. Pozdrawiam

      Usuń
  2. To słowo świekra faktycznie nie brzmi przyjemnie. Zawsze byłam za jednakowym nazwnictwem; teścowie to teściowie, nie zależnie z której strony. Podobnie zresztą rzecz ma się z ciociami i wujkami; od strony matki to oczywiście wujek i ciocia (opcjonalnie wujenka) a od strony ojca stryjek i stryjenka... głupio co nie?;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nigdy nie używałem tych stryjów i stryjenek. I świekra jest mi obca. Teściowa ma w końcu swój ciężar gatunkowy. A do swojej i tak mówię - mamusiu. A co?
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Świekra brzmi pięknie, jeszcze piękniejsza jest "jątrewka" co oznacza chyba szwagierkę kogoś, czyjąś czy jakoś tak....
    Antoni, szykuję notkę dedykowaną Tobie na okoliczność weselną. Nie wiem kiedy opublikuję ale jest obiecana "jak w banku".

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Już tam byłem i widziałem. Dziękuje i Pozdrawiam

      Usuń
  4. Nieważne ile ma lat, ale ważne czy trójkolorowy. Srebro na głowie, złoto w kieszeni i stal/ powiedzmy dwuznacznie w kaburze :)/...metryka nie gra roli.
    Ani świekra, ani teściowa po prostu Mama męża, dla mnie inne określenie nie wchodzą w grę, nawet jeśli obrosłe tradycją. Pozdrawiam ,Hanula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Matrona tańczy na balu z oficerem (przed wojną oczywiście) i pyta dystyngowanie: czy to coś w kieszeni to pistolet czy komplement dla mnie...JerryW_54

      Usuń
    2. I jak nigdzie kompletem idealnym jest stal, srebro i złoto.
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. Antoni, idealnymi także są mirra, kadzidło i złoto. Choć one ,to może bardziej w wymierze duchowym.Pozdrawiam, Hanula

      Usuń
    4. JerryW_54 :czyżby Panowie już teraz nie komplementowali, możliwe to było tylko przed wojną?
      Hanula

      Usuń
  5. można by rzec: nie ma nic gorszego, niż źle dobrany facet (i vice versa :-)). w przeciwnym wypadku wiek nie gra roli :-) pozdrawiam :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko co jest kryterium wyboru? przeciwieństwa czy podobieństwa?
      Ponoć najlepiej przyciągają się przeciwieństwa. Jak magnesy
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Rezolutny Malec. Uwielbiam dyskusje z 4. czy 5-latkami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może to ta przystająca wiekowi naiwność w pojmowaniu świata.
      Uczę się tego na powrót
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. ....a dla mnie nawet sześćdziesiąt jest git. Pozdrawiam, JerryW_54

    OdpowiedzUsuń
  8. chłopczyk ogląda reklamy.
    Nie przeżyjemy szczęść i nieszczęść życiowych za dzieci, niech walczą same, wiem jedno - jakie to szczęście widzieć szczęśliwe dziecko, kochające i kochane.
    świat po pięćdziesiątce niebezpiecznie się kołysze;)

    OdpowiedzUsuń
  9. A po dwóch pięćdziesiątkach to dopiero.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. No i straciłeś wiarygodność w końcu Antoni. Powiedziałeś dzieciakowi, że banany są dla kogoś, a dałeś mu na drogę - albo skłamałeś i miałes jeszcze dwa, albo skrzywdzisz tych co mieli dostać i nie dostaną ;) Może od razu tego nie zauwazył, ale jak taki rezolutny, to się bój ;)

    Reklama mnie się też od razu przypomniała w związku z toaletą :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Z tymi bananami rzeczywiście wyszło byle jak. A co do reszty, nie boję się. Dzisiaj Wiktor był z kolejną wizytą. Spytał o banany ale zadowolił się truskawkami.
    POzdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam w domu sześciolatka:) Wiem jacy potrafią być fajni:) A co do bycia dziadkiem- życzę abyś szybko się przekonał ze to fajne:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Przeczytałem że mieć wnuki to nie problem, ale być dziadkiem to wyzwanie.
    Dziękuję za życzenia. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń