Białe
koszule na sznurze schły...
Śpiewała
Małgośka, tytułowa bohaterka piosenki Maryli Rodowicz.
U
nas białe koszule już wyprasowane. Spokojnie czekają na wieszaku.
A więc dla faceta wszystko jest pod kontrolą.
Żona
ze strachem zauważyła, że schudła od czasu zakupu kreacji ślubnej
i jako teściowa, a właściwie świekra ( kto to wymyślił?)
wystąpi w zbyt luźnej sukni. Na tak zwane Jezus-Maria rozpoczęły
się poszukiwania ekspresowej krawcowej, żeby zrobiła mały szew tu
i tam.
Nie
rozumiem tej paniki. A może nie rozumiem damskiej logiki. Jeżeli
bowiem po zakupie kreacji prowadzi się planowe odchudzanie, to
trzeba liczyć się z sukcesem kuracji.
-
Też Cię kocham – pozostaje mi powiedzieć na wszelki okrzyki
trwogi, że się nie uda.
Uff.
Udało się zaprosić sąsiadkę z niższego piętra.
Przyszła
razem z najmłodszą pociechą. Syn, jak to w wieku przedszkolnym,
nieśmiały i rozbrajający, na zmianę. Dodatkowo posiniaczony i
podrapany dokoła, ponieważ dopiero co posiadł trudną sztukę
jazdy na rowerze, bez pomocy bocznych kółek.
Kiedy
już obejrzałem wszystkie te honorowe blizny Wiktor zapytał
-
Masz śliwki?
-
Nie mam, ponieważ to jeszcze nie pora na te owoce – odpowiedziałem
- Na śliwki zapraszam za dwa miesiące. Mam za to banany. Mogą być?
-
Wiktor zgodził się i już za chwilę pokazał z jaką wprawą
oddzielił skórkę od właściwego miąszu. Nie dłużej trwała tez
konsumpcja.
-
Masz może jeszcze banany?
-
A czy dwa banany to nie za dużo na taki brzuszek czterolatka –
spytałem – z pewnością Cię rozboli.
-
Po bananach nigdy mnie nie boli – odpowiedział zdecydowanie.
-
A masz jakieś kanapki?
-
Z kanapkami to będzie problem, bo nie mam chleba.
-
Nie szkodzi będę miał w domu – powiedział lekko rozczarowany.
-
Zaraza zaraz, ale mam pyszną szarlotkę. Może być?
Mogła.
Kiedy
przygotowywałem ciasto, Wiktor pojawił się niespodziewanie w
kuchni.
-
O masz jeszcze banany. Oszukałeś mnie
-
Ten jest dla Mojego syna, a ten dla Cioci. Każdy tak jak Ty,
dostanie więc po jednym – próbowałem zagadać oskarżenie o
oszustwo.
Wytłumaczenie
zostało jednak przyjęte, a szklanka wody z sokiem ugasiła zarzewie
konfliktu.
-
Gdzie macie łazienkę ? - spytał.
Po
wyjściu zakomunikował, że sam spuścił wodę i zgasił światło.
Nic
takiego? Czasami trudno oczekiwać tego od wielu dorosłych.
-
Ładna ta łazienka – pochwalił po wyjściu.
Kiedy
już zjadł, wypił i wysikał się, zaczął opowiadać historię
wyprawy do azylu, po psa.
-
Tak tam śmierdziało, że cały czas to miałem zatkany nos. O tak –
zademonstrował.
-
A potem to puściłem palce i wyleciał mi z nosa gil. I tak go
wytarłem ręką - powtórnie zademonstrował. I już do końca
trzymałem zatkany nos.
Za
drzwiami sypialni, panie wbijały szpilki we właściwe miejsca. Ja
podziwiałem rezolutnego chłopaka. Czy ktoś może być bardziej
szczery od dziecka?
Czy
ktoś opowie sąsiadom, co i skąd mu wypadło? Raczej nie.
A
ile trzeba żeby powiedzieć komuś - oszukałeś mnie?
Będziemy
się gryźć w sobie i raczej ograniczymy kontakty towarzyskie, niż
zdobędziemy się na ten akt odwagi.
To
oskarżenie, uderzyło mnie z resztą dotkliwie. Chciałem uniknąć
kłopotów gastrycznych dziecka, wybrałem tylko złą drogę.
Wbijanie
szpilek skończyło się i Panie opuściły pokój.
-
Idziemy do domu – zdecydowała Mama Wiktora
- Teraz
to ja będę robił kupę – powiedział
- Ale
do domu mamy dwa kroki – próbowała negocjować.
- Nie
dam rady – stwierdził definitywnie.
- Podoba
mu się w łazience. To dlatego – usprawiedliwiała sytuację
Wiktorowa Mama.
Poszło
szybko i według schematu. Otrzymałem meldunek, że woda i światło
zostały użyte tak jak trzeba.
Kiedy
zbierali się do wyjścia, poszedłem do kuchni i przyniosłem
stamtąd dwa banany.
-
Ten do jednej ręki, a ten do drugiej. Na drogę.
Podziękował
i ku mojemu zaskoczeniu powiedział – podzielę się z Konradem.
No
proszę !
Już
na wyjściu, żona prosiła mamę Wiktora
-
Pamiętaj tylko, że ja ten ślub mam w tę sobotę. Na przyszły
tydzień suknia nie jest mi już potrzebna.
Żona
odzyskała chwilowy spokój, a ja miałem trening z bycia dziadkiem.
Kiedyś będzie jak znalazł. Dzisiaj też się czegoś nauczyłem.
Kiedy
jednak te moje umiejętności się przydadzą? Nie wiem.
Póki
co przed zaśnięciem, zastanawiam się jak moje dziecko da sobie
radę w tym swoim nowym życiu i jak to będzie za rok? A jak za
dziesięć?. O trzydziestu które są naszym udziałem nie chcę
nawet myśleć.
A
propos długich związków.
Na
łamach Onetu, jakiś facet żali się, że po 23 latach małżeństwa,
żona zaproponowała mu białe małżeństwo.
Wśród
komentarzy znalazł się jeden
-
Prawdopodobnie ty też jej już nie pociągasz, bo nie ma nic
gorszego od faceta po 50-tce - młoda
A
ja uważam, że się myli. Gorszy jest facet po sześćdziesiątce,
który jest niczym przy tym po siedemdziesiątce. Tak więc każdy
wiek może być porą do bycia najgorszym.
Co
ciekawe pogląd na te sprawy zmienia się z wiekiem, a normy
przesuwają się. Pięćdziesiąt jest dla mnie w porządku.
Solski podobno gdzieś tak po dziewiątym krzyżyku, jak westchął ciężko oglądając się za jakiemiś dzierlatkami na ulicy, doczekał się pytania o wzdychania przyczynę. I odparł przyjacielowi z westchnieniem kolejnem "Nie można mieć wiecznie osiemdziesięciu lat!".
OdpowiedzUsuńA jeśli się małżonce świekra nie widzi, starczy Jej uwiadomić, że formą wcześniejszą jeszczę był cieść (on) i ćcia (ona) i pewien jestem, że świekrę zaraz polubi...:)
Kłaniam nisko:)
Solski to materiał przedwojenny. I to sprzed wojny pierwszej. Boję się że tracimy te cenne cechy dojrzałego ciała. Ale z drugiej strony to dowód na to, że można.
UsuńRzeczywiście świekra brzmi lepiej. Swoją drogą, dlaczego ćcia a nie czcza? Miałbym uzasadnienie powiedzenia czcza gadanina. Pozdrawiam
To słowo świekra faktycznie nie brzmi przyjemnie. Zawsze byłam za jednakowym nazwnictwem; teścowie to teściowie, nie zależnie z której strony. Podobnie zresztą rzecz ma się z ciociami i wujkami; od strony matki to oczywiście wujek i ciocia (opcjonalnie wujenka) a od strony ojca stryjek i stryjenka... głupio co nie?;)
OdpowiedzUsuńNigdy nie używałem tych stryjów i stryjenek. I świekra jest mi obca. Teściowa ma w końcu swój ciężar gatunkowy. A do swojej i tak mówię - mamusiu. A co?
UsuńPozdrawiam
Świekra brzmi pięknie, jeszcze piękniejsza jest "jątrewka" co oznacza chyba szwagierkę kogoś, czyjąś czy jakoś tak....
OdpowiedzUsuńAntoni, szykuję notkę dedykowaną Tobie na okoliczność weselną. Nie wiem kiedy opublikuję ale jest obiecana "jak w banku".
Już tam byłem i widziałem. Dziękuje i Pozdrawiam
UsuńNieważne ile ma lat, ale ważne czy trójkolorowy. Srebro na głowie, złoto w kieszeni i stal/ powiedzmy dwuznacznie w kaburze :)/...metryka nie gra roli.
OdpowiedzUsuńAni świekra, ani teściowa po prostu Mama męża, dla mnie inne określenie nie wchodzą w grę, nawet jeśli obrosłe tradycją. Pozdrawiam ,Hanula
Matrona tańczy na balu z oficerem (przed wojną oczywiście) i pyta dystyngowanie: czy to coś w kieszeni to pistolet czy komplement dla mnie...JerryW_54
UsuńI jak nigdzie kompletem idealnym jest stal, srebro i złoto.
UsuńPozdrawiam
Antoni, idealnymi także są mirra, kadzidło i złoto. Choć one ,to może bardziej w wymierze duchowym.Pozdrawiam, Hanula
UsuńJerryW_54 :czyżby Panowie już teraz nie komplementowali, możliwe to było tylko przed wojną?
UsuńHanula
można by rzec: nie ma nic gorszego, niż źle dobrany facet (i vice versa :-)). w przeciwnym wypadku wiek nie gra roli :-) pozdrawiam :-)
OdpowiedzUsuńTylko co jest kryterium wyboru? przeciwieństwa czy podobieństwa?
UsuńPonoć najlepiej przyciągają się przeciwieństwa. Jak magnesy
Pozdrawiam
Rezolutny Malec. Uwielbiam dyskusje z 4. czy 5-latkami.
OdpowiedzUsuńMoże to ta przystająca wiekowi naiwność w pojmowaniu świata.
UsuńUczę się tego na powrót
Pozdrawiam
....a dla mnie nawet sześćdziesiąt jest git. Pozdrawiam, JerryW_54
OdpowiedzUsuńZa kilka lat przyjdzie mi to sprawdzić.
UsuńPozdrawiam
chłopczyk ogląda reklamy.
OdpowiedzUsuńNie przeżyjemy szczęść i nieszczęść życiowych za dzieci, niech walczą same, wiem jedno - jakie to szczęście widzieć szczęśliwe dziecko, kochające i kochane.
świat po pięćdziesiątce niebezpiecznie się kołysze;)
A po dwóch pięćdziesiątkach to dopiero.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No i straciłeś wiarygodność w końcu Antoni. Powiedziałeś dzieciakowi, że banany są dla kogoś, a dałeś mu na drogę - albo skłamałeś i miałes jeszcze dwa, albo skrzywdzisz tych co mieli dostać i nie dostaną ;) Może od razu tego nie zauwazył, ale jak taki rezolutny, to się bój ;)
OdpowiedzUsuńReklama mnie się też od razu przypomniała w związku z toaletą :)
Z tymi bananami rzeczywiście wyszło byle jak. A co do reszty, nie boję się. Dzisiaj Wiktor był z kolejną wizytą. Spytał o banany ale zadowolił się truskawkami.
OdpowiedzUsuńPOzdrawiam
Mam w domu sześciolatka:) Wiem jacy potrafią być fajni:) A co do bycia dziadkiem- życzę abyś szybko się przekonał ze to fajne:)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałem że mieć wnuki to nie problem, ale być dziadkiem to wyzwanie.
OdpowiedzUsuńDziękuję za życzenia. Pozdrawiam