18 lutego 2014

O niekonwencjonalnym sposobie zrywania z przeszłością

Od kilku dni powtarzam sobie – jutro.
Następnego dnia robię to samo i tak wkoło, a czas leci. Może to z tego powodu, że cały czas coś się dzieje, nie ma czasu na rozpamiętywanie najbliższej przeszłości.
Zaczęło się już w piątek, kiedy rano pouczyłem Młodego o trudnych warunkach i możliwości poślizgu. Sam spokojnie i zdecydowanie wolniej niż w inne dni pokonałem ten dystans do pracy.
Uff! Udało się - powiedziałem wjeżdżając na teren firmy.
Powiadają, że przysłowia ludowe są mądrością narodów, a ja przekonałem się jaka mądrość tkwi w takim jednym. Brzmi ono – Nie chwal dnia przed zachodem słońca.
Hamowanie na wyłożonym kostką brukowa placu zakończyło się porażką. Samochód utracił kontakt z podłożem a ja z rzeczywistością. Jak w zwolnionym tempie obserwować mogłem tylko jak samochód pozbawiony wszelkich hamulców w tym ABS, niczym bobslej sunie do przodu, wyłamując bramę przesuwną. Potem zatrzymał się i odbił do tyłu.
Zbladłem. Wysiadając zbyt szybko z samochodu poślizgnąłem się i natychmiast padłem na kolana, jakbym miał modlić o jak najmniejsze straty.
Ponieważ moja szybkość jazdy była niewielka, sam poślizg też był łagodny. Trafiłem zderzakiem w puste od konstrukcji stalowej pole zakryte jedynie blaszanymi panelami. Nie strzeliła żadna poduszka nie stłukło się żadne ze świateł, a poza kilkoma zadrapaniami zderzaka prawdę powiedziawszy nic się nie stało. Kiedy oglądałem nagranie ze swoich wyczynów na monitorze monitoringu uznałem, że z zewnątrz sprawa wygląda raczej poważnie.
Podobnego zdania byli również pracownicy, którym pół dnia zajęło wycinanie w wspawywanie elementów i profili. Brama działa ale lekko odchyla się od pionu.
Zaraz tez przyznałem się do tego uczynku własnemu Szefowi. To przyznawanie się z wiekiem przychodzi mi łatwiej.
No przecież mnie nie zjedzą, a jak zjedzą to muszą wysrać – jak mówił pewien węglarz ( Mieczysław Grąbka) w filmie „Zakochany Anioł”
Gdyby jednak nie to, że to ja jestem odpowiedzialny za oddział, czekałbym z pewnością i z mordą na administratora terenu.
Teraz sam sobie wytłumaczyłem, że to było nie do przewidzenia.
Przecież cztery lata w różnych warunkach podjeżdżałem skutecznie i bezpiecznie do pracy.
Kiedyś jest jednak jest ten pierwszy raz.
Walentynki - przeczytałem w internecie. No cóż dla mnie zaczęły się trzęsieniem ziemi.
I jakby na przekór ,w tym dniu nawaliło tylu klientów, że powodowało to konieczność ciągłego odrywania fachowców od spawarki.
Kiedy zamknąłem bramę a automat do przesuwu zadziałał, odetchnąłem z ulgą
Najbardziej widoczną stratą w aucie było uszkodzenie przedniej rejestracji. Połamana ramka, a zawinięta niczym rogalik blacha, smętnie opinała zderzak. Koło południa pojawił się Młodszy który dał się już po kilku miesiącach uprosić i właśnie w ten piątek wybierał się do Wydziału Komunikacji, aby wymienić tablice w związku ze zmianą zameldowania.
Tak to bez emocji oderwałem uszkodzona blachę i tylko stanąłem na niej w celu wyprostowania.
W ten to symboliczny sposób zerwałem ostatnia nić wiążącą mnie z miastem. Pozbyłem się blach z początkowymi literami KR charakterystycznymi dla mieszkańca Krakowa, na rzecz zestawu liter - KWI - sugerującego wieś koło Krakowa jak mawiają żartownisie, a tak na poważnie gminę Wieliczka.
Sam tego chciałeś Grzegorzy Dyndało.
Podejrzewałem, że trudno mi będzie pozbyć się tablic i z wielką nostalgią będę je oddawał. Z powodu tego losowego zdarzenia zrobiłem to raczej bez żalu.
A może opatrzność wymyślając tę stłuczkę chciała mi tej nostalgii oszczędzić ?
Jeżeli tak to zakończę innym ludowym powiedzeniem
Różnymi (dziwnymi) drogami chodzi boża wola.

36 komentarzy:

  1. Vulpian de Noulancourt18 lutego, 2014 11:45

    1. Może to jest argument na to, że teza o globalnym ociepleniu jest jednak nieco przesadzona? Chociaż jej zwolennicy znaleźli już ponoć kontrargument z rodzaju wykrętnych: wszędzie jest globalne ocieplenie, a we wszystkich pozostałych miejscach lokalne oziębienie.
    2. Gratuluję ujścia z życiem z pozbawionego wszelkich hamulców tworu rąk ludzkich.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Groźby utraty życia nie było.Było tylko to jednosekundowe ciągnące się w nieskończoność zaskoczenie

      Usuń
  2. Powiedzonko węglarza przywłaszczam sobie i już:-))). Nie znałam go.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zachęcam do obejrzenia filmów w takiej kolejności
      Anioł w Krakowie
      Zakochany Anioł
      Tam takich perełek znajdziesz bez liku
      Kocham te filmy

      Usuń
  3. Dobrze, że to tylko lekki poślizg:)
    Przeżyłam raz utratę kontroli nad kierownicą, w nic na szczęście nie uderzyłam, ale tańczyłam na ulicy;/
    Sekundy się dziwnie rozciągają!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niestety to rozciąganie czasu przerobiłem po raz kolejny w życiu
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Ja też, podobnie jak Ty, jak Miśka sunąłem kiedyś niczym na saniach i otarłem się o bok jadącego z przeciwnej strony autobusu. Przeżywałem ten szokujacy moment w którym niby masz czas coś zrobić, a nie możesz z powodu bezwładności. Przykre chwile.
    A wiosna już puka do drzwi naszego świata.

    OdpowiedzUsuń
  5. hmmmmmmmmmmmm sposób rzeczywiście niezwykły. Opanować, potrenować i uskuteczniać w innych dziedzinach:) To znaczy te niekonwencjonalne zrywanie z przeszłością.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja wiem czy we mnie jest tyle adrenaliny by to powtarzać
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Boża wola chadza własnymi drogami, a my dość często wpadamy w poślizg, tak nieco filozoficznie dodam, Hanula

    OdpowiedzUsuń
  7. Słowem , wyślizgałeś własną przeszłość, albo ślizgiem ku przyszłości, w jednym i drugim przypadku, cóż za niebywałe szczęście. Nie zmieściło m i się filozofii w komentarzu powyżej:)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczęście to bardzo dobre określenie tego zdarzenia

      Usuń
  8. Wow mimo wszystko bardzo dobry z Ciebie kierowca, skoro takie małe straty :-)
    A przeszłość odeszła jednak z hukiem :-)))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to się kiedyś mówiło z przytupem
      A swoich umiejętności w kierowaniu nie było kiedy pokazać, po prostu szczęście i tyle

      Usuń
  9. Też sobie czasem tak tłumaczę, ze to wola losu, albo że co złe na dobre wyjdzie. Jak sie temu przyjrzeć z bliska, bywa, że zobaczy sie sens, jak u Ciebie powyżej. Widać wszystko się mięsza, złe z dobrym, nieprzyjemne ze słodkim i dlatego można sobie potem stosownie do sytuacji życiowej tłumaczyc na swą korzysc :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo jak to ktoś powiedział świat nie jest czarno-biały, składa się z całej palety szarości
      Pozdrawiam

      Usuń
  10. Oto dowód, że nie tylko blondynkom zdarza się uszkodzić bramę własną wjazdową... Jaka ulga!
    Moim zdaniem to było przez opatrzność ukartowane w celu zmobilizowania do zmiany tablic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I podziałało.
      Tylko skąd spółka Pana Boga z Wydziałem Komunikacji?
      Pozdrawiam

      Usuń
  11. Cześć Antoni
    Zaliczyłem coś takiego dwa lata temu przy pierwszym śniegu. Służbowe Seicento na letnich oponach (a kto by zmieniał w listopadzie) sunęło rzeczywiście jak bobslej, prostując wykonany z kawalerską fantazją zakręt, którego celem było zajęcie miejsca na firmowym parkingu. Efekt: rozbity kierunkowskaz i pęknięty zderzak, oraz zadrapana ściana. Szef nie zainteresował się tym przypadkiem, ponieważ w tym samym czasie były jeszcze dwie o wiele poważniejsze firmowe stłuczki. I obyło się bez gadania. Pozdrawiam JerryW_54

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grunt to wkomponować się w dobre towarzystwo.
      Pozdrawiam

      Usuń
  12. Klik dobry:)
    Najważniejsze, że nic Tobie się nie stało. Reszta nieważna. Co tam brama? To tylko brama!
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aż tak źle nie było, ale że auto wyszło bez szkód to cud.
      Pozdrawiam

      Usuń
  13. Za wcześnie westchnąłeś :). Ale na szczęście bardzo się cieszę że małe straty i Ty cały, I najważniejsze i wdzięczność się należy nie zapomnij być wdzięcznym za dobre zakończenie. :)
    Ciepło pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ależ oczywiście, że jestem wdzięczny. Bo tak bez strat
      Pozdraawiam

      Usuń
  14. Miałam podobnie, chociaż do dziś gotowa jestem przysiąc, że to brama na mnie jechała a ja siedziałam bezwolna, i stąd brak poczucia winy bo bo to przecież wina bramy. A swoją drogą, potrafi się sekunda rozciągać w nieskończoność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Takie dziwne wrażenia odnosi się w tych ułamkach sekund.
      Dobrze, że możemy wspominać z uśmiechem
      Pozdrawiam

      Usuń
  15. Poniekąd odpowiedź znając, pytał nie będę, któż jest odpowiedzialnym za nieposypanie śliskiego na czas...:))
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No cóż jakby to powiedział klasyk ( rodzaj żeński to pewnie klasyka)
      Sorry taki mamy klimat
      Pozdrawiam

      Usuń
  16. ja też z tym posypywaniem nie będę dociekać :D zresztą poniekąd wyżej już była odpowiedź ;D

    podobne emocje są rzeczywiscie antidotum na nostalgiczne nastroje :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z tym posypywaniem jest tak. Przez ostatnie dni temperatura było dodatnia i nie było ślisko
      W nocy spadł deszcz i zamarzł. Zrobiła się gołoledź. A ja wjeżdżałem właśnie do pracy i to pół godziny przed czasem.

      Usuń
  17. "Od kilku dni powtarzam sobie – jutro" to tak jak ja ze zrywaniem czekoladowego nałogu! Mówią, że "jutro" nigdy nie umiera! :)

    OdpowiedzUsuń
  18. Sorry, taki mamy klimat! Nie dziala w kazdym przypadku, bo to wiele zalezy od okolicznosci, gdyby drogi byly odpowiednio przygotowane do warunkow atmosferycznych to i mniej byloby takich wypadkow.
    A to, ze nie mozna zatrzymac tablic rejestracyjnych swojego pojazdu za ktore sie wczesniej zaplacilo, zostawie bez komentarza.

    Bezposlizgowej jazdy zycze, co nie jest latwe jezdzac polskimi drogami!

    OdpowiedzUsuń
  19. Wiosna w progu to będzie bezpoślizgowo
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń