Przestronnie robi się w naszym
ogródku. Krzaki ogórków już uprzątnięte, a po fasolce nie
zostało nawet śladu. Buraki dochodzą w spokoju, czerwieniąc się
z zazdrości na wydajność cukinii.
Pomidory dojrzewają na ostatnich
krzakach ale i tak jest nieźle bo oparły się zarazie która
spustoszyła sadzonki sąsiadów.
Rośnie kupa suszonych łodyg i
wyschniętych liści. Teściowa dorzuca do piramidki kolejne łodygi
nie dając w spokoju wyschnąć już leżącym.
Wszystko to spalę w mgle gryzącego
ogrodowego dymu, który tak bardzo przypomina mi jesienne
kartofliska i właśnie ową jesień zapowiada.
Wszystko to idzie zbyt szybko jak dla
mnie. A może ze względu na wiek mam już spore doświadczenie w
przeżywaniu tych lat, sezonów, miesięcy, bo tygodni i dni już
wcale nie zauważam. Myk, myk, myk zmiana kalendarza.
Wygrałem rywalizację z osami o
gruszki. Po prostu, zebrałem nie do końca dojrzałe i czekam aż
dojdą w koszu.
Jabłka sypią się z drzewa i
dosłownie nie wiemy już co z nimi robić. Mrówki wiedzą uwijając
się wokół leżących owoców jak mrówki
No przecież nie pójdę z jabłkami do
kina. Wszystkie słoiki zapełnione owocami a na propozycję
szarlotki każdy z domowników w pośpiechu opuszcza kuchnię.
Dziel każdy przepis na pół - proszę
żonę, bo bardzo odpowiadają mi wskazania łazienkowej wagi.
- Masz nóżki jak własny ojciec –
krytycznie ocenia to moje subtelnie szczupłe ciało małżonka
- Genetyka – odpowiadam cierpliwie,
wiedząc już ze pomimo starań nie uniknąłem jego błędów.
- Najprościej zwalać na genetykę –
kpi ze mnie moje wewnętrzne ja, w czasie nocnych bezsennych
rozliczeń.
Lato winem pachnące. W moim wypadku
dorzucam do słoja na ratafię. W moim przypadku tylko leciutko
słodką. Wina nie robię patrząc na ceny w marketach., chociaż i
winogrona zaczynają wybarwiać się na niebiesko.
Klęska urodzaju, dla mnie nie jest
problemem, z moimi trzema drzewami. Co zaś mają powiedzieć ci
którzy z tego żyją?
Dziesięć groszy za kilogram jabłek?
Niech i dwadzieścia, to tragedia.
Ponieważ nasz warzywny ogródek
staramy się traktować z przymrużeniem oka, (choć czasem to
przymrużenie wynika ze zmęczenia kopaniem czy pieleniem) znalazło
się w nim miejsce na oryginalne rośliny. Nie wspominam tu o melonie
czy arbuzie, które też już zebraliśmy w tym roku. Oryginalne są
pepino i kiwano.
O pepino niewiele mogę powiedzieć bo
owoce jeszcze malutkie
Psianka melonowa ( pepino) jako o niej
piszą to bylina rodem z Peru, uprawiana obecnie w całej strefie
tropikalnej w górach, w strefie subtropikalnej i w szklarniach w
cieplejszych regionach z klimatem umiarkowanym. Roślinę uprawia się
ze względu na słodkie, jadalne owoce.
No właśnie, klimat się zgadza tylko
z tą szklarnia nieco się zaniedbałem( brak) więc nie wiem czy coś
z tego będzie.
Inaczej z kiwano. Kiwano to taki
pancerny ogórek i do tego afrykański. W naturze występuje w Afryce
od Kraju Przylądkowego po Senegal i Sudan na północy, także Jemen
na Półwyspie Arabskim. Żeby nie było tak prosto, to nazwę
kiwano nadano mu w Nowej Zelandii. Pochodzi ona od słów kiwi
i banan, gdyż przypomina pod względem smaku i aromatu te
owoce. W anglojęzycznych krajach nazywany jest też rogatym
ogórkiem, lub rogatym afrykańskim melonem.
Zwał jak chciał, odnalazłem pierwsze
owoce pośród gęstwy liści.
Jeden, który przegrał rywalizację z
jakimiś stworami leżał przy obeschniętej łodyżce.
Suka zastała mnie przy pracach
ogrodowych i zaraz zauważyła kolczastego ogórka. Zbliżała się
do niego powoli, ostrożnie, wycofując się raz po raz, Sierść na
grzbiecie czujnie postawiona i to szczekanie dla dodania odwagi.
Rzeczywiście z tej perspektywy kiwano wygląda niczym jeż czy
chomik z postawiona na żelu sierścią. Kiedy niosłem toto z ogrodu
do domu, cały czas podskakiwała do niego jakby się chciała
upewnić czy to zwierzątko nie ucieknie.
Po obejrzeniu i sfotografowaniu
rogatego ogórka, położyłem kiwano na oknie. Może jeszcze
„dojdzie”
Od tamtego czasu suka trzyma straż
przy kuchennej szafce. Nie wiadomo bowiem co może się wydarzyć.
Ponieważ wczoraj co rusz przywoływała
mnie do ogórka, postanowiłem dać jej szansę.
Położyłem owoc na podłodze i
obserwowałem reakcję suki. Jej próby zaprzyjaźnienia się z
kiwano uwieczniłem telefonem. Zabawa była lepsza niż wszystkie
topowe obecnie kabarety.
- Tak tu se mieszkamy, tak tu se żyjemy
– mógłbym powiedzieć zapożyczając zdanie od filmowego Świrusa
z „Anioła w Krakowie”.
Ale to tylko część prawdy.
Druga to to opatrunki podciśnieniowe
V.A.C. I nowo poznane słowo - „makrofagi”.
To dla równowagi bo wydawać by się
mogło, że raj to my już mamy w ogrodzie.
A przecież cała rzecz idzie o Ogród
Pana.
A kota?
Kota podchodzi do świata z dystansem.
Wyłożyła się na całej kupie poduszek do ogrodowych krzeseł i
zasnęła.
- Jak księżniczka na ziarnku grochu –
oceniła żona.
Kota przeciągnęła się raz i drugi a
potem znowu zasnęła. Ziarenko pod materacami wcale jej nie
przeszkadzało.
To zwykły wiejski kot – powiedziałem
po próbie. Zawsze wiedziałem.
Może i zwykły powiedziała żona, ale
otoczenie bajkowe.
Ją też uniosła chwila. Widziałem
jak szybuje nad jabłoniami i gruszą patrząc na ten pędzący świat
z bezpiecznej perspektywy.
Już miałem prosić ją by uważała
przy lądowaniu, ale dzwoniący nagle telefon załatwił sprawę za
mnie.
jeszcze się Wam jaki smok z tego kolczastego kokona wylęgnie
OdpowiedzUsuńPiękne zdjęcie z kotem. Odczułam jego spokój. A ogóras niesamowity. Może czymś podejrzanym psu pachnie i dlatego psina jest niespokojna?
OdpowiedzUsuńJa czekam z ogrodem. Wszystko sobie spokojnie zarasta. Zrobię porządki w październiku. A może wcześniej? Jak mnie natchnie. Jesień ma to do siebie, że już nie trzeba się z ogrodem spieszyć.
Warzyw nie sadzę, a owocowe zredukowałam do minimum, bo się marnowało.
ja poproszę kawałek tej szarlotki...
OdpowiedzUsuńciekawy ten kolczak, ale Klarka może mieć rację;-P
Solidaryzuję się z suczką w sprawie braku zaufania do egzotycznego ogórka czy jak mu tam. Kiedyś zachwycano się "barszczem sosnowskiego". I co? Teraz nie można sobie z nim poradzić. A wiewiórki amerykańskie? Sieją postrach wśród naszych rodzimych "Basiek" jako gatunek inwazyjny.
OdpowiedzUsuńNie chcę straszyć ale pies wie co robi:)))
Otoczenie bajkowe, to bardzo trafne określenie. Pozazdrościć
OdpowiedzUsuńMelon i arbuz, jak rozumiem, każdy owoc po jednej sztuce? Za to pewnie wielkością nadrobiły:)
OdpowiedzUsuńKończy nam się lato, "ogrodnicy" czują pismo nosem najpewniej.
Piekny pies, to znaczy ona, rzeczywiscie obserwowac psiaka i jej zabawe z owocem zdecydowanie lepsze niz najlepsza telewizja. Teresa
OdpowiedzUsuńJa to kiwano czy tam rogatego ogórka jadłam na Maderze. Mają tam zresztą mnóstwo dziwnych smaków i owoców..No i proszę - u Ciebię też to wyroślo ku radości pieska:))
OdpowiedzUsuńO tak, późne letnie i wczesne jesienne klimaty niezwykle urokliwe... Co do tego niby ogórka, wyglada super, w smaku niezbyt fe.
OdpowiedzUsuńZ wielką przyjemnością poddałam się urokowi Twojego wpisu ... i mnie ogarnął ten sielski-anielski nastrój . Z kiwano jeszcze się nigdy nie spotkałam - był więc i wątek edukacyjny - dziękuję :) Sunia i kocio dopełniają błogostanu jakiego doznałam wczytując się i oglądając . Pozdrawiam serdecznie .
OdpowiedzUsuńGdyby jeszcze pomidory i brzoskwinie wypuściły kolce, to miałbyś komplet. Tymczasem sugerowałbym aklimatyzować opuncje - ich owoce są bardzo smaczne.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Czekam kiedy popróbujesz, zdegustujesz i opiszesz smak. Bo ładne to ono jest, to kiwano.
OdpowiedzUsuńTo rogate warzywo niesamowite, takie może urodzić tylko bajkowy ogród. :) Pięknie piszesz o tym ogrodowaniu, pies docenił. A czy to jest jadalny/-e owoc/warzywo?
OdpowiedzUsuńO Boże, jak ja kocham jesień... I tak po lekturze Twego posta mocno zatęskniłam do polskiej jesieni... dobrze, że będę tam niebawem - koniec października :)
OdpowiedzUsuń