- Ho! ho! Ho! Ho! - rzucił do
telefonu, a ja poczułem jakby to Mikołaj przyszedł do mnie i to
jeszcze przed Barbórką. Szybko jednak dotarło do mnie, że to
raczej ja po takim „ho, ho” przejmę fuchę sponsora Świętego
Mikołaja.
- Pracujemy tu z kolegą razem. Trzeba
było upalić śruby, żeby to wszystko zdemontować. Teraz zobaczymy
co nada się do zamontowania z powrotem i wtedy się podsumujemy.
Przez plecy przeszedł mi zimny
dreszcz, jakby śmierć przemknęła tuż obok.
A może i przemknęła, wszak serce
pięćdziesięciolatka to nie to samo co takie trzy dekady młodsze.
Trzeba się będzie zmierzyć ze sobą,
bankowym kontem i to przed samymi świętami.
Od pewnego czasu zaczęło mi
śmierdzieć w aucie. Nie, nie myszą ani zepsutym jogurtem z
porzuconego pod siedzeniem kubka. Porządku w swoim aucie pilnuję
bowiem z zasady.
Śmierdziało benzyną z rana i
spalinami gdy potem czekałem na światłach. Piekące spaliny
wdzierały się do samochodu i drażniły nozdrza.
- W końcu to też taki męski zapach –
pomyślałem, oddalając od siebie wizję naprawy samochodu.
- Trzeba coś z tym zrobić -
powtarzała mi żona która inaczej definiuje tak zwane klasyczne
zapachy.
Z czasem silnik zaczął pracować
coraz głośniej niczym rasowy diesel, co podsunęło niektórym
znajomym pomysł na komentarz w stylu - jak benzyniak chodzi jak
diesel to znaczy, że to jego ostatnie dni.
- No może wiekowo to on już trochę
ma ale przebieg nie jest powalający – czarowałem rzeczywistość.
Nadszedł w końcu ten dzień, kiedy
udałem się do zaprzyjaźnionego mechanika.
Ten wlazł pod auto, stuknął puknął
i zawyrokował - plecionka.
- Co plecionka ? - Zapytałem odwrotnie
gdyż przyznam uprzejmie, że słyszę to określenie po raz
pierwszy.
- To taki element układu wydechowego
koło katalizatora. Trzeba rozebrać, wyciąć i wspawać nową.
- Plecionkę ? - utrwaliłem sobie nowo
poznane fachowe słowo.
- Plecionkę. Trzeba udać się tam
gdzie robią tłumiki - powiedział i mocnym drutem związał mi rurę
wydechową, abym jej nie zgubił gdzieś po drodze.
- Z tydzień wytrzyma - powiedział.
Wytrzymała znacznie dłużej
- To był bardzo solidny drut –
pocieszałem się po trzech, czterech i pięciu tygodniach.
Do warsztatu z tłumikami było mi
daleko, a jedyny znany koło dużego centrum handlowego jest
koszmarnie drogi.
- A może u nas Ci to zrobią –
podpowiedziała mi żona, wskazując na mały warsztacik ze znajomym
już mechanikiem.
- To jest pomysł – pochwaliłem
małżonkę, bo uświadomiła mi, że on jako miejscowy wie gdzie?
Co? i jak?
Wiedział. Kazał jechać paręset
metrów dalej i skręcić ze dwa razy. Raz w lewo, raz w prawo.
Zapamiętałem.
Blacharz przyjął zlecenie. Ustaliśmy
warunki a kiedy inną drogą wyjeżdżałem od niego, okazało się,
że jego warsztat znajduje się ze czterysta metrów w linii prostej
od mojego domu.
- No proszę. Nie minęły dwa lata i
poznajemy okolicę – rzuciłem do małżonki
Oddałem auto do naprawy i tu kończy
się sielski fragment tej historii.
Zraz też rozsypały się zamki a aucie
Młodego. Ze złamanym kluczem i drzwiami związanym linką
holowniczą, aby nie otwierały się na zakrętach, dojechał do domu
zły jak osa.
Podpowiedziałem mu blacharza u którego
stało już moje auto.
- Aut ci u mnie dostatek – zdawał
się mówić fachowiec ale i to przyjął do naprawy.
- Samochody – Relscy, dwa do zera -
oceniłem - I spokojnie, więcej nie będzie.
Nie wiedziałem jeszcze, że mylę się
i to bardzo. Na trzydzieści procent, a to więćej niż nieważnych
głosów w ostatnich wyborach.
Młodszy pożyczył od Starszego auto,
które postanowiło nie odblokować alarmu o północy, na placu
przed marketem.
- Nie, bo nie! - charczało
rozrusznikiem, mrugając światłami i odcinając paliwo.
- A jednak, trzy do zera - powiedziałem
zaraz z rana gdy tylko odczytałem SMS-a od Syna.
- A mówiłeś, że więcej nie będzie.
- Myliłem się – odpowiedziałem
podziwiając się zarazem, jak łatwo przyszło mi przyznać się do
błędu - Już dzwonię do Starszego, niech nigdzie nie wyjeżdża
bo w terenie grasuje „Prawo Serii”.
Starszy miał pracę na miejscu. Ulżyło
mi
Następnego dnia, jak gdyby nigdy nic,
zadziałał pilot i trzecie auto „zagadało”
Drugie po naprawie, zamykało drzwi i
otwierało je na komendę.
Dobrze idzie – pomyślałem –
wykręcając numer do mechanika w sprawie auta numer jeden.
Wtedy to usłyszałem to
charakterystyczne pohukiwanie mechanika.
Okazało się, że żeby wspawać
plecionkę trzeba wykręcić kolektor. Aby wykręcić kolektor trzeba
rozkręcić układ kierowniczy.
- A jak już go rozkręcą to niech
wymienią prawy drążek kierowniczy, co to miał luzy stwierdzone
przy badaniu, jeszcze wiosną.
- Dojdą do tego jakieś gumy,
łączniki. Może łożysko? Wszystko wyjdzie w trakcie roboty. Coś
tam musiałem upalić bo się nie dało odkręcić. Teraz będę
spawał.
- Mam tylko nadzieję, że na powitanie
nie ściągniecie mi spodni przez głowę – powtórzyłem to od
czego zacząłem pierwszą rozmowę.
Uciszałem w ten sposób swoje
wątpliwości i pierwsze objawy paniki.
Może więc już dziś wieczorem, znany
nam będzie poziom świątecznych prezentów.
A gdyby tak na Gwiazdkę kupić nowe
auto? Nawet dzisiaj na pocztę otrzymałem stosownego maila, z
zachętą do zakupu samochodów pewnej renomowanej firmy.
No co ? W końcu, każdemu wolno marzyć.
Nawet jest taka piosenka sprzed wojny - Każdemu wolno marzyć.
Że niby kochać? A cóż to za różnica?
I tylko dręczące jak zwykle pytanie. Skąd oni wiedzieli? Ci o maila oczywiście.
A jak się darzy to się darzy.
W atmosferze zmasowanej padaczki
środków komunikacji, żona odebrała wiadomość, że oto teściowa
wylądowała na SORze z dolegliwościami układu pokarmowego.
Nie muszę chyba opisywać atmosfery
przygnębienia spowodowanego naszą komunikacyjną niemocą. Nie
odważyłem się wyartykułować tego co pomyślałem.
A pomyślałem - cztery do zera
Że to bezczelność zaliczyć teściową
do grupy pojazdów?
Dlaczego? Ona się tak dobrze prowadzi.
Na wszelki wypadek nie siadaj teraz na rower, bo nie wiadomo, czym się to skończy. Trzeba ten czas kumulacji przypadków przeczekać.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Rower szczęśliwie zamknąłem na zimę w szopie
UsuńPozdrawiam
i to pod koniec roku, kiedy nie ma zmiłuj się tylko trzeba popłacić, pozamykać, uregulować itd liczniki się kręcą jak oszalałe. Mam wrażenie, że zostaje tylko wierzyć w świętego Mikołaja.
OdpowiedzUsuńTak jakoś wyszło. No i co robić?
UsuńPo prostu płakać i płacić
Pozdrawiam
Wiara czyni cuda. Mikołaj istnieje naucz się wołać Ho! Ho! Ho! :):) To ciekawe słowo przywołuje ...prezenty. :)
OdpowiedzUsuńZaraz jak zawołam pojawia sie stadko chętnych do otrzymania, nie do dania.
UsuńPozdrawiam
Teściowa zwykle przyporządkowywana bywa do grupy pojazdów ...ekologicznych:)).
OdpowiedzUsuńale że na miotle pomykamy?
UsuńMoja żona też teściowa
UsuńPozdrawiam
No właśnie, im bliżej mi do teściowego stanu, tym bardziej zaczynam rozumieć i cenić teściowe :0 :) :)
UsuńNo przecież ja też z sympatii o niej wspominam
UsuńPOzdrawiam
Od rzemyczka do koniczka to było - zdaje się - o kradzieżach. Antoni, ja Cię proszę, nie wywołuj wilka z lasu. Mało Ci kłopotów?
OdpowiedzUsuńBa, żeby tylko o kradzieżach. To od drobnych wykroczeń aż do poważnych przestępst...
UsuńSzybkiego zdrowienia dla Teściowej! Samochody to tylko samochody.
To taka licentia poetica była
UsuńPozdrawiam
Przekaże życzenia teściowej
UsuńPozdrawiam
Układ pokarmowy przed Świętami trzeba naprawić w pierwszej kolejności. Układ wydechowy auta mniej istotny:)))
OdpowiedzUsuńOj chyba przez ostatnie lata zmieniliśmy swój stosunek do obżarstwa świątecznego
UsuńTeraz delikatnie, choć w zgodzie z tradycją
Pozdrawiam
Hmmm... wyartykułować możeś Waść nie wyartykułował, ale napisać napisał... Rozumiem, że Czcigodna Małżonka bloga tego, szczęśliwie, nie czyta?:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Zawsze lubiłem życie z odrobinę adrenaliny.
UsuńCzyta
Pozdrawiam
Jedna bieda nie dokuczy, dwie też da się przetrzymać, a dalsze?
OdpowiedzUsuńDużo zdrowia dla całej rodziny życzę
Wtedy mamy już doświadczenie do kolejnych. Pozdrawiam
UsuńCześć Antoni
OdpowiedzUsuń..i wtedy trzeba koniecznie otworzyć flaszkę.. troski stają sie jakoby mniejsze i wk...wienie też. Pozdrawiam JerryW_54
Otworzyłem wino po uiszczeniu rachunku.
UsuńPozdrawiam
Zawsze bardziej mi się podobało ho!ho! ho! niż chi! chi! chi! zwiastujące chichot losu. Hanula
OdpowiedzUsuńPS I co, wino pomogło?... bo jak nie , to na kłopoty (najlepszy) Bednarski:),a inni mówią,że lepszy młyńki (kamień do szyi) z tym,że to takie bardziej jednorazowe użycie:)
W ostatni weekend pewien facet z Warszawy ćwiczył na basenie w Krakowie, nurkowanie z obciążnikami na szyi.
UsuńOkazało się, że były przynajmniej tak dobre jak młyński kamień. I tez jednorazowe
Wino pomogło, dziękuję
Prawo serii działa chyba po to, żeby [potem przez dłuższy czas wszystko szło jak po maśle.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że samochody naprawione, a teściowa już w domu - zdrowa i dalej dobrze się prowadzi!
Teściowa dopiero w tę sobotę idzie pod nóż
UsuńPozdrawiam
Oj Antoni :-))) Ulubiony zięciu swojej teściowej!
OdpowiedzUsuńUlubiony bo jedyny. Nie licząc synowej oczywiście. Pozdrawiam
Usuń