Zamiast siedzieć i tkwić w
zadziwieniu, że oto jak co roku o tej porze, wywala się wszystko z
szaf i szafek by całą ich zawartość po chwili wsadzić z powrotem
tylko według innego porządku, wybrałem spacer. Spacer z psem.
Zwierzaki zresztą łapa w łapę siedziały przy oknie, obserwując
świat w nadziei na coś co może się zdarzyć.
Zdarzy się, spokojnie.
Zasznurowałem buty i założyłem
wojskowa kurtkę. Wziąłem do ręki psią uprząż.
Kota trudno wyprowadzić, bo wiejski kot ma sobie tylko wiadome ścieżki.
Kota trudno wyprowadzić, bo wiejski kot ma sobie tylko wiadome ścieżki.
Suka przestała już nerwowo reagować
na widok czerwonych szelek i popuszczanej smyczy. Teraz traktuje to
jako szansę na obwąchanie nowych paruset metrów kwadratowych łąki, ziemi onej czy betonowego chodnika. A jak jeszcze trafi się świeży
kopiec kreci, to już szczęście jest pełne.
- Skąd się bierze u niej to kopanie?
- zastanawia się żona – czyżby miała w rodzinie jakiegoś
teriera?
- Każdy pies kopie, nawet te dogowate –
odpowiedziałem mądrze, dopinając szelki.
Jeszcze tylko rękawiczki i do
zobaczenia za jakiś czas.
Kiedy zamknęła się za nami bramka i nie słyszałem już szczęku porcelany,
poczułem ulgę. Mogłem nastawić się wyłącznie na odbiór
przyrody.
Tak prawdę powiedziawszy, to bez psa
nikt by mi nie kazał samotnie szwendać się po wertepach,
nierównych łąkach i wałach wiślanych. Nawet świąteczne
porządki nie byłyby pretekstem, tym bardziej powodem.
Wały wiślane od dawna działały na
moją wyobraźnię. A tu do pracy autem, po pracy autem i chociaż
ciekawość podpowiadała pojedyncze ścieżki, rozum tłumił ochotę
w zarodku.
A tu choćby aa stara chałupa z początków
ubiegłego wieku.
Stoi w sadzie całkiem niedaleko
naszego domu.
Za rok dwa lub trzy zawali się dach i
o wszystko upomni się ziemia rodzicielka. Przyroda jest w tej
kwestii bezwzględna.
- A gdyby tak wyremontować? - myśl
taka pojawiła się już za pierwszym razem gdy widziałem ją z
daleka. Doświadczenia ze starymi chałupami przecież mam.
- Korzyści byłyby ewidentne –
kontynuowałem wywód w obecności żony - Przede wszystkim w
porównaniu z Gorcami, mocno zaoszczędzimy na benzynie. Tam nie
trzeba jechać. Wystarczy spacer. A w razie potrzeby to po sól,
chleb czy butelkę czegoś wzmacniającego, zawsze można skoczyć do
domu.
- Nie wystarczy ci już remontów
starych chałup - spytała lekko wystraszona małżonka.
No wiesz to
tkwi ta we mnie. Ostatni stary dom remontowałem przez dwadzieścia
lat. Weszło mi to w krew. Reparare necesse est.
Łacińska sentencja na podsumowanie
dodaje bowiem mocy każdej, nawet głupiej wypowiedzi.
Pewnie, że głupotą byłby taki
remont, o kosztach nawet nie wspominając. Ale te marzenia, marzenia
są bezcenne.
Snując tak remontowe plany nawet nie
zauważyłem jak znaleźliśmy się z drugiej strony wału
przeciwpowodziowego.
Zawsze dziwiłem się dlaczego ludzie
lokują się w pobliżu rzek nie bacząc na zagrożenia.
Teraz sam mieszkam w podobnym miejscu i
chociaż miejscowi mówią, że najstarsi nie pamiętają by tu
kiedyś wylało, czasem mnie ta bliskość rzeki niepokoi.
- Zawsze jest ten pierwszy raz –
podpowiada mi doświadczenie.
- Nie krakać ! Nie krakać ! -
skarciłem rozum i zaraz nastawiłem się na radość z obcowania z
przyrodą.
Jak tylko zszedłem z wału otoczyła
mnie zieleń i brak śladów cywilizacji. Rozległe niekoszone łąki
o wyrastających z nich, zasuszonych roślin o wysokości ponad
półtora metra.
Trochę mi to przypomina tundrę.
Dlaczego przypomina? Tak mniej więcej
ją sobie wyobrażam.
Starymi zarośniętymi koleinami które jednak śladami cywilizacji są, dotarliśmy do brzegu Wisły. Jakże inaczej wygląda tu niż tam, dumnie
obmywająca skały Wawelu.
Sztuczka ze stopniami wodnymi w mieście
jest rzeczywiście trafiona. Tutaj brak jej tego dostojeństwa. Tak
prosta i wiejska można by powiedzieć.
Rozważania na tema potęgi królowej
rzek przerwał mi trzepot skrzydeł dzikich kaczek, które zwietrzyły
nasza obecność.
Kilkadziesiąt ptaków z głośnym
krzykiem zerwało się do lotu. Zaraz też pofrunęła druga i
trzecia grupa. Potem nastąpiła ciszą i nad rzekę
wrócił spokój.
Wycofaliśmy się znad wody, wracając
w wygodne koleiny prowizorycznej drogi.
Suka chwyciła w pysk koniec smyczy by
nim szarpać i patrzeć na mnie bardziej niż niemiłosiernie.
Był to nad wyraz czytelny przekaz,
żeby psu podarować trochę wolności.
- Puszczę cię, puszczę jak zaczniesz
odrobinę słuchać. Nie będę cię szukał po krzakach.
Suka zrezygnowała w końcu,
przerzucając swoje zainteresowania z wolności na świeży kreci
kopiec. Pozwoliłem jej na tę ciekawość, bo i ja sam nie byłem
ciekaw postępów w porządkowania kuchni.
Prawie trzy kilometry w jedną stronę,
tyle samo w drugą. To chyba całkiem przyzwoicie jak na urzędnika w
całkiem średnim wieku ?
Szliśmy tak a mnie napełniała duma z
tego, że sam, z własnej woli, na własnych nogach, z psem.
W pewnej chwili usłyszałem szum
wodospadu.
Wodospad? Tu ? Góry potrafię
zrozumieć ale pod Krakowem?
Szum wody nasilał się w miarę
zbliżania się do rzeki.
Kiedy wyłoniliśmy się zza krzaków
oczom naszym rzeczywiście ukazał się wodospad
Proszę bardzo, jest.
- Więc nie mówicie mi, że to jest niemożliwe - zdawała się mówić rzeka.
- Więc nie mówicie mi, że to jest niemożliwe - zdawała się mówić rzeka.
Wodospad stał się celem ale i kresem naszej
włóczęgi. Potem już tylko powrót w jesienno-zimowym słońcu,
do domu. Niespiesznie do domu
Suka jakby wyczuła moje intencje
obwąchując co druki krzak i rozgrzebując co trochę świeży
kopiec.
Minęliśmy wierzbę która jakiś
drwal rozebrał z gałęzi.
Rozejrzałem się dokoła w nadziei, że
namierzę jakąś traperską chatę z jakże modnym ostatnio drwalem
w kraciastej koszuli.
Niestety nikogo nie było. Tylko
wyobraźnia podpowiadała scenariusze rodem w filmów sensacyjnych lub horrorów.
Weszliśmy na wał. W oddali widać było maszyny wydobywcze żwirowni. Do domu już niedaleko.
Weszliśmy na wał. W oddali widać było maszyny wydobywcze żwirowni. Do domu już niedaleko.
Jeszcze tylko powrót koło starego domu i ponowna niepoprawna myśl o jego remoncie.
Bramka i drzwi. Suka rzuciła się na
wodę a potem na posłanie.
- Coś ty temu psu zrobił że śpi jak
zabity – spytała dwie godziny później żona.
Pozwoliłem sobie na luksus nie
odpowiadania na to pytanie. Uśmiechnąłem się tylko szeroko.
W domu panowała już cisza
wysprzątanego domu, a wokół roznosił się zapach drożdżowego
ciasta
PS
Zdjęcia z telefonu nie grzeszą jakością. Przepraszam
Będąc dzieckiem marzyłam o wyremontowaniu pobliskiego śmietnika aby w nim zamieszkać. Tak więc rozumiem marzenia remontowe:))
OdpowiedzUsuńPorządki domowe oraz upieczenie ciasta w czasie sześciu kilometrów to mistrzostwo świata! Gratulacje dla obojga zawodników!
Równie udanych Świąt Życzę:))
Staramy się
UsuńDziękujemy i pozdrawiamy
U mnie Wisła całkiem inaczej wygląda. I, prawdę powiedziawszy, trochę mnie szokuje, że gdzieś przecież musi być małą strugą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Są miejsca gdzie jest jeszcze mniejsza. szok
UsuńPozdrawiam
nie jest źle jeśli się chce
OdpowiedzUsuńremontować, włóczyć po łąkach i polach z psem, pucować szafki i piec ciasta
szczęśliwych Świąt!
Masz rację. Najważniejsze żeby się chciało chcieć
UsuńPozdrawiam
Mam marzenia remontowe ale chłop takowych nie posiada. Ale mi szkoda, znalazłam takie piękne cudo, dom marzenie, w pięknej okolicy ech naprawdę cudny to był kiedyś dom, tylko dziś stodoła tam w lepszym stanie, niż domeczek jak marzenie.
OdpowiedzUsuńUzdrowić to byłoby czymś wielkim.
A wędrówki z psem po okolicy i powrót do ciepłego pachnącego czystością i ciastem domu, to bardzo duże szczęście. :)
Szczęśliwych dobrych świat.
Naiwnie sądzimy na początku, że para zręcznych rąk wystarczy do takiego remontu. Potem idzie już tylko o pieniądze i jeszcze raz pieniądze. Cały czas o pieniądze. Pozdrawiam
UsuńTo ostatnie zdjęcie bardzo nostalgiczne. Sposób na "robienie"porządków niezły.
OdpowiedzUsuńŻeby było naprawdę blisko po tę wodę i narzędzia pod ręką, to należy chałupę przenieść do ogrodu.
Wesołych i zdrowych Świąt oraz spełnienia wszystkich (a co?!) marzeń :)
I tak jest już ze sto metrów od ogrodu. Tyle to chyba można sie pofatygować?
UsuńPlan upadł za co żona dziękuje Bogu
Pozdrawiam
Piękny spacer odbyłeś Antoni, a ile dobrego odkryłeś przy okazji w okolicy i w sobie...
OdpowiedzUsuńRadosnych i spokojnych świąt i wiele takich spacerów
Dziękuję i odwrotnie pozdrawiam
UsuńI u nas niedaleko stoi stara chalupa, a na trasie wedrowek z Psica mam stary spichlerz, ech marzenia :-)
OdpowiedzUsuńPiekne zdjecia :-)
Tak jak piszesz fajnie miec psa, jako pretekst do wedrowek, bo tak samemu lazic po polach, lakach, wertepach to jednak smutno i nie zawsze z domu wypuszcza :-)
W chwilach zwątpienia sam się przekonuję że warto mieć psa.
UsuńPozdrawiam
Kiedy oglądam takie stare ale jeszcze nadal urocze chałupy, też jeszcze mnie czasem nachodzą myśli o remoncie... Jeszcze pewnie mnie jakiś w życiu czeka, więc nie mówię do końca nie. :)
OdpowiedzUsuńA spacer się Wam udał, okolic można tylko pozazdrościć.
Pozdrawiam świątecznie!
Fakt że można tak kilometrami iść w tę lub w tamtą stronę
UsuńTrzeba sobie tylko jakiś cel wyznaczyć.
Pozdrawiam
Ja mam takie same myśli na temat napotkanych starych chałup lub domów z czerwonej cegły. Dane mi było wybudować własny dom ale nie spełniło sie jeszcze marzenie o posiadaniu starej drewnianej chaty, podobnej do chałupy moich dziadków, którą Wój zamiast zapytać, po prostu rozwalił i spalił. Dawno tu nie zaglądałam, choć uwielbiam czytać te ciekawe, dowcipne teksty trafnie opisujące rzeczywistość.
OdpowiedzUsuńPlanuje nadrobić lekturę w parę dni świątecznych. Tymczasem życzę całej Rodzinie i futrzanym domownikom Wspaniałych Świąt, Rodzinnych i Spokojnych.
Pozdrawiam z Przytulnego Domu
Mój wuj zrobił to samo z powodu jakiego prozaicznego podatku. Chałupę w Gorcach trzeba było kupić. A że zrobił to ojciec, powszechnie mówiłem że to ojcowizna
UsuńTeraz cieszy już kogoś innego. Albo może nie, wiadomo co w ludziach siedzi?
Pozdrawiam dziękując za życzenia
Bardzo ładne zdjęcia :)... dom budzi nostalgię...
OdpowiedzUsuńDziękuje i pozdrawiam
UsuńWszystkiego najlepszego w Świąteczny czas oraz szampańskiej zabawy w Sylwestra życzy Ataner.
OdpowiedzUsuńDziękuje i pozdrawiam
UsuńDobry spacer a i zdjęcia wcale, wcale. Ja, nie chwalący się, sześc kilometrów spaceruję bez psa. Ale nie przed świętami bo wtedy jestem po tej stronie co żona i lepię 200 uszek maleńkich.
OdpowiedzUsuńNoworoczne życzenie spełnienia marzeń i realizacji planów, niechby nawet remoncik mały starej chaty.
ale na fajny spacer mnie zabrałeś, nasze polne drogi takie podobne, taki podlaski krajobraz... a ta droga - jak moja dzika, do rzeki Bug wiodąca, kilometr od mego domu... Pierwsze zdjęcie - pies z kotem - na jgo widok, jakem psiara i kociara, umarłam z zachwytu i jeszcze tkwię w tym stanie bardziej ducha niz ciała :)
OdpowiedzUsuńA jak jeszcze uda mi się zrobić zdjęcie jak pies liże pyszczek kota to będzie fajnie
Usuń