- Macie koguta!
Z tą radosną informacją zadzwoniła
sąsiadka, w sobotę, zaraz po śniadaniu. Po naszym śniadaniu
oczywiście, bo dla nich to były dopiero pierwsze chwile po otwarciu
oczu.
Sprawdzali pogodę i wtedy też
zobaczyli dorodnego koguta który konstrukcję pod winogron, przy
garażu wykorzystywał jak swoją grzędę. Sprawiał wrażenie mocno
już zadomowionego.
Wyszedłem za dom. Z daleka słychać
już było marudne gdakanie, jakby gallus przed całym światem
pożalić się chciał ze swego wygnaństwa.
Dingo, pies sąsiadów marki rottweiler
mix, czyli mieszaniec tego pierwszego z ch.j wie czym (jak twierdzi
sąsiad), zerwał się z łańcucha i pędził radośnie przez drogę,
zganiając na pobocze wszystko w czym tłukło się serce, bez
względu na ilość nóg, łap czy pazurów. Wyżerał przy okazji
cała zawartość misek wystawionych przed domami.
- Dobrze, że oszczędził karmniki –
pomyślałem, znając zaangażowanie właścicieli w dokarmianie żywego
inwentarza.
Ukryta za solidnym ogrodzeniem suka
mocno oszczekiwała się zza rogu, nie wzbudzając żadnego
zainteresowania a tym bardziej strachu w buszującym po ulicy i trawnikach, psie.
- Chcesz przygarnąć koguta? -
spytałem żonę
Nie chciała, przecierając pracowicie
podłogę po zabawie naszej suki z adoptowanym jakiś czas temu
kotem, a w zasadzie kotką.
Nie nalegałem.
Widząc mnie, kogut postanowił ustąpić
grzędy i zeskoczył na trawę, przemierzając drogę przy ogrodzeniu
w tę i tamtą stronę.
Suka wyczuła sytuację i postanowiła
zaprzyjaźnić się z kogutem. Ten, pomny świeżego doświadczeniu
z innym psem, wcale do tego nie dążył. Postawił natomiast pióra
w bojowym szyku i przygotowywał się psychicznie do odparcia ataku.
Wziąłem psa za kark w zaprowadziłem
do domu ku rozpaczy żony, która właśnie wykonała pożegnalne
pociągnięcie mopem po kamiennej posadzce.
- Kogut szykuje się do ataku i ta
głupota może stracić oko – postraszyłem żonę, dzięki czemu
łatwiej przełknęła to, że całe to
mycie zdało się jedynie jak to mówią „psu na budę”.
Uzbrojony w miotłę, żeby kogut nie
wodził mnie za nos jak małe dziecko, zagnałem stworzenie do rogu.
Widząc beznadziejność sytuacji, kogut zdecydował się na lot -
nielot i wylądował za płotem u sąsiada. Dyskretnie spojrzałem w
okna. Sąsiad był jeszcze przed śniadaniem, a więc z pewnością
niczego nie widział.
- No i w porządku – powiedziałem do
siebie odkładając miotłę.
Kiedy wypuściłem sukę do ogrodu, ta
od razu namierzyła koguta u sąsiada. Jakże zabawnie było znad
kubka z kawą obserwować jak pies i kogut zgodnie łapa w pióro,
przemierzają całą długość siatki oddzielającą nas od posesji
sąsiada.
- Wobec tego jej biegania to ja
odpuszczę sobie dzisiejszy spacer. Spójrz jak ona nabija kilometry.
- Świetnie – powiedziała żona -
pomożesz mi dekorować pierniki.
Pożałowałem tego odwołanego spaceru
ale cóż było robić.
Kuchenny stół zaczął robić za
domową manufakturę a my uzbrojeni w sprzęt, nanosiliśmy kolorowy
lukier na powierzchnię pierniczków.
- A je się je tak szybko – jak co roku,
żona tradycyjnie już poczęstowała mnie tą mądrością.
Nie zwróciłem jej uwagi ponieważ tradycja rzecz święta i to nie tylko od święta.
- Co ty tak szybko malujesz? -
przystopowała mnie małżonka.
- Na to jest tylko jedna odpowiedź.
Doświadczenie.
- Ty byś pewnie wolał robić coś
innego?
- Od czasu jak widziałem jedną z
amerykańskich kartek świątecznych to mógłbym być nawet
mikołajem.
A z braku laku to wezmę się za montaż światełek na
zewnątrz. Nawet dokupiłem dodatkowy wąż świetlny w sklepie, ale
na to mam jeszcze czas. Nie chcę iść ramię w ramię z
Carrefourem.
Wieczorne winko pozwoliło odreagować
stresy minionego tygodnia a zwłaszcza te związanie z rozliczeniem z
mechanikiem.
- Chyba mógłbym być już mikołajem
- przyznałem się żonie - Kiedyś po winku myślałem o spotkanie
Wenery, a teraz tylko Morfeusz bierze mnie w objęcia. No cóż
przywilej wieku.
Jakże miło zamknąć oczy w głębokim
fotelu, pod polarowym kocem, przy trzaskającym w ogniu kominka
drewnianym polanie. W żyłach krąży odrobina Pinot Noir i jest tak
spokojnie.
Odrobina jakież to niedokładne
określenie
Kogut - francuski pomiot. Może to jakiś symbol był?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Goście z Francyi dopiero około maja będą. a innych symboli nie wymyśliłem
UsuńDzięki Bogu kur nie był czerwony, ale i tak przyszli strażacy z kalendarzem. Trzeba było dać na OSP
Pozdrawiam
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńAntoni, te pierniczki to są prawdziwe najprawdziwsze?
Pozdrawiam serdecznie.
Najprawdziwsze. A zdjęcie ze stołu nie z netu.
UsuńRozdajemy je potem znajomym których lubimy
Pozdrawiam
A nas nie lubisz???
UsuńLubie i już mam gotowy wirtualny koszyk
UsuńPozdrawiam
suczysko chciało rosół upolować, dobra psina!
OdpowiedzUsuńMoże tylko wydrzeć parę piór
UsuńPozdrawiam
Pinot Noir - lubimy, lubimy... ;) a swoja drogą, kto tu powinien pisac książki, Antoni, no kto? o kogucie i suce czyta się jak bestseller :) i dziękuję za wsparcie:)
OdpowiedzUsuńTo ja dziękuje
UsuńPozdrawiam
Może taki kogut to dobra wróżba na Nowy Rok? Od przybytku głowa nie boli.
OdpowiedzUsuńOby, oby.
UsuńTrochę przybytku przecież nie boli
Pozdrawiam
Przyhołubić i się o kurki zaraz postarać:) Zawszeć to miło, jako przydatny inwentarz rośnie:) Pinot Noir, eech... a mnie tu w drogę akuratnie... pozazdrościć jeno
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Kura ptak grzebiący, efekt w ogrodzie byłby piorunujący
UsuńCo do podróży to tradycyjnie - szerokiej drogi
Kogutowi pies nie straszny. :) A wino to zapewne nie w Polsce rozlewane. Dziwnie widoczna różnica jest w smaku - wytrawnego nie lubię - mówiłam córce w Hiszpanii, ale spróbuj tylko troszeczkę, nalegała więc spróbowałam, co za różnica w smaku i zapachu to akurat dla mnie ważne. Och jak mi smakowało to wytrawne wino. Wczoraj kupiliśmy z napisem: butelkowane u producenta, to czerwone bordeaux, pyszne się okazało i jeszcze jedno importowane a rozlewane u nas i co? To u nas czysty kwas, kwaśne tak że aż w język szczypie i muszę wylać. Nie znoszę kwasu, dlatego też kawy nie piję. Kwaśne = się reumatyczny ból a tego mam pod dostatkiem.
OdpowiedzUsuńDokonując wyboru spoglądam bardziej na Gruzję, Mołdawię lub na Nowy Świat. Chile ujęło moje serce.
UsuńOczywiście mówię o sensownym winie za rozsądne pieniądze.
Pozdrawiam
E tam! mikołaj jest tylko jeden , a na dodatek od wczoraj "spalony" lub raczej uwikłany w kilometrówki, czy inne zjawiska "paramoralne". A koguta za łeb i po sprawie, niech się nie wywyższa. Ty, to w ogóle za dobry jesteś , Hanula
OdpowiedzUsuńTak. Jak tak patrzę na tę swoją dobroś to aż ogrania mnie wzruszenie.
UsuńI co ja wtedy robię? Wzruszam się
Pozdrawiam
A wzruszonego faceta, jak wiemy, łatwo omotać lub w tym wypadku okocić czy okogucić. Pozdrawiam, Hanula
UsuńNiestety to prawda
UsuńTak sobie myślę, wolno , bo wolno , ale te zwierzęta duże i małe lgną do Ciebie, Ty jak nic zacznij budować arkę- arkę Antoniego. Nie przypadkiem mieszczuch przenosi się na wieś.Kot , pies , a teraz kogut, trochę czasu na resztę zostało, ale jak nic- znaki widome. Czas gromadzić drewno, planować, projektować, w końcu arka to nie jakieś tam ho!ho! W razie co, służę pomocą . Hanula
UsuńCześć Antoni
OdpowiedzUsuńA to na wypadek gdyby kogut powrócił. Znalazłem w rozprawie Piotra Łopuszańskiego „Pan Samochodzik i jego autor",
Może być jak sadzę Pinot Noir. Pozdrawiam, JerryW_54
Kogut w winie nie jest tylko i wyłącznie specjalnością z doliny Loary, wręcz przeciwnie – jest daniem, które można znaleźć niemal w całej Francji; ale jeśli zastosujemy do niego czerwone wino znad Loary, na pewno będzie potrawą z tego właśnie regionu. Do jego przygotowania najlepsze jest wino z Chinon, tego samego, z którego pochodził ojciec Gargantui i Pantagruela, czyli Franciszek Rabelais, łakomczuch i pijus nad pijusami.
Kogut w winie
1 kogut, najlepiej z wolnego chowu
1 butelka czerwonego wina
kilka gałązek świeżego tymianku
kilka liści laurowych
Zagotować wino przez chwilę z tymiankiem i liśćmi laurowymi, nieco przestudzić i zalać pokrojonego na ćwiartki koguta. Odstawić do lodówki na 12 godzin.
15 dag wędzonego boczku pokrojonego w kostkę
10 dag pokrojonych pieczarek
2 cebule pokrojone w kostkę
2 łyżki masła
2-4 ząbki czosnku
sól, pieprz
Usmażyć boczek na patelni, skwarki zdjąć, dodać masło, rozgrzać, posolić, popieprzyć i zrumienić osuszonego koguta, zdjąć z patelni, przełożyć do żaroodpornego naczynia razem ze skwarkami, na tej samej patelni zeszklić cebulę, dorzucić pieczarki, zgnieciony czosnek, wszystko podsmażyć, składniki przełożyć do żaroodpornego naczynia, zalać pozostałą winną marynatą, wstawić do pieca rozgrzanego do 150°C, przykryć. Piec ok. godziny.
20 cebulek perłowych
1 łyżka masła
1 łyżka cukru
1 łyżka wody
Na patelni rozgrzać masło, wrzucić cebulki, zrumienić, dodać cukier, potem wodę, poddusić. Dodać do piekącego się w piekarniku koguta. Piec kolejne pół godziny. Sos powinien być dość gęsty, jeśli potrzeba dodatkowo zredukować go, można też dodać nieco masła.
Podawać w naczyniu, w którym się piekł, posypanego natką pietruszki, najlepiej w towarzystwie tego samego rodzaju wina, w którym był macerowany i świeżego chleba lub ziemniaków z wody
Podziałało to na moja wyobraźnie.
UsuńSprawdzę ten przepis . Pozdrawiam
No proszę :) Bogatemu to podobno nawet byk się ocieli. Najpierw kota, teraz kogut. Ciekawe co następne?
OdpowiedzUsuńKoza tez się pchała do domu, ale powstrzymałem ja marchewką
UsuńPozdrawiam
Zaganianie koguta do rogu - nie, to nie to. Ale głęboki fotel, polarowy kocyk, trzaskający ogień, niedokładna odrobina Pinot Noir - tak, to tygrysy lubią najbardziej
OdpowiedzUsuńJa też z tego wszystkiego najmniej lubię zaganianie koguta
UsuńPozdrawiam
Ja pierniczę, jakie ładne pierniczki wspólnie produkujecie...
OdpowiedzUsuńDziękuję a ocenę przekażę żonie
UsuńPozdrawiam
A czemu małżonka nie chciała koguta, suczka miałaby zabawę, a kota to dopiero hi hi
OdpowiedzUsuńKogut wieczorem wrócił do właściciela. Takie prawa, prawa własności
UsuńPozdrawiam
Koguta mieliśmy tu w okolicy, piał od lat... Zawsze o jakichś totalnie dziwnych porach, wcale nie o świcie :).
OdpowiedzUsuńPo Twoim wpisie zauważyłam, że od dłuższego czasu go nie słyszą :(.
Pinot Noir też bym się napiła, pod tym względem jestem jeszcze przed! Czyli mam coś do zrobienia pierwszy raz!
Cóż za piękny stan.
Pozdrowienia
Polecam więc. Kominek masz to sprawę ułatwia
UsuńPozdrawiam
A ten kogut to czasem nie na świąteczny rosół?....:)
OdpowiedzUsuńWłaściciel nie zdradził planów co do swojego koguta
UsuńPozdrawiam
Tak sobie pomyślałam ...( dotknął mnie chwilowo ten stan), że może by tak ...za czas jakiś....koguta sobie udomowić, zamiast psa czy kota.Obejdzie się bez zegarka, no i z wyprowadzaniem nie ma problemów. ;)
OdpowiedzUsuńo ile to w ogóle możliwe
Usuń