Moja ulubiona "jego strona", źródło
wielu inspiracji trochę mnie ostatnio wystraszyła, ale z drugiej
strony zmusiła do zastanowienia i refleksji. Czytam bowiem, że w
Polsce czyli u nas, prawie cztery miliony mężczyzn ma problem z
przedwczesnym wytryskiem.
No tak znów będzie o seksie.
Przykro to czytać, jeszcze gorzej
doświadczać. Niestety tylko 9% z tych nieszczęśliwców zwraca
się z tego powodu po pomoc do lekarza. Dlaczego? Ponieważ wielu z
nich trafia na początku do lekarza pierwszego kontaktu. Ja tam z
moją doktor domową mam wszystko poukładane, może nawet za bardzo
poukładane i złożenie takiej deklaracji sprintera byłoby z
pewnością trochę niezręczne. Może nawet nie trochę. Nie znam
zresztą okoliczności w której wypowiedź typu – pani doktor
moja żona mówi, że kończę za szybko - byłaby zręczna.
Przedwczesny wytrysk opatrzono nawet
odpowiednim skrótem PW, jest najczęściej występującym, choć
najrzadziej diagnozowanym, zaburzeniem seksualnym u mężczyzn
poniżej 60. roku życia.
Czy w późniejszym wieku ta
dolegliwość zanika? Z pewnością nie, ale mało kto się tym wtedy
przejmuje, ciesząc każdym może już ostatnim intymnym zdarzeniem.
Wracajmy jednak do przedziału minus sześćdziesiąt.
Rozmowa na temat problemów seksualnych
sprawia trudności zarówno pacjentom, jak też wielu lekarzom. Może
wywoływać oprócz wspomnianego wyżej zażenowania również i lęk
– w szczególności u mężczyzn.
To chyba logiczne, że u mężczyzn,
bowiem nie słyszałem o kobietach z PW. Kobiety z reguły nie
kończą za szybko, co najwyżej w ogóle nie chcą zaczynać.
A te finały to najwyżej przystanki na
drodze do nieba.
Jak piszą w tekście, rozmowa o PW
jest tym bardziej trudna, ponieważ wymaga przełamania wstydu i
przyznania się do tej dolegliwości przed lekarzem. Eksperci
kampanii „Nie tylko moment” przekonują, że lekarze pierwszego
kontaktu powinni pytać pacjenta o jego życie seksualne
Już to widzę:
- Panie Antoni, stolec był?
- Był
- Prostata nie doskwiera?
- Zaczyna o sobie przypominać
- Uprawiał pan seks ostatnio?
- Z żoną czy w ogóle?
- Jest pan u lekarza rodzinnego nie u
spowiedzi.
- Uprwa....uprawiałem ( A może tak
bardziej zdecydowanie i z dumą - Uprawiałem!)
- I ile trwał akt?
- Z grą wstępną czy bez?
- Strasznie pan odwleka tę odpowiedź
- Bo nie wiem czy to nie za krótko
- To ile?
- No tyle co zwykle.
- A zwykle ile trwa?
- No tak normalnie
Ostatnie „ normalnie”
wypowiedziałbym z pewnością już na korytarzu bowiem NFZ nie ma
dla mnie aż tyle czasu.
Moment, moment a ile to jest ? Zadaję
pytanie niczym gimnazjalista, bo o ile pamiętam
w angielskim funkcjonuje określenie
„one moment” coś jak u nas minutka.
Doszukałem się, że „Moment” to
staroangielska miara czasu i trwa minutę i trzydzieści sekund.
Półtorej minuty. To dużo czy mało?
Zależy, czy z grą wstępną czy bez?
O uosobieniu męskości w Drugiej
Rzeczypospolitej mówiło się, że dobremu kawalerzyście to pięć
minut wystarczy. Pięć minut to w przeliczeniu na angielski nieco
ponad trzy momenty.
Zresztą to powiedzenie o
kawalerzystach było modyfikowane w zakresie czasu do możliwości
wypowiadającego je faceta.
Zastanówmy się nad tym z pozoru
banalnym problemem.
A może problem jest nie tu gdzie go
szukamy, a z zupełnie innej strony?
Może to nie ów wyszydzany PW a
właśnie S.O.S ?
Co to jest SOS?
To mój pomysł na nazwę, to Syndrom
Orgazmu Spóźnionego (SOS)
Współczesna cywilizacja i oczekiwania
wobec kobiety powodują, że ona sama ma problemy z odnalezieniem się
w tym świecie.
Słowa hasła, imperatywy które
wymuszają jej działania to Fitness, cellulit i wspomniany orgazm.
Uzupełniają wcześniejsze role matki
i żony.
A przecież często górę nad
wszystkim biorą jednak role takie jak pracownik, a coraz częściej
szef.
Na kochankę nie starcza już czasu,
energii i wyluzowania.
Współczuje Wam. Nie łatwo być
kobietą we współczesnym świecie.
A może tak z okazji świąt
kościelnych lub państwowych, z powodu długiego weekendu lub tak
całkiem bez okazji, odrzucić swoje uprzedzenia, oczekiwania i
zadając się na instynkt zobaczyć co z tego wyniknie?
PW, SOS, nie dbać o to wszystko. Bo
jak to w końcu zostało stworzone? My dla orgazmu, czy orgazm dla
nas?
"Momenty były? Maasz." - kto to dzisiaj pamięta? Chyba tylko staruchy takie jak ja, a i to tylko te nietknięte sklerozą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ach, te duże, niebieskie oczy...
UsuńWidzę, że powstaje klub pamięci. To i ja dorzucę
Usuń- A udo miała bracie miała jak mały cygan nogę
Pozdrawiam
Antoni! Zaniepokoiłam się poważnie. Jak to "w ogóle, czy z żoną". Bez żony to w ogóle nie wolno:-))).
OdpowiedzUsuńZycie to jest teatr ja Ci na to odpowiadam.
UsuńPozdrawiam
Ależ temat! Faceci zawsze byli zbyt wstydliwi w tym względzie, jako pacjenci ma się rozumieć, a kobiet to ja osobiście nigdy nie rozumiałam. Jedna krolewna, druga katoliczka nie uwaza po francusku, trzecia coś tam, a przewazająca większosć twierdzi, ze w zyciu żadnego orgazmu nie zaznała i ze to wymysły sa literackie :-/
OdpowiedzUsuńPolecam Manhatan - Woodego Allena. Tam na przyjęciu jest taka piękna rozmowa pomiędzy dwoma kobietami na temat liczby osiągniętych w życiu orgazmów. Kiedyś patrzyłem na to jak na świetny dowcip. Życie jednak przebija kabaret
UsuńPozdrawiam
Cześć Antoni
OdpowiedzUsuńMarzę aby wrócić do czasów z PW. Zawsze można było w razie czego powtórzyć, a życie było takie piękne. Teraz to już tylko S.O.S. U obojga. No chyba że któreś sobie przypomni w trakcie kogoś fajnego, a obcego ... ha...ha. :))) Pozdro. JerryW_54
I ten komplement - Żebyś ty jeszcze cudza była.
UsuńPozdrawiam