- Mam odmowę dostępu - powiedziała farmaceutka kasująca należność za lekarstwa. Popukała przy tym w terminal trzy razy jakby to pukanie miało w czymś pomóc.
- Nawet zabobony nie uczynią płynnym konta w którym przekroczono debet – pomyślał Pan Nieistotny i nie prosił o powtórzenie operacji, ale zamiast płatniczej wyciągnął kartę kredytową. Podając ją kobiecie wyrzucił z siebie myśl w stylu ludowej filozofii wyrażanej przysłowiami
- Jak nie kijem to pałką.
Pałka zadziałała i terminal wypluł potwierdzenie transakcji.
Z niewielką reklamówką wypełniona lekami wyszedł z apteki kierując się do samochodu.
Odmowa dostępu całkiem zepsuła mu poczucie zadowolenia z powodu dokonania już we czwartek tygodniowych zakupów.
Zrównoważony i wyważony w emocjach Jan Maria rzucił lekarstwa na tylne siedzenie, a kiedy włączył samochód, jego oczom ukazał się symbol dystrybutora mocno podświetlony na żółto. Rzucił więc jeszcze w stronę samochodu soczyste - ożeż kurwa.
Lampka od tego ożeż nie zgasła, ale nerwy puściły, na tyle by wcisnąć sprzęgło i wbijając pierwszy bieg, ruszyć z dusznego o tej porze parkingu.
- Nieszczęścia zawsze chodzą parami - pomyślał, klasyfikując brak kasy jako nieszczęście.
Może niepotrzebnie dramatyzuje, bowiem brak kasy to tylko kłopotliwa dolegliwość.
Policzył drogę z pracy do domu i odwrotnie. Wyszło mu, że nie dojeździ do końca miesiąca patrząc na tego, jak to po męsku nazywał jego kolega „wkurwiacza”
Dlaczego tak brutalnie nazywa owo w końcu pomocne urządzenie?
Po prostu któregoś dnia przy obiedzie usłyszał od swojej żony:
- Zbyszku, auto mi się popsuło, świeci jakaś kontrolka. Zobacz później.
Zepsute auto całkiem popsuło humor znajomemu. Łykał gorące pierogi jak młody pelikan i zaraz potem zszedł do samochodu. Wrócił po kwadransie z krzywym uśmiechem na twarzy.
- Naprawiłem. Już nie świeci – powiedział do żóny.
- Co zrobiłeś ? – spytała żona
- Zatankowałem.
Kiedy Zbyszek opowiedział to Janowi on pocieszył go na swój sposób.
- Pociesz się - powiedział Jan Maria - że nie masz jakiegoś bardziej skomplikowanego samochodu.
- Co to zmienia?
- Pewien mój znajomy - zaczął wspominać Jan Maria – biznesmen, taki od białych skarpet do garnituru, kupił sobie nowiutkiego Jeepa. Był to początek lat dziewięćdziesiątych i najbliższy serwis gwarancyjny znajdował się w Wiedniu.
Któregoś dnia biznesmen zauważył na tablicy rozdzielczej jakąś ikonkę, złowrogo świecącą wtedy gdy inne karnie pogasły. Na nic nie przydała mu się instrukcja obsługi, napisana po angielsku, niemiecku i jakimś arabskim języku. Żadnym z tych obcych, bohater opowieści nie władał.
Posiadał natomiast pieniądze, za które wynajął lawetę do przewozu zepsutych samochodów.
Wjechał samochodem na lawetę, a kierowca założył zabezpieczenia.
Tak zabezpieczony pojechał pomocą drogową do pięknej stolicy walca i kawy, masowo zwożonej kiedyś przez rodaków.
W serwisie z iście angielską flegmą przyjęli samochód i bez skrzywienia oddali w ręce właściciela mnie więcej po kwadransie.
- Co było zepsute - dopytywał się biznesmen za pośrednictwem kierowcy lawet który robił od czasu do czasu jakiś „kajne geszseft”
- Nic – odpowiedział całkiem poważnie pracownik serwisu – uzupełniliśmy płyn do spryskiwacza.
Ponieważ Pan Nieistotny zdiagnozował powód świecenia kontrolki, a nie był chwilowo w stanie załatwić problem, zaczął się zastanawiać - czy lepiej być mądrym? A może wystarczy tylko bogatym?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz