Pan Nieistotny podniósł pokrywę laptopa i oczom jego ukazał się monitor z indywidualną tapetą upstrzona ikonkami.
Stary Rynek ulubionego miasta o północy, fajny motyw. Kliknął w ikonę połączenia internetowego i je uzyskał.
Przyjął to z zadowoleniem, ponieważ nie było to wcale takie oczywiste.
Od czasu zamieszkania na wsi, korzystał z nowoczesnego i szybkiego internetu bezprzewodowego, który miał jedną słabą stronę. Był ograniczony w wysokości transferu. Młodszy syn jakby nie zauważał tego faktu rozpuszczony brakiem limitów na starym mieszkaniu.
Włączył program pocztowy i odebrał pięć nowych wiadomości.
Cztery zostały przez program antywirusowy zakwalifikowane od razu jako spam, a więc nie musiał czytać, że Viagra będzie teraz tańsza, a kredyt bankowy bardziej dostępny. Piąta wiadomość sprawiła mu naprawdę sporo frajdy.
Mail od Krzyśka, oczekiwany od dłuższego czasu . Znajomość wyłącznie wirtualna za sprawa bloga prowadzonego czas jakiś przez Jana Marię. Od razu okazało się, że nadają na tych samych falach, zgadzają się wielu kwestiach, chociaż życie zafundowało im różne scenariusze.
Zaczęli uprawiać trudną sztukę epistolografii, całkowicie prawie zapomnianą w dobie ograniczonego limitem znaków SMS-a. Może to była wersja e jak e-mail, ale emocji nie brakło pomimo braku pośrednictwa poczty.
Zawsze powoływał się na fakt tej korespondencji wtedy, gdy gdzieś narzekano na to, że pisanie listów to przeszłość.
Sugerował też Krzyśkowi by zachować te listy do czasu, gdy będą sławni i bogaci. Wtedy po wydaniu w formie książkowej mogłyby dać świadectwo czasom. Zaraz potem rozśmieszyło ich to bo zdali sobie sprawę z faktu, że już raczej nie będą sławni. Z pewnością też nie zostaną bogaci.
A gdyby jednak dać Panu Bogu szansę i zagrać w totka?
Po co gdybać, lepiej czytać
Cześć Jaśku
Dawno nie pisałem, ale z nastaniem wiosny piątkowe wieczory spędzam poza domem a wiadomo, że nie masz lepszego czasu i miejsca gdzie, wiosną myśli rodzą się najlepsze (coś mi to Sikorowskim pachnie) niż właśnie piątkowy wieczór po pierwszej szklance wina lub drinka, a przed skończeniem się drugiej flaszki. Niestety ponieważ na wsi nie mamy zbyt dużo miejsca, a nie lubię kiedy mi ktoś przez ramię zagląda co piszę, bo to ogranicza spontaniczność wypowiedzi. Wtedy to nie piszę wcale. Nota bene moja Kobieta niezbyt przyjmuje do wiadomości, że dwóch heteroseksualnych facetów może sobie ot tak po prostu korespondować i wszędzie doszukuje się pierwiastka żeńskiego.
Mijają właśnie magiczne trzy lata, które moim zdaniem, przy wspólnym zamieszkiwaniu, całkowicie wystarczają aby zabić każdą miłość i pożądanie.,Zaczyna więc każdy tego typu narwaniec żałować tego co uczynił, tym bardziej, gdy jego kobieta jest chorobliwie zazdrosna i zatruwa mu życie co niemiara. Tu ciekawe moim zdaniem spostrzeżenie, które powinno spotkać się z zainteresowaniem psychologów. Kobiety, które jak to się popularnie mówi "odbiły żonie chłopa" (idiotyczne stwierdzenie wymyślone przez pozbawione solidarności jajników baby- a gdzie ten chłop był w czasie owego odbijania?), są zazwyczaj mniej lub bardziej chorobliwie zazdrosne.
Coś wiem o tym, na szczęście w wersji soft. Nie trafia im do przekonania tłumaczenie, że zdradza się (od zarania świata) żony, ale raczej nie kochanki, bo kochanki po prostu się zmienia. Ja jeszcze dodaję przy dyskusjach tego typu, że zdradzanie jest ogromnie stresowe i nie mam ochoty przeżywać tego powtórnie, tym bardziej na starość, co ma wywołać u mojej Kobiety konkluzję, że może się czuć bezpieczna i nie musi mnie i siebie zadręczać troską o moją cnotę.
Porzućmy jednak rozważania na tematy męsko damskie, bo można by zapisać nimi cały dysk komputera, a i z analizą tego nie poradziłby sobie nawet najtęższy umysł.
W związku z likwidacją zakładu pracy za chwilę zostanę bez stałej pracy, co jeszcze przeżyłbym ale i bez stałego wynagrodzenia co już jest znacznie trudniej przeżyć, nawet jeśli kiedyś pasjonowało się ideologią hipisów, a później hasłem "lepiej być niż mieć" (tak wiem, żeby być trzeba mieć). Zadziwiające że mogę spać i nie odczuwam jakiegoś niszczącego stresu chociaż wiem że znalezienie pracy lub zajęcie się czymś co dawałoby jakieś godziwe (lubię to słowo, fajnie brzmi) dochody, może być sprawą trudną. Nawet odczuwam pewnego rodzaju pobudzenie intelektualne wywołane perspektywą nieuniknionych zmian. Ale nie rajcuję się tym specjalnie, bo gdzieś czytałem, że takie pobudzenie odczuwają także skazańcy wchodzący do komory śmierci.
Na pewno na zmniejszenie stresu działa fakt że jestem odpowiedzialny tylko sam za siebie,
Moja Kobieta dobrze zarabia i ma pewną (jeżeli w ogóle może być coś pewnego) pracę.
A reszta rodziny?
Jak zwykle liczy na pomoc rodziców
Ostatnio zapłaciłem za remont samochodu syna i miałem spory udział w remoncie domu córki.
I tak czas leci a ja przygotowuję się do konkretnej rozmowy we wrześniu, jeżeli nic z tego nie wyjdzie to klapa, trzeba być może będzie zacząć od pracy fizycznej, która podobno ujmy nie przynosi, a i zdrowie lepsze jest z niej. A Tobie życzę jak najszybszego rozwiązania swoich problemów przy jak najmniejszym stresie, postępów w rehabilitacji Żony, a tak w ogóle żeby nam dalej winko smakowało, głupoty po głowie chodziły i nie dajmy życiu chociaż złowieszczo nadciąga jesień. Pozdrawiam Krzysiek
Jak tu nie zgodzić się z Krzyśkiem.
Tak jest, idzie jesień. Co zaś się tyczy kochanki musi polegać na doświadczeniu kumpla
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz