27 maja 2016

Jak to na wsi

Wybuchła wiosenna zieloność. Najbardziej odczuwa się to patrząc na trawniki. Praktycznie co tydzień wypada odpalać kosiarkę i pchać maszynę z kąta w kąt, powtarzając tę czynność w równych odstępach.Niezmiennie dziwi mnie to, że kosz tak szybko zapełnia się kolejnym pokosem. Dziwi się też suka, że zamiast produktywnego rzucania patykiem, piłeczka albo frisbee chodzę tak krok za krokiem, dokładnie jak tydzień temu i jeszcze tydzień wcześniej. A przecież w wysokiej trawie tak fajnie można poleżeć, poszarpać źdźbła, bądź tylko ukryć kupę.
Zainspirowany przez żonę (ech te żony źródło wiecznej inspiracji. Celowo nie piszę „własne” bo cudze żony potrafią też nieźle inspirować), Postanowiłem zostać deweloperem bądź tylko hotelarzem. Zbudowałem taki domek zwany hotelem dla trzmieli bądź ogólnie dla owadów. W zależności od autora opisu. Wybrałem model w którym na dole znajdują się takie rureczki z bambusa, przewierconego drewna lub zaschłych łodyg. Powyżej za kratką znajdują się rozwinięte szyszki z sosny. Dla każdego coś miłego.
Mają chatę blisko miejsca pracy, to niech zapylają.
Nie mam czasu obserwować jak z zaludnieniem. Tu też trzeba trochę czasu. 


Podarowany w zeszłym roku przez Starszego mak ogrodowy tak się rozwinął, że naliczyłem siedemnaście pąków gotowych do rozwinięcia. Cztery już się rozwinęły, ukazując kwiaty wielkości sporego grejpfruta.


  
Spory postęp w rozwoju pnącej róży, choć tu zauważyłem początki brunatnej plamistości liściu.
Póki co zerwałem trefne liście i szykuję oprysk. Opryskałem tuje i winorośl na przędziorka, bo panoszy się jak u siebie. Z amerykańskim mączniakiem agrestu chyba w tym roku wygrałem.
Zrywam tylko pojedyncze zarażone egzemplarze.
To równoważy pogrzeb brzoskwini której nie wykończyły burze łamiące jej gałężie, a dobiła kędzierzawość liścia.
Jesienią posadzę dwa nowe egzemplarze. Tu wypadałoby powiedzieć wzorem sąsiadów” jak Bóg da” Ale nie chcę mieszać Pana Boga do moich ogrodowych bojów z tym całym szkodnictwem.
Suczysko biega za mną krok w krok. Tu podbiera mi patyczek, tam kołek lub kawałek sznurka.
Robi wszystko by zwrócić na siebie uwagę. Kobieca kokieteria wyszła na tym zdjęciu poniżej, gdzie suka wygląda jak po botoksie. No trzeba przyznać, że wary ma jak hollywodzka gwiazda.


Tak mnie tym numerem rozśmieszyła, że odłożyłem narzędzia by trochę się z nią pobawić. W efekcie frisbee wylądowało w rynnie i trzeba czekać weekendu by je stamtąd ściągnąć.
Długi weekend widać najlepiej w drodze do pracy. Tu gdzie zwykle stoję w korku, dzisiaj myknąłem bez najmniejszych problemów. Ja zawsze na posterunku czyli w pracy. Przypuszczenia nudnego dnia okazały się bezpodstawne, bo zmęczeni leniuchowaniem obywatele odwiedzają okoliczne firmy, by w końcu dowiedzieć się wszystkiego o produkcie. Nie, nie kupić, ale dopytać, długo i szczegółowo w interesujących kwestiach. Może chodzi też o popisanie się wiedzą zdobytą w Internecie.
- No widzisz, ja wiem i co mi zrobisz?
Nic nie zrobię, odliczam godziny do końca dnia i zastanawiam się, czy wystarczy węgla na grilla.
Jakaś wycieczka motocyklowa wokół Krakowa? Znajomemu cieknie z układu chłodzenia więc śmigać po serpentynach do Świątnik Górnych musiałbym sam.
W przyszłym tygodniu wyjeżdżam z żoną do Zakopanego. Jak co jakiś czas, odezwał się cykl sanatoryjno szpitalny. Sanatorium już było ( Busko Zdrój) więc pozostaje szpital i kolejna operacja. Nie napiszę spokojna, bo po ostatniej takiej spokojnej operacji żona została kierowcą wózka inwalidzkiego.
Póki co przed nami druga część weekendu, tropikalne upały i ponoć takie same burze.
Żeby tylko maki przetrwały

23 komentarze:

  1. Najbardziej podoba mi się hotel dla trzmieli. Trzeba mu domalować kilka gwiazdek i obserwować zatrzmielenie. Zaludnienie to złe słowo w tym przypadku:)))
    Maki niech trwają!

    OdpowiedzUsuń
  2. Klik dobry:)
    Owadzi hotel przewspaniały!
    A mak nie podpada pod paragraf? ;) :)
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie maki,choć prześliczne, a żona najważniejsza. Bardzo chciałabym, żeby jednak ta operacja była spokojna, a Twoja żona pozostała nadal kierowcą:).
    W kwietniu kupiliśmy dwa mniejsze owadzie hoteliki, ale nie zdążyłam zdjęć powiesić. No może -zapomniałam.
    Moje brzoskwinie złapały kędzierzawość, ale nowe liżcie na razie są czyste. Na wszelki wypadek spryskam je środkiem przeciw chorobie. Przykro, że Twoja padła.

    Jaskół pyta, czy masz ochotę spotkać się w czerwcu na jednodniowej imprezie motocyklowej w Ogrodzieńcu-18 czerwca(sobota) przed godziną dziewiątą przy "Restauracji w Ratuszu". Fajni ludzie, fajna trasa, fajne zwiedzanie:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo kusząca propozycja. Ponieważ nie znalazłem nic na ten temat w internecie, poproszę o garść szczegółów na maila a.relski@gmail.com
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Po Monte Casino przetrwały, to co im tam podkrakowskie burze... Będzie dobrze...Pozdrawiam,Hanula

    OdpowiedzUsuń
  5. Czy możliwe jest w dzisiejszych czasach uzyskanie owoców z własnego ogrodu, o których moglibyśmy powiedzieć jak w reklamie: -" Nie pryskane z własnego ogrodu.. " ?
    A maki pięknej urody przekwitną , bo przyjdzie czas na makówkę

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak chyba urządziliśmy przyrodę że bez pomocy ani rusz.
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. ogrod wymaga pracy, ale z taka pomocą dasz rade, niestety te robale wszedzie się rozprzestrzeniają, murarki maja fajny domek....
    udanego pobytu w Zakopanem a dla żony dużo siły i pozytywnego przebiegu operacji

    OdpowiedzUsuń
  7. Ze wstydem wyznam, że nie odróżniam bąka od trzmiela. A nie poniżę się tak bardzo, by pytać takie napotkane bydlątko, kim właściwie jest.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A ja to potwierdzę bez wstydu. Mam tak samo
      Pozdrawiam

      Usuń
  8. suka rzeczywiscien wyglada jak ofiara operacji plastycznych - jestem rozśmieszony 😀

    OdpowiedzUsuń
  9. Maki dorodne;D
    o hoteliku dla owadów to , wstyd przyznać, pierwszy raz słyszę -podoba mi się!
    A dla żony -niech się wszystko uda doskonale!
    ukłony:D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też zobaczyłem go po raz pierwszy całkiem niedawno
      Pozdrawiam

      Usuń
  10. Och Antoni, Ty to potrafisz nie tylko żonę własną uszczęśliwić ale i obcą blogowiczkę. Maki przepiękne, suka, że tylko całować te "hollywoodzkie" wargi. O domku dla trzmieli nie wspomnę, bo musiałabym się przyznać, że nie miałam pojęcia iż takie coś można zrobić, a na dokładkę jest potrzebne. Pozdrawiam(także żonę).

    OdpowiedzUsuń
  11. możesz sobie pryskać ile chcesz, one się przyczają u sąsiada i wrócą
    ślimaki w tym roku jakby odpuściły?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To racja. Ze szkodnikami taka syzyfowa praca
      Pozdrawiam

      Usuń