27 lutego 2012

Statystyka albo jeszcze o realizacj marzeń

Statystyka to pojęcie, które pozwala nam na analizę i ocenę wielu elementów naszej rzeczywistości. W tym również, albo przede wszystkim naszego życia.
- Statystycznie rzecz biorąc, miałem ciekawe życie - stwierdza ktoś w trakcie nocnych rozmyślań.
- Statystycznie rzecz biorąc, moją stara to dobra kobieta podkreśla inny
Mówiąc statystyka najczęściej mamy na myśli jedno z jej narzędzi czyli - średnią.
Ta średnia nie bardzo mi się podoba ponieważ kojarzy się z jakąś przeciętnością, szarością, od czego chcemy uciec poprzez szalone czyny, lub przynajmniej szalone ubranie i uczesanie.
Nietypowe zdarzenia pomagają jak nic innego, owemu wyodrębnieniu z tłumu i w końcowym efekcie zauważeniu.
Moją gorczańską znajomą oblano kiedyś rosołem, w trakcie przyjęcia weselnego. Plama z tłustego rosołu była z daleka widoczna ku rozpaczy właścicielski sukni. Nikt nie pamięta jak nazywa się Maryśka, wszyscy natomiast kojarzą ją, gdy powiesz - To ta Marysia którą oblali rosołem na weselu Anki od Józefiaków.
Bo czyż marzeniem może być regularne przynoszenie pensji do domu? Znam takich dla których to jest marzenie, ale na Boga, podstawowe sprawy socjalne nie powinny być treścią naszych marzeń.
To wygląda jak jakieś przestępstwo przeciwko człowiekowi.
Celowo wspomniałem o tej średniej, ponieważ poprzednie tygodnie przemijały szybko, ale pozostawiały po sobie niewiele wspomnień, z wyjątkiem topornie zmniejszającej się wagi własnej.
Na zakończenie owego procesu obserwowania wskazań łazienkowej wagi urządziłem imprezę. Słowo impreza to określenie zdecydowanie na wyrost, ale niech tam. W końcu w ten to właśnie piątek, żona rozpoczynała kolejny rok swojego życia. Dzieci pędzą już po szynach własnego życia, a więc aby nie siedzieć we wspólnej samotności, w ten wieczór w sposób sterowany zagościli znajomi. Zaraz po pracy rzuciłem się do zawijania małych paróweczek w ciasto drożdżowe. Oprócz parówki wkładam do środka kawałek papryki i żółtego sera. Po zapieczeniu stanowią doskonałą przekąskę na niezobowiązujące spotkanie przy alkoholu. Czarnuszka którą posypuję bułeczki z wierzchu daje wspaniały aromat, a jeszcze lepszy smak. Przekonałem się o prawdziwości własnych odczuć, gdy wystawione bułeczki „ino się mignęły”- jak mawiają moi sąsiedzi w górach.
Oprócz popularności zapiekanych parówek zauważyłem również, że moja odporność na spożywany alkohol zmniejszyła się wprost proporcjonalnie do utraconej wagi i znajduje się na żenująco niskim poziomie. Nie wpadam jednak z tego powodu w panikę, ponieważ jako pochodzący ze strefy wina, zmuszony byłem do konsumpcji jego destylatów. A to całkiem inna sprawa.
W sobotę już od bladego świtu trawiła mnie niespożyta energia, jak zawsze po udanej imprezie.
Działać, działać. Tylko co robić, kiedy wszyscy jeszcze śpią. Żona zmęczona obowiązkami Pani Domu, a młodszy syn wrażeniami z piątkowego popołudnia.
Otóż On, realizując moje marzenie, które w mniej lub bardziej udany sposób zaszczepiłem do jego umysłu, kupił gdzieś i zwiózł z połowy Polski motocykl. Zasnął dopiero nad ranem a i tak przez sen bełkotał coś o owiewkach po które wybierał się do Krosna. Zapytany o to dlaczego właśnie do Krosna, nie potrafił odpowiedzieć. Wypieki na twarzy z faktu posiadania dwóch kółek z silnikiem nie znikły nawet w niedzielny wieczór.
W sobotnie przedpołudnie udało mi się skorzystać z faktu posiadania dzieci. Zasiadłem wygodnie na tylnym siedzeniu samochodu i pozwoliłem wieść się do rodzinnego domu. Minęła właśnie kolejna piąta już rocznica śmierci ojca i wypadało Go odwiedzić pod jego ostatnim adresem. Starałem się nie narzekać na technikę jazdy młodzieży, chociaż z nietypowego dla mnie miejsca, sytuacje drogowe wyglądały zupełnie inaczej. Jak się później okazało moje milczenie synowie przypisali trudom dnia wczorajszego, a nie chęci porozumienia międzypokoleniowego.
Wypadało uświadomić im, że gdyby trudy poprzedniego wieczora odbijały się w moim samopoczuciu, z pewnością reagował bym na każdą próbę dynamicznej jazdy.
Nie posiadam breloczka z odpowiednim napisem, ale nigdy nie łączę alkoholu z jazdą samochodem. Tym uprawiam również jednego po drugim.
Po powrocie do Krakowa, chłopaki pojechali pod jeden adres, gdzie oddali się pasji polerowania blach chromów i plastików.
Jeden jest wyznawcą crouiserów, drugi ścigaczy. Tak to pogodziła ich Yamaha, która produkuje obydwa typy.
Nie będę ściemniał i przyznam, że strach mi dupę ściska na samą myśl o ścigaczach. Pozostaje jednak wiara we wrodzoną mądrość. Nie potrafię jednak powiedzieć, że jedno uczucie równoważy drugie. Oraz tego po kim ta mądrość mogłaby być wrodzona.
Też miałem kiedyś nieźle nagrzane pod pokrywką.
Z drugiej strony, kiedy w niedzielę oglądałem ich wspólne zdjęcia, widać tę nić braterskiego porozumienia. O nią to nam jako rodzicom chodzi.
Tu spotkał mnie komplement od mojej żony, która publicznie stwierdziła, że chciałaby aby nasze dzieci miały takie kontakty jak ja z moim bratem.
- Zważ na to, że my do tych relacji długo dorastaliśmy
- Liczą się efekty – podsumowała.
Myślę że ma rację.
Dyskusja odbywała się przy okazji niedzielnego, uroczystego, urodzinowego obiadu.
Jubilatka w postaci mojej żony, dzieci ze swoimi połówkami, moja teściowa czyli matka żony i ja.
Wymyślona kiedyś składana nakładka na ławę imitująca duży stół, sprawdza się obecnie rewelacyjnie i jest praktycznie w ciągłym użyciu. Moja „wielka grecka rodzina” myślę czasami w trakcie tych niedzielnych spotkań. Określenie, jak wspominałem użyte przez Starszego. Myślę że jest to powód do radości.
Wczorajszy obiad miał jeszcze jednego swojego bohatera. Był nim prezent, który dzieci wręczyły mojej żonie.
Na oprawionym w antyramie kolorowym druku mogła wyczytać, że oto jeden z klubów spadochroniarskich, zaprasza ją na oddanie skoku z samolotu. Oczywiście łącznie z towarzyszącym instruktorem i kamerą.
Tak to materializuje się pomysł i marzenia, chociaż na etapie realizacji zostałem z niego wyłączony.
Liczą się jednak efekty, ale coś mnie tyknęło.
Żona pokraśniała z radości, chociaż w głosie można było wyczuć strach, jak wtedy kiedy nasze najskrytsze marzenie, nareszcie i nieodwracalnie spełni się.
Skok ma się odbyć do trzydziestego września, w bezpośredniej bliskości ukochanych gór.
Serce jej wali z emocji, a mojej teściowej z nerwów.
Nerwy były reakcją na informację o zakupie motocykla. Prawdziwe uderzenie nastąpiło tak naprawdę po informacji o planowanym skoku. Dobre czerwone wino niwelowało palpitację serca, ale siwa głowa szukała w swoim strachu sojuszników.
- Na mnie proszę nie liczyć powiedziałem pozbawiając ją resztek nadziei.
- I ty nic na to nie powiesz?
- Przecież to córka mamusi. Sama chyba mama wie czego można się po niej spodziewać ?
- Ale motorami to Ty zaraziłeś dzieci – dodała, aby było sprawiedliwie i po równo.
- A Ty nic nie powiesz tato? - spytał Starszy.
- Ja obserwuję – odparłem
Z definicji wspomnianej na początku statystyki wynika, że duża część nauki zajmuje się obserwacją otaczającego nas świata, lub też posługuje się eksperymentem dla potwierdzenia swoich teorii.
O ile ja jestem obserwatorem, o tyle dzieci zastosowały prowokację, i z góry wyobraziły sobie moje przewidywane reakcje.
Zaraz bowiem syn dodał:
- Myślałem, że zrobisz się cały czerwony z nerwów i naupychasz nam. I w ogóle.
- Mówiłem kiedyś, a teraz to powtórzę że nie znają mnie moje własne dzieci. Wymykam się waszym prostym schematom i uogólnieniom. Przypominam też, że powiedziałem kiedyś, iż poznacie mnie gdy odnajdziecie mój blog. Nie jest to w końcu beznadziejna ie trudna sprawa dla tak inteligentnych ludzi jak Wy. Ale jak widzę nie dotarliście tam. Nie musielibyście wtedy zadawać tego pytania. Co sądzę?
Możecie również zadawać pytania. Nie komentuje się otrzymanych przez kogoś prezentów, bo ma to znamiona obgadywania.
Nie chcę przez zwykłą grzeczność, odpowiedzieć banalnym – fantastycznie.
Jeszcze wczoraj z przyjemnością podzieliłbym się z Tobą Synu moimi odczuciami.
Ale, że traktuję Cię poważnie... – tutaj skopiowałem tekst z blogu sprzed kilku tygodni o marzeniach które kształtują rzeczywistość i o moim pomyśle w tej kwestii – masz na piśmie co myślałem na ten temat.
Na zakończenie czytania powtórzyłem - z pewnością niewiele o mnie wiecie.
Potem jeszcze raz oglądaliśmy zdjęcia na których dwóch facetów na motorach stuka się dłońmi robiąc popularnego żółwika.
A potem skończyło się wino, torcik z serków homo i wszyscy rozeszli się do swoich spraw.
Wieczorem, kiedy robiłem podsumowanie weekendu stwierdziłem że statystycznie rzecz biorąc żyjemy bardzo aktywnie i praktycznie nie ma dnia, aby coś się nie wydarzyło. Statystycznie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz