W rozumieniu własnego ciała łatwiej mają osoby będące w długoletnim związku, a to poprzez doświadczenie. Ileż to razy przyszło mi domyślać się co znaczą gesty, działania lub zaniechania. Fochy lub przeciągające się milczenie. Spróbuj bracie przeoczyć te sygnały, bądź jak to lubią określać to terapeuci - czerwone flagi.
Tak więc jako człowiek z czterdziestoparoletnim doświadczeniem w analizowaniu powyższych sygnałów drugiej strony w lot łapię zagrożenia, a ewentualne zaniechanie działania wynika z lenistwem.
Akurat nadarzyła się świetna okazja ponieważ pojechałem z żoną do naszego lekarza rodzinnego.
Żona potrzebowała skierowania na jakieś badania, a ja postanowiłem poczekać na korytarzu przychodni.
Jak to z kobietami, poruszyły zaraz wachlarz najważniejszych spraw. Zdrowie, ale też dzieci, wnuki i facetów. Oczywiście żona zaraz nagadała lekarce, że mi skacze ciśnienie i zaraz też zaproszono mnie do gabinetu.
Lekarka z trzydziestoletni doświadczeniem w opiece nad naszą rodziną szybko przeprowadziła wywiad pytając objawy, wyniki pomiarów i ewentualne powody. Zmierzyła mi ciśnienie jakby nie wierzyła w to co jej mówię. Potem przystawiła dane do wieku i spytała o wzrost. Zaskoczony tym pytaniem podałem naciągając jak to mam w zwyczaju o ten niecały jeden centymetr.
Mam to od czasu pierwszego Dowodu Osobistego. W tych zielonych książeczkach były trzy kategorie wzrostu: niski, średni i wysoki. Teraz nikt nie ocenia, a podaje jedynie suche wymiary.
Wtedy, tam wzrost do 164 cm to był wzrost określany jak niski. Od 165 cm zaczynał się wzrost średni.
Ojciec przy okazji wyrabiał sobie również nowy dowód. On podał we wniosku 163 cm, a ja który miałem 164 cm naciągnąłem o ten jeden centymetr.
W efekcie on miał w dowodzie wzrost niski, a ja średni. Spojrzeliśmy się na siebie i zaśmialiśmy się równocześnie.
Podałem lekarce swoją deklarowaną miarę. Kobieta spojrzała na mnie uważnie i powiedziała - Nich Pan stanie przy ścianie. Była tam taka miara przylepiona do płytek . Ozdobiona motylkami i pszczółkami. Gabinet bowiem robił również za pediatryczny, ale skali dla mnie wystarczyło.
Wobec próby sprawdzania mojej prawdomówności od razu przyznałem się do drobnego naciągnięcia pomiaru.
Okazało się, że mam aż cztery centymetry mniej od wzrostu deklarowanego, pomniejszonego o owo naciąganie.
To człowiek maleje na starość ? - spytałem, wiedząc, że jest to pytanie czysto retoryczne. Jednak to pytanie jak i odpowiedź definiowały mi w sposób bolesny starość.
- Ciekawe, nie? - odpowiedziała z nieukrywaną ironią, choć bez cienia złośliwości nasza lekarka domowa.
Nigdy raczej nie przejmowałem się sprawami wzrostu, ale wiadomość która do mnie dotarła wstrząsnęła mną odrobinę. Nigdy to znaczy od czasu gdy zmądrzałem, a że szybko przestałem rosnąć, a więc zacząłem mądrzeć, stąd określenie "raczej nigdy".
Zapracowałem sobie solidnie na to co mam. Zrzuciłem 16 kg wagi. Dźwigałem worki z cementem, kamerdole cięższe ode mnie i pnie drzewa przy remoncie chałupy w Gorcach. Często przez całe dnie robiłem to na granicy wydolności. To mi się jednak przydało jako zaprawa gdy na wskutek zrządzeń losu przyszło mi dźwigać małżonkę i na koniec teściową.
W pewnym sensie mam to na własne życzenie, ale czyż bierny obserwator telewizji siedzący na kanapie nie kurczy się z wiekiem? Biologicznie rzecz ujmując, też powinny w nim zachodzić podobne procesy zmniejszania. Być może on kupuje sobie na tę stratę więcej czasu. Czy czyni go to bardziej szczęśliwym?
Pchałem się wżyciu pomiędzy nogami uczestników biegu.
W końcu zawsze lubiłem być w czołówce peletonu. Nie nie wygrywać, bo z moimi warunkami fizycznymi było to trudne, ale jak w wyścigu pokonałem paru dryblasów to świętowałem sukces.
- No i co tam mówiła ? - spytała żona gdy już wsiedliśmy do samochodu
- Wiem już dlaczego od pewnego czasu ten nasz dom wydaje mi się większy i wyższy. Ja po prostu zmalałem.
- To ile teraz masz wzrostu ?- spytała
- Nadal góruję nad Leśmianem. Jak by na to tak patrzeć - odpowiedziałem wymijająco
"Zasuszony ptaszek", "chrabąszcz w wizytowym ubraniu", "karzełek z baśni" — tak żartowali z Bolesława Leśmiana ci, którzy go znali. Mimo niesprzyjających warunków fizycznych Leśmian, jeden z najsłynniejszych polskich poetów, bez trudu zdobywał kolejne kobiece serca. Konsekwencje intensywnego życia uczuciowego dogoniły go nawet po śmierci. Gdy nad trumną spotkały się żona i córki wraz z kochanką, doszło do skandalu..."
Z tym skandalem, że niby kochanka wypchnęła żonę by jechać przy trumnie poety to miejska legenda. Czytałem w końcu jego solidną biografię, ale czy nawet ta zmyślona opowiastka w jakiś sposób nie potwierdza opinii o Leśmianie?
Czy mam zamiar iść w jego ślady?
Nikt tak jak on nie pisał tak delikatnych i subtelnych erotyków.
Leśmian pożegnał ten świat mając 60 lat, poza tym nie potrzebuję zmian w moim życiu intymnym. Nie po prawie 44 latach małżeństwa. Sama jednak świadomość możliwości przy tych warunkach fizycznych jest dla mnie wystarczająco satysfakcjonująca.
Post Scriptum