28 lutego 2025

Kawa czyli takie odrobinę kopiuj - wklej

Spojrzałem za zegarek stojący obok amplitunera. Jego czerwone elektroniczne cyfry wskazywały dokładnie godzinę 9.30. To jeszcze półtorej godziny do kolejnej kawy, a ja już mam na nią nieprzepartą ochotę. Pomyśleć, że mam z nią do czynienia już od pół wieku, a na przestrzeni poszczególnych dekad to picie na swój sposób ewoluowało.

                                                                                                                               zdjęcie: coffeetaste.pl

Na początku przygody parzona niby po turecku z ziarnistej kawy "Extra Select"  Ani ona nie była Selekt, ani  Extra, ale sam fakt zakupu był ju z powodem do radości. Mielona przy pomocy elektrycznego młynka w domu przed każdym parzeniem. Potem kiedy Polska otworzyła się na świat już firmowo mielona, najczęściej austriacka  i  pakowana po 25 dkg. Jeszcze później choć tylko przez chwilę zachwyt nad kawą rozpuszczalną ze względu na wygodę i minimalizm czynności wstępnych. Była jeszcze podróbka włoskiego ekspresu do kawy Bialetti, stawiany na kuchenkę gazową , a po kilku bardziej lub mniej udanych kawiarkach zakończyć na ekspresie kawowym z własnym ceramicznym młynkiem i systemem spieniania mleka. To ostatnie jest mi akurat najmniej potrzebne, ale mam go z dobrodziejstwem inwentarza.
Do porannej kawy leję odrobinę świeżego mleka, bo ponoć tak mniej szkodzi na moje wysokie ciśnienie. Kiedyś lałem śmietankę z takich mini kubeczków. Jeden kubeczek na jedną kawę. Odrzuciłem jednak ten sposób, by ograniczyć ilość zużywanego plastiku i teraz leję mleko z litrowego kartonu. W południe czyli koło 11.00 (bo kto by tak długo wytrzymał?) powtarzam zestaw.
Po obiedzie, od czasu gdy będąc na emeryturze mogę go w spokoju celebrować, piję ostatnią w tym dniu kawę, espresso we włoskim stylu. Od czasu gdy widziałem zdegustowaną minę Włochów na zwyczaj dolewania mleka do espresso,  nie pijam  poobiedniej kawy z mlekiem.
Nie raz i nie dwa, siedząc na filiżanką wonnej i aromatycznej kawy zastanawiałem się, jak to wszystko się zaczęło. Nie, nie u mnie ale w Polsce czy dokładniej mówiąc w  dawnej Polszcze. Dzięki "Opisowi obyczajów" księdza Kitowicza który świetnie przedstawił  panujące za króla Augusta III porządku i zwyczaje, mam w tym temacie jasność.
Tego co opisał Jędrzej Kitowicz nie da się opowiedzieć własnymi słowami, to trzeba przeżyć.
Po raz pierwszy przeżyłem w fantastycznej inscenizacji Teatru Stu w 1990r.
Po tym spektaklu nabrałem ochoty na więcej i Kitowicza doczytywałem po trochu, od czasu do czasu.
Pozwolę sobie podrzucić tu kilka zdań ze wspomnianej literatury, własnoręcznie ów tekst nieco przycinając.

" Gdy zaś nastała kawa i rozeszła się po wszystkich domach pańskich, szlachty majętniejszej i bogatszych mieszczan, dawano ją najprzód z rana z mlekiem i cukrem, po której pijano wódkę, a herbatę, jako sprawującą suchoty i oziębiającą żołądek, w cale zarzucono; policzono ją w liczbę lekarstw przeciw gorączce i do wypłukania gada po ejekcjach, mianowicie z gwałtownego pijaństwa pochodzących. Po każdym także stole dawano gościom kawę, jednym z mlekiem, drugim bez mleka. Tym trunkiem najulubieńszym raczyły się kobiety najwięcej, tak z rana, jako też po obiedzie i po wieczerzy, osobliwie gdy w kompanii jakiej albo podczas tańców długo w noc dosiadywały. Kto z mężczyzn chciał uniknąć wina, wstawszy od stołu, miał się do kawy; było to albowiem na kształt przywileju zdrowia, że kto pił kawę, nie mógł być oprymowany winem. Ale ten przywilej nie służył dłużej jak do dwóch godzin; dobre i to, osobliwie, gdy złym winem pojono..."

Sam nie mieszam kawy z winem bo nie da się delektować dwoma tak cudownymi napojami naraz.
Niczym  śmiertelni rywale blokują nawzajem swoje aromaty, Dodatkowo kawa jest środkiem pobudzającym, a alkohol należy do środków przypominających depresanty. Te skrajności zdecydowanie się nie lubią i mogą zadziałać niekorzystnie.
No więc jak to dalej z kawą było ?

"Kawa od ludzi majętnych przeszła nareszcie do całego pospólstwa, podniosły się po miastach kafenhauzy; szewcy, krawcy, przekupnie, przekupki, tragarze i najostatniejszy motłoch udał się do kawy... Z tych, co się zbytecznie włożyli w kawę, ledwo który otworzył oczy, zaraz mu do łóżka niesiono kawę; bo było uprzedzenie od doktorów zatwierdzone, że wstawać z łóżka na czczo, a jeszcze bardziej wychodzić tak na wiatr, jest niezdrowo. Dlatego panie nabożne, kiedy miały przyjmować komunią, spieszyły się do niej jak najraniej, a po przyjętej jeszcze spieszniej powracały do domu, gotowe wyprać po pysku sługę, policzki jej wyszczypać z wielkiej gorliwości, jeżeliby za wstąpieniem w próg kawy gotowej nie zastały. Parochianki zaś wiejskie, kiedy miały przyjmować tę świętość, opodal od kościoła mięszkające, brały z sobą na odpust kawę i tam albo w domu księżym, albo w karczmie lub innym jakim zaraz po komunii napijały się najmilszego swego trunku z obawy, przez długą czczość żołądka aby aury niezdrowej w niego nie naciągnęły...

... Choćby dziesięć domów na dzień (jak to jest łatwo w miastach) odwiedzała która jejmość kawiarka, w żadnym się nie wymówiła od filiżanki kawy, gdzie ją tylko częstowano; wszędzie zaś tym trunkiem raczyć się damom było we zwyczaju... I dobrze: poki albowiem nie była znajoma kawa, biała płeć dystyngwowana na ranny posiłek używała polewki robionej z piwa, wina, cukru, jajec, szafranu albo cynamonu.... Ale za to po poleweczce unoście domowe same i z goszczącymi na sekret przechodziły się często do apteczki i tam wódeczką mdlącą poleweczkę zakrapiając, po trosze się gorzałką rozpijały i na rozmaite jędze, dziwaczki, chimeryczki, nareszcie na pijaczki ogniste wychodziły. Których defektów rozumu że kawa nie sprawuje, chwalić ją stąd należy i dzięki oddawać temu, kto ją pierwszy do naszego kraju sprowadził, albowiem ona nie tylko białą płeć, ale też i wielu mężczyzn od gorzałki, niszczącej zdrowie i rozum, zachowała... "

Jak wynika z materiał źródłowego wtedy powstał ten  zwyczaj   gościnności kawą mierzonej, którą w niezmienionej formie praktykuje się do dnia dzisiejszego.
Serwując z początkiem lat osiemdziesiątych kawę zalewaną w szklance, goszczącym u nas Francuzom  wywołaliśmy ich ból i zgrzytanie zębów. Szeptali między sobą, że to niesamowite  marnowanie kawy.
Nie rozumiałem tego wtedy, a  dzisiaj sam aby nie urazić gospodarza wolę wypić czarną herbatę niż kawę której drobiny osiadają na zębach.
Nie piętnuje jednak zwyczaju picia takiej kawy, ponieważ kawa ma być przyjemnością, a ilu ludzi tyle poglądów na radość i przyjemność. 
Ponieważ należę do ludzi dbających raczej o posiadane przedmioty, mój poprzedni ekspres towarzyszył mi w dwóch ostatnich miejscach pracy, wzbudzając raczej pozytywne odczucia pracodawcy i sympatię współpracowników.  Korpo nie wymaga takich poświęceń, korpo samo wyposażą biuro w ekspres.
Za to oczekuje od pracowników dużo więcej. 
 
No i na koniec gorsza wiadomość.
Kilka dni po stworzeniu tego tekstu zwariowało mi ciśnienie. Dotychczas trzymane w ryzach przy pomocy regularnie łykanych tabletek, wybrało  wolność jak pies co się zerwał ze smyczy.
Z niepokojem obserwowałem cyfry na ciśnieniomierzu.
Zgodnie ze stereotypem działania ograniczyłem kawę. Nie wykluczyłem, a jedynie ograniczyłem.
Mam nadzieję, że to pomoże. Póki co regularne mierzę, zapisuję, a jak nie uda się go złapać w ryzy to trzeba będzie iść do lekarza, by podniósł dawki leków.
Póki co jest powód do lekkiego optymizmu i tego się trzymam




1 komentarz:

  1. Przede wszystkim życzę, by ciśnienie, na właściwe "tory" wróciło, bez konieczności zmiany leków. Nie wiem, skąd w Polsce wziął się zwyczaj picia kawy w szklance, kiedy wiadomo, że serwisy kawowe zawsze porcelanowe były. Mnie rodzice pierwszą kawę pozwolili wypić, gdy przygotowywałam się do matury, a to wymagało zarywania nocy. Zazwyczaj pijam kawę zaraz po wstaniu, by wykrzesać siły do działania(skutek jednak marny). Drugą funduję sobie około godziny 16-tej, bo do nocy jeszcze daleko. Życzę przyjemności z picia kawy(z mlekiem lub bez), ale nade wszystko dużo zdrowia.

    OdpowiedzUsuń