Temat jakby nie związany z piękną pogodą, jaką od kilku dni mamy za oknem. Kto jednak powiedział, że nie można o zasadniczych kwestiach myśleć w czasie pięknej, bezchmurnej pogody, kiedy tak samo z siebie chce się żyć.
Jakże bliskie moim myślom okazało się zakończenie książki Williama Whartona - "Opowieści rodzinne".
To z pozoru nudna książka w której autor opisuje swoich bliskich, wujków i ciotki. Mamy więc informację : kto, był czyim dzieckiem, kto z kim się ożenił i ile miał dzieci. Historia kariery zawodowej, zainteresowania i w końcu czas śmierci. Nuda powiecie. Z każdej jednej postaci umiał jednak Wharton wyciągnąć ludzkie cechy, nawet tam gdzie ja bym ich nie szukał.
* Wuj Sam ( ang Uncle Sam) – narodowa personifikacja Stanów Zjednoczonych której początki sięgają wojny brytyjsko-amerykańskiej w 1812 roku ( Wikipedia)
Podoba mi się, że Wharton idzie moim tokiem myślenia, choć tak naprawdę to ja podążam za tokiem rozumowania autora. Któż z nas nie lubi gdy ktoś inny podziela jego tok myślenia.
Nie jest to jednak taka dworska grzeczność, a pełen bólu ekshibicjonizm własnych przeżyć i ocen.
Ponieważ każda z opisywanych w książce postaci wujów i cioć umiera, a co jest tylko znakiem upływającego czasu, autor pozwolił sobie w podsumowaniu na ogólne rozważania na temat odchodzenia.
Nie jest to jednak taka dworska grzeczność, a pełen bólu ekshibicjonizm własnych przeżyć i ocen.
Ponieważ każda z opisywanych w książce postaci wujów i cioć umiera, a co jest tylko znakiem upływającego czasu, autor pozwolił sobie w podsumowaniu na ogólne rozważania na temat odchodzenia.
Podsumowanie do bólu trafne dlatego też pozwoliłem sobie zamieścić tutaj te słowa z którymi się w pełni zgadzam i do których nie mam nic do dodania.
Niezorientowanym dopowiem tylko, że Wharton stracił córkę i zięcia w wypadku samochodowym z powodu wypalania traw na pastwiskach obok drogi. Przeżycia te opisał w książce - "Niezawinione śmierci". To czyni go w tych wypowiedziach jeszcze bardziej wiarygodnym.
Oto fragment zakończenia książki Historie rodzinne Dom Wydawniczy Rebis Poznań 1998
". (....) Odchodząc mamy nadzieję, że zrobimy to z wdziękiem, zadając jak najmniej bólu sobie i tym,
których kochamy. Jeszcze gorsza rzecz od przeżycia własnych dzieci może się nam przydarzyć, kiedy
przeżyjemy samych siebie. A o to łatwo. Do kogo zawołać wtedy ,wujku”? Może do własnych dzieci, jeżeli się je ma. Jeżeli żyją. Lecz nikt nie lubi zatruwać życia tych ukochanych przez nas młodszych, ani życia ich dzieci; nie lubi wnosić w ich domy odoru starości śmierci Lecz pamiętajmy, że trudy lat zbyt często stępiają naszą wrażliwość, zwłaszcza wobec cudzych odczuć i potrzeb.
Nie, niech nasze dzieci nie cierpią, jeżeli je naprawdę kochamy. Jednak kiedy nasze życie trwa dłużej niż nasza zdolność zadbania o siebie, to ktoś się musi nami zająć.
Niektórzy sądzą, że to sprawa pewnego dobrze znanego całemu narodowi wujka, mianowicie wyśnionego Wuja Sama*. Lepiej jednak zaliczać się do szczęśliwców, zdolnych opłacić kogoś, kto zmieni pieluchy, opróżni basen, dopilnuje posiłku, uczesze, umyje zęby (jeżeli jeszcze są), pomoże w razie upadku, złamania nogi lub stawu biodrowego, kto zawiezie do szpitala w razie wylewu lub ataku serca; dopiero jeśli tego kogoś zabraknie, warto pomyśleć o Wujku Samie lub dzieciach.
A jeśli i ich zabraknie, zostają jacyś najemni pracownicy w publicznym zakładzie, dla których człowiek jest tylko rodzajem pracy i odpowiedzialności służbowej. Jeżeli masz tyle szczęścia (lub pecha), że wciąż jeszcze jesteś przy zdrowych zmysłach, to najbardziej w świecie pragniesz miłości.
Oto fragment zakończenia książki Historie rodzinne Dom Wydawniczy Rebis Poznań 1998
". (....) Odchodząc mamy nadzieję, że zrobimy to z wdziękiem, zadając jak najmniej bólu sobie i tym,
których kochamy. Jeszcze gorsza rzecz od przeżycia własnych dzieci może się nam przydarzyć, kiedy
przeżyjemy samych siebie. A o to łatwo. Do kogo zawołać wtedy ,wujku”? Może do własnych dzieci, jeżeli się je ma. Jeżeli żyją. Lecz nikt nie lubi zatruwać życia tych ukochanych przez nas młodszych, ani życia ich dzieci; nie lubi wnosić w ich domy odoru starości śmierci Lecz pamiętajmy, że trudy lat zbyt często stępiają naszą wrażliwość, zwłaszcza wobec cudzych odczuć i potrzeb.
Nie, niech nasze dzieci nie cierpią, jeżeli je naprawdę kochamy. Jednak kiedy nasze życie trwa dłużej niż nasza zdolność zadbania o siebie, to ktoś się musi nami zająć.
Niektórzy sądzą, że to sprawa pewnego dobrze znanego całemu narodowi wujka, mianowicie wyśnionego Wuja Sama*. Lepiej jednak zaliczać się do szczęśliwców, zdolnych opłacić kogoś, kto zmieni pieluchy, opróżni basen, dopilnuje posiłku, uczesze, umyje zęby (jeżeli jeszcze są), pomoże w razie upadku, złamania nogi lub stawu biodrowego, kto zawiezie do szpitala w razie wylewu lub ataku serca; dopiero jeśli tego kogoś zabraknie, warto pomyśleć o Wujku Samie lub dzieciach.
A jeśli i ich zabraknie, zostają jacyś najemni pracownicy w publicznym zakładzie, dla których człowiek jest tylko rodzajem pracy i odpowiedzialności służbowej. Jeżeli masz tyle szczęścia (lub pecha), że wciąż jeszcze jesteś przy zdrowych zmysłach, to najbardziej w świecie pragniesz miłości.
I najprawdopodobniej właśnie na to nie powinieneś liczyć.
Trudno kochać kogoś, kogo się nawet nie zna albo - to już najgorsze – kogo się znało i kochało, a teraz nawet nie poznaje; jeżeli ktoś juź zapomniał, jak się nazywamy i używa wobec nas imion, których nie słyszeliśmy nigdy w życiu. Nie mówię tu o wyjątkach, o żadnych przypadkach skrajnych. Właśnie tak umiera wielu starych ludzi, którzy nie zdążyli umrzeć w porę. (...)
Trudno kochać kogoś, kogo się nawet nie zna albo - to już najgorsze – kogo się znało i kochało, a teraz nawet nie poznaje; jeżeli ktoś juź zapomniał, jak się nazywamy i używa wobec nas imion, których nie słyszeliśmy nigdy w życiu. Nie mówię tu o wyjątkach, o żadnych przypadkach skrajnych. Właśnie tak umiera wielu starych ludzi, którzy nie zdążyli umrzeć w porę. (...)
Spojrzałem na budzącą się z zimowego snu roślinność, przysłuchałem się świergotowi ptaków, pogładziłem po rozgrzanym futrze psa który ułożył się koło mnie w pełnym słońcu. Na koniec spojrzałem w niebo. Może jeszcze nie dzisiaj.
* Wuj Sam ( ang Uncle Sam) – narodowa personifikacja Stanów Zjednoczonych której początki sięgają wojny brytyjsko-amerykańskiej w 1812 roku ( Wikipedia)
Bardzo mnie drażni pogląd, że w imię miłości dla najbliższych nie powinno się "zatruwać" im życia swoją starością, niedołęstwem i śmiercią. Jak to? Starość, choroba i śmierć jest częścią życia nas wszystkich więc dlaczego uważać, że nas zatruwa? Po prostu taki etap życia jest i należy go akceptować na równi z radosnymi wydarzeniami jak np. narodziny dziecka.
OdpowiedzUsuńKażdy ma jakieś doświadczenie życiowe na podstawie którego formułuje plany czy życzenia. Mam własne doświadczenia. Niektórych z tych przeżyć chcielibyśmy oszczędzić w przyszłości tym których kochamy. Polecam w tym temacie polski film z 2022r, "Strzępy" w reżyserii Beaty Dzianowicz. Mną ten film wstrząsnął.
UsuńZawsze myślę sobie, że starość to takie przystosowanie ewolucyjne, żeby człowiekowi zbrzydło już życie i nie było mu żal umierać.
OdpowiedzUsuńZgadza się. To ta mądrość natury starzy chcą już odejść pogodzeni z przemijaniem, a rodzina nie rozpacza ponad miarę kwitując śmierć zgrabnym - Piękny wiek, albo - No swoje przeżył.
UsuńNie wiem, co napisać, by nie było banałem i nie napiszę nic, czego byś już pewnie nie przemyślał. Sam piszesz, że matka, teraz teściowa odchodzi. Sporo czasu, by to jakoś sobie w głowie poukładać. Starość, umieranie można sobie "zaplanować", ale często i tak to zupełnie inaczej wygląda niż zakładaliśmy. Wystarczy wylew, udar, wypadek i już wszystko się wali.
OdpowiedzUsuń