12 czerwca 2016

Mario o Mario jesteś moim niebem, jesteś moją ziemią

Maria.
Kiedy tylko oderwiemy się od tematu Bogurodzicy i wpłyniemy na neutralne wody rozważań takich sobie, zauważamy ile odmian i zdrobnień związanych z tym imieniem funkcjonuje w naszej codzienności.
Maja, Mania, Mari, Marika, Marychna, Marylka, Maryna, Marysia, Marysieńka. Każdy z nas obudzony w środku nocy, poda jeszcze kilka innych zdrobnień. Bo każdy na swoją Marię w życiu trafił. A niektórzy trafieni pozostają z nimi do krańca swych dni, a nawet nieco dłużej ( wliczając w to funeralną imprezę) 
Jana Marię Rokitę z tych rozważań oczywiście wyłączam. Choć to ciekawy przypadek Marii co to ma diabła za skórą
Po cóż to i na co? Te Marynie i Majeczki  albo Isie.
W jakim celu oprócz oczywiście tego, żeby nasza Maria była Marią wyjątkową a nie typową, bo nikt nie chce być typowy  a tym bardziej zwyczajny.
To jest cały system, zresztą bardzo użyteczny. Obserwując internet bo to świetne miejsce do wszelkich obserwacji, zauważyłem, że odmiany imion używa się w pewnym kontekście.
Nikt nie powie na przykład „profesor Maryśka Pawlikowska” jak nikt nie mówi profesor Jadźka Staniszkis. Tu mamy oficjalną Marię
W przedszkolnej grupie starszaków najlepiej zaśpiewała Marysia a nie Maria Kowalska. I tak dalej i tak dalej.
Ja do swojej sąsiadki mówię Marysiu, chyba, że jesteśmy po piwie albo dwóch wtedy zawsze mówię Maryśka. Gdybym tak ni z gruszki ni z pietruszki powiedział – Mario, to zaraz było by pytanie dlaczego tak oficjalnie ?I czy przypadkiem się nie gniewam.
A więc sytuacje.
Dla zobrazowania pewnych sytuacji przygotowałem przezrocza, jak na dobrą prezentację przystało
Mówimy - Przygoda z Marią


 
 Urządzamy zabawę z Maryśką
 


 A lody zamawiamy z Marychą


To ostatnie zdjęcie otrzymałem od moich francuskich przyjaciół jako pamiątkę z pobytu w Holandii. Resztę doszukałem sobie w Internecie.
A co z moją Marią?
Ciągła przygoda, od trzydziestu pięciu już prawie lat. Gdyby zaś liczyć nieformalny początek znajomości to robi się okrągłe trzydzieści siedem.
Właśnie przywiozłem ją do domu. Teraz tak szybko wypuszczają. Spięta metalowymi klamrami, bo chyba tam w Zakopanem szybko odkryli, że mają do czynienia z żelaznym charakterem. Razem z wypisem małżonka otrzymała urządzenie do wyciągania owych metalowych spinek. W resorcie zdrowia planują  przerzucić na pacjenta coraz większa liczbę różnych zabiegów. Może da się żyć dopóki sami nie będziemy składać kości w łupki i wycinać woreczków.
Zaraz, zaraz, widziałem już kiedyś automat z opatrunkami gipsowymi. Zrobiłem nawet zdjęcie tego cuda. Idzie w kierunku IKEI. Dostajesz lub kupujesz części, resztę robisz sam.
Żona  pomiędliła nieco, sterylny chyba woreczek i powiedziała
- Dostałam od Pana Doktora zestaw małego tapicera. Z tym zszywkami w plecach sama się czuję jak kozetka po renowacji.
- Ciekawe. Nikt tego jeszcze tak nie nazwał - doktor poruszył się wydarzeniem które przełamało codzienną rutynę ortopedy.
A ja jakby zaczynam rozumieć skąd wzięło się imię Kozeta ( Cosette). Czyżby aż tak pokrętna była jego etymologia.
- To Pan dzisiaj nie motorem - spytała pielęgniarka widząc mnie na korytarzu, bez skóry i bandany.
- Wie Pani, mam problem z wózkiem inwalidzkim. Nie wezmę na plecy, a po przeróbce na wózek boczny do motocykla jechałbym do Krakowa przez najbliższy tydzień.
Przyjęła wyjaśnienie z pełnym zrozumieniem.
Suka podeszła do powrotu żony z intensywnym machaniem ogona, a kota z pewnym dystansem. Póki co kot śpi u teściowej. Teściowa zaś z niekłamaną radością i ulgą. W końcu to ona siała największa panikę.
Oboje z teściową pilnujemy na zmianę by żona spokojnie przeżyła ten poszpitalny okres. Prośbą, groźbą, perswazją i obietnicami.
Właśnie nastraszyłem ją, żeby pod żadnym pozorem nie zbliżała się do mikrofalówki. Bo te spinki...
Z taką ilością metalowych spinek w plecach nie wiadomo co się stanie.
Strachy na lachy zdawały się mówić jej oczy






25 komentarzy:

  1. Trochę strasznie to zabrzmiało, to własnoręczne wyciąganie metalowych zszywek. Ale przecież to kolejny krok ku zdrowiu.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te kolejne doświadczenia z medycyną uczą odporności
      pozdrawiam

      Usuń
  2. biurowy rozszywacz nazywaliśmy zębami teściowej

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ładna nazwa, ale pasuje do młodej teściowej.Teściowa bez sztucznej szczęki jest bezbronna
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Biorąc pod uwagę naszą nowoczesną medycynę i podejście lekarzy do pacjenta (zarówno polskich, jak i angielskich) z przyjemnością leczę się sama. Lekarz jest mi tylko potrzebny do wypisania recepty, bo jeszcze nie mogę wejść do apteki i wziąć sobie z półki tego, co jest mi potrzebne, bo na tej recepcie i tak znajdzie się to, co ja sobie życzę, a nie to, co zaproponuje panu doktorowi przedstawiciel farmaceutyczny. Wujek Google i moja intuicja połączona ze słuchaniem własnego ciała wie wszystko. Trochę gorzej może być przy zabiegach chirurgicznych, bo tutaj mam do wyboru albo się uśpić albo się operować. Ale przy korzystaniu z zasobów medycyn o wielotysiącletnich tradycjach do niektórych zabiegów może po prostu nie dochodzić, bo są inne sposoby na leczenie.
    Moja wściekłość na lekarzy wynika z tego, że im więcej ich jest, im więcej jest szpitali, domów opieki, aptek podpartych najnowszymi osiągnięciami naukowymi i koncernami farmaceutycznymi, tym normalny przeciętny człowiek ma utrudniony do tego dostęp. A podobno to wszystko dzieje się dla dobra pacjenta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szczególnie lekarze miło komentują konsultacje medyczne z Wujkiem Google
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Tylko współczuć wypada...
    A któś mawiał : - Obywatelu ulecz się sam...
    Może jeszcze przeniosą granicę tgo samoleczenia na czas przedoperacyjny?
    Ukłony dla Pani Mani, Maryni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sytuacja w służbie zdrowia jest mhm... dynamiczna
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Uznanie wielkie dla obojga Państwa za poczucie humoru. Niech was nie opuszcza nigdy! Zestaw tapicera i kozetka po renowacji powala na kolana:)))

    OdpowiedzUsuń
  6. Ta.... wersja a'la Adam Słodowy - znaczy się "zrób to sam". Wersja tapicerska jest super :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zrób to sam lub zrób mi to, bo bez pomocy się nie objedzie
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. Jak dobrze, że już po. Teraz spokój, uśmiech i optymizm:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Spokój zawsze, uśmiech i optymizm są zmienne
      Pozdrawiam

      Usuń
  8. Mój niepełnosprawny syn został skierowany na rehabilitację kolan. Na zleceniu lekarz - ortopeda dopisał: PILNE! Czas oczekiwania na zabiegi: 10 miesięcy. Na moje pytanie, dlaczego tak długo, pani w rejestracji odpowiedziała, że bez tego dopisku byłyby 3 lata. Oniemiałam... Wizyta kontrolna u lekarza za 3 miesiące...Jak z tego wybrnąć? Oczekiwanie na prywatną rehabilitację 3 miesiące...Pozdrawiam Ciebie
    i dzielną Żonę
    Barbara

    OdpowiedzUsuń
  9. Och Antoni, Ty potrafisz cudownie, z finezja wszystko obrocic w zart! wyobrazilam sobie jak skladamy wlasne kostki z opisem i woreczkiem drucikow i srubek jak z Ikei!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A czy marzył nam się kiedyś Internet?
      Życie zaskakuje raz pozytywnie raz trochę inaczej
      Pozdrawiam

      Usuń
  10. Mario..jaki jesteś nocą? taki mi się jeszcze szlagier przyplątał:) , ale chyba zupełnie nie a propos:)
    Pozdrawiam serdecznie, Hanula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz noszę jeszcze ten płaszcz.... tak tam dalej jakoś było
      Pozdrawiam

      Usuń
  11. Skoro umiecie się z tego śmiać, to pomijając zwyczajne w takich razach u mnie szapobasowanie, może i jaką uzdrawiającą moc też w sobie obudzicie...:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
  12. I Ty będziesz te spinki wyciągał? Szacun! Ja bym już po zdjęciu przez nią koszuli leżał blady na ziemi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdążyłem się do wielu rzeczy przyzwyczaić, choć sam wrażliwy jestem ponad przeciętnie
      Pozdrawiam

      Usuń
  13. Tą IKEĄ rodem ze szpitala mnie naprawdę zaskoczyłeś! Czy pospinali ją takimi spinkami, których końcówki wystają ze skóry? Bo tak właśnie miała moja mama. Jeśli tak i sama ma to sobie wyciągać, to ... brrrr, podziwiam odwagę. Ale mam wrażenie, że Twoja żona to silna kobieta i da radę. Ciągle pamiętam ten jej skok na spadochronie :)

    OdpowiedzUsuń