Tak.
Teściowa nie przestaje mnie zadziwiać.
Kiedy w piątek po pracy siedzieliśmy przy stole i w ciszy ( co już
mnie zaskoczyło) sączyliśmy herbatę z dużych porcelanowych
kubków, zwróciła się do mnie z pytaniem
- To jedziesz jutro do żony w
odwiedziny?
Pozytywnie odpowiedziałem na to
retoryczne zdawało by się pytanie.
- To pewnie pojedziesz motorem ?
Spojrzałem na nią podejrzliwie. To ja
się szykuję pół tygodnia, żeby niepostrzeżenie wrzucić temat
środka transportu a tu proszę bardzo. Motorem?
- Motocyklem – poprawiłem teściową
- Teraz nie mówi się już motor.
Odruchowo przerzuciłem dyskusję na
tak zwane nazewnictwo.
- Pewnie że motocyklem, to jedyna taka
okazja.
Dawno już uważałem, że martwię się
na zapas.
Ba. Uważałem, że po prostu lubię
się martwić i tu miałem jakby potwierdzenie tej tezy.
Właśnie w piątek kurier dowiózł mi
paczkę z nowiutkim tłumikiem przelotowym. Zaraz też nie bacząc na
to, że jestem w pracy owo chromowane cudo założyłem.
- Fajny ma pan motocykl – stwierdzali
motocykliści – tylko ten dźwięk jakby ze skutera. Musi Pan to
koniecznie zmienić.
Szanuję cudze doświadczenie więc
zmieniłem.
Motocykl dostał niskiego basowego
brzmienia, zgodnego z opisem na Allegro.
Tylko czy Policja podzieli moją radość
z tego rasowego brzmienia? Może rzeczywiście trochę głośny, a
może jestem tylko przewrażliwiony. Wyjdzie w praniu.
W sobotę z rana, zaraz po śniadaniu
wyruszyłem w świat. Czarna skóra, czerwona bandana i w drogę. A
trasę zaplanowałem następująco
Wieliczka – Dobczyce- Wiśniowa -
Kasina Wielka – Mszana Dolna – Rabka – Skomielna – Nowy Targ
– Zakopane.
W Nowym Targu zatrzymałem się na mała
kawę, aby w doskonałej formie powitać żonę która jest świeżo
po operacji. Tak też pojawiłem się w szpitalu, targając w lewej
ręce kask motocyklowy.
Maria był zaskoczona ale widocznie
zadowolona.
- Motocyklem? - Spytała nie widzieć
dlaczego, bo anturaż mówił za mnie
- Motocyklem – odpowiedziałem jej
grzecznie, a potem powtórzyłem jeszcze parę razy.
- Motocyklem – powtórzyłem w
odpowiedzi salowej, pielęgniarce, lekarzowi i tej pani co nalewa
zupę.
Zastałem żonę w dobrej kondycji i
pozostawiłem po dwóch godzinach w mam nadzieję nie gorszej.
Komu w drogę temu czas.
W drodze powrotnej, jeszcze w Zakopanem
zatrzymałem się by przepuścić góralskie wesele.
Dziesięć bryczek wypełnionych gośćmi
w regionalnych ubraniach mignęło mi przed oczami. Wszystko było
odświętne. Nawet konie pobłyskiwały wypastowanymi na czarno
kopytami.
Uśmiechnąłem się do tego widoku,
ponieważ sam w swoim mechanicznym rumaku zaczerniłem opony na
elegancko przy okazji piątkowego mycia i polerowania.
No i proszę doszukałem się jakichś
analogii.
Kiedy dojechałem do Poronina po którym
to według wierszyka z podstawówki chodził Lenin, postanowiłem
skręcić w prawo.
Nie ma już pomnika wodza rewolucji, w
szkole nie uczą wiersza i tylko w mojej ( naszych?) starych już w
miarę głowach tłucze się gdzieś po zakamarkach jeden albo ze dwa
wersy
„Na małej stacji w wiosce
Poronin, Gdy pociąg stanął wśród zgrzytu szyn,
Wysiadł z wagonu ojciec, a po nim. Raźno wyskoczył na peron syn...
”
A to Julian Tuwim właśnie.
I mnie wiał w twarz wiatr, ale nie
był to wiatr zmian. Ja tylko coraz bardziej czułem się
człowiekiem drogi.
Zakopane – Poronin – Bukowina
Tatrzańska – Białka Tatrzańska – Łopuszna – Krośnica –
Ochotnica – Mszana Dolna – Wieliczka.
Z naprzeciwka pojawiały się
pojedyncze motocykle lub ich całe stada. Machaliśmy sobie na
powitanie, chociaż muszę przyznać, że mijałem też bufonowatych
facetów na wypasionych motocyklach, którzy z wyższością patrzyli
na wszystko i wszystkich dokoła.
Jak w życiu.
Odwiedziłem paru znajomych, wszędzie
zatrzymując się na jedną bądź kilka chwil. Ot by wypić szklankę
wody i powiedzieć, że u mnie wszystko w porządku.
Motocykl to jakby potwierdzał swoim
niskim, basowym i nieco może głośnym warkotem.
Ta zorganizowana na szybko wycieczka
zaczęła mi powoli wchodzić w nogi i gdy po raz ostatni zrobiłem
sobie przystanek w Dobczycach, wydawało mi się, że już na powrót
nie siądę na siodełko.
Siadłem jednak i po męsku dotrwałem
do końca eskapady. Licznik pokazał, że przejechałem równo
trzysta kilometrów.
Kiedy starłem musze truchło z szyby
kasku i ramoneski wiedziałem, że to jest ten właściwy moment.
Otworzyłem lodówkę skąd wyciągnąłem
i natychmiast otwierzyłem zimne piwo.
- I jak się jechało? – spytała
teściowa
- Fantastycznie – odpowiedziałem
Pociągając łyk zimnego piwa,
zacząłem snuć swoją opowieść.
I zdarzało się, co przyznam po
dobroci, że czasami byłem w tej opowieści niczym wędkarz
opisujący swoje ryby. Nikomu to chyba jednak nie przeszkadzało.
- Przyjdzie kosić w poniedziałek bo
sobota już się kończy, a w niedzielę nie wypada.
Nie mogę bez końca mierzyć dni
wyłącznie długością źdźbła trawy oraz terminarzem oprysków i
podlewań.
Pęd i wiatr w twarz. Tylko podnieść
osłonę kasku by poczuć.
Drogi i dróżki, które na chybił
trafił wybierasz. Nie dbasz o mapę.
Telefon którego nie możesz w czasie
jazdy odebrać. I dobrze.
Żeby tylko ten powiew w twarz nie stał
się jakimś wiatrem zmian. I beze mnie tyle ich ostatnio wokół i
wszystkie ponoć dobre.
- Jazda na motocyklu to najlepsza rzecz jaką można robić w ubraniu..." :)
OdpowiedzUsuńTak mówią
UsuńPozdrawiam
A muchy z zębów już otrzepałeś? :):):) Policja rykiem się nie przejmuje. Musiałaby połowę motocyklistów mandatem uraczyć.
OdpowiedzUsuńW końcu muchy w zębach to objaw zadowolenia motocyklisty. Przeze mnie bije radośc
UsuńPozdrawiam
1. Podziwiam. Mnie się już nawet grzybów nie chce zbierać (a kiedyś bardzo to lubiłem). Widocznie zestarzałem się szybciej od Ciebie.
OdpowiedzUsuń2. Pewnie to zabrzmi śmiesznie i nielogicznie, ale wiedz, że całkiem obcy chłop w Gdańsku bardzo by chciał przeczytać o dobrym zakończeniu.
Pozdrawiam
Późno to odkryłem ale jazda na nartach i motocykl sprawiają mi wielką frajdę.
UsuńNa nartach jeżdżę teraz rzadko, pozostał więc motocykl.
Co do żony, to nic się nie zmieni jak ona sama mówi o sobie - W dalszym ciągu uparcie odmawiam chodzenia.
Dziękuję za życzliwe zainteresowanie i w żadnym razie nie widzę w nim nic śmiesznego.
Wręcz przeciwnie zawsze wtedy lżej, a poza tym to ja wierzę w ludzi.
POzdrawiam
Pozdrawiam
Eeee , a już myślałam ,że Teściowa zabrała się z Tobą, motocyklem, oczywiście. Hanula
OdpowiedzUsuńByć może naginam nieco rzeczywistość, ale nie zajmuję się fantastyką
UsuńPozdrawiam
Urzekło mnie zdanie "y siedzieliśmy przy stole i w ciszy ( co już mnie zaskoczyło) " Bo wiesz, jak przez chwilę się nie odzywam moi faceci pytają czy chora jestem.
OdpowiedzUsuńNastępnym razem zaproponuj teściowej wycieczkę MOTOCYKLEM . Bo kobieta zmienną jest i może jej się to baaaardzo podobać. Nie spróbujesz nie dowiesz się :)
No właśnie. Boję się tego, że może jej się spodobać.
UsuńPozdrawiam
Ale po żonę pojedziesz samochodem, mam nadzieję?
OdpowiedzUsuńKombinowałem trochę, żeby z inwalidzkiego zrobić wózek boczny ale zrezygnowałem.
UsuńA tak na poważnie to żona nie nadaje się na pasażera motocykla
Pozdrawiam
Czarna skóra, czerwona bandana, kask w ręku - koniecznie zmień zdjęcie profilowe !
OdpowiedzUsuńMam do niego sentyment, choć to nie ja a dr Phill.
UsuńPozdrawiam
Mój ślubny uwielbia swoj motocykl. Za to ja, gdy On wyjeżdża, zapadam się w siebie, by jakoś przetrzymać czas do Jego powrotu, bo nie przestają mnie opuszczać makabryczne wizje motocyklowego wypadku. I właśnie, by sobie ułatwić to przetrzymywanie, kupiłam Mu zestaw głośno mówiący, który montuje się w kasku. Kupiłam na Gwiazdkę. 4 lata temu. Nadal bardzo ładnie wygląda... w pudełku.
OdpowiedzUsuńI słusznie. Trzeba oderwać się od telefonów, internetów, sieci LAN i całej tej cywilizacyjnej infrastruktury. Człowiek drogi obywa się bez tego.
UsuńPozdrawiam
Wreszcie wiem, co kręci mojego zięcia, który po przygodach z Jawą w młodości, w wieku dojrzałym kupił sobie Harleya i zapisał się do klubu Sokół Riders
OdpowiedzUsuńOprócz motocykla ma jeszcze coś innego to Harley.
UsuńObiekt kultu i przedmiot westchnień
Pozdrawiam
Dobrze jest mieć coś takiego swojego, jak Ty ten motocykl :), czuję ten powiew w Twoim opowiadaniu.
OdpowiedzUsuńA zmiany są wszędzie, tyle że poprzednio nie było imperatywu nazywania ich dobrymi :)
Taka mała odskocznia od życia
UsuńPozdrawiam
Piękna opowieść o drodze, radości z przeżywania chwil i poczucia mocy wynikającej z radości. :)
OdpowiedzUsuńDziękuję
UsuńPozdrawiam
No cóż... nawet jeśli to rzeczywiście jest (podobno typowy) objaw kryzysu wieku średniego, to pięknie to opisujesz...:) Co do roboty przy domu i obejściu: tego nikt nie jest świadom, gdy się z bloków wynosi, że właśnie zostawił za sobą ostatnią wolną chwilę, lub też że każdą wolną w przyszłości będzie okupywał wyrzutami sumienia, że tak oto sobie z piwkiem siedzi, a tam czeka rynna lub chodnik, albo furtka itd. w koło Macieju...:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
To prawda z tymi mieszkańcami bloków. Ja mam pewne doświadczenie związane z posiadaniem tej chałupy w Gorcach. Dwadzieścia lat weekendów gdzie człowiek rzucał się na robotę jak szczerbaty na suchary i zawsze wyjeżdżał w poczuciu niespełnienia. Jestem więc zahartowany.
UsuńKryzys wieku? Jaki kryzys to tylko doświadczenie i odrobina egoizmu
Pozdrawiam