Miałem
właśnie podzielić się z Wami refleksjami jakie naszły mnie przy
lekturze książki Kamila Janickiego „Epoka Hipokryzji, seks i
erotyka w przedwojennej Polsce”.
Niestety
mój pierwiastek żeński o którym wspominałem w poprzednim poście
trochę mnie zawstydził, Zarzucił mi bowiem pociąg do tematów o
bardzo wąskiej i niedwuznacznej tematyce.
Na
usprawiedliwienie dodam tylko, że lektura powyższa to jest twórcze
rozwinięcie, albo naukowe podejście do tematu który rozpoczął
krakowski lekarz płciownik, jak sam o sobie mówił, Stanisław
Kurkiewicz.
Do
zapoznania się z jego publikacją „Z docieków nad życiem
płciowem” (wyd 1905) zachęcił mnie nie kto inny niż Mości
Wachmistrz w jednym ze swoich postów. Dla mnie to rekomendacja za
którą mogę podążać z zamkniętymi oczami i tak też zrobiłem.
Książeczkę
przeczytałem od deski do deski, dokładając sobie inne wydanie z
przełomu wieków XIX i XX a mianowicie „ O
umysłowym i moralnym niedorozwoju kobiety” (autor Paul Julius
Möbius, Katinka von Rosen wyd. 1900 r). Potem
to już jakoś samo poszło. Janicki jest tylko logiczną
konsekwencją zgłębiania tematu.
Będąc
w zgodzie ze sobą a przynajmniej z częścią siebie podjąłem
decyzję, nie będzie więc o seksie. Będzie o tym, że idzie wiosna
i wszystko budzi się do życia.
Ech
co tam wiosna. Przyjdzie, pójdzie, lato ją zastąpi. Jak co roku.
Gorzej
bo odchodzą ci których tak trudno zastąpić, ba wydaje mi się to
nawet niemożliwe
Kilkanaście
dni temu media obiegła wiadomość o śmierci Keitha Emersona
Jednej trzeciej zespołu Emerson Lake and Palmers. Śmierci ponoć
samobójczej bo Emerson od wielu lat zmagał się z depresją.
Nie
użyję tutaj wytartego sloganu, że odchodzą wielcy. Powiem tylko,
że odchodzą Ci którzy zaznaczyli się w moim życiu.
Liceum,
klasa matematyczno-fizyczna. Dlaczego taka? Bo w moim małym mieście
była to elitarna klasa w jedynym liceum z tradycjami. Tak, tak,
idzie o ambicje.
Nic
z tego, że lubiłem historię i pisałem wiersze. Decyzją wstępnych
zasiadłem przed tablicą funkcji trygonometrycznych a moje wiersze
omawiano na lekcjach polskiego w klasie humanistycznej. Oczywiście
beze mnie.
I
chociaż wisiały w gablotce na korytarzu w niczym nie zmieniły
opinii jaką miał o mnie mój matematyk.
W
tejże klasie w której cierpiałem codziennie od ósmej do
czternastej niczym Młody Werter, jeden z moich klasowych znajomych
był bardzo dobrze sytuowany.
„Gospodarski
syn, słońce się jemu pierwszemu kłaniało” – jak mówił
bohater „Ostatniego takiego tria” kultowego filmu z połowy lat
siedemdziesiątych.
Płytoteka
zachodnich wykonawców która zalegała półki jego mieszkania
mierzona była w metrach bieżących, a chęć bycia niczym Piotr
Kaczkowski z radiowej trójki, spowodowała powstanie Klubu Muzyku
Progresywnej.
Ileż
to się człowiek nasłuchał tych płyt w wersji stereo, głowa
mała.
Miałem
i ja swój udział w tych historycznych wydarzeniach. Co prawda nie
miałem swobody wydawania kasy, ale potrafiłem tworzyć plakaty. Tak
więc każdy koncert w KMP zapowiadał plakat mojego autorstwa.
Coś
mi jednak mówiło, oprócz rodziców oczywiście - Antoni nie idź
tą drogą.
Nie
zostałem więc zapleczem światowego rocka, odmówiłem kontaktu z
prochami w scenerii starego małomiasteczkowego cmentarza i
zdecydowałem się na tradycyjną ścieżkę kariery.
Czy
światowy rock na tym stracił ? Nie umiem odpowiedzieć na to
pytanie. Wiem natomiast że
los,
figlarz przewrotny pokręcił mi moją drogę na swój sposób,
dokładając na niej nieco wykrotów i wilczych dołów, ale nic w
życiu nie jest przecież proste. Nic nie jest też za darmo.
Teraz
kiedy odchodzą wielkie nazwiska lat siedemdziesiątych, robię
użytek ze wspomnień by przypomnieć sobie, że czasem bywałem
niepokorny.
Poprawia
to moje samopoczucie, ba nawet samoocenę i nie zmieni tego stanu
nawet fakt, że teraz bywam raczej upierdliwy niż niepokorny.
Oj
tam, oj tam. Nie narzekaj Antoni, wiosna się budzi.
Doktor
od złamań usunął śruby z lewej ręki mojej teściowej. Ta od
razu poczuła się lżejsza przynajmniej o kilka kilogramów. My też
poczuliśmy to natychmiast, bo zalało nas tsunami pomysłów i
planów na najbliższą przyszłość.
Daj
Boże zdrowie, bym i ja miał taką energię tuż przed
osiemdziesiątką.
Moja
teściowa, co zupełnie zrozumiałe, nie należy już do grupy
niepokornych a raczej do tej drugiej. Dzisiaj przy śniadaniu
pozwoliłem sobie nawet na komentarz, że czuję się jakbym miał w
domu kolejnego nastolatka.
-
Przecież trzeba to wszystko zrobić już prawie święta i idzie
wiosna.
W
sumie to ona ma rację.
Wczoraj
razem z małżonką odwiedziliśmy fryzjera a dokładnie fryzjerkę.
Przybyliśmy za wcześnie
a
z liczby klientów łatwo można było wysnuć wiosek, że impreza
mocno się opóźni.
Aby
nie zasnąć w tej ciężkiej atmosferze suszarek i lakieru do
włosów, tchnąłem w nią nieco życia. Opowiedziałem parę
dowcipów, stopniowo zwiększając ich ciężar gatunkowy. W końcu
jak to mówił trener Górski – gra się tak jak przeciwnik
pozwala. Czas mierzony ilością loków wokół fotela biegł swoim
tempem, a serdeczny i niczym nie skrępowany śmiech dwóch
pozostałych uczestniczek postrzyżyn uświadomił mi, że reklamy
kłamią. Nie wszystkie kobiety w pewnym wieku mają bowiem problemu
z nietrzymaniem. To jeszcze jeden dowód na to że TV łże.
Rozkręcałem
się coraz bardziej i w tej atmosferze łatwiej było znieść to, że
strzyżenie zaczęło się trzy kwadranse po czasie
Nie
narzekam, przy takich słuchaczach.
Świat
się zmienia a atmosfera salonów fryzjerskich pozostaje bez zmian.
Trochę tu bazaru, trochę magla i jeszcze więcej niż trochę
psychoanalizy. Kiedy widziałem zadowoloną minę żony doszedłem
do wniosku, że trochę tu też z gabinetu terapeuty.
Pod
olbrzymim lustrem, na szerokiej szklanej półce stoją żółte
żonkile. Fryzjerka dba o sezonowe ozdoby.
Żonkile
są na miejscu bo to przecież idzie wiosna. Nie, nie ta kartka z
kalendarza, ale ten wyczuwalny zapach w powietrzu i słońce które
potrafi nas tak rozgrzać od środka. Tak jak nie zrobi tego nawet
najbardziej upalne słońce letniej Tunezji czy Egiptu.
Zresztą
to już nie do sprawdzenia, bo kto się tam teraz wybiera?
Byłą
już noc kiedy opuściliśmy ten przybytek szalonych nożyczek.
Obawiałem
się nieco, że w drodze powrotnej do domu spotkam się z zarzutami
ze strony żony.
Nie
każdy lubi jak jego małżonek robi z siebie idiotę i to za darmo.
Sam nawet nie wiem co jest gorszym zarzutem?
Nie
spotkał mnie jednak żadem z powyższych zarzutów co znaczy, że
tradycyjnie martwiłem się na zapas.
A
może jest odwrotnie. Może ten mój show to dowód na to, że
jeszcze nie do końca stetryczałem?
Wiosna,
wszystko budzi się dom życia.
Wszystko
oprócz mojej maszyny rolniczej. Nie powiodła się bowiem próba
odpalenia glebogryzarki. Odwiozłem ją do reanimacji i czekam na
wyrok. Żyć na pewno będzie, pytanie tylko za jaką cenę?
A
propos ceny.
Wczoraj
w drodze do pracy tak zamyśliłem się nad czymś mało istotnym, że
złamałem przepisy kodeksu drogowego wprost przed szybami
policyjnego radiowozu.
-
Nie widział Pan znaku ? – spytał elegancko policjant
-
Znak widziałem ale panów nie widziałem – powiedziałem rażony
jakąś nagłą potrzebą prawdomówności. Na koniec poprosiłem o
łagodny wymiar kary.
Cieszyłem
się też, że na tylnym siedzeniu nie ma operatora z kamerą jakiejś
stacji telewizyjnej.
W
takiej sytuacji pozostaje już tylko szybko się przyczesać aby
ładnie wyjść w telewizji.
Z
pokorą przyjąłem mandat.
-
Pomimo wszystko życzę Panu Panie Antoni miłego dnia, bo to i
święta idą i wiosna nadchodzi.
Cholera,
Oni chyba mają teraz jakieś szkolenia z rozmów z klientem, albo
piratem drogowym, jak kto woli.
Pocieszające
jest to, że może z tego mandatu co to go mam zapłacić w terminie
siedmiu dni, pomalują jakieś pasy na ścieżce rowerowej, albo
wymienią żarówki w sygnalizacji na najbliższym skrzyżowaniu.
Zresztą
(tu znowu do głosu doszło zamartwianie się) kto ich tam wie.
Świąteczny
baranku, z powodu zamyślenia czy jak kto chce zagapienia, będziesz
w tym roku mniejszy, ale ponoć i tu nie idzie o wielkość a jakość
i to w dodatku duchową.
Tej
jakości bez martwienia się o stan portfela życzę wszystkim co tu
zbłądzili i tym którzy weszli tu świadomie chociaż całkowicie
na własną odpowiedzialność.
Wesołych
Świąt
PS
Mała
rada dla tych co kupili z okazji świąt nowe buty i te okazały się
za ciasne.
Trzeba rozchodzić i tu mam praktyczna radę.
Przeczytałem właśnie na jednym z portali informacyjnych że
Nasze
powinny rozchodzić się zdecydowanie lepiej. W końcu jak kiedyś
mówiono - Polak Węgier dwa bratanki. Teraz w prasie mamy już
tylko parafrazy tego powiedzenia.
To
zmiana ( dobra?) *
*
Napisałem na wstępie, że blog wolny jest od polityki i to jest
prawda. W sprawie aluzji nic nie deklarowałem.
"C'est la vie" grupy ELP, puszczane w zacisznych miejscach, doprowadzało dziewczyny z mojego liceum do stanów wielce przez nas, młodych chłopaków, cenionych. Teraz już nie ma takich melodii i trzeba się z tą brutalną konstatacją pogodzić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
To prawda
UsuńPozdrawiam
Ech wspomnienia :-)
OdpowiedzUsuńZgadzam się, ze niepokorność młodości wywołuje rumieniec na policzku i podnosi samoocenę, ze kiedyś się chciało, ze kiedyś się mogło ;-)
Mnie Pan Policjant, 9.03., gdy jechałam bez świateł, powitał "dzień dobry, wczoraj był Dzień Kobiet, jednak i dzisiaj życzę wszystkiego dobrego ;-) Pani bez świateł jedzie :-D"
Ech salony fryzjerskie słyszały więcej grzechów i tajemnic niż konfesjonały.
Pozdrowienia dla Małżonki i Teściowej
WIOSNA!
Dobrze że nie zatrzymała Cie policjantka. Z doświadczenia wiem że nie sa tak wyrozumiałe dla kobiet
UsuńPozdrawiam
Wiosna jest optymistyczna z definicji.
OdpowiedzUsuńMiłych Świąt:))
Dziękuję
Usuń:) i było optymistycznie chociaż na razie ta nasza wiosna mało wiosenna. Ja miałam iść do szkoły teatralnej - ale wkurzało mnie jak na mnie patrzono oceniając więc odpuściłam za młodu
OdpowiedzUsuńI teraz wiesz czy było warto czy nie?
UsuńPozdrawiam,
Nie wiem, czy wiosna idzie, bo w swojej zabetonowanej przestrzeni nawet nie mam gdzie jej podejrzeć.
OdpowiedzUsuńIdzie idzie a nawet się skrada
UsuńPozdrawiam
Polak Węgier dwa baranki. Może być?
OdpowiedzUsuńA niedawno doszłam do podobnego jak Ty, wniosku, że cały świat jest jakby podszewką na lewą stronę wywalony i prawie nic nie jest jakie było. Oprócz specyficznej atmosfery salonów fryzjerskich. Oczywiście tych niesieciowych. Bo te salony, co to tworzą międzynarodową sieć to poza tym, że na dzień dobry za używanie klamki płaci się 50 zł (a może więcej?)+koszty usługi wraz z używanymi specyfikami najdroższymi na świecie, to proponują jeszcze wyuczone na szkoleniach frazesy z cyklu "rozmowa z klientem" ograniczające się do: dzień dobry oraz miłego dnia. Natomiast salony (kiedyś zakłady) fryzjerskie rzemieślnicze nawet jak mają super hiper nowoczesne sprzęty to nadal są bardzo rozrywkowym i pełnym wiedzy o sąsiadach miejscem.
Dużo radości przy Wielkanocnym Stole.
Przyznaję, że sklerosis galopująca tego momentu polecenia nie przypomina, okrom tego, com sam o Kurkiewiczu u siebie ongi pisał, ale wiedzieć miło, że moje rekomendacyje w tak wysokiej cenie. Bóg Zapłać... Świąt życzę Waszej Miłości Spokojnych i Zdrowych, od wszelkich turbacyj wolnych, a jak się uda to i nawet miłych:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
No właśnie to wspomnienie wystarczyło za rekomendację
UsuńPozdrawiam
A ja Gottland tylko czytałam ostatnio, wzruszyła mnie a może tylko poruszyła ta książka? Nie wiem. Książka bardzo dobra, świetnie napisana, polecam. Jest a raczej było w Czechach, muzeum Karela Gotta, książka opowiada piórem Mariusza Szczygła o kraju tego piosenkarza.
OdpowiedzUsuńA wiosna idzie tuż tuż skrada się nadchodzi, jak co roku budząc do życia soki żywotne w tym radość i miłość. Niech więc trwa. Pozdrawiam ciepło.
Znam. Znam prawie wszystko Szczygła
UsuńPozdrawiam
Ano idzie wiosna. I już Święta. Zatem spokojnych i kolorowych Świąt :)
OdpowiedzUsuńJak to pisze to już nawet po świętach.
UsuńPozdrawiam
A moje buty nie chcą się rozejść, widocznie stopa za mała. Rozczulił mnie Świąteczny Baranek...Radosnego Alleluja! Hanula
OdpowiedzUsuńSpóźnione ale szczere - Dziękuję
UsuńWiosna jest optymistyczna nawet dla pesymistów. Wystarczy pomyśleć o jednym z atrybutów przeżywanych właśnie świąt. Jajo - jako symbol życia...
OdpowiedzUsuńAb ovo... (https://pl.wikipedia.org/wiki/Ab_ovo)
A co do butów to... Przypomniało mi się moje doświadczenie z butami otrzymanymi w wojsku. Nikt nie pytał czy pasują. Wydali i już...
Nie pasowały, a że nie dawałem rady ich rozchodzi, więc wymieniałem. W ciągu pierwszego pół roku służby dokonałem tego aktu chyba 10 razy.
Może dlatego, że byty były polskie, a rzecz działa się w Grudziądzu?
Wojsko kieruje się swoja logiką, która dla mnie zagorzałego pacyfisty jest niezrozumiała.
UsuńPozdrawiam
Ja tym razem z wielką, przeogromną prośbą i błaganiem. Najmłodsze w mojej rodzinie dziecko potrzebuje pomocy. Jeśli możesz, pomóż, proszę. Szczegóły podaję w notce na swoim blogu:
OdpowiedzUsuńhttp://grycela.blogspot.com/2016/03/uroczy-nowy-roczek-prosi-o-pomoc.html
Pozdrawiam serdecznie.
Kieruję tam swój wzrok
UsuńPozdrawiam
Przytoczone wiosenne impresje mają swoją moc. Po pierwsze zostałam zachęcona do przeczytania książki K. Janickiego. Po wtóre przypomniałam sobie melodię "Honky Tonk Train Blues", którą kiedyś lubiłam. Wreszcie przyszła wiosna, czyli pobudzenie do życia. Ale prawdziwy majstersztyk, cymes i mniodzio to cytat: "Niemieckie buty rozchodzą się na Węgrzech". Oczywiście w znaczeniu sprzedają. Poprawiłam sobie humor na cały wieczór. Serdecznie pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń