Lubię warzywa
No nie potrafię ich sobie odmówić.
Szczególnie cebulki dymki i rzodkiewki.
Rzodkiewka, jak to mówił główny
bohater filmu Dzięcioł pracując jako spiker w supersamie?
„Witamy rzodkiewki, pierwsze witaminy
wiosny.”
Pierwsze, bo kiedyś były i ostatnie.
Na pożegnanie jesieni śpiewało się „Addio pomidory” *(1)
Ktoś jednak postanowił iść
miłośnikom zieleniny na rękę i rzodkiewka do spółki z dymką
jest w całorocznej ofercie.
W marketach na stoiskach warzywnych aż
proszą się by je włożyć do koszyka.
Nie są to niestety produkty wyhodowane
na naturalnym nawozie (oborniku), pośród stada szczęśliwych kur
zielononóżek. W zamian otrzymujemy jednak tyle witam i minerałów,
że niektóre warzywa (jak niesie wieść gminna) świecą w
ciemności.
Do produktów ekologicznych też nie
można mieć zaufania, a „słowo honoru” sprzedawcy zupełnie mi
nie wystarczy. Honor mocno stracił na wartości w czasach gospodarki
rynkowej.
Nie wiem nawet czy wierzyć w te
szczęśliwe kury ?
Póki co nie mogę sobie jednak odmówić
towarzystwa warzyw i białego sera w weekendowych śniadaniach. W
tygodniu mam jakby mniej czasu na siekanie cebulki.
Nie zraziła mnie nawet do tego
zamiłowania wspomniana już stara polska komedia „Dzięcioł”
*(2)
Teraz odwołam się do jednego
fragmentu pod koniec filmu, więc ktoś kto nie oglądał a ma zamiar
i obawia się, że uczynię coś na kształt spojlera, niech nie
czyta kilku poniższych zadań.
Ostrzegam już tak proforma, bo chyba
wszyscy już ten film widzieli. Po odwołaniu się do „Motodramy”
spotkały mnie jednak zarzuty o wychlapanie zakończenia. Sa jednak
tacy co nie widzieli.
A teraz cytat
„ - Klienci. Nadszedł moment
prawdy, witaminy nie istnieją ! Na tej sali znajdują się tysiące
osób nie licząc personelu który jest skorumpowany. Czy ktoś z
państwa widział witaminę ?
- Ja !
- Kim pan jest? Proszę się
przedstawić?
- Jestem lekarzem
- Jako lekarz jest pan po drugiej
stronie barykady. To lekarze, ogrodnicy i właściciele działek
przyzagrodowych wmówili w nas witaminy. Klienci ! Król jest nagi.
Eskimosi, jedyni ludzie na ziemi którzy nie mają sklerozy nigdy nie
jadają pomidorów, ogórków, a nawet rzodkiewek”(1:17:05 filmu )
No więc jak to jest z tymi witaminami?
Elektronowe mikroskopy, zderzacze
hadronów i Wikipedia z pewnością zmieniły poglądy w tej
sprawie, bądź jak kto woli ją ugruntowały.
Teraz jesteśmy jakby bardziej
szczegółowi, rzec by można precyzyjni.
Nie dalej niż wczoraj biernie
słuchałem reklamy jakiegoś produktu, który jak mówił lektor
„wywołuje endorfiny”.
- Zauważ – mówię do żony –
teraz to endorfiny, a jeszcze kilka lat temu powiedziałby –
wywołują uśmiech lub zadowolenie.
Może więc i tu nastąpi jakaś
zmiana. Nie tylko zmiana mojego widzenia.
Póki co w mediach uważa się zgodnie
ze starą szkołą, że spożywanie zieleniny jest trendy lub cool.
Przykładem są akcje reklamowe,plakaty
takie jak choćby te poniżej
Dlaczego o tym piszę?
Skojarzenie albo seria skojarzeń
kiedy jadąc do pracy zauważyłem dużego tira z naczepą z którego
wyładowywano skrzynki z owocami. Na plandece naczepy wymalowana
była taka oto zachęta do spożywania
No i co czujecie się zachęceni?
Brakuje tylko tylko napisu, że warzywa
i owoce to najkrótsza droga do udanego orgazmu. Ech te moje
skojarzenia.
Czy mnie to dziwi?
Nie. Jak już kiedyś pisałem z
wiekiem dziwi mnie coraz mniej
Nie zdziwił mnie nawet wywiad jakiego
ostatnio udzielił kardynał Dziwisz. Apeluje on do dziennikarzy by
pisali o ŚDM „obiektywnie i dobrze”.
A mnie się wydaje, że pisze się albo
obiektywnie, albo dobrze lub źle. Co nie przeszkadza żeby pewne
działania obiektywnie ocenić dobrze.
Tylko ja widzę tutaj różnicę?
No więc obiektywnie rzecz ujmując,
jest dobrze czy źle?
Mieszkańcy samego Krakowa są w tej
sprawie podzieleni.
Właśnie Prezydent Majchrowski
zaapelował aby kto może opuścił miast na czas imprezy.
Urzędnicy apelują zaś o usunięcie
parkujących samochodów z ulic miasta. Nikt jednak nie powiedział
dokąd je usunąć i jest to takie typowe stanowisko Straży
Miejskiej.
Ma ona w zwyczaju wypisywać mandat za
złe parkowanie z następującym komentarzem
- Tu nie wolno parkować !
- To gdzie mam parkować? Idę do
szpitala a tu są same zakazy
- Wszystko jedno gdzie, byle nie tu.
Straż Miejska to jednak też w jakimś
sensie urzędnicy miejscy tylko inaczej ubrani i przeświadczeni o
własnej wyjątkowości.
Rusz szare komórki, nie płać stówy
za złe parkowanie. Zawsze możesz za nią kupić coś innego.
Z okazji wspomnianych już ŚDM pojawił
się w sprzedaży „tańczący papież”
Kiwa się w rytm melodii i jak wynika z
fotografii napędzany jest na słoneczne baterie.
Kupilibyście?
Nie ma co się spieszyć z zakupem. Im
będzie bliżej do tych kilku dni na koniec lipca tym bardziej
zaskoczą nas (zniesmaczą) zmaterializowane pomysły chorych umysłów
straganiarzy.
A wydawało mi się, że „Jezus
koleś” w filmie „Dogma” to był już sam szczyt.
I tak dla porządku. Na pytanie zawarte w tytule nie znam odpowiedzi.
(*1) Addio pomidory
(*2) Dzięcioł
Krępowałem się zrobić zdjęcie w Medjugorje, a teraz byłoby jak znalazł. No to chociaż opiszę niezwykły gadżet. Był to twór w kształcie klina (pryzmy), na którego górnej powierzchni widać było wyraźnie wystający (nieco) ponad nią krzyżyk. Gdy przycisnęło się lekko ów krzyżyk, po czym puściło się go swobodnie, to on dźwiąk! stawał do pozycji pionowej. Gdy już nie był potrzebny można go było znowu schować, nacisnąwszy do końca. O ile pamiętam były chyba ze dwie (albo może i trzy) wielkości. A mogłem kupić.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Eskimosi sklerozy nie mają, bo jedzą tłuste mięso, a wraz z nim dużo wit. B i PP i stąd brak sklerozy;-)) Jaja od szczęśliwych kur zaś są bardziej podejrzane toksykologicznie niż te mało radujące się życiem w klatkach,bo te, co po podwórku biegają zjadają to, przed czym ostrzega się ludzi: zielone listki. Jak wiadomo najwięcej zanieczyszczeń chemicznych maja warzywa liściaste. Wychodzi więc na to, że odżywianie się w ogóle jest niebezpieczne. Trzeba by w takim razie skupić się na życiu duchowym. Tylko jak to ma zrobić ateista, który w ŚDM widzi tylko kasę i komercję?
OdpowiedzUsuńRzodkiewka i szczypiorek już nie szczypią - stwierdził mój szwagier komentując jakość twarożku zrobionego z udziałem sklepowych nowalijek. Podobnie jest z natką pietruszki.
OdpowiedzUsuńReklama na samochodzie jest w stanie uczynić ruch w porach, które tam się reklamuje
ŚDM jak na razie zapowiada brak urlopów lub ich pokawałkowanie w sposób niezgodny z przepisami bo wypadają w środeczku wakacji. Zapowiada się "obowiązkowy wolontariat" w wielu przypadkach.
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że witaminy są przereklamowane, podobnie jak warzywa. Minie, tak jak moda na margarynę.
ŚDM w Krakowie? Nie ma co narzekać, wszak noclegi mają uczestnicy zapewnione m.in. u nas / 350 km od Krakowa/, to się nazywa cud logistyczny. Okolicznościowe "koszmarki"- przerażające, lud to i tak kupi. Ja z wszelkich miejsc świętych przywoziłam do domu alkohol, przyjemne z pożytecznym. Warzywa i owoce jem, z umiarem i kiedy mam chęć, najchętniej z własnego ogródka, ale zimią daję się skusić marketowym witaminom,jeszcze żyję i chyba nie świecę. Pozdrawiam, Hanula
OdpowiedzUsuńNa duszę nie wpływa, ale na duszenie wpływa:)
OdpowiedzUsuńWitam.
OdpowiedzUsuńPrzypomniał mi się stary dowcip o gościu, który w jakiejś restauracji zamówił sałatkę i dostrzegł biegające w niej stworzonka. Zawołał kelnera, który na jego pełne oburzenia pytanie: "Co to jest?", odparł: "Nigdy nie słyszał pan o witaminkach?"
Więc - jeśli wierzyć kelnerowi - istnieją ;)
A co do kiczowatych gadżetów - spore wrażenie zrobił na mnie swojego czasu papier toaletowy z papieżem, gdy trochę wojażowałam po świecie. A u jednej bardzo zamożnej rodziny żyjącej na emigracji(to słowa pana domu) po otwarciu klapy sedesowej usłyszałam melodię... Roty.
A swoją drogą, zaskakujące, jak podobnymi ścieżkami chodzą ludzkie myśli. Też ostatnio wrzuciłam u siebie "tekścik o jedzonku".
Pozdrawiam.
A może link by się tu pojawił?
UsuńTak gładko przejść od warzyw do Jezusa to trzeba umieć powiem Ci Antoni, że nie po raz pierwszy mnie zadziwiasz :).
OdpowiedzUsuńNa moją duszę wpływa to, że po warzywach nie czuję się tak ciężka, jak po racuchach na drożdżach i pieczeni ze spływającym tłuszczem, chociaż te ostatnie potrawy niegdyś uwielbiałam.
Na moją duszę pozytywnie wpływa też świadomość zmniejszonej wagi, po jedzeniu m.in. warzyw właśnie.
Ale ile w nich tych witamin? Na co dzień właściwie nie zadaję sobie tego pytania, bo musiałabym wynieść się do głuszy i wszystko hodować sama, a na to póki co sobie nie mogę pozwolić....
Może kiedyś. A może i nie. Oby tylko nie dożyć zbyt wielu kombinacji genetycznych, bo to się naprawdę może skończyć źle.
Pozdrowienia
Mam za sobą już kilka wygranych przetergów na roboty latem, w których mi właśnie kategorycznie narzucono zakaz prac w tym właśnie czasie. Dodatkiem ilość tych prac jest znacząco niższa niż w latach poprzednich, bo miasto się ponoć już wydrenowało z pieniędzy, a gdzie tam dopiero przed nami te dni, które nas mają rozsławiać... Dobrze kardynałowi farmazony prawić, ale to my w tym mieście przede wszystkim żyć mamy, a zanosi się na to, że przeklniemy tę imprezę... Szkoda, że się nie da pomysłodawców pozbyć razem z ostatnimi wyjeżdżającymi...
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Jem warzywa i owoce (dużo) i nie zastanawiam się nad zawartością witaminową. Lubię i tyle. Myślę, że z zawartością witamin w warzywach jest tak samo, jak z zawartością substancji czynnych w kremach przeciw zmarszczkom. Trzeba użyć z pół tony żeby zadziałały. W każdym słoiczku jest mikro tych substancji. tak samo w warzywach też jest mikro tych witamin, a tonami marchewki nie da się jeść.
OdpowiedzUsuńOstatnio moda jest na kapsułki z witaminą D, bo słońca ponoć u nas mało. Kiedyś kazano zajadać się marchewką i o słońcu nie było mowy. Wynika z tego, że punkt widzenia, zależy od miejsca siedzenia, a raczej o biznes chodzi.
Te gadżety są tak potworne, że należałoby za nie ich twórców karać- naruszenie estetyki otoczenia:)
Zdaje się, że kto żyw, i bez apelu p.prez., ma zamiar uciekać w te dni z KRK. Gorzej, gdy pracuje w korpo i musi wywalczyć urlop. Ciężko.
OdpowiedzUsuńOdnośnie witaminek w warzywkach - uważam, że te sklepowe bardziej trują niż zdrowotności służą.
Osobiście pomidorów nie tykam od momentu, gdy ostatni z krzaka własnego zjem, do momentu, gdy pierwszy na własnym krzaku się pojawi. Pomijając wszystko inne, jedzenie tych zimowych pomidorów jest bez sensu, bo obrażają podniebienie papierowym smakiem. Analogicznie rzodkiewki i inne takie. W dodatku znam sekrety uprawy...
Jaja "klatkowe": raz zobaczyłam taka kurę od tych jaj. I od tej pory jaja klatkowego nie tknę. Połączenie obrzydzenia z szacunkiem dla zwierząt. Oraz wiem jak wygląda, pachnie i co zawiera karma dla tych kur. Każdy, kto próbował "chłopskiego"jaja, od kury grzebiącej sobie tu i ówdzie dostrzega organoleptycznie różnicę.
Tzw. dewocjonalia: większość "tfórców" i producentów powinna otrzymać ciężka pokutę, za obrazę boską, jaka one stanowią. W zgrzebnym worku na kolanach do Jerozolimy...