12 lutego 2016

Wichrowe wzgórza

Zawiało i posypało. Krople deszczu mieszały się z płatkami śniegu, a wszystko podlane takim wiatrem, że kotka tylko na chwilę wystawiła nos przez drzwi, by z głośnym miauknięciem wrócić do pokoju i ułożyć się wygodnie na posłaniu psa w bezpośredniej bliskości kominka.
Wrzucony do paleniska jakiś sękaty kawałek strzelał iskrami, rozsypując je na lewo i prawo. Szum płonącego drewna zagłuszał nieco jęk wiatru, który dochodził do naszych uszu poprzez kuchenny wywietrznik.
Psu dziwnym trafem to załamanie aury wcale nie przeszkadzało chociaż było ta taka pogoda przy której mówi się, że szkoda na pole wyrzucić psa.
Że nie wyrzuca się psa na pole tylko na dwór?
U nas nie wyrzuca się na pole, mając wpięte za ucho pawie pióro.
Zwał jak chciał, suka niczym wiejski burek darła mordę pod wiatr, co też było zgodne z jakimś przysłowiem. Spojrzałem w pole ale nie stwierdziłem obecności żądnej karawany.
- Co ona tak szczeka? - spytała żona
- Pies szczeka, karawana jedzie dalej - powiedziałem przywołując ją do domu. Sukę oczywiście. Za chwilę jednak przekonałem się, że coś na rzeczy było, bo jakaś zasypana mokrym śniegiem postać zaparkowała swój rower przed domem. Oparła go o bramę wjazdową i nacisnęła domofon.
Otwarłem drzwi trawiony ciekawością, bo przecież niezły kozak musiał być z tego rowerzysty, albo powód wizyty był z gatunku tych niecierpiących zwłoki.
Na progu stała kobieta.
- Dzień Dobry. Ja jestem sołtyską
- To to wiem, bo choć się osobiście nie poznaliśmy, jesteśmy znajomymi na Facebooku – dodałem wyjaśnienie do tradycyjnego powitania.
- Mam dla Państwa podatek gruntowy na nowy rok. Trzeba mi tylko podpisać.
Nic w progu, zapraszam do środka – powiedziałem wskazując ręką drzwi wejściowe.
- Kochanie, poznaj naszą Sołtyskę i pierwsze skrzypce tutejszego Koła Gospodyń Wiejskich.
Kobieta rządzi nami od niecałego roku, poprzednie decyzje roznosił ktoś inny.
Prezentacja i dwie koperty wylądowały na kuchennym stole. Zaraz podpisałem odbiór i popisałem się znajomością spraw okolicy.
- A pani to jest chyba wszędzie. Ostatnio zauważyłem że w Zarządzie klubu Sportowego też.
- A co mam zrobić gdy wszyscy mnie chcą? Dzieci odchowałam to mąż mówi, rób co chcesz nie nudź się w domu. No to robię karierę, ha, ha.
- No widzę właśnie i podziwiam aktywność. Bal Andrzejkowy, Sylwestrowy, Karnawałowy, dzieje się w naszym Domu Kultury. A teraz Dzień Kobiet. Musi Pani koniecznie zabrać moją żonę na tę imprezę.
- Zrobi się. A  po schodach bo nie mamy wjazdu to wyniosą panią chłopy. Ja to załatwię.
- Jak ten czas leci. Dopiero co byli u nas kolędnicy a tu dzisiaj już Popielec.
- Fajnie śpiewają te chłopy – pochwaliłem szczerze - Zawsze są tu u nas drzwi dla nich otwarte.
- Wiem – odpowiedziała Sołtyska – Już drugi raz byłam tu razem z nimi.
- Z nimi? - zdziwiłem się - nie zauważyłem
- Bo byłam przebrana za „pastuszka syryjskiego”
- Za syryjskiego? - podchwyciłem – to dlatego nie poznałem. A przebranie nie powiem na czasie.
Wymieniliśmy parę dowcipów i zrobiło się luźno.
- A w ostatnie dni karnawału to chodziliśmy po zapustach. Też było wesoło - podrzuciła newsa Sołtyska.
- A dlaczego nie dotarliście do nas? - zapytałem z wyrzutem.
- Bo nie wiedziałam, że tu jest tak swobodnie. W przyszłym roku meldujemy się w komplecie. Mam nadzieję że nie rażą Pani pieprzne żarty? – zapytała dla porządku Sołtyska
- W żadnym wypadku. Po trzydziestu pięciu latach życia z moim mężem niewiele żartów może mnie już zgorszyć.
- To miał być rozumiem komplement – dodałem – ja w w każdym bądź razie tak to przyjąłem.
- Oczywiście kochanie.
- Fajni jesteście – podsumowała Miejscowa Władza, ale na mnie już czas.
Spojrzała na torbę wypełnioną papierami -  Tyle jeszcze kopert zostało.
Wyszła poza bramkę, strzepała grubą warstwę mokrego śniegu z siodełka, a potem jakby się rozmyśliła i szła obok pchanego roweru  do kolejnego domu.
- Ona jest niesamowita – podsumowała żona.
- Dawno ci o tym mówiłem
- A jak wyglądają takie zapusty? - spytała lekko zaniepokojona.
- Zobacz na Facebooku, są tam właśnie świeże zdjęcia.
Chwilę oglądała galerię zdjęć ze strony naszej dobrodziejki by za chwilę lakonicznie podsumować
- Ciekawe
- Na to jest inne określenie „Tradycja” - dodałem, stając niczym Tewje Mleczarz ze Skrzypka na dachu.
Wiat jakby zelżał i w powietrzu widać już było pojedyncze płatki śniegu, które wirując wokół własnej osi zniżały się coraz bardziej do ziemi by wtopić się w zalegającą tam mokrą masę. Suka próbowała je łapać, kłapiąc pyskiem na lewo i prawo.
- Pieskie życie – zauważyłem obserwując scenę przez okno.
Gdzieś w oddali słyszałem jak moja małżonka umawiała się telefonicznie z sąsiadką.
- Dzień kobiet już za cztery tygodnie. Pamiętaj Iza, sobota piątego marca o godzinie osiemnastej.
Zaraz po tym zwróciła się do mnie.
- To na te zapusty musimy się przygotować
- Jeśli idzie o mnie to ja jestem zawsze przygotowany – pochwaliłem się uchylając drzwiczki barku.
- Daj sobie jednak trochę luzu, do zapustowej wizyty ponad rok. Ech to kobiece planowanie.
- I kto to mówi? Ten co wszystko planuje i zapisuje w Excelu. Też Cie kocham.
I cóż tu rzec na takie podsumowanie?

I tak zupełnie bez związku  oraz na marginesie
Jako kolekcjoner skojarzeń, chciałby się podzielić z Wami swoim nowym skojarzeniem, które wpadło mi do głowy w trakcie przeglądania programu na wieczór.
Stacje telewizyjne puszczają pozycje w pewnych zestawach tematycznych
Te zestawy mają przy tym swój początek, rozwinięcie i nierzadko moralizatorskie zakończenie
Ja temu  zestawowi nadałem tytuł "Miłe złego początki, albo historia pewnej znajomości"
Jak widać na poniższej planszy, zaczęło się w iście hollywodzkim stylu. No może nie trzęsieniem ziemi ale "Wichrowymi wzgórzami" by mieć swoje "Love story" które  rozpaliło się przeszło w "sex story".  Na końcu okazało sie, że to wszystko to były tylko " Kwaśne pomarańcze" jak to często w życiu bywa.
Wy też zauważacie  tu jakąś logiczną całość?




22 komentarze:

  1. Jak by tu rzec, głodnemu chleb na myśli:)).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja mam juz takie postrzeganie świata, bez względu na apetyt
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Spotkałam się z dość absurdalnym zarzutem, że pielęgnowanie zwyczajów i obrzędów ludowych prowadzi do nacjonalizmu dlatego nie należy krzewić wśród młodzieży zainteresowania lokalną społecznością i patriotyzmu.
    Cycki opadają.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie dlatego, że nie podtrzymujemy tej normalnej, wyważonej tradycji, bez podtekstów i nasycenia czy to zbyt religijnego, czy to zbyt patriotycznego, rodzą się wybujałe ("skrzywione") nacjonalizmy.
      Przesycony patriotyzm/nacjonalizm prowadzi do faszyzmy. Mam wrażenie, że u nas wszystko jest przeginane albo na za dużo, albo na za mało.
      Swego czasu były autorskie programy nauczania, dotyczące środowiska lokalnego uczniów. Bardzo dobry pomysł, ale jak zwykle, wszystko rozbiło się najpierw o "ideologię', a potem o pieniądze.

      Program telewizyjny już dawno mnie nie interesuje, jednak od czasu do czasu dowiaduję się, że znów leci... i tu pada tytuł filmu puszczanego po raz n-ty w ciągu ostatnich 30 lat.
      Można zrobić zestaw:
      "Wielkie żarcie"- "Tytanic"-"Szczęki"- "Uwierz w ducha".

      Usuń
    2. Co rusz ktoś coś głupiego mówi, ale my mamy swój rozum
      Pozdrawiam

      Usuń
    3. O, psiakość! To ja przez cała swoją pedagogiczną "karierę" rozwijałam w duszyczkach i umysłach biednych mych uczniów nacjonalizm usiłując ich wszelkimi sposobami nakłonić do bliższego i głębszego zainteresowania się "najmniejszą ojczyzną" i uczynić z nich "lokalnych patriotów". Projekta im wymyślałam, z aparatem po wsi ścigałam wymyślając tematy konkursów i łącząc 3 a nawet 4 w jednym. Żeby poczuł i zrozumiał, oraz związany był. Wtedy, nawet jak odleci, to będzie mu łatwiej. A tu masz, na nacjonalistów ich wychowywałam....

      Usuń
    4. Powtórzę to co napisałem do Jaskółki
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. E tam, to przypadek ;). A sołtyskę macie fest!

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam takie jak Wasza Sołtyska aktywne osoby.
    W programie TV publicznej zauważyłam logiczne całości ale nie powiem jakie bo to blog wolny od polityki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak to o takich się mówiło?
      Żywe srebro
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Najpierw "Wichrowe wzgórza", a na koniec i tak i tak "Kwaśne pomarańcze" ;)))

    OdpowiedzUsuń
  7. Wyszło mi, że Sex story to jest polski tytuł, różny od oryginalnego. Przyznam, że bardzo mnie to zaskoczyło.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak chwytliwe jak wymyślony kiedyś u nas "wirujący sex" (dirty dancing )
      Pozdrawiam

      Usuń
  8. Imponująca ta sołtyska. Dbajcie aby jej wam nie porwali do powiatu albo i wyżej...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Strach jest, bo Ona się dopiero rozkręca
      Pozdrawiam

      Usuń
  9. Ależ oczywiście,że logiczne. Najpierw wicher i love , później sex , jak nic mogą doprowadzić do kwasu, nawet pomarańczy. Sołtyski są fajne, a najbardziej te z jajem, oczywiście w nawiązaniu do tradycji wielkanocnych, bo to już tuż, tuż. Pozdrawiam,Hanula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jak ja się z nią jeszcze zaprzyjaźnię?
      To może być wybuchowa mieszanka
      Pozdrawiam

      Usuń
  10. Fajna Sołtyska :-) Pozazdrościć energii i chęci :-)
    U nas Psica wczoraj, w deszcz, latała w te i na zad, na zewnątrz. Co ja podsuszyłam, to już płacz, ze chce z powrotem. Ki diabeł...?
    A ciąg z programu telewizyjnego nadzwyczaj trafny :-)

    OdpowiedzUsuń