- Memory five – powiedziałem do siebie, kiedy po wyszukaniu
nazwiska nacisnąłem zieloną słuchawkę. Pamiętna scena z Killera
przypomina mi się zawsze w tym samym momencie, w chwili wybierania
numeru z listy. Powtarzanie wkoło tego zwrotu zaczęło już mnie
samego nużyć, bo nikt inny z reguły nie słyszy mojego mruczenia
pod nosem. Na ale cóż zrobić, kiedy przyzwyczajenia są naszą
drugą naturą?
A gdyby tak pomyśleć o jakiejś grupie wsparcia, aby wyjść z
nałogu powtarzania? - pomyślałem w tej samej chwili. Myśl która
pojawiła się szybko, jeszcze szybciej uleciała w niebyt, bowiem po
trzech sygnałach informujących mnie, że zadany numer jest wolny
usłyszałem dobrze znany głos i to dokładnie ten, który w tej
chwili chciałem usłyszeć.
- Cześć Janusz
- No witam w ten piękny piątkowy wieczór. Czymże mogę ci
służyć?
- Tak sobie o tobie pomyślałem, bo kroi się małe pijaństwo a
bez ciebie to z pewnością będzie takie jak powiedziałem czyli
małe.
- Stary nic z tego. Dzisiaj u mnie tanie whisky i takoż
tani gin lubuski.
- Pijesz gin? - spytałem zaskoczony. W pamięci miałem
wydarzenie sprzed prawie trzydziestu lat, kiedy po jakichś hucznych
imieninach wylądowaliśmy w Maximie.
Wbrew maksymalistycznej nazwie Maxim, bądź jak stało na
szyldzie „Maxime” był zaadoptowaną na potrzeby knajpy suteryną.
Bar, wysokie krzesła na których niepewnie siedziałem za sprawą
bożej hojności. Nogi wisiały mi w powietrzu, majtając fantazyjnie
w jedną i drugą stronę nie próbując nawet dostać do wykonanego
zgodnie z jakąś normą podnóżka. W Maximie podawano też
drinki. Aż i tylko. Nie można było zamówić zwykłego pół
litra. Można było natomiast owe pół litra wysączyć przez słomkę
razem z na przykład greckim sokiem Dodoni ( kto jeszcze pamięta?)
i dwoma kostkami lodu do wysokiej szklanki. Dzisiaj już nie
pamiętam, czy te dwie kostki to była jakaś norma, czy też jakaś
oszczędność właścicieli? Ja z pewnością oszczędzałbym raczej
sok lub alkohol. Ale ja tam nie wiem ja nie mam knajpy.
Kiedy już wdrapaliśmy się na owe barowe krzesła a ja poczułem
luz dyndających nóg o czym nie omieszkałem poinformować kumpla,
zebrałem się na jak najbardziej możliwy w danej sytuacji trzeźwy
uśmiech i zapytałem
- Co nam Pani poleci?
- Proponuję gin z tonikiem
- O nie ! - wrzasnął Janusz – taki pijany to ja nie jestem.
Barmanka przez chwilę taksowała nas wzrokiem i powiedziała
- No tak, rzeczywiście. Proponuję więc wyborową z sokiem
grejpfrutowym.
- No! to coś zupełnie innego.
Prawda jest taka, że po dwóch kolejnych drinkach nadawaliśmy
się już do podania ginu z tonikiem, ale odezwał się w nas
instynkt powrotny i ku radości współpasażerów autobusu linii 128
wróciliśmy do domu.
Janusz uśmiechnął się czego nie widziałem, ale znając go
tyle lat przyjąłem za pewnik.
Jakby dla usprawiedliwienia dodał:
- Gin jest dla mojej dziewczyny. Moja Najdroższa i Najukochańsza
Pani w zeszłym tygodniu trochę wypiła a potem przeleciała mnie
tak, że mi aż bańki nosem poszły.
Tego wieczoru nie nadawałem się już do niczego, ale zaraz z
rana sprawdziłem naklejkę. To był gin lubuski.
Profilaktycznie nabyłem analogiczną flaszeczkę na ten weekend.
Z naukowego oczywiście punktu widzenia chcę sprawdzić czy to jakiś
jednorazowy wyskok czy mamy do czynienia z prawem serii.
- No i jaką masz tezę ?
- Znasz mnie Antoni. Ja strachliwy nie jestem ale po tych
trzydziestu wspólnych latach to z jednej strony cieszę się a z
drugiej to aż mi ciarki po plecach biegają.
- Z przyjemności ? – spytałem naiwnie.
- Ze strachu przyjacielu, ze strachu. Jest jednak i tak dobrze,
że nie trzeba jakiejś tam rozpałki gdy konar nie chce płonąć.
Mój płonie chociaż jakby bardziej dostojnie, bez tego
szczeniackiego narwania. Podsumowując, powiem po naszemu, Niech żyją
ożralce
- Kto?
- No ci co lubią wypić, tak się u nas kiedyś mówiło.
- Oswój swój strach przed nieznanym chociaż już doświadczonym
Januszku i może podejdź do tego romantycznie. Ponoć ryby i owoce
morza są naturalnymi afrodyzjakami. Może podasz sushi?
- A kto by mi kurwa kazał jeść sushi ?
- No tak, to wyjaśnia wszystko. Zdaj się więc na swój
instynkt, bo ja instynktownie wyczuwam, że w takich okolicznościach
przyrody, nie przyjmiesz propozycji męskiego wypadu. Z tego co
słyszę to nie jestem konkurencją, chociaż pamiętam, że i za
moją sprawą puszczałeś kiedyś bańki nosem. Jakiś czas temu przy piwku
opowiadałem dowcip o echu, pamiętasz?
- Dowcip do dzisiaj mnie śmieszy, ale poza tym masz rację. Nie
po to zarzuciłem sieci, żeby teraz je tak sobie zostawić prawie pełne ryb i iść
za Tobą. Sorry ale nie jesteś Dżizusem.
- Masz rację. Kiedy to ja miałem chrystusowe lata? Jakieś
dwadzieścia pięć lat temu. Z wdzięcznością przyjmuję garść
newsów z Twojej strony, a wszystko jak zwykle polane sosem z
odrobiną szyderstwa. Znaczy się zdrowie dopisuje. Co zaś się
tyczy jedzenia, bo sam wspomniałem o sosie, to ja w zeszłym
tygodniu kulturalnie zjadłem rydze z patelni i wypiłem kilka
kieliszków wina w towarzystwie teścia mojego starszego syna. Miałem
większe ambicje, przynajmniej jeśli idzie o ilość wina.
Planowałem nawet takie małe przegięcie, ale nie wyszło, no to
sobie to przegięcie zaplanowałem na ten weekend. Rozumiem jednak,
że nic z tego. Nie potępiam. Powiedz mi tylko co będzie jak z
twoich planów nic nie wyjdzie?
- Spędzę tę noc w strefie internetowej ze szklaneczką wspomnianej
whisky z colą. Obowiązkowo ze słuchawkami na uszach i może z
Jimim Hendrixem, Deep Purplami albo AC/DC. A może i wszyscy i po
kolei.
- Sam już nie wiem czego ci bardziej życzyć ?
Rozłączyłem się.
Z wiekiem Janusz zrobił się mniej zdecydowany. Kiedyś nie pytał - "ociec prać?" ale czasy się zmieniają. lat nam nie ubywa.
Cholera, to już trzeci telefon i za każdym
razem słyszę wymijające usprawiedliwienia. Preteksty, czasem i
konkrety, a każdy na nie.
- A może nie umiesz puszczasz baniek nosem ? - Spytała mnie
zaraz ciemna strona mojej natury czyli Yin
- Może tylko ty dopracowałeś się wyrozumiałej żony ? -
Podpowiedziało mi Yang
- Oj to, to – odpowiedziałem, bo Yang to wszyscy urodzeni w
parzystych latach a więc i ja.
Poza tym Yang symbolizuje ogień lub wiatr a ja często potrafię
się rozpalić i gadać na wiatr.
A że z wiekiem nauczyłem się myśleć praktycznie pomimo wszystko, to mi się to Yin z Yangiem pomieszało, jak na tych popularnych symbolach
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńNic to, że się pomieszało. Praktyczne myślenie jest bardzo... Praktyczne!
Pozdrawiam serdecznie.
Czasem jednak trzeba iść na żywioł by od tego praktycznego życia nie zwariowac
UsuńPozdrawiam
Smutna nota z pewnych względów. Te konary pal sześc, ale mocnych trunkow nie należy unikać, ze względu na zdrowie fizyczne i psychiatryczne. Od kiedy ukonczyłam 15 lat, pijam mocne i chwalę sobie, nie rozmyślam o Yin ani Yang. Antoni, ja się zawsze z Tobą mogę napić! Byle nie wina, po dwóch kieliszkach zalegam nieprzytomna. Pozdrawiam :-D.
OdpowiedzUsuńKusząca perspektywa,ale do Wrocławia tak daleko
UsuńPozdrawiam
A ja będę się upierać, że wino jest najprzyjemniejszym trunkiem. I, z racji Kany Galilejskiej, nawet najbardziej bogobojnym trudno je krytykować.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Dobra, krytyki nie będzie, szacun, jak mawia młodzież. Kiedyś jednakowoż napiłam się wina, ponoć dobrej marki, żeby nie było. Pół butelki, po czym padłam, potem bełkotałam, zwiesiłam łeb bezwładnie, na koniec zawleczono mnie do łazienki, by ochronić dywan. Może zapomniałam wspomnieć Kanę G. Po 4 setkach czystej robię się (jeszcze) bardziej wymowna i samopoczucie mam świetne :-D
UsuńTo jest po prostu nieprzyzwyczajenie.
UsuńZ winem jest tak że sprawia przyjemność już w trakcie picia. Czegóż jednak nie robi się w imię przyjaźni
Pozdrawiam
Podobnie i z nalewkami, a czasem bywają ludzie zwyczajnie nieprzystosowani... Co się meritum tyczy, to pozostaje mi nieustająco żałować odległości, którą sprawiła Twoja przeprowadzka... Nie, żebym się narzucał:))))))))
UsuńKłaniam nisko:)
Ileż to razy powtarzałem że to nadrobimy?
UsuńNadrobimy
Pozdrawiam
Winem to się można delektować. A tak kieliszek do kolacji. Ale żeby posiedzieć, pogadać jak Polak z Polakiem, to trzeba dobrej wódki. Znaczy jako drugi warunek, zaraz po dobrym towarzystwie.
OdpowiedzUsuńDawno tak nie siedziałam, nie sączyłam, nie gawędziłam... oj dawno ... :(:(:(
Święta racja, doradzam nadgonić zaległosci.
UsuńOdkąd zamieszkałam we wsi to jakoś życie towarzyskie sobie zmarło. Szczególnie zimą całkiem zmarłe.
UsuńStąd i moje tęsknoty
UsuńPozdrawiam
Ja tam przegięć nigdy nie planuję, czekam co los przyniesie:) Bańki nosem, czyży się prezerwatywa zsunęła?Rzeczywiście próba skazana na niepowodzenie i na dodatek nieudany eksperyment.:))))
OdpowiedzUsuńPS Nie mogłam sobie odmówić... przewrotnego komentarza:)
A mnie ten opis kolegi rozczulił i wywołał uśmiech
UsuńPozdrawiam
Czarodzieju !!! napisałeś Dodoni a u mnie uruchomił się gejzer wspomnień. Do dziś we wszystkich sokach pomarańczowych (dodając hojnie czystej) szukam tamtego smaku.
OdpowiedzUsuńTez tak pomyślałam na wzmiankę o dodoni, calkiem już o nim zapomniałam, a to istna ambrozja byla :))
UsuńUruchomiłem wspomnienia? To chyba dobrze.
UsuńPozdrawiam
Uruchom import Dodoni, to dopiero byłoby dobrze :-)
UsuńDodoni to sentyment do starych czasów,a ci co go mają piją coraz mniej
UsuńPozdrawiam
Ja bym poleciał na ten gin z tonikiem dla nas obojga. Dodałbym jeszcze limonkę i niechby się działo, co dziać się miało...
OdpowiedzUsuńNajbardziej wali po oczach gin z martini. Tyle, że potem nic się nie dzieje :)))
UsuńKażdy trunek ma swoich amatorów i dzięki temu świat jest piękny.
Usuńpozdrawiam
Cześć Antoni
OdpowiedzUsuń...ha ha... Czytałeś wywiad z prof. Aleksandrem Krawczukiem? Prawie 94 lata. Podał trzy powody długiego i zdrowego życia: książki seks i alkohol. Myślę że jesteśmy na dobrej drodze, nooo.. przynajmniej te książki i alkohol ha ha. A te bańki nosem to pewnie z wysiłku czyli z tak zwanego zafuczenia, używając tego samego narzecza skąd i ożralce. Pozdro, JerryW_54
Niech będzie i zafuczenie
UsuńPozdrawiam
A może szklanka wody zamiast...
OdpowiedzUsuńA co to my zwierzęta jesteśmy żeby tak wodę pić?
UsuńPozdrawiam
Poza tym w wodzie to ryby się bzykają.
UsuńFeeee ;-)
Jak to mówią teraz młodzi - melanżu Ci się zachciało, drogi Antoni :)
OdpowiedzUsuńA tak czasem człowieka poderwie. Trzeba się cieszyć że jeszcze podrywa
UsuńPozdrawiam
No smutne gdy nawet napić nie ma się z kim.
OdpowiedzUsuńZapraszam na Roztocze ;-)
R o z t o c z e !
UsuńZanotowałem. Nie ma co żartować, czasami bywałem w Zamościu
Pozdrawiam
Uruchomiłeś Antoni wspomnień czar, na wszelkich płaszczyznach. Na próby i eksperymenty jest zawsze czas. Pozdrawiam, Hanula
OdpowiedzUsuńNajważniejsze żeby być pozytywnie nastawiony
UsuńPozdrawiam
Myślę, że ta niechęć do wypadów może wynikać ze zwykłego lenistwa i tego, że po prostu niektórzy mają tyle własnych spraw i planów, że aby się z kimś umówić, musieliby te plany bardzo dostosować lub zmienić, to już nawet problem mojego pokolenia, a im bardziej się próbuję czasem umówić z ludźmi, tym widzę, jak trudniej im w obecnych czasach znaleźć czas. To nie jest moja wina, to wszyscy tak zabiegani. U ciebie pewnie podobnie.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko powstał na bazie tego ciekawy i dobrze się czytający tekst ;)!
A przyjemność z czytania też się liczy!