13 lipca 2015

Na swojską nutę

Trzy godziny. Tyle mniej więcej zajęła mi droga do Zakopanego. To dużo, ponieważ przy sprzyjających okolicznościach i co ważne z poszanowaniem przepisów drogowych można tę trasę pokonać w połowie tego czasu. Nie będę się wyzłośliwiał na ten temat, bo już to parę razy w tym miejscu zrobiłem.
Coraz mniej ludzi chętnych do pozostawienia kasy tylko dlatego, że ujmuje ich piórko w góralskim kapeluszu i zawodząca muzyka.
Hej muzyka, górolska muzyka, hej cały świat obejde ej nima takiej nikaj”
Jednak tych co gotowi za to płacić jest jeszcze wystarczająco dużo by droga do stolicy polskich tatr tak bardzo się dłużyła.
Koniec. Sześć tygodni w szpitalu rehabilitacyjnym dobiegło końca i chociaż nie powiem, że minęło jak z bicza strzelił to zaryzykuję powiedzenie, że koniec wieńczy dzieło.
I znów jak poprzednio, ludzie dobrej woli zadbali o komfort wypoczynku mojej żony. Zabrali ją
w Dolinę Chochołowską, nad rwące górskie potoki czy w końcu na zatłoczone ponad miarę Krupówki. Taką wędrówkę z wózkiem trudno nazwać relaksem, to się nazywa wyzwanie, ba sport ekstremalny.
Machając na pożegnanie białemu personelowi, ruszyliśmy z drogę powrotną do domu via nasza była gorczańska wieś.
W Poroninie, którego nie zdobi już od lat pomnik wodza rewolucji, skręciliśmy na Bukowinę a potem przejechaliśmy Białkę Tatrzańską.
Zatrzymałem się przed jednym z licznych w tym rejonie stoisk z wyrobami regionalnym.
- Cego wcecie? - spytał sprzedawca świadom tego, że obsługa w języku regionalnym to połowa sukcesu sprzedaży.
- Szukam drewnianych kwiatków. Potrzebuje ze dwa, trzy takiej średniej wielkości. Macie?
- Pewnie że mamy - powiedział podtykając mi pod nos kolorowy kwiatek.
- Może i ja jestem za przeproszeniem ceper – powiedziałem dotykając płatków żółtego kwiatka, ale potrafię odróżnić filc od drewna.
- Te też pikne – próbował sprzedawca.
- Ale nie z drewna
- No to innych nimom powiedział zrezygnowanym głosem. Chyba, że te na łące, zwiędłe trochę.
- Za te też dziękuję, nie nadadzą mi się.
Po trzech kolejnych próbach odpuściłem sobie pytanie o kwiatki z drewna, bo wszędzie wywoływało do samo zdziwienie. Pozostaje mi Cepelia na Rynku Głównym, albo sobie sam wystrugam. Lepsze to niż struganie wariata z takimi potrzebami.
Białka Tatrzańska to teraz pensjonat na pensjonacie.
Ech gdzie te czasy jak prowadzałem tu z rączkę swoje małe pociechy?
Te nowe budowane są w tak zwanym góralskim stylu. Bale drewniane, Ozdoby wokół okien i drzwi wyrzeźbione w drewnie, blachodachówka z posypką co robi za gont, kute stalowe balkony i rzeczne kamienie w podmurówce. Wszystko, a nawet i więcej znaleźć można w takim domu. Słodka bardzo słodko i jakże nieprawdziwe. Willa na willi, dwór na dworze. A wystarczy obejrzeć stare zdjęcia z Podhala by mieć wyobraźnię jak góralskie gazdówki wyglądały kiedyś. Ba całkiem niedawno.
I mam nadzieję, że tego prawdziwego obrazu nikt ni z serca nie wydrze. Bo jeżdżę tam gdzie za możliwość oglądania piórka w góralskim kapeluszu płacić nie muszę.
Minęliśmy Białkę, Czerwone Skałki z których filmowy Janosik spoglądał dumnie na okolicę a potem jeszcze ze dwie czy trzy miejscowości by zameldować się na miejscu.
Dostaliśmy zaproszenie na ślub córki naszego byłego sąsiada.
Zaraz gdy tylko zmieniliśmy ubiór na ten bardziej oficjalny, przed domem byłego sąsiada pojawił się samochód Pana Młodego. Przyjechał po Młodą Pannę by powieść ją przed ołtarz. Niestety nie było to łatwe. Dom oddzielała prowizoryczna brama za którą część mieszkańców osiedla skryła się i nie zamierzała Panu Młodemu sprawy ułatwiać.
I chociaż wymachując ciupagą weselny wodzirej deklarował że „przywiedli to młodzieńca ze scyrego złota” to obrońcy pozostali niewzruszeni.
Kiedy argumenty nie trafiły do przekonania, zaczęły się targi.
W wiklinowym koszu pojawiały się butelki gorczańskiej okowity. Jedna, dwie, trzy. Tu nastąpiła próba wydania innej narzeczonej. Starej, brzydkiej i z tego co się zdążyłem zorientować wypełnionej po brzegi testosteronem.
Czwarta, piąta i szósta. Już sześć butelek stoi w koszyku podzwaniając szkłem w rytm zawadiackiej muzyki. Opór na bramie mięknie jak niechęć greckich polityków.
- Dorzućcie jeszcze co - zachęcali.
Osiem. Osiem butelek wypełniło koszyk i ta to szczęśliwa ósemka zdecydowała, że Panna Młoda pojawiła się przed domem.
Jeszcze tak każdy każdego ośpiewał na swój złośliwy sposób, bo to jedyna okazja by bezkarnie wytknąć coś upartemu sąsiadowi. PO wszystkim korowód samochodów ruszył w kierunku urokliwego drewnianego górskiego kościółka.
Rozpoczęła się ceremonia w kościele. Na chórze trzy młode dziewczyny i jeden chłopak ubrani w regionalne stroje brzdękali smętnie i nostalgicznie aby za chwilę wypełnić kościół radosną nutą wyczarowaną spod smyka.
Tylko ksiądz (pewnie) ściągnął z internetu zbyt długie kazanie, pogrążając w letarg zebranych gości. Wszak niejeden z nich coś tam już zaliczył.
A temat jaki ksiądz sobie wybrał był trudny. Opierając się na dramacie Karola Wojtyły – Przed sklepem jubilera – ruszył do wyjaśniania sensu małżeństwa.
Trudno i ja mam uraz do tej ambitnej sztuki. Być może zbyt ambitnej.
Młody kiedy był jeszcze w wieku szkolnym, dostał dwóję z religii za jak to powiedziała katechetka - zrzynanie z internetu.
Zdziwiłem się tej pałce bo przecież religia to nie polski a wypracowanie terminowo oddał. Cóż było robić, żeby nie ranić niczyich uczuć zadeklarowałem, że młody jeszcze raz podejdzie do tematu ale potem, wobec zdecydowanego oporu syna, sam napisałem wypracowanie.
I co ?
I dostał druga pałę bo Pani powiedziała, że znów zrzynał.
Na nic zdały się moje zapewnienia, że na pewno nie zrzynał. W końcu sam to pisałem bez ściągania z sieci chociaż parę tekstów na ten temat przeczytałem w celu przypomnienia.
Pani wiedziała lepiej, mnie pozostał wstyd przed Młodym który używał jeszcze nie raz argumentu pani od religii, oraz opinii, że sztuka jest zbyt elitarna jak na przeciętnie zmęczony dniem codziennym umysł.
Na twarzach zebranych odczytałem to samo uczucie, chyba że senność wyraża się tak samo.
Po mszy, Młodzi stanęli pod figurą i w tym miejscu przyjmowali gratulacje oraz koperty. W cieniu kamiennej bramy wiodącej do kościoła stały dziewczyny ze skrzypcami. Radosna muzyka wypełniała powietrze wokół weselników jak i tych ponad stuletnich lip ocieniających zabytkowy kościółek.
Wszystkim w jednakowy sposób ta stylistyka bardzo odpowiadała.
Goście udali się na na tańce i zawijańce z polędwicy i schabu, a wszyscy byli pewni, że danina złożona na „bramie” nie uszczupli gościnności rodziców Młodej Pary.
Przecież wiadomo nie od dziś, że gorzałki na góralskim weselu braknąć nie może.
Z przyczyn technicznych odmówiliśmy sobie podkręcenia nastrojów przy stole biesiadnym choć to bardzo miłe
Dla każdego jednak coś miłego się znalazło.
Dla Młodych ślub, dla gości wesele a nam niezwykłą radość przyniosła rozmowa z jednym z byłych sąsiadów.
- No jak tak Kazek, odwiedzasz nowych właścicieli Starej Chałupy?
- Nie byłem jeszcze i pewnie się nie wybiorę.
- A do nas zachodziłeś kiedy chciałeś. I na trzeźwo i na wódkę i po wódce.
- Bo wyście byli swoi – powiedział po chwili.
Chyba szukał dobrego słowa a „swoi” wydało mu się najlepszym.
Tośmy sobie zasłużyli po dwudziestu latach. Usłyszeć z ust górala, że jest się „swoim” będąc ceprem to nie takie fiu – bździu, to wyróżnienie bardzo rzadkie.
I jak wyróżnienie, przyjęliśmy je na piersi. To znaczy żona na piersi a ja na klatę.
Pozostało nam tylko wracać do domu. Puszyć mogliśmy się po drodze.
A w domu nawet suka pozostała na poziomie i nie pokazała tego to zwierzaki w takich sytuacjach mają w zwyczaju. Bez fochów i dystansu biegała wokół wózka, łasząc się do swojej pani.
Pani na Nowym Tarasie i przyległościach.
Taras podobał się. Obiekt odebrany, temat zamknięty.
Chociaż dodam jeszcze tylko, że w ramach cudowania dorobiłem zjazd dla żony a z resztek zbiłem skrzynki na pelargonie. Na tym moja fantazja skończyła się bo do dyspozycji pozostało mi tylko jakieś 15 cm deski. Chyba tylko na podstawkę pod gorący garnek.
Ooo, właśnie


39 komentarzy:

  1. Piękna gawęda o życiu :)

    Na mały uśmieszek ironii zasłużyła sobie u mnie wzmianka o księdzu, który na kazaniu wyjaśniał sens małżeństwa. To ci się ekspert znalazł :))

    W Zakopanem i okolicach zdarzyło mi się być raz na urlopie. I to był, jak do tej pory, najdroższy mój urlop.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasa i to niemała jest w Zakopanem potrzebna i oczekiwana.
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Wiesz, tak ślicznie opisujesz to wszystko, że robisz mi się taki "swój". Hmmmmm... przyjmij to jako kumplowskie wyznanie:)
    Rany... coraz gorzej... no dobra. Ten taras jest cudny.:)
    Fajnie, że ciągle trwają zwyczaje weselne. Wykupywanie narzeczonej to świetna zabawa. U nas jeszcze ustawia się tzw. logi. na drodze, która jedzie młoda para do kościoła. trzeba wykupić przejazd. I wtedy idą butelki i czekolady do koszyków:)
    Cieszę się, że już jesteście razem. Będzie wam lżej. I Tobie, i żonie.
    Do Zakopanego się nie wybieram bez ten dojazd i tłumy ludzi wszędzie. Mnie to nie bawi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło mi że jeszcze gdzieś jestem swój
      Dziekuję i pozdrawiam

      Usuń
  3. Ja z kolei współczuję tego "wykupu". Oby tylko się wypłacić:))
    Taras pierwsza klasa, ma się rozumieć, że ze zjazdem!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na weselu nikt nie oszczędza. To i wypłacić się można
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Cześć Antoni
    Na góralskim weselu o suchym dziobie. Ile przeciwności niesie nam życie haha. Dobrze że nie doczekałeś nocnych Polaków rozmów. Mój kolega przymusowy abstynent (AA) twierdzi że na trzeźwo można wytrzymać do 23-24 potem horror. A to określenie swój w ustach górala to rzeczywiście komplement. Maja takie określenia: ptok, krzok i pniok. Ty już pewnie byłeś gdzieś między krzokiem a pniokiem, czyli bardzo wysoko w hierarchii Pozdrawiam JerryW_54

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie dlatego, aby nie cierpieć katuszy nie wybrałem się na weselisko
      Ponoć było na bogato
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. znam ten zwyczaj wykupu Panny Młodej ze Śląska, pewnie przenieśli z Podhala....
    taras masz świetny, bez tzw. "ozdóbek".... a mnie się podoba taka prostota....
    zasyłam serdeczności
    leptir

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wsi miałem i lampeczki i ozdóbki i takie tam
      Teraz rzeczywiście postawiłem na prostotę
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Zakopane przepełnione jest wyjątkowymi zabytkami i ma do zaoferowania mnóstwo wspaniałych atrakcji, jednak by je dostrzec, trzeba najpierw do niego dojechać/co bywa trudne/ a potem przekopać się przez maź tandety, która zalała to miasto. W moim odczuciu miasto traci coraz bardziej na swym wizerunku /to już woła o pomstę do nieba/ i nie zachęca do ponownych odwiedzin. Osobiście życzyłabym temu miastu by pojawił się godny następca Witkiewicza, który zastawszy Zakopane murowane, pozostawił by je na powrót drewniane ...
    Miło ,że wreszcie Pani Domu wróciła na włości . Skoro jesteście Państwo wreszcie w komplecie życzę miłych wspólnych chwil na nowym tarasie z muzyką Herbie Hancocka w tle :) https://www.youtube.com/watch?v=EBYQnxE7D7s

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślisz oczywiście o Witkiewiczu ojcu.
      Tak. Hancockiem wypełniona teraz moja chałupa a dla odmiany Etta James - i choćby Don`t cry baby
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. o Witkiewiczu ojcu - nie inaczej :) A więc nastrój muzyczny w Twojej chałupie przedni ... swoją droga łza się w oku kręci gdy się ich słucha :Etta James, Ella Fitzgerald ,Billie Holiday, Nina Simone,Louis Armstrong ,Sarah Vaughan itd jakby się człowiek zanurzył w inny wymiar . Płynę wiec na tych dźwiękach do lepszego świata i życzę Ci dobrej nocy :)
      https://www.youtube.com/watch?v=2MURTyqwOmA

      Usuń
  7. A propos drewnianych kwiatów - w sierpniu będą na Rynku targi sztuki ludowej, tam na pewno coś znajdziesz prosto spod kozika
    pozdrawiam
    Magda z IT

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musze poczekać. Póki co Starszy kupił mi drewniane ptaszki w zastępstwie

      Usuń
    2. Podpowiadam. Masz talent do tworzenia wyrobów z drewna. Może więc...
      Na tym tarasie
      wszystko uda się...

      Usuń
    3. Pewnie podejmę taka próbę
      Pozdrawiam

      Usuń
  8. Odkąd Zakopane zaludnili celebryci z Warszawy, tam już nie jeżdżę, bo szkoda pieniędzy na komercję. Taras wyjątkowy, bo przecież własnoręcznie zrobiony. Takie małe dzieło. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Ech, żem wyrzuciła całkiem niedawno drewniane róże, kupowane w Kazimierzu, wysokie z listkami były czerwone i różowe. Wiedziałam że będę żałować, naprawdę były ładne, teraz bym Tobie wysłała a tak musisz się wybrać do Kazimierza nad Wisłą, tam są i udatnie udają prawdziwe, :) moje klientki w sklepie zawsze się myliły i dopiero przez macanie wierzyły. :)
    Taras super i właśnie dlatego że prosty i bez ozdóbek i własnoręczny przecież co cieszy chyba najbardziej. Zakopanego nie lubię.
    Panią Domu serdecznie pozdrawiam i Ciebie takoż. :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Wesel nie lubię, choćby i góralskie było...Nie, nie, czegoś temu tarasowi brakuje, ja bym go tak nie zostawiła...
    Pozdrawiam, Hanula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty mnie nie prowokuj.
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Antoś! toż to wszyscy wiemy,że nie jesteś..minimalistą:)
      Hanula

      Usuń
  11. Chylę czoła przed stylem. Dosłownie, poczułem ciarki na dźwięk gęśli, zapach tego kościoła i senność na kazaniu.
    Poprę tu poprzedniczkę, że tarasowi czegoś brakuje. Ja bym dodał jakieś obrzeże, choćby na 5 cm wysokie, bo a nuż Małżonka przez nieuwagę wysunie koło ponad krawędź i nieszczęście gotowe. Ale podziwiam chęci i umiejętności. Z drugiej strony - drewno to tak miłe tworzywo, że nie sposób go nie kochać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozważałem wszelkie za i przeciw z tym zabezpieczeniem
      Po rozmowie z małżonką pozostawiam na razie tak jak jest, w razie czego dołożę skrzynek na kwiaty
      Pozdrawiam

      Usuń
  12. Skrzynki z kwieciem dodaly uroku calości. Drewno ma piękny kolor. Oj, szkoda tego starego Zakopanego ale jest przecież w naszych górach tyle niezadeptanych zakątków dla ludzi łaknących spokoju i natury zamiast komercji. Dlatego od lat jeździmy do gospodarstw agroturystycznych ale nie tych udających wiejskie. A jak chcemy do cywilizacji to jedziemy na krótkie zwiedzanie i wracamy . W tym roku znów w Lubuskiem w Domu pod Sosnami

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dlatego tak mnie ciągnie do Gorców, bo jeszcze nie zepsute
      Pozdrawiam

      Usuń
  13. Ja po różnych dziwnych doświadczeniach, nie dość że z własną flacha teraz chadzam to jeszcze i z zagrychą! Ale co kraj to obyczaj! :D :D :D
    Gratuluję świetnego tekstu! Aż było miło na miejscu przebywać, taki obrazowy i sugestywny tekst, że i skrzypce słychać było ! :D :D :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję.
      Fakt są i u mnie takie miejsca gdzie i z wódką i zakąską warto iść by te pare godzin jakoś przetrwać
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Muszę dodać bo róże drewniane wyrzuciłam z bólem serca chociaż były NOWE a dlatego że podczas remontu mieszkania z wieloma rzeczami się rozstawałam chociaż był żal. Teraz jest przestrzennie i oto nam chodziło by nic nie stało w kątach.
      Male są nasze mieszkania niestety. Położyłam na skrzynce na listy bo przecież nie do śmietnika takie pięknoty, i zniknęły w jednej sekundzie. To w ramach wytłumaczenie żebym Ci byle co wysyłała. :))

      Usuń
  14. Klik dobry:)
    Kocham góry, ale nie jeźdżę tam z powodu... górali. Ja z takich stron, co to ludzie serce na dłoni mają, więc nijak nie znajduję porozumienia z góralami.

    Gawęda Twoja, Antoni, wpaaaaaaaaaaaaaaaniaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaała!

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taras też wspaniały.

      Usuń
    2. Dlatego ja też omijam wszelkie turystyczne metropolie.
      Dziękuję za wszelkie miłe słowa
      Pozdrawiam

      Usuń
  15. Kiedyś jak nie pracowalam, to strugalam takie drewnianie kwiatki... Jaki piekny taras, a taka skrzynia na pelargonie przydałaby mi się jak zdrowie!

    OdpowiedzUsuń