Natłok towarzyskich sytuacji sprawił,
że musiałem sporządzić grafik i przerzucić niektórych na
następny weekend.
Czy to tylko z tego powodu, że
mieszkamy na wsi? A może dlatego że jesteśmy fajni
Fajni, czyli jacy?
Piątek poświęciłem na koszenie
trawy, która chociaż zeschnięta szpeciła ogólny wygląd ogrodu
przerostami. Odpaliłem kosiarkę i zacząłem systematyczne popychać
silnik Briksa-Strattona z lewa na prawą i z powrotem. Aby jednak
całkiem nie zmienić się w cześć składową maszyny, zmieniałem
kierunki koszenia przechodząc w układ z tyłu do przodu. Ech, nie
ma już tej majowej bujności ale za to zapach wydobywający się z
kosza kosiarki jest powalający. Tyle pachnących i aromatycznych
roślin, że aż nie chce się rzucać pokosu do kompostownika. Nad
wszystkim dominuje dzika mięta. Na bok jednak sentymenty kiedy w
lodówce czeka zimne piwo. Nie piję go przed, nie piję w trakcie a
delektuję się po pracy, patrząc na świeżo skoszony łąki łan.
Wtedy zimne piwo smakuje najbardziej.
W tym miejscu, jeden ze znajomych
zarzucił mi mijanie się z prawdą ponieważ on uważa, że piwo
smakuje najlepiej zamiast koszenia.
Nie podzielam jego poglądu, ale ludzie
muszą czymś się różnić od siebie. Oprócz przepraszam za
określenie stosunku do koszenia, różni nas waga. On ma ponad
dwadzieścia kilogramów więcej, a usytuowane są one w tak
zwanym mięśniu piwnym. Harleyowiec pierwsza klasa.
W sobotę dopieściłem trawnik w
miejscach trudnych małą podkaszarką żyłkową i w mogłem
rozpocząć weekend.
Wcześniej miałem jeszcze przyjemność
ze specjalistą od napędów do bram, ponieważ suka w piątek
przegryzła z nudów kabel do siłownika w taki sposób że brama
otwarła się i zamarła w pozycji „otwarte”.
Gdyby w kablu było napięcie 230V suka
zapamiętałaby doświadczeni na całe życie a obowiązujące w
takich urządzenia bezpieczne napięcie 24 Volty tyko wyczyściło
zwierzakowi przednie zęby.
Oby tylko nie polubiła tych emocji
kiedy po nagryzieniu izolacji tak fantastycznie krzywi pyskiem.
Zostałem skasowany litościwie na pół
stówy, chociaż ciekawski kot wywalił fachowcowi skrzynkę z
elektroniką. Woreczki z wszelkiej maści opornikami i
bezpiecznikami wysypały się do żwiru na ulicy.
Jest Pan na wsi – próbowałem
żartować.
Fachowiec skwitował wydarzenie
staropolskim zawołaniem odnoszącym się do maci i nie wnikaliśmy
już o czyją to mać chodziło.
Gdyby facet miał więcej fantazji to
zakrzyknąłby - „kocia mać” nie pozostawiając pola do
domysłów.
Wczesnym popołudniem przygotowałem
stół na nowym tarasie. Niestety rozwiał się wiatr i zaczął
przewracać kieliszki do czerwonego wina. Kiedy dodatkowo zalało
talerze, przeniosłem przygotowania do domu.
Tam też odbyła się część
oficjalna spotkania rodzinnego, przystawki i dania na gorąco.
Pogoda poprawiła się jednak na tyle,
że deser jedliśmy na tarasie.
Trochę wina, no może więcej niż
trochę i z łatwością snuło się wieczorne, letnie bajdurzenie o
wszystkim albo byle czym. Wszystko to w narastającym hałasie
którego sprawcami były koniki polne, ukryte wśród okolicznych
pół. Siedząc na tarasie z kieliszkiem w dłoni, wobec zapadającej
ciemności nie musiałem nawet zamykać oczu by przez chwilę poczuć
się jak na południu Francji, gdzie regułą jest, że towarzyskie
rozmowy giną w szumie cykad.
Ech, Europa.
Gdzieś zza siatki dochodził delikatny
zapach ogniska, ale to tylko sąsiad rozpalił grilla montując konkurencyjna imprezę.
Chwilo trwaj. Chwilą żyj albo carpe
diem dla wymagających. Chwytaj dzień, bo przecież nikt się nie
dowie, jaką nam przyszłość zgotują bogowie..."
Rzeczywiście nikt z nas nie
zastanawiał się nad tym tego wieczora.
Niedzielny ranek, ze względu na brak
zawodowych obowiązków powinien zaczynać się delikatnie i z pewnym
opóźnieniem wprowadzać do rzeczywistości. Nie zawsze jednak
zwierzęta potrafią zrozumieć to odstępstwo do reguł
obowiązujących w tygodniu. Kot tak jak w środę czy czwartek,
dopomina się wejścia do domu lub też wyjścia z niego, w
zależności od tego jak się ustawił na noc. Jeżeli domaga się
wyjścia to budzi psa który zwyczajowo dźwiga tylko łeb i kiedy
widzi że śpię lub tylko udaję, kontynuuje swój seans lenistwa.
Tym razem nie pies, nie kot a teściowa
powoli schodząca z pięterka wywołała poruszenie.
- Co to za zamieszanie u sąsiadów –
spytała już w przedpokoju - Stoi tam Dominik a jego żona biega w
tę i w drugą stronę. Nawet dzieci na nogach. I dym jakiś mocny
idzie?
Mocny dym postawił mnie na nogi
- Gdzie ?
- Za garażem
- Za moim garażem ? - zapytałem
głupio.
- No przecież mówię, że za garażem.
W jednej chwili stałem ubrany w byle
co i gotowy do wyjścia.
Kiedy otworzyłem drzwi pies ruszył
przodem.
Najpierw zobaczyłem w komplecie
sąsiadów z boku, równie niekompletnie ubranych jak ja. Stali przy
ogrodzenia dopingując Dominika. On sam stał z wężem w dłoni o
olewał.
Olewanie to fajna robota ale nie o 6.30
w niedzielę.
Podszedłem bliżej. Oczom moim ukazały
się zgliszcza kompostownika, wykonanego z solidnych drewnianych
podkładów kolejowych.
Woda którą zlewał belki parowała
niemal natychmiast roznosząc wokół smród spalenizny.
Drewniane podkłady kolejowe śmierdzą
same z siebie więc nie trzeba wyobraźni by zrozumieć jak śmierdzą
gdy płoną
W zasadzie nie musiałem więc pytać
co się stało, ale uległem typowej sztampie zachowań
- Co się stało?
- Kompostownik się zajął –
odpowiedział spokojnie sąsiad wyglądający w tym działaniu
niczym Strażak Bob. Nie ma takiego bohatera dziecięcych bajek? No
to teraz już jest.
Sąsiad nie czekając zaś na dalsze
pytania dodał
- Żona wczoraj wyrzuciła popiół na
kompost. Zaraz wylałem na niego wiadro wody ale to jak widać
okazało się za mało.
- Czasami człowieka tak przyćmi –
powiedziała nie szukając usprawiedliwienia sąsiadka.
Okazało się, że szybką reakcję i
brak większych szkód zawdzięczamy bezsenności sąsiada z boku. To
on włócząc się nad ranem, trawiony ową szpetną dolegliwością
postanowił wyjaśnić przyczyny swądu wpadającego do domu i
drażniącego nozdrza.
Po nitce do kłębka. Kiedy wyszedł z
domu i podszedł do siatki zauważył, że kompostownik już się
nieźle hajcuje.
Jak to bywa w takich sytuacjach?
Telefon pechowych sąsiadów nie odpowiadał, a dzwonek do domu był
martwy z powodu braku baterii.
Udało się jednak ich dobudzić i
wyciągnąć z domu.
Potem zaczęła się akcja gaszenia a
ja w zasadzie pojawiłem się na samym dogaszaniu.
Spojrzałem na winogrona które wiją
się na tylnej ścianie mojego garażu. Czas pokaże ale nie
wyglądały na przypieczone.
Pal licho winogrona. Za metalową
ścianką znajdował się motocykl Młodego, mój rower oraz
wszystkie narzędzia z którym tak się ostatnio zaprzyjaźniłem.
Pomijając smród, to niedziela zaczęła
się dla mnie wcześnie ale łaskawie bo bez szkód.
Po śniadaniu przystąpiłem do montażu
piórnika bo tak nazywa się charakterystyczna torba montowana pod
przednią lampą w chopperach.
Dostałem ją dzień wcześniej w
prezencie i wbrew sobie nie założyłem jej od razu tylko czekałem
do niedzielnego poranka. Nie poznaję siebie.
Głowę jednak miałem jeszcze pełną
dymu i to nie jest przenośnia do kaca bo tego nie doświadczyłem .
Chodziło o wspomniany sąsiedzki pożar.
Przyszło mi do głowy jak można
próbować naprawić feralny kompostownik
Przez siatkę rzuciłem pomysłem.
Nie wiem czy sąsiedzi skorzystają,
mam bowiem świadomość, że dawanie dobrych rad to taniocha i nic
nie kosztuje. Ja jednak obiecałem, że pomogę przy bardziej
skomplikowanych pracach.
Ukoronowaniem weekendu były pokazy
motolotniarzy którzy labo coś ćwiczyli, albo zwołali się tak at
hoc.
Z jednej strony to ładny widok z
drugiej denerwujący warkot silników. NO ale jak to mówią albo
akwarium albo rybki.
Warkot silników motolotni przykrył
wizytę której się nie spodziewałem, a tym bardziej której nie
pragnąłem. W trakcie tego spotkania, po raz kolejny Jonasz Kofta
okazał się dla mnie ratunkiem
Mlaska zawiści grząskie błoto
Rimbaud - Aniele Stróżu mój -
Gdy pospolitość najwyższą cnotą
Normalność ma munduru krój
Ty cieniem złotym przy mnie stój
Ty cieniem złotym przy mnie stój
Rimbaud - Aniele Stróżu mój -
Gdy pospolitość najwyższą cnotą
Normalność ma munduru krój
Ty cieniem złotym przy mnie stój
Ty cieniem złotym przy mnie stój
Trzeba się cieszyć, że tylko tak się skończyło. Smród uleci, a garaż pozostał. Jest dobrze i masz poważny powód do wzniesienia pucharu za dalszą pomyślność.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ale to dopiero w najbliższy weekend, wszak grafik zobowiązuje
UsuńPozdrawiam
Oj jak dobrze że sąsiad spać nie mógł. I będą winogrona. :)
OdpowiedzUsuńWizyty nie zapowiedziane są denerwujące wielce, tym bardziej denerwujące bo przywiozły ze sobą maskę zawiści. Ja próbuję zbagatelizować, oj tam powiadam nic takiego. Ale raz, raz jeden poprosiłam kuzyna by zamknął za sobą drzwi z drugiej strony, i wtedy i do teraz jednak staram się być zawsze uprzejma.
Słońce niech ogrzeje winne grona porządnie bo się nastawiam na wino z nich. :)
Pogoda iście afrykańska sprzyja mam nadzieję winogronom
UsuńPozdrawiam
Oto stworzyliście sąsiedzi zastęp Ochotniczej Straży Pożarnej. Sąsiad bezsenny komendantem jest, ma się rozumieć.
OdpowiedzUsuńSpotkanie sąsiadów w strojach niekompletnych moźna by nazwać uroczym gdyby nie jego fatalne okoliczności.
Jak to mówią pokaż mi w czym śpisz a powiem ci kim jesteś.
UsuńPozdrawiam
To my też chybaa jestesmy fajni, bo pchają się do nas niezapowiedziani goście oknami i drzwiami... dziś o mały wlos i u mnie nie byloby pożąru. nastawiłam psom kości do ugotowania i... pojechałam z mężem i znajomymi do restauracji. szczęśliwie ktoś napomknął po drodze temat psów i mnie oświecilo! Olaboga! zdążylismy na czas, tylko garnek trochę się sfajczył...
OdpowiedzUsuńDymu i smrodu z pewnością by nie brakowało
UsuńPozdrawiam
Przynajmniej nie było nudno ... :) A i temat do kolejnego posta powstał :) Motor z piórnikiem prezentuje się całkiem nieźle ... pozdrawiam i spokojnego tygodnia życzę . :)
OdpowiedzUsuńMam taką nadzieję.
UsuńPozdrawiam
O, dobrze, że tylko takie szkody.
OdpowiedzUsuńI u nas grillowanko było w sobotę i mały pożar z niedopilnowanego rusztu, no ale jak pół drużyny lokalnej OSP siedziało, to i szkód nie zanotowaliśmy :-)
Nasza Psica, na szczęście, za maleńkości oduczyła się gryźć kable, cóż jak złapała taki od ladowarki laptopa, to Pańcia sentymentów nie miała.
U Was Kota, u nas Dziedzic, nie zna pojęcia niedzieli :p
Dziedzic z tego wyrośnie. Kot już ma 4 lata
UsuńPozdrawiam
Klik dobry:)
OdpowiedzUsuńBez przyćmienia, temperatura wewnątrz kompostownika i bez popiołu z żarem na tyle może wzrosnąć, że coś suchego może się zapalić. Odrobina wody, którą polano popiół zapewne natychmiast wyparowała w ciepłocie kompostu. Pożary kompostowników są częste, a najczęstszą przyczyną - samozapłon. Warto więc zadbać o odpowiednio bezpieczną lokalizację i jak każdą budowlę wznosić zgodnie ze sztuką.
Piórnik jest piękny.
Pozdrawiam serdecznie.
Tak jest. Butwiejąca trawa jest wprost gorąca
UsuńPozdrawiam
Na pewno jesteście fajni. Fajny jest też Wasz nowy taras i okoliczności przyrody go otaczające.
OdpowiedzUsuńNie zazdroszczę sąsiedzkiego pożaru, ale dobrze, że obeszło się bez strat u Ciebie.
No i fajny masz ten piórnik Antoni :)
Skoro tak mówisz. Dziękuję
OdpowiedzUsuń