Nie ma radości w rodzinie, ale jest
równość. Teraz i pies i kot paradują po obejściu w obrożach.
Suka w modela a la Pocahontas a kotka dźwiga wersję z brzęczącym
dzwoneczkiem.
Ptasi sezon rozpoczął się na dobre i
drania zaczęła znosić do domu pojedyncze ptaszki. W zeszłym roku
też daliśmy wyraz naszej desperacji i założyliśmy obróżkę ale
zgubiła ją gdzieś w krzakach. Teraz babcia własnoręcznie
założyła ustrojstwo na kocią szyję i ta chodzi z kąta w kąt
podzwaniając jak pokutująca dusza w piekle.
Trzeba być przygotowanym do tego
dźwięku gdy usłyszy się go zaraz po nagłym przebudzeniu,
powiedzmy o drugiej w nocy.
Z elastycznej kociej obróżki cieszy
się i suka. Wymyśliła nawet taką zabawę, łapie zębami za
obróżkę i ciągnie do siebie. Kot próbuje uciec, materiał się
naciąga. W odpowiedniej chwili obróżka wypada spomiędzy zębów
suki ( bądź jest przez nią świadomie puszczana) i kotka dostaje
nagłego przyspieszenia. Prawie do dwóch G (nie mylić z punktem
G).
Nic jednak brutalnego nie kryje się w
tej zabawie bo już za chwilę Kota kręci się w okolicy psiego
pyska. Może ona to lubi? Ech ta kobieca przewrotność.
Próbowałem interweniować w tych
nierównych zwarciach, ale wtedy najpierw spogląda na mnie zdziwiony
pies a potem równie zaskoczony kot.
W końcu nie muszę się narzucać ze
swoją wizją współżycia międzygatunkowego.
Ponieważ suka od pierwszych miesięcy
mieszkała z kotem, nabrała kilku typowo kocich zachowań.
Boki zrywam gdy kot broni się przed
psem wyciągając w charakterystyczny sposób łapę. Za chwilę pies
robi to samo w kierunku kota.
O mamlaniu w pysku myszy już
wspominałem więc nie będę się powtarzał, szczególnie, że i
dla mnie to widok kontrowersyjny.
A tak a propos miłości
międzygatunkowej. Czytałem dzisiaj artykuł w Onecie zatytułowany
„Potomkowie Yeti” *
Dotyczył on Zany - tajemniczego
hominida nie będącego Homo sapiens, który żył we wsi Tchina na
obszarach Abchazji w połowie XIX wieku.
„Oswojone stworzenie noszące cechy
ludzkie i zwierzęce ponoć budziło strach i przerażenie. Miejscowi
nazywali je Dziką Kobietą. Co najciekawsze, urodziła ona kilkoro
dzieci. Potomkowie samicy "małpoluda" żyją do dziś w
tamtym rejonie Abchazji i odznaczają się niezwykłymi cechami...
… Z ustaleń wynika, że olbrzymka
zachodziła w ciążę przynajmniej pięć razy. Ojcami jej dzieci
byli prawdopodobnie lokalni mężczyźni. Jak do tego dochodziło,
lepiej nie pytać”
Ja też nie miałbym odwagi zapytać a
wyobraźni, tu przyznaję, zaczyna mi brakować.
„ Badacz ustalił, że pierwsze
dziecko zmarło, bo Zana obmyła je w zimnej wodzie strumienia.
Później miejscowi odbierali jej kolejne noworodki. Wiadomo, że
czwórka przeżyła.”
Nie odmówię sobie również
zacytowania jednego z komentarzy znajdujących się pod tekstem
„~rozbawiony : Na całym świecie
nikt nie spotkał yeti, ale Ruscy nie dość, że złapali to jeszcze
wydymali skutecznie. Szacun.”
Od zawsze uważałem, że Rosjanie to
twardzi ludzie. Teraz zauważam, że są twardsi niż przypuszczałem.
Na końcu podaję link do artykułu,
ponieważ mnie samemu co chwilę wydaje się, że to mi się
przyśniło, a tu jednak nie. Pewnie, że nie bo ustaliliśmy już,
ja nie mam aż tak bujnej wyobraźni.
Ale, że nie jest jeszcze z moją
wyobraźnią bardzo źle, zaprojektowałem i zrobiłem taki oto
chodniczek do ogrodu.
Dziura w ziemi wybrzegowana listwami
plastikowymi, zabezpieczona włókniną a wypełnienie stanowią
pozostałe po poprzedniej właścicielce płyty w kształcie płaskich
kamieni i żwir z miejscowej żwirowni.
Zdjęcie robiłem na świeżo. Jak
zieleń wróci do stanu normalnego z pewnością będzie wyglądała
lepiej. Żwir stanowią malutkie otoczaki w przedziale 8 - 16 mm
po których suka wprost uwielbia ganiać. Żłobi przy tym łapami
różne wgłębienia. Od czasu do czasu, niczym japoński ogrodnik,
zamiatam i grabię kamyczki do odpowiedniego poziomu. Oni posypują
ścieżki piaskiem, ale to i tak teraz nieistotne. Okazało się, że
prócz wzrostu coś więcej łączy mnie z mieszkańcami Kraju
Kwitnącej Wiśni.
We wszystkich pracach obowiązkowo
pomaga mi suka, kopiąc, drapiąc bądź wyciągając kołki z ziemi.
A kiedy nic nie robię, tylko siedzę i patrzę na ogrom tego co mnie
czeka, ona zastyga
obok w pozycji sfinksa i staje się
łatwym celem dla obiektywu.
Jak mam sfinksa w domu to po co mnie
jechać do Hurgardy? (tu charakterystyczny niczym w reklamie gest
falujących dłoni).
I nawet pasuje bo nie tylko Kopernik
ale i Sfinks była kobietą.
Patrzę na ogród z niepokojem ale i
nadzieją. Jak tak dalej pójdzie to pierwsze koszenie wypadnie
jeszcze przed długim weekendem.
Dlaczego z nadzieją? Bo piwo najlepiej
smakuje mi po takim koszeniu
ależ przepiękne suczysko!
OdpowiedzUsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńNie wiem, jaki jest Sfinks w Hurghadzie, ale do tego z Gizy to sunia podobna. Z profila nawet "odgryziony" nos. :)
Pozdrawiam serdecznie.
Nie wiem czy w Hurgardzie jest w ogóle jakiś Sfinks.Nie byłem
UsuńPozdrawiam
Za to na pewno jest Syrenka.
Usuń1. Mój pies, który był drugim stworzeniem w domu, też nauczył się od kota, że w chwilach gniewu podnosił na niego łapę.
OdpowiedzUsuń2. Ta ruska chęć zadziwienia świata zaczyna przybierać coraz kuriozalniejsze formy.
Pozdrawiam
Niestety myślę, że jeszcze nie raz otworzymy ze zdziwieniem usta nad tym zadziwianiem świata. Byle by tylko nie przyszło zaciskać zębów.
UsuńPozdrawiam
Uwielbiam psio-kocie zabawy. Uczą się wzajemnie od siebie. I też widzę podniesioną łapkę. :) Sunia podgryza delikatnie kocie tylne łapki bo tak się bawi z pieskami a kot nauczył się tego od niej, gryzie tzn macha ząbkami w okolicach jej uszu. :)
OdpowiedzUsuńA co do ruskich to MY świat zadziwiamy na wielu poziomach w tym także co do wyboru serdecznych przyjaźni z narodami i Amerykanie zadziwiają wraz ze sprzyjającą im UNIĄ, szczególnie w kwestiach narzucania swoiście pojmowanej demokracji.
Z lekka odbiegłszy od tematu: w chwili wolnej proponuję przeczytać niezwykle barwnym językiem :) i wcale nie nudne, opracowanie tematu zniszczenia pięknego kraju zwanego dawniej Jugosławią, warto:
http://nonsensopedia.wikia.com/wiki/Wojna_w_Jugos%C5%82awii
Tak Jugosławia, ileż wspomnień z młodości
UsuńPozdrawiam
Chodniczek do ogrodu wyszedł całkiem , całkiem ... ale i tak najbardziej zachwycam się uroda Twojego Sfinksa :) Pierwszy pokos trawy już tuż, tuż - mam nadzieję ,ze mentalnie jesteś już przygotowany :) Dużo słońca i ciepełka wiosennego życzę :)
OdpowiedzUsuńKosiarka przygotowana, zapas paliwa też. I piwo w lodówce się chłodzi
UsuńPozdrawiam
Ta, no ja też własnie pomyslalam o konieczności koszenia, ale zupelnie bez przyjemności. Jedyną pocieche stanowi fakt, ze odkad osobiście zajmuję sie trwniczkiem, jest on najpiekniejszy w dziekjach - tego domu. W dodatku trochu popsuła sie kosiarka i trza bedzie zmolestowac Waldemara, aby naprawił. Suka miodzio, brak słów dla jej piękności, tfu tfu na psa urok ;)))
OdpowiedzUsuńDziękuję za słowa o psie. A jeżeli idzie o Waldemara to z pewnością ucieszy się z możliwości wykazania swoich talentów
UsuńPozdrawiam
Na pewno ;)), tym bardziej, ze podjęłam decyzję o przemeblowaniu chaty i tez w tym temacie bedzie mistrzem ceremonii!
UsuńPierwszy pokos trawnikowy zwykle przypada w okolicach 1 maja. To taka "nowa tradycja" zamiast pochodu - koszenie.
OdpowiedzUsuńNa pierwszy pokos polowy, na siano, nadejdzie wkrótce po trawnikowym.
Jakoś mi to tak właśnie wypada
UsuńPozdrawiam
Trzecią próbę umieszczenia komentarza ograniczę do pozdrowień
OdpowiedzUsuńUdało się!!! Poprzez konto Google udało mi się ominąć pułapkę ze wskazywaniem obrazków podobnych do innych obrazków.
UsuńI ja pozdrawiam
UsuńOj piękna na suka Twoja :-)
OdpowiedzUsuńZabawę zwierzaki mają przednia, chciałoby się samemu zobaczyć :-)
Zawodowy chodniczek :-D
No historia o Zanie mnie zainteresowała :-D
Dziękuję za pochwały
UsuńPozdrawiam
Tych Rosjan, przy których zabrakło Ci wyobraźni, dość prozaicznie raczej bym widział jako tych, co względnie skutecznie dowiedli teorii, że nie ma brzydkich kobiet, tylko czasem jest za mało alkoholu...
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
To by się zgadzało.
UsuńPozdrawiam
Sciezka, jak guziki w paltociku.
OdpowiedzUsuńSfinks, wg. greckiej mitologii byla kobieta:)
Pozdrawiam:)
Można i tak spojrzeć na tę moją robotę
UsuńPozdrawiam
Cześć Antoni
OdpowiedzUsuńJa tam wolę piwo nie po i nie przed, ale zamiast koszenia. I z rozrzewnieniem wspominam czasy kiedy kosiło się tylko łąki i tylko w celu przygotowania karmy dla chudoby na zimową porę. A Oćcowie Rodzin płukali gardziołko, a to piwkiem Jubileuszowym, a to wódeczką "Czystą" z czerwoną kartką lubo Jarzębiakiem, aby głosem czystym i mocnym zaśpiewać niosąc sztandary czasów:
/Piosenka serca nam uzbraja
I naprzód prowadzi nas
Piosenka o Pierwszym Maja
O święcie lludowych mas/
z łezką w oku na myśl o smaku parówki, którą jadały pacholęta towarzyszące Oćcomi i z robotniczym pozdrowieniem JerryW_54
A czy jarzębiak jest jeszcze dostępny?
UsuńPamiętam z dzieciństwa jak mi tylko nos nad stół rodzicielski wystawał przy takich okazjach
Pozdrawiam
A ja jestem pod wrażeniem...Abchazji. A może zadziałała zasada, co to: "chłop żywemu nie przepuści"? Psy są piękne, a zwłaszcza bokserki. A my już po pierwszym koszeniu, znaczy się M. miał tę niewątpliwą przyjemność, ale o piwie nic nie wspominał, widocznie jeszcze nie smakuje, za zimno. Pozdrawiam, Hanula
OdpowiedzUsuńU mnie prawdopodobnie teraz Młody rozpala maszynę
UsuńPozdrawiam
Podoba mi się ten chodnik. Widać, że przeznaczony dla modelek, które stawiają jedną nogę przed drugą. Skoro takie towarzystwso Cię odwiedza, to tylko pozazdrościć!
OdpowiedzUsuńJakbyś zgadł. Młodszy jakoś tak trafia raz po raz
UsuńPozdrawiam
Bardzo podoba mi się Twój Sfinks... I chodniczek oczywiście też, chyba z taka kreatywnością, zaproszę Cię do mego ogródka... Narobisz moim chłopom wstydu :)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawie napisane. Gratuluję i pozdrawiam serdecznie !!!
OdpowiedzUsuń