- Niby ten napis sugeruje coś innego ale to twoje zdrowie Franuś.
- Napisami się nie kierujcie, bo po weselu zostało nam ponad sto takich kieliszków, jest więc czym obdzielić każdą imprezę.
- Tylko żeby broń boże na jakiej stypie nie użyć bo by było małe Qui pro quo.
- Co pro? - spytał Franek, który właśnie wypił strzepnął kieliszkiem i sam wstrząsnął ramionami jakby pierwszy raz w życiu pił tradycyjną góralską gorzałkę, wyrób miejscowy.
To wstrząsanie ramionami bardziej wynikało ze swoistej etykiety picia niż z niesmaku. Zaraz bowiem przejechał językiem po pozostałych już zębach i wyrzucił z siebie wyższą ocenę
- Bardzo smacno ta gorzałka.
Marysi nie wypadało chwalić tego co sama postawiła na stół więc szybko przepiła do mnie, odwołując się do zdrowia.
Drogą za oknem od czasu do czasu przejechał traktor lub furmanka z nadpalonymi belkami, pozostałymi z rozbiórki mojego kiedyś, ponad stuletniego domu. Nowi właściciele dokończyli dzieła rozbiórki i w sobotę wieczorem na placu, pośród rzędu tuj i świerków pozostał tylko komin do którego z jednej strony przylepiona była wiejska kuchnia z cegieł a z drugiej strony stylowy kominek. Z trudem można było dojrzeć zakopcone na czarno oryginalne kafle ze scenami rodzajowymi.
Wszystko to dalej posępnie góruje nad osiedlem. Nie podzielę się skojarzeniami.
Wyć albo pić?
- Rzeczywiście Franiu, wódka bardzo smacno.
Pomimo dwudziestu lat spędzonych z moimi góralami i ponad trzech bez nich, nie wyrobiłem w sobie nawyku nazywania wódki gorzałką.
- Tośmy się wstępnie przygotowali na urodzinową imprezę u Jaśka – powiedziałem, tradycyjnie przecierając usta wierzchem dłoni.
Zaraz to samo zrobił Franek a Marysia odniosła do spiżarni pustą butelkę.
Tak Franek jak i ja wzorem sienkiewiczowskiego Zagłoby, nie cierpimy widoku pustych naczyń.
W każdym z nas, czy to orle pióro przy kapeluszu czy pawie przy rogatywce, pozostało nieco z sarmaty na własny użytek. Więc używamy, w szerokim znaczeniu tego słowa.
Przy ulicy zapłonęły pierwsze lampy, widoczny znak zapadającego wieczoru.
Tutaj nikt nie siądzie do stołu nim wszystko w gospodarstwie nie zostanie zapięte na ostatni guzik. Zwierzęta nakarmione i napojone a narzędzia pracy schowane.
Popularnie zestaw tych czynności nazywa się „odbywaniem”.
- Kiedy wpadniecie do nas - pytałem sąsiadów
- Już my odbyli więc możemy przyjść
Trafiliśmy w dobry czas bowiem gospodarz był już odbyty a przy stole siedziała spora grupa gości.
Rozpoznałem wszystkich z wyjątkiem dzieci, które przez te trzy lata wyrosły tak, że naprawdę trudno je poznać.
Do kolorowej torby z prezentem dorzuciłem życzenia, godne rodowitego górala.
Żeby zaś z góralszczyzną nie było żadnej wpadki, podparłem się gotową góralską pieśnią Nieco zmodyfikowaną
Syćka se Wom zycom to i owo a my Wom zycymy scyńścio zdrowio
Zycymy Wom zdrowio nolepsego równego pstrągowi w Morskim Oku
a do tego siły do koździćkiyj zyły do setnego roku.
- Do koździćkiyj ? - Zapytał przekornie Jubilat
- Do koździćkiyj - potwierdziłem, porozumiewawczo mrugając.
Udało się. Pomyśleć, że kiedyś szło mi lepiej a nawet do Związku Podhalan chciałem się zapisać. I nie byłem w tej kwestii taki całkiem bez szans.
Siedliśmy do suto zastawionego stołu, ale primum inter pares był dla mnie ser zwany powszechnie sznurówkami lub korbaczami. Po co napisałem po łacinie?
No właśnie. Po góralsku można przecież powiedzieć, że wszystkie zakąski były "bardzo smacne"
Muszę tu stwierdzić i będzie to jedyny kamyczek do ogródka jubilata, że tylko atmosfera była nieco statyczna niczym stypa po śmierci cara.
A od czego tu jesteśmy my? Wyluzowani i przygotowani do imprezy.
W żyłach już buzowała gorzałka, złodziejka umiaru i dobrego smaku.
Zgodnie ze starym obyczajem rzuciłem garść anegdot na swój temat, obśmiałem małżonkę i przykleiłem łatkę swoim dzieciom.
Oj zrobiło się weselej a niektórzy, aż zacierali ręce. Wszak nie co dzień zdarza się taki co to dla radości innych obśmieje się z siebie i wykpi rodzinę.
Poczekajcie, poczekajcie zaraz wezmę się za was i niech mi który próbuje się boczyć.
- Gdzie ta wódka? - zapytałem rozglądając się dokoła.
- Już, już polewamy.
Wypiłem kieliszek i po dokonaniu wszelkich wyżej wymienionych już tradycyjnych czynności, puściłem w obieg.
- Coś mi dzisiaj bardzo ta wódka smakuje – wyznałem publicznie – albo coś się stało ze mną, albo po prostu zbyt długo mnie tu nie było.
Twarz jubilata rozjaśniła się uśmiechem. Wszak gospodarz nie po to ponosi koszty by goście zachowywali wstrzemięźliwość.
Gość opity to gość dobry. Najlepszy zaś jest taki, który po wyjściu z imprezy długo kalkuluje w którym kierunku iść domu.
Pijcie chłopcy wódkę, bo wódka nie woda, kochajcie dziewcenta - pójdziecie do nieba!
- No to mamy jubilata Stasiu - powiedziałem do sąsiada z drugiej strony stołu.
- Nie jeden świeży sześćdziesięciolatek tu siedzi.
- A kto jeszcze obchodził urodziny?
- Ja – odparł nierozważnie Staszek
- Ty ? A kto to widział?
- No dzieci były, żona.
- Dzieci się nie liczą – odpowiedziałem zdecydowanym głosem, a potem zwróciłem się do zebranych.
- Czy ktoś z Państwa był na urodzinach Staszka?
Cisza wypełniła pokój
- No proszę nikogo nie było. Stasiu to się nie liczy. Popraw się chłopie, lada dzień imieniny to zrób je razem z urodzinami. A żeby było sprawiedliwie, w ramach rewanżu zjawisz się z tymi samymi biesiadnikami u mnie za dwa lata.
Nie wiem czy Staszek był zadowolony z powodu tego wytykania i zapraszania mu gości. Pod wpływem alkoholu pewne rzeczy wydają się niesamowicie zabawne. Niestety refleksja przychodzi później, u mnie tradycyjnie nad ranem.
Nie czas jednak na refleksje, kiedy na stół wkracza tort ozdobiony równą sześćdziesiątką.
Wyrób własny na jajkach od szczęśliwych kur i maśle od równie szczęśliwych krów.
Czy pszenica na mąkę też była zadowolona? Nie wiem i nie będę tego kontynuował, bo jak dojdę do szczęśliwych buraków to znaczy, że odleciałem.
„Niech latarka policjanta w oczy mu nie świeci! Kto kieliszka nie wypije, niech ma głupie dzieci!”
No tego jeszcze nie słyszałem.
- Imprezujmy tak jakby świat miał się jutro skończyć – chciało by się zakrzyknąć, ale ciśnienie już poszło do góry, a i położyć trzeba się już o rozsądnej porze. Poza tym mamy już świadomość własnych możliwości i wiemy, że nie damy rady wypić całej wódki co jest na tym świecie.
Przychodzą jednak jeszcze takie chwile kiedy wydaje nam się, że jest inaczej i to jest fajne. A potem przychodzi ta refleksja i o dziesiątej żegnam gospodarzy, bo tak się umówiłem z synem.
Siadamy do auta i wracamy do domu. To drugie też jest bardzo w porządku.
Nim jednak usłyszałem tę wewnętrzną trąbkę co do odwrotu wzywa, ze dwa razy jeszcze zakrzyknąłem - gdzie ta wódka ?
Niczym Japończyk pstryknąłem telefonem zdjęcie z dmuchania świeczek na torcie i powiedziałem, że ich wszystkich kocham co do jednego i że mi bez nich tęskno.
Przy stole atmosfera robiła się coraz cieplejsza, ktoś nawet zaintonował
Ej, śniło mi się śniło; Ej, ze się ciele gziło; Ej, gził się bycek bury; Ej, mioł ogon do góry.;
No i jak za tym nie tęsknić?
Wszystko to szczera prawda i to, że zjeżdżając w dół koło miejsca gdzie kiedyś stała chałupa odwróciłem głowę w drugą stronę, bo serce bolało. To wszystko szczera prawda, gdzieś tylko przyozdobiona fantazją i marzeniami.
Na odchodne dostałem butelkę "nasy gorzałki" i była to jedna z najdroższych otrzymanych za darmo flaszek.
Aby zachować ostrożność i by w czasie jazdy butelka nie latała, wsadziłem ją z namaszczeniem w pojemnik na butelki znajdujący się pomiędzy siedzeniami.
W poczuciu dobrze spełnionego obowiązku usiadłem na fotelu pasażera, czekając aż Młody pożegna się ze znajomymi.
Wsiadł rozejrzał się wokół i spytał
- Kto tu wsadził te butelkę ?
- Ja – odpowiedziałem dumny z własnej przezorności
- Rozwaliłeś mi okulary
- A kto trzyma okulary w otworze na butelki? Poprzednio trzymałeś tam chipsy
- Ja trzymam
- No tak to kończy sprawę, w końcu to twój samochód
- Dorzucę się do nowych oprawek – zadeklarowałem - Może i dobrze się stało jak się stało bo miałeś już dawno zmienić szkła
- Tylko oprawek mi szkoda
- Jakaś specjalna ?
- Jak to specjalna? To były oryginalne Ray-Bany.
- To znaczy, że dorzucę Ci więcej – powiedziałem do niego a bardziej do siebie, bo jak mówi ludowe przysłowie - Kto pije i płaci honoru nie traci.
W ramach tego porozumienia rodzinnego, wylądowaliśmy koło północy na Placu Żydowskim. Urodził się pomysł a raczej smak na kultowe zapiekanki u Endziora.
Nie, nie żebyśmy zaraz byli głodni, ale tak dla fantazji. Mnie jej nie brakowało, a Młody ocenił chyba, że można się ze mną pojawić wśród ludzi. Nie było więc tak źle, albo było już lepiej.
Kolejka na pół godziny ostudziła nasz zapał. Skończyliśmy na hot-dogach na stacji BP.
Jak już sobie coś człowiek ubzdura...
Nocny Kraków tętnił życiem nawet bardziej niż w samo południe. Sztuką było gdzieś zaparkować i pewnie tak samo było ze znalezieniem miejsca w knajpie. Lubię ten klimat miasta które nigdy nie śpi, a jednocześnie jest tak bardzo tradycyjne.
Ileż to już lat nie byłem na Kazimierzu, sobotnią nocą ?. Chyba od czasu kiedy żona przestała chodzić. No to uzbierało się tego ponad sześć lat.
Nie wszystko da się zmienić jak w zasłyszanej w trakcie imprezy przyśpiewce
Gdybym miał spirytus i źródlaną wodę, pozmieniałbym panny, ze starych na młode. Nie mam spirytusu, ni źródlanej wody, panny się starzeją, a ja ciągle młody!
Młody, albo nie stary i tylko w kościach łupie na zmianę pogody.
- A jutro od rana – zaczął syn, próbując wieszczyć jakieś problemy zdrowotne.
- Co tam jutro Syneczku. Najważniejsze jest tu i teraz.
A teraz, teraz podobała mi się nawet słabo oświetlona wiejska droga.
widzę, że imprezka urodzinowa sie udała, no a te przyśpiewki ...super... nie znam takich
OdpowiedzUsuńtylko szkoda tej spalonej chałupy, nowi ją odbudują ?
pozdrówka :)
Nie znam planów w tej sprawie
UsuńPozdrawiam
Trzeba mieć silną wolę, aby zachować taką klasę w smakowaniu gorzałki z Góralami. Ech! czasy, czasy, teraz nie ma źródlanej , sama mineralna, zatem cellulit, a on jak wiemy postarza. Pozdrawiam , zazdrośnie tym razem. Hanula
OdpowiedzUsuńNa początku umówiliśmy się z Młodym do godziny powrotu.
UsuńA wiadomo umowa rzecz święta
Pozdrawiam
Ponad trzydzieści lat temu moja teściowa dowiedziała się o tym piciu z jednego kieliszka i nijak nie mogła zrozumieć, na czym to polega. Jak to z jednego, to nie macie więcej kieliszków? Czy za każdym razem gospodyni biegnie do kuchni i myje ten kieliszek? Nawet nie usiłowałam tłumaczyć, jaka to byłaby obraza i zniewaga.
OdpowiedzUsuńNa początku to nawet próbowałem wprowadzić zwyczaj wielokieliszkowy ale się nie przyjął.
UsuńSwoją drogą to ja wybieram z kim pije wódkę bo nie każdą trzeba wypić. Poza tym to czekanie na kolejkę jest źródłem wielu żartów i zabawnych komentarzy, w stylu -
O czuć gumą ! - ktoś woła to znaczy że inny hamuje kolejkę
Pozdrawiam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
UsuńDawno, dawno temu, he ze trzy lata albo i cztery będzie miałam zaszczyt występować (gościnnie ale jednak) na scenie w Bukowinie na Sabałowych Bajaniach, co na scenie to wiadomo bo od lat podobnie, ale co za kulisami to nikt wiedzieć nie musi, ale fakt gorzałka z jednego kieliszka też smakuje;)
UsuńUwielbiam ten rytuał góralskiego picia z jednego kieliszka. Co tam higiena, bratać się trzeba!
OdpowiedzUsuńAle z tym Związkiem Podhalan to chyba przesadziłeś, Gorce to już Podhale? Górale gorczańscy to taka góralska wersja soft jak mi się wydaje. Przesympatyczna wersja:)
Nocny Kraków powiadasz? Może trzeba odświeżyć wrażenia, aż nabrałam ochoty.
Mam nadzieję, że tego Twojego wpisu nie przeczytają Górale gorczańscy.
UsuńJakie mają piękne regionalne góralskie stroje.Od zakopiańskich różnią się kolorem parzenic
Pozdrawiam
Cudna ta Twoja opowieść. Bardzo plastyczna. I pewnie dlatego, tak w sumie, gorzko - radosna.
OdpowiedzUsuńKażdy medal ma dwie strony
UsuńPozdrawiam
Świetne:) Ja też nie lubię pustych butelek:):):)
OdpowiedzUsuńNo właśnie.
UsuńPozdrawiam
Nooooo....szacun - imprezka z górolami - nie każdy potem wie co po niej powiedzieć a co dopiero napisać
OdpowiedzUsuńPonad dwadzieścia lat praktyki i tyleż samo ćwieczeń.
UsuńPozdrawiam
Najważniejsze jest tu i teraz... fakt niezbity, tylko jakimś dziwnym trafem im człowiek starszy tym więcej alkoholu potrzebuje, by uwierzyć w tę uniwersalną prawdę ;)))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Tylko że alkohol wszystkiego nie załatwi. Może nawet nie załatwi niczego.
UsuńAle taki wieczór iluzji jest potrzebny od czasu do czasu
Pozdrawiam
Ano nie załatwi... a z iluzji (nawet alkoholowych) niestety wyrastamy...
UsuńPozdrawiam
Nigdy nie słyszałem o "odbywaniu". No ale nic w tym dziwnego - w okolicach góralskich byłem wszystkiego ze trzy razy; w sumie może z tydzień. Nie ciągnie mnie tam, bo z założenia nie lubię gór.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
No jakże można nie lubić?:))
UsuńNo właśnie. Jak można nie lubić?
UsuńNa mnie równiny działają depresyjnie
POzdrawiam
"Widze Wos!", "A i ja nie ślepy...!"... piękna ta obyczajowość okołotoastowa:) A zapiekanki najlepsze na dworcu w Skawinie; czasem potrafimy z "zakopianki" po nie skręcić i ze czterdzieści kilometrów nadłożyć...:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Nie byłem w Skawinie, ale coś mi mówi, że będę tam teraz częściej. Okazja więc się znajdzie
UsuńPozdrawiam
Piękny melanż - tak by powiedziały nasze dzieci.
OdpowiedzUsuńTen melanż to mi się jakoś tak nie najlepiej kojarzy.
UsuńDla nawet mnie określenie "skuć ryja" w znaczeniu opić się brzmi jakoś tak łagodniej i bardziej swojsko. To chyba ten element różnicy pokoleń.
Pozdrawiam
Pani Róża mi podebrała kwestię!
UsuńW takim razie (oraz skoro się źle kojarzy) to: Zacny rozładunek! :)
Miło się upić w dobrym towarzystwie, byle nie w tym najlepszym czyli swoim.
OdpowiedzUsuńKochać nie warto, lubić nie warto,
UsuńZnaleźć nie warto i zgubić nie warto.
Przysiąc nie warto, wierzyć nie warto,
Chodzić nie warto i leżeć nie warto.
Pieścić nie warto, łowić nie warto,
Stracić nie warto, zarobić nie warto.
Jedno co warto, to upić się warto.
Siedzieć i płakać, i śpiewać to warto.
Pozdrawiam
Przypomniałeś mi ulubioną, rajdową, ogniskową piosneczkę. Aktualna nie tylko w noc październikową. A w wykonaniu Chóru Słowików Ateneum - perełka!
UsuńTeż się otrząsnąłem. Wódka, brrrr... Nie znoszę tego świństwa. I ono też mnie nie znosi - szkodzi mi już po pierwszym kieliszku. No, chyba że to jakaś wódka niezwyczajna - na przykład śliwowica. Góralska najlepsza!
OdpowiedzUsuńA ja to uściślę.
UsuńHerbata ze śliwowicą (koniecznie z łyżeczką cukru)
To poezja wszystkich zmysłów z wyjątkiem może słuchu.
Pozdrawiam
Ja tam byłem i z Wami piłem, a to dzięki pięknemu opisowi gościny.
OdpowiedzUsuńDziękuję za tę wirtualną ucztę
Dodatkowo po takiej uczcie nic z człowiekiem nie dzieje się na drugi dzień.
UsuńPozdrawiam
Gdybym była u Klarki, to bym się nie bała napisać, a tak to ja jednak tak gościnnie i się boję, że jak zażartuję, to mnie na poważnie wezmą... zaryzykuję jednak, widzę ze Klarka też bywa, to jednak gościnne progi być muszą:
OdpowiedzUsuńi proszę, jak to pięknie o pijaństwie napisać można:)
pozdrawiam serdecznie
Jak to mówił klasyk - Nie lękajcie się.
UsuńStokrotko nie bój się, staram się by progi były gościnne. Nigdy nie kasuję komentarzy bez względu na punkt widzenia.
Może to jeszcze nie pijaństwo ale już popijawa.
Rozróżniasz te etapy używania alkoholu?. Ja tak.
Doświadczenie życiowe po prostu
Pozdrawiam serdecznie
ale gdybym użyła słowa popijawa wydźwięk byłby mniej efektowny, tak czy inaczej od samego czytania w głowie się przyjemnie zakręciło;)
UsuńPodsumowując - wszyscy zadowoleni: pszenica na mąkę, uczestnicy imprezy oraz czytelnicy ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Z tego co słyszałem to echa naszego pobytu rozlały się po wsi.
UsuńCo znaczy że nie byliśmy natrętami.
Jak napisałaś na początku- wszyscy zadowoleni
Pozdrawiam
Smacny tekst. Na zdrowie!
OdpowiedzUsuńDziękuję
UsuńNa zdrowie
Powiem tylko tak: dobra wódka nie jest zła! Moja koleżanka Rosjanka za każdym kieliszkiem wznosi toast:"Smatri w glaza, chtoby seks harshyj byl!",a kolega Litwin:"chtoby dengi byli...", oj, oj, zagalopowałam się... z tymi toastami... :) To na zdrowie!
OdpowiedzUsuń