Kiedy dzisiaj rano, codziennym
zwyczajem zasiedliśmy do porannej kawy, żona podniosła kubek do
ust ale po chwili odłożyła go stół, nie upijając nawet kropli.
- Myślałam, że życie na wsi w jakiś
sposób nas ograniczy i zablokuje rozwój. Do dziś pamiętam
przecież jak moja bratowa powiedziała, że musi mieszkać w
Krakowie bo ma tu okazję ocierać się o prawdziwą kulturę.
Mieszkała zaś w dziesięciotysięcznym uzdrowisku.
- Teraz przecież mieszkamy bliżej
domu kultury niż wtedy gdy codziennie wdrapywaliśmy się na nasze
krakowskie trzecie piętro, bez windy – dopowiedziałem, nie do
końca rozumiejąc intencje małżonki.
- Zmierzam do tego – odgadła moje
myśli – że w ostatnim okresie poznałam tyle nowych słów jak
areator, wertykulator. Wczoraj doszła
do tego glebogryzarka. Te pierwsze dwa kojarzyły mi się bardziej z
lotnictwem niż wsią, ale oglądanie glebogryzania wzbudziło mój
entuzjazm.
- U mnie to była euforia – dokonałem
stopniowania naszego zadowolenia.
W trakcie artykułowania naszych
zachwytów, kawa osiągnęła temperaturę. Możliwe stało się jej
picie, więc oddaliśmy się przedłużeniu, żona swojego entuzjazmu
a ja euforii, delektując się wonną i aromatyczna kawą.
A wszystko to, poza kawą, za sprawą
ostatniego weekendu.
W sobotę zawitał u nas teść mojego
syna, w towarzystwie siostry i psa rasy labrador. Było to pierwsze
takie psie spotkanie. Zwierzęta merdały ogonami, kręciły tyłkami
i posikiwały z entuzjastycznie. Najpierw nieśmiało ale z upływem
czasu coraz chętniej oddawały się zabawie. Pies jest starszy od
naszej suki o jakieś pół roku i cięższy o pięćdziesiąt
procent. Jak na faceta przystało, nie wykorzystywał swoich atutów
i był wobec naszej młodej kobiety nad wyraz delikatny. Wszystko by
było dobrze, gdyby w trakcie poznawania swoich charakterów i ciał,
pies nie naruszył jakiejś strefy erogennej suki. Wtedy chodziło
już tylko o zabawę w tatę i mamę.
Na tę zabawę nie było zgody i
zwierzaki zostały odseparowane.
Nie, nie jesteśmy bez serc, tylko
dopiero tydzień temu skończyły się „te chętne dni” naszej
suki.
A jak coś źle obliczyliśmy?
- Zobaczysz jutro ją będzie bolała
głowa – stwierdziła żona
- Może nie. W końcu zwierzęta trochę
od ludzi się różnią – wygasiłem temat
Co ma jednak ból głowy do
glebogryzarki?
Już wyjaśniam. Oddałem się pokusie
niewalczenia z prądem w trakcie lania wody, a prąd jak to zwykle
bywa, zaniósł mnie na meandry seksu. Wyłażę już z szuwarów i
wracam do sedna.
Korzystając z pięknej pogody
uruchomiłem wertykulator i z entuzjazmem zacząłem pastwić się
nim nad trawnikiem. Wycinałem symetryczne rowki z lewa na prawo i ze
wschodu na zachód.
Co chwilę opróżniać musiałem kosz
w którym lądowała wyszarpana trawa, suche pędy i drobiny ziemi.
- A cóż to Pan Panie Antoni kosi jak
trawa taka mała? – zapytała zaraz zza siatki sąsiadka, która
lubi być we wszystkich sprawach dobrze poinformowana.
Uprzejmie poinformowałem ją, że to
naprawdę nie jest to na co wygląda.
Cieszę się, że nie muszę prostować
jej innych podpatrzonych wyobrażeń.
Oddawałem się tej czynności
gospodarskiej do południa ze względu na to, że było ciepło jak i
dlatego, że chciałem by było ładnie. Uroda trawnika po tym
zabiegu była dyskusyjna ale teren wokół sprawiał wrażenie
czystego i zadbanego. Nacięcia w trawie były symetryczne i
regularne.
- No to lecisz z robotą – ocenił
teść mojego syna.
- No, jeszcze nie przekopałem ogródka
– zanegowałem swoje wyjątkowe wysiłki - Kompost leży od
zeszłego roku. Muszę się zabrać za to zaraz po niedzieli.
- A może chcesz glebogryzarkę? -
spytał nagle – Ja jej nie używam już od dwóch lat i przy moim
zdrowiu nie zapowiada się na to bym ją jeszcze kiedyś odpalił.
- Glebogryzarkę mówisz ? –
starałem się przeciągnąć moje udawane, niezbyt wielkie
zainteresowanie.
- Mała, spalinowa, niewiele używana,
w sam raz na twoje grządki
- Mógłbym się nad tym zastanowić -
powiedziałem, chociaż w duszy mi grało – Yes, yes, yes.
- Nie dalej jak w środę mówiłem, że
taka maszyna to by się przydała. Nie mam jednak kasy by kupować
maszynkę na każdą okoliczność.
- No to kiedyś ci ją podrzucę –
obiecał.
Wytrzymałem tylko do południa w
poniedziałek. Co prawda teść nie odbierał telefonu, ale wtedy
kiedy już straciłem nadzieję oddzwonił.
- Słuchaj, czy ta oferta z soboty jest
dalej aktualna? - zapytałem.
- Na glebogryzarkę? Oczywiście
- A czy zamiast fatygować Ciebie,
mógłbym po nią sam podjechać ?
- Kiedy mógłbyś być
- Za pół godziny
Byłam w przeciągu dwudziestu pięciu
minut.
A potem jadąc z maszyną w bagażniku,
nagiąłem kilka ograniczeń szybkości.
Już w domu uznałem, że obiad to
strata czasu. Byłem jednak tak głodny, że zjadłem coś na
szybko.
Poza pompowaniem małych kółek,
czyszczeniem świecy i zalaniem baku, nie miałem wiele roboty.
Trochę poszarpałem za sznurek zanim
silnik Briksa -Strattona odpalił. Najpierw nierówno aby z czasem
uspokoić obroty. Rzuciłem się na działkę jak szczerbaty na
suchary. Najpierw nieporadnie, ale za każdym nowym metrem
przerzuconej ziemi, coraz sprawniej.
Euforia zakończyła gleborozgryzanie.
Popracowałem jeszcze trochę maszyną na sucho, a
to włączając a to odłączając wirujące noże.
W kwadrans uporałem się z
powierzchnią, na którą przy tradycyjnej łopacie potrzebowałbym
całego popołudnia.
Suka przestała też obszczekiwać
urządzenie, które zamarło w ciszy tak jak stało, na skraju
ogródka.
- Jest fajnie,
- Dzwoń do teścia – podpowiedziała
Maria.
- Marku, maszyna działa. Uruchomiłem
ją i już mam obrobiony ogródek.
- Ty naprawdę jesteś chytry na
robotę. Podziwiam i trochę zazdroszczę entuzjazmu. Ciesze się
jednak, że prezent jest trafiony.
- Zostaję na noc - zdecydowała
teściowa - a jutro od rana sadzę dymkę. Tak pulchnej ziemi nie
miałam od dawna.
Ta euforia trzyma mnie i dzisiaj, tylko
nie wypada mi dzwonić do darczyńcy by mu jeszcze raz podziękować.
Swoja drogą, ostatnio cieszą mnie
takie proste rzeczy jak skopana działka.
Ale to chyba dobrze?
A mnie ucieszyłoby skopanie tyłka i to nie jednego...Cóż, każdy ma swoje priorytety. Wydawało mi się ,że glebogryzarki są duże,takie przyczepiane do traktora, a okazuje się ,że i na przydomowy ogródek mogą się nadać. Ot! swoista miniaturyzacja. Ale jeśli do spulchniania ziemi użyłeś glebogryzarki, to masz raczej gryzioną działkę, a nie skopaną. W końcu jej nie skopałeś, tylko gryzałeś (glebę)i to za pomocą maszyny:) Pozdrawiam, Hanula
OdpowiedzUsuńGryziona czy skopana, wszystko jedno. Rzodkiewka smakuje tak samo dobrze.
UsuńPozdrawiam
Ja ze zgrozą myślę o działce, bo nie mam żadnych widoków ani na glebogryzarkę ani nawet na ogrodową minikoparkę podsiębierną zasięrzutną. Chyba znowu trzeba będzie prezesowi ogródków wmawiać, że nasza działka jest ekologiczna i dlatego taka trochę nieuporządkowana. Ciekawe, czy i tym razem takie tłumaczenie przełknie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jeżeli to tłumaczenie podziała, nie widzę problemu. W końcu działka ma być miejscem wypoczynku a nie katorżniczej pracy.
UsuńBywają jednak perwersi w tej dziedzinie, jak piszący te słowa.
Pozdrawiam
" Ogrodowa minikoparka podsiębierna zasięrzutna" - majstersztyk :)
UsuńPadłam i turlam się ze smiechu :D
Ja czasami bywam przedsiębierna i zasięrzutna, ale żadna ze mnie mini ani koparka:)
UsuńA i jeszcze podsiębierna bywam także
UsuńKlik dibry:)
OdpowiedzUsuńPewnie, że dobrze. Bardzo dobrze! Trzeba umieć się cieszyć z rzeczy prostych, bo z nich w większości sklada się życie. Nadzwyczajne zdarzają się tylko od czasu do czasu.
Pozdrawiam serdecznie.
Czyli nie tylko ja tka mam. Ciesze się i pozdrawiam
UsuńKoniecznie dzwoń do swego darczyńcy. Mówi się, że wdzięczność jest cechą królów. A może by mu w ramach wdzięczności przegryźć ogródek, skoro szwankuje mu zdrowie:)).
OdpowiedzUsuńPropozycje pomocy w tej dziedzinie złożyłem już w czasie wspólnej jazdy po maszynę
UsuńPozdrawiam
Na pewno dobrze, ale dlaczego zepsuleś trawnik?
OdpowiedzUsuńParadoksalnie to dla jego dobra
UsuńPozdrawiam
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńJuż dawno odkryto że największą przyjemność sprawiają rzeczy najprostsze albo codzienne - takie jak wschód lub zachód słońca.
OdpowiedzUsuńTylko do tego trzeba dorosnąć.
Pozdrawiam.
Oj to prawda z tym dorastaniem
UsuńPOzdrawiam
Glebogryzarka oooooooooo pozazdrościć :-)
OdpowiedzUsuńI psiego spotkania :-D Nasza Psica niestety z tych autorytarnych, szczególnie na swoim terenie .
U nas ogródek tez na przekopanie czeka, ale jak to na wsi, Pragmatyk zajedzie traktorem z pługami i przekopane ;-)
Grunt to rozmach w robocie.
UsuńPozdrawiam
Kokietujesz;-)))) bo wiadomo, że to wielka umiejętność cieszyć się z rzeczy prostych. Prostych, a nie drobnych - żeby była jasność. Bo skopany ogródek w 15 minut zamiast złachanie się przy tym w pół dnia to wielka różnica, a tym bardziej nie drobiazg.
OdpowiedzUsuńzante
No pewnie, że kokietuję
UsuńPozdrawiam
Cześć Antoni
OdpowiedzUsuńMoja Pani byłaby zachwycona takim entuzjazmem dla spraw agrarnych. Nie może mi darować mojej nieprzezwyciężonej niechęci do wszelkich prac wychodzących tylko minimalnie poza standardowe przejście kosiarką po zbyt (oj, zawsze zbyt) wyrośniętym zielsku. Inna sprawa że tego zielska jest 40 arów i to terenu mocno nierównego i zarośniętego drzewami. Pozdrawiam JerryW_54
Pozostaje Ci trzymanie się teorii o ekologicznych uprawach i naturalnych plantacjach
UsuńPozdrawiam
Zostałeś więc mechanizatorem. Gratuluję i życzę owocnego glebowgryzania:))
OdpowiedzUsuńMałym mechanizatorem
UsuńTaki duży zaczyna się od ciągnika wzwyż
Pozdrawiam
Pewnie, że dobrze. Takie gospodarskie czynności dają olbrzymie zadowolenie. :)
OdpowiedzUsuńI ja odczuwam wielką przyjemność, jak mi się coś uda zrobić w ziemi. pozdrowienia!
To taki związek zadowolonych z grzebania w ziemi
UsuńPozdrawiam
No i po ciężkiej robocie. To jest to co lubimy najbardziej a bratki już kwitną? :)
OdpowiedzUsuńZawsze jakaś robota się znajdzie. Pozdrawiuam
UsuńWidziałam takie u Słowaków, jak pracowali na swoich mini-ogródkach; poręczne to-to, z napędem, robota tylko furczała; super maszyna; mam grządki podwyższone, nie kopię ich, tylko dokładam z wierzchu kompost, za to trzeba je częściej pielić; trzeba dzwonić do teścia syna, dziękować, odwdzięczać się, bo maszyna wielce pożyteczna:-) pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDzwonie i dziękuję. Pozdrawiam
UsuńFascynacja nową zabawką aż nadto wyraźnie u Waszmości widoczna:)) Jak byś Wasze jakiś niedosyt odczuwał po zglebozgryzieniu (tak się to nazywa?:) swego, to służę swoim areałem:))
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
W związku ,że takie zaproszenia się powtarzają z różnych kierunków widzę możliwości.
UsuńPotencjał jest tylko dokupię gumofilce
Pozdrawiam
Glebogryzarka - brzmi intrygująco! :) Chyba się tez pokusze o ten sprzęt , wszak cała gęba jestem ze wsi podlaskiej :)
OdpowiedzUsuń