Nie, nie będzie to konkurencja dla
wpisów Vulpiana. On sam jest dla mnie autorytetem w kwestiach Chin,
gdzieżbym więc śmiał? To tekst o zwyczajnej sobocie na podkrakowskiej
wsi, ale po kolei.
W ostatnią sobotę zostaliśmy
zaproszeni na przyjęcie urodzinowe. Niby nic szczególnego poza tym,
że jubilatka kończy właśnie sześć lat. Chciało by się w domu
rodzinnym, ale w dorosłej rzeczywistości trwamy z powodu jakiegoś
spisku starszego syna, który razem ze swoją szanowną małżonką
zwlekają z dziećmi. A zegar tyka: tyyk, tyyk, tyk, tyk, tyk.
Cóż ja mogę? Mogę stać w drugim
lub trzecim rzędzie i narzekać. Robię to i owszem ale narzekam po
cichutku, bo to w końcu ich życie. Pytanie tylko brzmi - Czy kiedy
dojdą do wniosku, że życie w tej formie nie ma sensu, nie będzie
ciut za późno na zmiany. Bo zegar tyka nie tylko nam starym.
Wracając zaś do małej sąsiadki bo
to ona świętowała, rzuciliśmy się do Internetu, żeby zobaczyć
czym bawi się ta kategoria wiekowa.
Odrzucając koniki Pony i jakieś
nowoczesne, nieznane nam już bohaterki, postawiliśmy na rozwój
wybierając gry logiczne.
Na każdym pudełku jest kategoria
wiekowa – moja żona podzieliła się ze mną wiedzą świeżo
zassaną z sieci – Nie będziesz miał problemu z wyborem.
Odłożyłem szlifowanie stalowej
konstrukcji i siadłem do auta. Wpadłem do marketu i mijając sklep
z grami dla starszej klienteli, wszedłem do kolorowego sklepiku,
pełnego pudeł i pudełeczek.
Zabawki, głosił neon nad wejściem
kolorowo mrugając.
Chciałem napisać, że to taki tęczowy
sklep, ale symbol porozumienia Boga z ludźmi tak się teraz
kojarzy, że staram się unikać tego porównania.
- Łatwo wymyślić, trudniej
zrealizować - pomyślałem sobie przewalając pudełka z lewa do
prawej a potem odwrotnie.
Gdzie tu te zwykłe warcaby czy
chińczyk, o którym to grach wspominała matka jubilatki, przy
okazji jakiejś rozmowy?
Brak doświadczenia spowodował, że
dopiero po jakimś czasie odnalazłem pudełko z napisem „Madagaskar
Chińczyk”
- Gdzie Rzym a gdzie Krym? –
powiedziałem do siebie, dochodząc do wniosku, że znów poruszam
się po grząskim gruncie porównań.
W każdym bądź razie, przedział
wiekowy się zgadzał, sześć do dziesięciu lat. Cena już mniej.
Myślę, że zwykły poczciwy chińczyk byłby znacznie tańszy bo
bez konieczności opłat licencyjnych dla producentów animowanego
hitu „Madagaskar”.
Tylko czy wypada teraz meldować się
na przyjęciu z poczciwymi prezentami?
Chyba, że jest to poczciwy Mercedes,
lub poczciwy diament bo te są prawdziwymi przyjaciółmi kobiet, to
wypada.
Kupując grę, postawiliśmy więc na
rozsądną nowoczesność.
Sześć lat to wiek kiedy jeszcze wagę
wartości skaluje się inaczej, ot jeden lizak, jeden rower, jeden do
jednego.
Życzenia, kolorowa torba z kolorowym
pudełkiem i krzyk zachwytu.
- Madagaskar !
- I chińczyk przy okazji- dodałem
skromnie.
Tu zyskaliśmy uznanie starszej części
rodziny.
- Chińczyk dalej mocno się trzyma –
stwierdziłem w powitaniu z obecnymi już przy stole z tortem,
dziadkami. W końcu większość z nich to pedagodzy.
Nie pierwsze to nasze spotkanie z
dziadkami co to są prawie w naszym wieku. To pogłębia poczucie
naszej krzywdy z powodu synowskich zaniechań, ale impreza taka jak
kinderbal nie jest w końcu po to by się smucić.
Całkiem miłe popołudnie, a dokładnie
półtorej godziny, bo to i pies sam został w domu z kotem, a i
poczucie przyzwoitości mamy.
W trakcie dzielenia się tortem, przy
urodzinowym stole zauważyłem młodego człowieka (chyba młodszego
od mojego Młodszego) w popielatej bluzie z dużym orłem na
piersiach.
- Słuchaj Ryśku – zwróciłem się
do jednego z dziadków – ostatnio takiego orła widziałem na
piersiach Natalii Siwiec i wtedy czułem się jednak nieco większym
patriotą.
- Ja też, ja też – sąsiad
potwierdził mi swój stosunek do godła – Tylko po co się ona
potem tak rozgadała?
- No właśnie – spijaliśmy sobie
zgodę z dzióbków i tylko posiadacz bluzy wiercił się nieco
nerwowo. Co rusz poprawiał materiał, szarpiąc pióra dumnego ptaka
w lewo i w prawo.
Wróciliśmy do domu, który okazał
się całkiem niezrujnowany, pomijając zsiekaną w drobny mak
szczapkę przeznaczoną do rozpalania kominka. Nie ma więc o czym
mówić.
Reklamy kłamią, a suka dorośleje.
Pierwsze trudne dni już za nami a było ich w sumie coś koło
dwudziestu jeden. To całe trzy tygodnie
Nadspodziewanie spokojne tygodnie bo
okazało się, że nasza chata z kraja nawet dla wiejskich burków.
Raz tylko trwoga zajrzała nam w oczy,
gdy za siatką sąsiadów pojawił się Diego, pół rottweiler a w
połowie Ch. W. C. (Ch.. wi co). Ten zerwawszy się z łańcucha,
opróżnił kocie miski u sąsiadów i nagle spotkał się oko w oko
z naszą panienką. Co prawda to było oko od siatki, ale zawsze.
Pojadł, popił, może by i poswawolić
wypadało – pomyślał pewnie, choć nie mam pewności czy ten
wiejski burek zna słowo swawolić. Na pewno było to prostsze
określenie.
Suce nie przeszkadzała składnia jego
myśli, w końcu co chłop to chłop. Wyginała się w tę i tamtą
stronę.
- Spójrzcie na tę zalotnicę –
zawołała babcia, będąc pewna, że metr pięćdziesiąt siatki
uchroni cnotę naszej bokserki.
A wtedy pies skoczył na kompostownik i
okazało się, że od naszej suki dzieli go tylko jeden skok.
Wszystkim zrzedła mina i kiedy już
wydawało się, że niezbędna będzie ekspresowa wizyta u
weterynarza, pies wykonał skok.
Nie do dziś wiadomo że są chwile w
życiu facetów, kiedy przestają myśleć mózgiem wykorzystując do
tego celu całkiem inny organ.
Chyba z tego powodu Diego skoczył
zwinnie i bez wysiłku za siatkę, ale do sąsiada z boku.
Cnota naszej suki została ocalona a ja
popełniłem znowu cytat z literatury, przyznając mu słuszność.
Już był w ogródku już witał się z
gąską.
Gąska zawiedziona, długo nie chciała
odejść od siatki.
- Och ty zalotnico ! – powtórzyła
już całkiem spokojnie moja teściowa.
Udało się. Termin u weterynarza na
przełomie kwietnia i maja pozostał niezagrożony.
Potem już będzie można spokojnie
podchodzić do psich wizyt.
W niedzielę zamówiłem obrzeża
ogrodowe przez Internet, a teraz śledzę ich podróż po Polsce.
Z Rzeszowa do Katowic, z Katowic do
Krakowa.
Szedł do nieba, wstąpił do piekła. Po
drodze mu było.
Co ja mam cholera z tymi powiedzeniami.
Biorąc pod uwagę miłość do wina i
nieudaną ostatnią dietę, rośnie ze mnie kolejne wcielenie
Zagłoby.
Taki cytatożerca.
w sprawie wnuków mój ponad trzydziestoletni syn spławił mnie krótko - a czemu sami nie mieliście więcej dzieci..
OdpowiedzUsuńCzy my byliśmy kiedyś tak zbuntowani?
UsuńPewnie że byliśmy, na swój sposób
Pozdrawiam
Cześć Antoni
OdpowiedzUsuńDobrze że nie kupiłeś laleczki Monster High, moje wnuczki autorytatywnie (mają po kilka sztuk) poinformowały mnie kiedyś, że wychodzą z mody
i teraz to wiocha ha ha. Pozdrawiam JerryW_54
Wychodzi na to że jestem bardzo nie na bieżąco
UsuńPOzdrawiam
Pozostaję pełen niedosytu. "Chińczyk" - rozumiem. A co z tym Madagaskarem? Pingwiny są z Madagaskaru. Czy to coś o tym filmie?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Film animowany z 2005 roku Lew, zebra, hipopotam i żyrafa zostają wysłane statkiem z nowojorskiego zoo do Afryki. Pośrodku oceanu ich klatki wypadają za burtę pokładu, w wyniku czego zwierzęta lądują na brzegu egzotycznej wyspy.
UsuńPozdrawiam
My kupiliśmy naszej wnusi - też 6 letniej - właśnie Chińczyka. Chyba z Chin on był, ale instrukcję miał po polsku i gdy daliśmy radę opanować zasady gry to graliśmy wiele razy. Wnusia była tak miła, że gdy byłem zajęty, to grała sama swoimi i moimi pionkami.
OdpowiedzUsuńA co do cytatów to warto pamiętać o tym dlaczego Zagłoba upominał się o wino prze jedzeniu sutych posiłków i już będziemy dla siebie bardziej łaskawi
Teraz wszystko jest z Chin, niestety nawet regionalne zabawki.
UsuńPozdrawiam
No, zamiast pionków- pingwiny...z Madagaskaru oczywiście,ale reszta chińczyk w starej postaci, tak sadzę:)
OdpowiedzUsuńTo nawiązanie do tego filmu z 2005 Madagaskar więć może zwierzaki są różne. Nie widziałem w środku
UsuńPOzdrawiam
Antoni! Zatem czas na mocniejsze trunki, coby to oleum miało siłę unosić i rozjaśniać umysł. Chociaż czasami odnoszę wrażenie, że jeszcze większa jasnoścć , to na Ciebie nie musi zstępować:") Hanula
OdpowiedzUsuńA ja coś tak ostatnio popuściłem z procentów.
UsuńAle wyborną ratafię wytrawną własnej produkcji, z żoną wieczorami pijam
Pozdrawiam
Z nadmiaru wrażeń nie opisałeś tortu. Jakiż ci on był?
OdpowiedzUsuńNie wiem bo mnie można tortem z domu pogonić.
UsuńPozdrawiam
Masz zgryza z panienkami:( Najpierw prezent niby "swój, a nie "swój", potem psisko żądne amorów. Treść z wplecionymi powiedzonkami jest soczysta i obrazowa. Byle takich więcej. A i mózg się trenuje, bo to trzeba przypomnieć sobie i umiejętnie wpleść też. Ale ja widzę, że Tobie to tak z automatu leci. Oczytanyś Waść i tyle:)
OdpowiedzUsuńO ten automat cytowania pogniewała się na mnie żona mojego szwagra. Bo to ona jest nauczycielką polskiego i to ona powinna znać cytaty, a te musi sobie zapisywać na karteczce i że to niesprawiedliwe.
UsuńA kto mówił że życie jest sprawiedliwe?
Jeśli mam talent, jak to nazwała to zaraz okazało się, że taki talent non profit.
Pozdrawiam
bogate życie macie na tej wsi.....spokojnej , wesołej ......
OdpowiedzUsuńa wnuków i ja nie mam..... i nie zanosi sie niestety na to .....cóż , nie my decydujemy o tym......
serdecznosci
leptir
No właśnie użalam się nad ta bezsilnością
UsuńPozdrawiam
Bardzo piękne obrazki z życia wiejsk-miejskiej (bo pochodzenie też się liczy) społeczności.
OdpowiedzUsuńPo zabezpieczeniu suni poczujecie spokój. Ja przechodziłam sterylizację koteczki dwa lata temu, u niej poszło dość szybko. Nie ma co czekać, takie młode to się szybko goją. A mój piesek też już w dobrym stanie. Dziś było zdjęcie szwów. Musimy pouważać jeszcze do niedzieli, aż wszystko będzie zrośnięte i nawet te ślady po niciach do szycia się zasklepią i będzie dobrze. :)
Pozdrowienia i życzę tych wnuków! :)))
Dziękuje za życzenie, cierpliwie czekam
UsuńPOzdrawiam
U nas też przy pierwszej cieczce był spokój. Przy drugiej gorzej ;-) ale tez jakoś bez szaleństw :-D
OdpowiedzUsuńDobrze, że już mamy to za sobą :-)
Co do syna, hmm, ja chyba mam już zboczenie w tej kwestii, od razu widzę siebie, gdy ze ściśniętym gardłem wymyślam kolejne wymówki dlaczego nie mamy dzieci, mimo, że niczego więcej nie pragnęłam. Nie mówiliśmy o tym Rodzicom, bo nie chcieliśmy martwić, zresztą dla większości: jaki to problem mieć dziecko? Ano był...
Ja to rozumiem, ale cierpliwie czekam i myślę pozytywnie.
UsuńPozdrawiam
A może ów Diego i z oczyskami co niedomaga? Tak czy siak, chyba dla świata lepiej, że swych genów nie upowszechnił...:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
Dla mnie przynajmniej jest to idealne rozwiązanie
UsuńPOzdrawiam
Wprawdzie mam jedną wnuczkę , ale szczerze to nie rozumiem o co tyle zamieszania . Dlaczego dla większości prokreacja ich dzieci jest taka ważna . Osobiście zrealizowałam się jako rodzicielka trzech synów i już mi się nie chce kwokać :)
OdpowiedzUsuńSpełniłem się jako rodzić, chciałbym spędzić się jako dziadek. Czy to nadmiar pragnień?
UsuńPozdrawiam
Doczekałam się wnuczki, choć nadzieję straciłam, gdy lata od ślubu Córci mijały, a Młodzi na hasło "dzieci" reagowali albo kulturalną agresją albo udawali, że nie słyszą hasła. W końcu zdecydowali i urodziła się najpiękniejsze na świecie dziewczynka;-)))))
OdpowiedzUsuńAle jest taka moda / trend / sposób na życie młodych, że decyzję o dzieciach odkładają na po. Po mieszkaniu, po zaskoczeniu wyższych trybów kariery, po osiągnięciu odpowiedniego poziomu finansów itd. Niby to rozsądne i należy przyklasnąć. Tylko biologia nie rozumie, że najpierw awans taty, więc bywa różnie z zaciążeniem. No i to przeteoretyzowanie rodzicielstwa w młodym pokoleniu! Zaplanowali całe życie, karierę, w czasie i przestrzeni, a tu rodzi się mała istotka i ona nie chce jeść, spać, sikać zgodnie z tabelką w Excelu. A to wywołuje frustrację młodych rodziców.
zante
Tak, właśnie ten trend mnie niepokoi
UsuńPozdrawiam
Tak myślę że ostrzegać nie muszę, na pewno nie muszę, bo wet wybrany na pewno właściwy. Ale historia suni którą opłakują teraz ludzie na blogu, straszy weterynarzami i ich lekceważeniem i niekompetencją. Powiem ze swojej strony, bo nasza już po szczęśliwie, nic nie rozmyła jęzorkiem i szwów nie wyrywała :) ale sama operacja.
OdpowiedzUsuńNajpierw się dowiedziałam porządnie co i jak mają zamiar zrobić, następnie dowiedziałam się że operację będzie robić chirurg w asyście naszej wetki, w tej klinice tak jest. Chirurg z 15 letnim doświadczeniem został wcześniej umówiony, No i krok następny nasze przy niej czuwanie. mąż nie pojechał na zajęcia tak się z ludźmi umówił. Siedzieliśmy w klinice. Ponieważ dostała najlepsze środki, jej przebudzenie następowało dość szybko, Sól fizjologiczna nie skapywała, ale siedząc przy naszej suni, zauważyłam to i zwróciłam uwagę. Tak, operacja kosztowała, tak niemało, ale się opłacało bardzo się opłacało. Dziś latawiec gna jak przed operacją. :))
A historia suni opisanej na blogu zakończy się w sądzie, są wyniki sekcji wykonanej gdy inny lekarz chirurg już, usiłował ratować sunie. Pani wet raczyła nie wykonać umówionej operacji wycięcia macicy, tylko podwiązała jajniki przy okazji uszkadzając guz który się budował.
Patrzcie uważnie na weterynarzy.
Mamy zaprzyjaźnionych weterynarzy i pełne zaufanie do nich
UsuńPozdrawiam