Skończył się ten czas. Nie jestem
już słomianym wdowcem.
Przez ten krótki okres wydarzyło się
tak wiele i prawdę mówiąc chwile decydowały o tym, że
przymiotnik słomiany stałby nieuprawniony.
Po tygodniu pobytu w stolicy polskich
Tatr, żona zmieniła szpital rehabilitacyjny na powiatowy. Tam w
trybie pilnym, późnym wieczorem wykonano jej operację ratującą
życie. Potem długie kilka dni na OIOM-ie, z kroplówkami,
czujnikami, ale bez telefonu. Kiedy już mogłem, wlokłem się w
trzygodzinnym korku by pozwolono mi się z nią porozmawiać przez
dziesięć minut.
Jakaż to była rozmowa, Bardziej
monolog faceta w sterylnym ubraniu ze zdezynfekowanymi dłońmi,
którymi bałem się żywiołowo machać.
Odpowiadało delikatne kiwanie głowy,
lub pojedyncze ledwo słyszalne słowa.
W takim sobie nastroju wracałem do
domu.
Potem nastąpiła poprawa i przejście
na normalny oddział. Określenie „przejście” nie jest jednak
najlepiej dobrane.
Ostatni tydzień przyniósł jednak
widoczną zmianę na lepsze i wczoraj przywiozłem Marię do domu.
Co robiłem przez ten czas ?
Żeby nie zgłupieć zacząłem czytać.
To pozwalało choć na chwilę zostawić za sobą, problemy dnia
codziennego.
Czytanie jednak nie blokuje myślenia a
wręcz przeciwnie. Robota nawet ta najcięższa też nie uspokaja.
Można jeszcze wypić, ale to najgłupsze podejście do problemu.
Za to teraz spokojnie mogę podnieść
kieliszek wina za życie, za zdrowie i za tych wszystkich dobrych
ludzi którzy wtedy stanęli na naszej drodze.
To oni z własnej i nieprzymuszonej
woli stawali przy szpitalnym łóżku oddalonej o ponad sto
dwadzieścia kilometrów żony. Z wodą, dietetyczną zupką, z
dobrym słowem.
Jeżeli w najgorszym nawet zdarzeniu
należy zauważać rzeczy dobre, to tu dobrzy byli właśnie ludzie.
A może i to, że w tamtej chwili żona
znajdowała się w szpitalu? W rehabilitacyjnym ale w końcu
szpitalu. Karetka, szybki przewóz, międzyszpitalne uzgodnienia i
działanie.
Skąd u mnie takie podejście do
problemów? Może wpływ na to ma przeczytana w tym okresie książka
„Śmierć pięknych saren” której autorem jest Ota Pavel, a
którą Mariusz Szczygieł nazywa najbardziej antydepresyjną książką
świata.
- Spójrz na to tak Kochanie –
powiedziałem do żony - Gdybyś tu z domu dzwoniła i uzgadniała
termin wizyty, mogło by Ci braknąć czasu. Powtórzę to co już
parę razy w życiu przyszło mi przyznać - Dziwnymi drogami
chodzi Wola Boża.
- Może i masz rację – przyznała
żona - Miałam szczęście.
Czyli jak? Udało się, czy taki był
Plan?
Każde z nas, samo spróbuje
odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Zdrowia dla Małżonki, wytrzymałości i pogody ducha dla Ciebie, Antoni :)
OdpowiedzUsuńDziękuję. Pozdrowienia przekazałem
UsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńMoże o Szczęście i Plan? Taki... Plan Szczęśliwy? Są pytania, na które nie znajdujemy odpowiedzi.
Zdrowia! Zdrowia! I jeszcze raz zdrowia!
Pozdrawiam serdecznie.
Udało się, bo taki był Plan. Dużo spokoju Wam teraz życzę i odnajdywania szczęścia w każdym drobiazgu.
OdpowiedzUsuńO cholera! To faktycznie szczęście. Ciesz się tak, jak tylko potrafisz (rozumiem, że już niebezpieczeństwa nie ma), bo masz czym.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Jest jeszcze ten okres niepewności jak to przy rekonwalescencji
UsuńPozdrawiam
To Twoje opowiadanie podtrzymuje moją wiarę w Plan. To się zawsze sprawdza, na Plan nie ma mocnych.
OdpowiedzUsuńPozdrowienia posyłam ☺
Dziękuje
UsuńPozdrawiam
Zdrówka dla Marii.
OdpowiedzUsuńI ja wierzę w Plan, nauczyłam się wierzyć, żeby nie zwariować
Przekazałem
UsuńPozdrawiam
To odwieczne pytanie: przypadek czy przeznaczenie. I nie sadzę byśmy znaleźli odpowiedź, Więc cieszmy się i bądźmy wdzięczni gdy szczęśliwie się składa.
OdpowiedzUsuńZapalam światełko za zdrowie Żony.
Uff, jak dobrze, że wszystko tak dobrze się skończyło!
OdpowiedzUsuńA plan?... Co to za planista, który najpierw zaplanuje zepsuć, żeby potem naprawić?
Myślę, że plan jest zawsze dobry, tylko to co na Ziemi - otoczenie, my sami, coś robimy nie tak. Uważam, że zawsze jest przyczyna. A jeśli jej nie widać, to po prostu trzeba się z tym pogodzić, tym bardziej, że ze zła można dobro wyciągnąć. ZAWSZE.
UsuńNitager
UsuńByły chwilę kiedy nad tym samym rozmyślałem
Pozdrawiam
Anita.
UsuńStaram się wyciągać te wnioski, ale z tym bywa różnie
Pozdrawiam
Ciężkie dni za Wami, a najważniejsze, że dobrze się skończyło; dla mnie wyrażenie "operacja ratująca życie" ma złowrogi wydźwięk, po doświadczeniach życiowych; pozdrawiam serdecznie Marię, moją imienniczkę, zdrowia życząc, a Tobie, Antoni, sił i spokoju.
OdpowiedzUsuńPewnie ani to przypadek, ani przeznaczenie, życie po prostu.
Przekazałem pozdrowienia
UsuńDziękuję
Jak zwał, tak zwał... Za efekt końcowy wypiję... i za to by recydywy jakiej nie było...:)
OdpowiedzUsuńKłaniam nisko:)
I ja w ten weekend wypiję w spokojnej chwili
UsuńPozdrawiam
Bardzo się cieszę, że ci dobrzy ludzie byli tam, gdzie byli potrzebni.
OdpowiedzUsuńI że wszystko się udało.
I życzę teraz spokoju i spokojnego powrotu Marii do zdrowia.
Uściski dla Was obojga.
Dziękuję i pozdrawiam
UsuńŻyczę Wam obojgu zdrowia i spokoju.
OdpowiedzUsuńLubię do Ciebie zaglądać Antoni,ale nigdy się nie odzywałam.
Pozdrawiam serdecznie.
Bożena
Mam nadzieję że ten początek przełamie lody
UsuńPozdrawiam
Cześć Antoni, zagladam do Ciebie, a tu takie wieści. Cieszę się bardzo z takiego finału. Osobiscie przekonałam sie, jak wiele znaczy obecność dobrego człowieka, a nawet kilku w takich sytuacjach. Co do woli bozej - mam jak najgorsze podejrzenia, jeśli jest jakaś sila wyższa, to po prostu z nas kpi. Pozdrawiam najserdeczniej Cesia
OdpowiedzUsuńTak tacy ludzie w trudnych chwilach to skarb. Pozdrawiam
UsuńJa wysłuchałem kiedyś opowieści księdza, który źle się poczuł i poszedł do lekarza rodzinnego. Ten zrobił EKG i już go nie wypuścił. Wezwał pogotowie i jeszcze w czasie przejazdu do szpitala powiatowego poczyniono uzgodnienie z innym szpitalem, w którym akurat w tym dnu przyjmował lekarz z odległego miasta. Karetkę przekierowano i pacjent znalazł się w pół godziny na stole. Koronarografia, implantacja stenta, rehabilitacja...
OdpowiedzUsuń- To bardzo szczęśliwie się złożyło, Bogu dzięki, że wszystko już dobrze funkcjonuje - powiedziałem
- Jeszcze nie było dla mnie wezwania z góry - odpowiedział i zdawało i się, że on wiedział co mówi
Dużo zdrowia życzę i owego szczęścia na co dzień troszeczkę
Wezwania nie było ale jak to mówią - biorą już z naszej półki
UsuńPozdrawiam
Cześć Antoni
OdpowiedzUsuńŻyczę zdrowia Marii, wczoraj wróciłem z dosyć krótkiego i wrzaskliwego (pięć wnuczek: dwie moje trzy Elki) urlopu i czytam. Trzymaj się JerryW_54
Trochę jakby sezon na operacje ratujące życie.... Najważniejsze, że dobrze się skończyły. Pozdrowienia dla Was obojga.
OdpowiedzUsuń