Dni mijają a ja trwam w świątecznym
zadumaniu. Tak przynajmniej wygląda obserwując moją blogową
absencję.
Nic z tych rzeczy. Działam i rzucam
się na życie. Czasami i życie odwzajemnia mi się tym samym.
Trzeba tylko uważać aby przy okazji
zachować całe kości.
Z kronikarskiej rzetelności powinienem
poinformować, że pomimo planowania domowego i dwuosobowego
Sylwestra (nie licząc psa i kota) razem z małżonką wylądowaliśmy
na imprezie.
Może słowo impreza zostało użyte
zostało na wyrost, ale optyka zmienia się w zależności od
sytuacji.
Gdzieś tak koło dziesiątej, kiedy
rozleniwieni oglądaliśmy sylwestrowe występy w jednej z
komercyjnych telewizji pociągając przy okazji niespiesznie winko,
zadzwonił telefon.
Żona spóźniła się do pierwszego
odebrania ale niezrażony autor połączenia zaraz je ponowił.
- Ktoś zdesperowany dzwoni. Odbierz –
poprosiłem żonę.
Dzwonili sąsiedzi. Rzeczywiście
zdesperowani gdyż z powodu nagłego ataku ospy wietrzej u dwójki
ich dzieci, z koleżeństwa opuścili ich wszyscy znajomi. Tak
profilaktycznie.
Takim prośbom nie można odmówić.
Szczególnie, że ja swoją ospę odbyłem w wieku dwudziestu ośmiu
lat mało nie umierając przy okazji, a żona okazała się twarda
wobec choroby dzieci i mojej. Jak to się popularnie mówi - Ona jest
nie do zar.....a – choć przyznaję, brzmi to nieco dwuznacznie.
Wtedy w czasie tamtej choroby, zdałem
sobie sprawę po raz pierwszy i nie ostatni, że to One są
prawdziwymi siłaczkami. Pozostawmy jednak na boku lektury szkolne i
skupmy się na imprezie. Zabraliśmy wino, szampana w wydaniu dla
uboższych i ciasto. Dodatkowo psa dla którego kanonada sylwestrowa
jest pierwszym tego typu doświadczeniem w życiu. Na miejscu okazało
się, że dotarł jeszcze jeden z gości aż z Oświęcimia.
Spokojnie więc, jak dziadkowie z
wnukami spędziliśmy tego Sylwestra na obcej chociaż gościnnej
ziemi. Był strzał z korka, życzenia, jakieś sztuczne ognie i
takie tam.
Powrotnemu spacerowi do domu gdzieś
około wpół do drugiej zawdzięczamy to, że suka spała do ósmej.
- Niech Ci to tylko nie wejdzie w krew
– zwróciłem się do niej, patrząc w te nieświadome niczego
ślepia.
- Spanie? - spytała w imieniu suki
żona
- Nie. Spacery o drugiej w nocy –
wprowadziłem jasność do noworocznych rozważań.
Nowy Rok nastał.
Nastał i od razu pokazał pełen
wachlarz swoich możliwości.
Noworoczny rodzinny obiad i wiadomość
o śmierci w tak zwanej szeroko pojmowanej rodzinie.
I jeszcze to jakieś fatum które
ciążyło nad tymi rodzinnymi relacjami.
Najpierw nie udało się zorganizować
spotkania rodzinnego z Jej udziałem.
Potem kiedy choroba stała bolesnym
faktem, nie udało się odwiedzić Jej w domu.
Na koniec, wszystko łącznie z awarią
samochodu sprzeciwiło się obecności żony w tym ostatnim
pożegnaniu.
- O co w tym wszystkim chodzi –
pytała zadziwiona teściowa.
Nikt nie silił się na próbę
odpowiedzi.
- Takie bywa życie – chciało by się
powiedzieć, ale to takie banalne podsumowanie.
I to chyba najkrótszy opis tych
problemów. Reszta jest z pewnością pozostanie, zbyt często
opowiadaną a le wyłącznie rodzinną historią.
Ostatnie pożegnania, kiedy to my
stajemy się nagle najstarszymi członkami rodzin powodują, że
rozluźniają się więzi z dalszą rodziną. Bywa też odwrotnie,
więzi te zaciskają w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
Tak to kuzyn żony zapowiedział
podtrzymanie kontaktów. Czas pokaże szczerość jego deklaracji.
A że bywa różnie świadczy
zapowiedziana wizyta mojego kuzyna z rodziną
- Zapowiedział się na sobotę.
Telefon w tej sprawie zadzwonił ze dwa dni temu.
- Nie będzie Ci przeszkadzać? -
spytał kurtuazyjnie kuzyn.
- Jakże by mi miało przeszkadzać
skoro czekam na Twoją wizytę dokładnie trzydzieści trzy lata.
Nad- robimy wszystko - odpowiedział
zaskoczony moim wyliczeniem.
- Próbuj choć wydaje mi się to
niemożliwe.
- No i sponiewierał się Pan na
Sylwestra – spytał rehabilitant mojej żony, uciskając w tak
zwanym międzyczasie mięśnie jej karku.
- No właśnie z tym poniewieraniem to
już coraz gorzej. Coraz mniej okazji a przecież z każdym rokiem
potrzebuję mniejszej ilości do uzyskania tego stanu.
To jakby uboczny efekt tabletek na
cukrzycę. Przynajmniej chcę w to wierzyć.
Nikt nie mówił, że w nowym roku będzie łatwiej. A sponiewierać zawsze się zdążysz, chociaż zadaję sobie pytanie - po co? Wystarczy, gdy jest trochę przyjemniej, niż zazwyczaj.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Ja tez od pewnego czasu pytam sam siebie - po co?
UsuńPozdrawiam
to sobie urządziliście ospa-party jakby;)
OdpowiedzUsuńjest taka idiotyczna moda - do domu, gdzie chorują dzieci, zaprasza się inne, aby się pozarażały
Słyszałem o tej modzie. Ponoć lekarze rwą włosy z głowy
UsuńPozdrawiam
Trza korzystać z możliwości wódecznej, póki czas, znaczy gdy nie ma jeszcze cukrzycy, mam na mysli siebie i to jest nastepny punkt postanowień noworocznych. Dziękuje za przypomnienie, bo co prawda jaki sylwester, taki cly rok, czyli abstynencki, ale w końcu nie z konieczności ani braku zdrowotności, tylko tak wyszło :)), pozdrawiam
OdpowiedzUsuńNo to po raz kolejny życzę zdrowia
UsuńPozdrawiam
Antoni ty dałeś "z kopyta" a ja nie mogę zastartować. Przebieram ,ale buksuję w dołku i wciąż stoję w miejscu. Może ktoś popchnie albo choć rzuci linę?
OdpowiedzUsuńBiegnie facet do autobusu. Pod nosem powtarza sobie - Boże żebym zdążył, żebym tylko zdążył. Nagle zawadza o wystającą płytkę chodnikową i przewraca się. Po chwili wstaje otrzepuje kurz z kolan i patrząc z wyrzutem do góry mówi
UsuńNa ale nie musiałeś mnie od razu popychać.
Zastanów się o co prosisz./ Pozdrawiam
Ja miałem podobnie. Moja 6 - letnia wnusia przechodziła właśnie ospę, a że my mamy to za sobą więc nie mięliśmy obaw o ewentualne skutki wspólnego przebywania w jednym mieszkaniu. Innych członków rodziny poinformowaliśmy o fakcie i to ograniczyło ruch związany z wizytami oraz rewizytami. Dzięki temu było bardziej niż domowo, spokojnie i raczej bezakloholowo. Te paskudne tabletki też były brane pod uwagę.
OdpowiedzUsuńTeż zastanawiałem się nad ciszą jaka tu panowała, ale jak widać niepotrzebnie się martwiłem.
Pozdrawiam
Dzięki Bogu niepotrzebnie, ale dziękuję za troskę.
UsuńPozdrawiam
Gościnna domówka to wcale dobre rozwiązanie tej szczególnej nocy.
OdpowiedzUsuńMam nieodparte wrażenie, że z dalszą rodziną i znajomymi z byłej pracy spotykamy się tylko na ostatnich pożegnaniach, chociaż za każdym razem obiecujemy sobie zacieśnianie i zaciskanie. Do następnego ostatniego ...
Tak , pożegnania są zdecydowanie bardziej popularne
UsuńPozdrawiam
Kiedyś na weselach dziś na pogrzebach najczęściej z dalszą rodziną się spotykamy. Nowy Rok zaczął od huraganowych wiatrów które przewiewiają świat na przestrzał. Coś niosą. Strach się bać.
OdpowiedzUsuńDo świstu wiatru w kominie zaczynam się o zgrozo przyzwyczajać
UsuńPozdrawiam.
Cześć Antoni
OdpowiedzUsuńJa się trochę sponiewierałem w Sylwestra... w równie geriatrycznym, ale wesołym towarzystwie ha ha..., wesołe jest życie staruszka. Pozdrawiam JerryW_54
Pijąc z młodymi wygląda się trochę głupio. Zaraz też zauważasz że jesteś nie z tej bajki.
UsuńOj ostrzegał mnie ojciec że tak będzie. Pozdrawiam
Przykre to, jak wszystko człowiekowi staje na drodze, jak z Waszym sporkaniem, do którego nie doszło. Jeszcze przykrzejsze, że czasem człowiek się z tego cieszy - dopada mnie to czasami, gdy spotkanie jest bardziej z poczucia obowiązku niż rzeczywistej chęci.
OdpowiedzUsuńTylko ta świadomość, że już nie będzie okazji
UsuńPozdrawiam