02 czerwca 2023

Wspominanie podczas pełni

 


Janek po raz kolejny poprawił poduszkę pod głową. Zamknął oczy, ale sen nie nadchodził.
- Cholerna pełnia - pomyślał i przewrócił się na drugi bok.
 Jasny blask pełnego księżyca rozlewał się leniwie po pokoju, eksponując cienie roślin rosnących za oknem. Pnąca róża tańczyła na wietrze, a jej cień powodował, że cały pokój falował i chwilami można było mieć odczucie przebywania na łódce.
- Jeszcze chwila i dostanę morskiej choroby - pomyślał.
 Zamknął oczy, nie tylko z powodu owych falujących cieni, ale w związku z dziecięcymi obawami które tkwiły w nim od dawna. Liczył się z taką możliwością, że tam z drugiej strony okna ktoś może go obserwować. Każdej nocy mógł to robić, ale tylko w czasie pełni jego długi cień stałby się widoczny na ścianie. Gdyby tak wkroczył nagle na ściany sypialni i niczym intruz zaburzył spokój tego miejsca, to czy byłby w stanie zapanować nad strachem? Co prawda lepiej było by obserwować z zewnątrz  wszystko to co się dzieje w domu w noce ciemne. Wtedy to potencjalny obserwujący jest ukryty za krzakiem jałowca, mając pełny wgląd na oświetlone pomieszczenie, a cień żadną miarą nie zdradzi wtedy jego obecności.
Tak, ale niebezpieczeństwo niewidoczne jest jakby mniej straszne od tego fizycznie uświadomionego. Takie prozaiczne zamknięcie powiek odgania  ten cały  dziwny niepokój. Pielęgnował w sobie ten niepokój od dziecka i sam już nie wie co było jego źródłem, bo przecież z reguły, nic nie dzieje się bez powodu. Wszak tylko grzmi samo i samo się błyska jak twierdzi poeta.
Zamknięcie powiek nie poprawiło sytuacji. Przed oczami zaczęły pojawiać się sceny z wydarzeń ostatnich tygodni, a potem ta rolka filmu zaczęła przewijać się ku przeszłości mniej lub bardziej odległej.
Kiedyś wystarczyło tylko zamknąć oczy by strach nie miał do niego dostępu. Teraz ten ruch powiek jest sygnałem i zaproszeniem dla strachu do objęcia we władanie.
Strach jest jednak kulturalny. On nie dąży do tego by objąć nas całych w swoim władaniu.
Chyba, że to nasze życie całkowicie się spieprzyło
On tylko przycupnie przy naszym łóżku, jakby chciał powiedzieć - Tak tu sobie troszkę posiedzę
         Minęła już ponad godzina, a stan zawieszenia trwał. Stan przebywania między dniem i nocą, między żywym a martwym, między określonym a nieogarniętym.
Jeszcze w dzieciństwie miewał taki sen, że oto ktoś puka do drzwi, a nim on zdąży podejść do nich gnany niejasnym dla siebie niepokojem, ten ktoś już otwiera drzwi jego rodzinnego domu. Wychyla zza drzwi głowę, by zobaczyć kto tam?
A tam za klamkę chwyta jakaś stara baba. W dzieciństwie dzieci straszono na potęgę starymi babami, albo starymi cygankami w efekcie jedne i drugie wzbudzały w nim niepokój.  Oto ta stara baba wciska się do mieszkania. Już wsadziła but między drzwi i framugę. Już nie da się zatrzasnąć ich przed jej nosem. Próbuje więc krzykiem ostrzec rodzinę, która niczego nieświadoma, siedzi tam w gościnnym pokoju i rozprawia o jakichś nieistotnych bzdurach. Z jego gardła nie wydostaje się jednak żaden dźwięk, grzęznąc gdzieś wewnątrz niego co jeszcze  potęguje ten strach. Potem próbuje już tylko uciec, ale potyka się o własne nogi i nie potrafi ujść strasznemu przeznaczeniu. Już jest w zasięgu rąk agresorki, już chwyta go ona za ramiona.
Budzi się wtedy cały zlany potem i zanim całkiem oprzytomnieje, próbuje jeszcze krzyknąć, ale wyrzuca z siebie bardziej jęk niż donośny wrzask.
Kładzie się na powrót do łóżka ale nie potrafi już zamknąć oczu bojąc się by ów senny koszmar nie powrócił.
Tak robi się całkiem niedobrze, bo leżeć z otwartymi oczami źle, a zamknąć powieki jeszcze gorzej. Najdziwniejsze w tym wszystkim było to, że sen powtarzał się co jakiś czas, chociaż to ekstremalne śnienie nie było regularne. Przytrafiało się nieregularnie, a on będąc na początku tego przeżywania i widząc drzwi przewidywał ciąg dalszy.
Kiedy już dorósł, spać nie pozwalały mu sprawy dnia codziennego. Finansowe, uczuciowe, albo te prozaiczne problemy z płatnością kontrahentów. Te ostatnie załatwiały mu brak snu aż do samego rana. Zawsze czuł się odpowiedzialny za dom, rodzinę i pracę, a swoisty pragmatyzm daleki był od romantycznych wzlotów i uniesień.
Taki był i swoją miarą naiwnie chciał mierzyć innych.
Co było powodem dzisiejszej bezsenności?
Poprzedniego dnia dzwonił do niego kumpel z ogólniaka. Odnowili znajomość kiedy Zbyszek będąc po zawale, leżał w szpitalu. Okazało się, że na sąsiednim łóżku leżał facet z którym  Jan prowadził rozliczne interesy.  Ostatecznie to kontrahent Jana  przekazał mu jego aktualny numer telefonu. Tak to reaktywowała się trwająca po dzień dzisiejszy znajomość. Dzwonili do siebie raz w tygodniu, lub co najmniej raz w tygodniu. Nie mieli problemu z poruszaniem najtrudniejszych tematów. Chociaż najczęściej rozmawiali o pierdołach. Mieli do siebie zaufanie, choć ten typ relacji trudno nazwać przyjaźnią. Z resztą Jan nie nadużywał słowa przyjaźń od czasu gdy srodze sparzył się na kilku przyjaciołach, a jak mówią, przyjaciel który cię zawiódł tak naprawdę nie był nim naprawdę nigdy.
Zbyszek zadzwonił z wiadomością, że zmarł ich wspólny kumpel z ogólniaka. W związku z powyższym organizowana jest msza za duszę i spotkanie wspomnieniowe. Zbyszek  niespecjalnie wybierał się na takie spotkanie ponieważ jak stwierdził,  po 45 latach od ukończenia klasy ani go to ziębi ani grzeje.
Nigdy nie byli ze zmarłym wielkimi kumplami, chociaż jego los splótł się z losem Roberta od pierwszych chwil nauki w liceum a nawet przed. Było to tak
            Zaraz po przyjęciu do ogólniaka osoby przyjęte z najlepszymi wynikami, zostały zaproszone na uroczyste wojewódzkie rozpoczęcie roku szkolnego. Przypadkowo siedli w autobusie naprzeciw siebie. Szybko okazało się, że będą chodzić do tej samej klasy o profilu matematyczno- fizycznym. Spędzili w tym dniu wspólne parę godzin. Wtedy to Robert sprzedał mu żółtaczkę zakaźną. Zachorował z opóźnieniem tak jakoś z początkiem roku. Spędził w szpitalu a następnie w izolacji chyba z miesiąc, a kiedy wrócił do szkoły z zaległościami w nauce zaczął być traktowany jak ktoś przeciętny lub bardzo przeciętny i nigdy już nie wrócił już do poziomu prymusa. Tak zwane pierwsze wrażenie jest bardzo ważne i nie do powtórzenia.
Robert uczył się, śpiewał, tańczył recytował, budując swój wszechstronny wizerunek. Tego Robertowego recytowania było mu żal, bowiem na akademiach szkolnych Robert występował z prześliczną dziewczyną, dla której Jan byłby gotowy nauczyć się nie jednego a kilku  utworów z katalogu naszych największych poetów. Raz nawet trafiła mu się okazja na zastępstwo.  Robert zaniemógł a wypowiadane słowa grzęzły mu w gardle. Nie przeszedł jednak castingu, ponieważ jak to powiedziała polonistka, nie ma czasu na przerabianie z nim zasad scenicznej wymowy. Było mu smutno nawet wtedy kiedy zobaczył, że koleżanka od wiersza weszła w fazę błyskawicznego tycia i była nie do poznania. Czy to była bulimia? Wtedy to słowo nie było tak popularne.
Froterowali więc razem parkiety rodzinnego ogólniaka choć określenie razem jest tu troszeczkę na wyrost. Robert chodził z fajną dziewczyną z klasy, on szukał szczęścia w niższych rocznikach. Chodzenie, rozstania, żale topione w alkoholu.
Jan nie topił nic w alkoholu, szczęśliwy za każdym razem gdy szczęście tylko mrugnęło do niego. 
Wydawać by się  mogło, że Robert brał to szczęście w każdej możliwej pozycji.
Jakże on mu zazdrościł tych sukcesów, a nawet tego żalu po stracie dziewczyny który był tak piękny i taki widowiskowy. Jego cierpienia nie zauważał nikt, nawet najbliżsi z domu. Bo jakiż powód miałby mieć do smutków ?. Kiedy w kraju pokój, a ojciec z matką wypruwają sobie żyły by on mógł się spokojnie uczyć. Przy takim chowaniu w domu powinien zostać lekarzem, mecenasem, albo kimś takim który nie musi liczyć się z forsą.
Potknięcia w tym scenariuszu recenzował ojciec Jana, krótko i boleśnie.
Kiedy oglądał w telewizji  informację o sukcesach młodzieńców w jakiejkolwiek dziedzinie, zwracał się do matki takim teatralnym głosem:
- Mają ludzie zdolne dzieci
To zdanie zostało z nim na lata i lat trzeba było by nabrał do nich dystansu.
Z Robertem spotkał się jeszcze raz, na studiach. Robił imprezę w akademiku na której w jakiś nieodgadniony dla niego sposób pojawił się też Robert. Wszystko rozmyło się w morzu wódki i tak naprawdę trudno ją było opisać. Jedyne co zapamiętał. To to kiedy za potrzebą wyszedł to toalety, do której wchodziło się w tym starym akademiku z korytarza.
Stał więc tam przed pisuarem, próbując zrealizować cel wizyty po wcześniejszym uzyskaniu postawy względnie wyprostowanej. W tej oto chwili ktoś rzucił się na niego z tyłu zaciskając mu dłonie na krtani.
- Beata ja Cię zabiję - krzyczał w amoku nie zwalniając ucisku.
Totalnie pijany Robert z zapamiętaniem walczył ze swoimi demonami.
Nie pamięta jak długo walczył o życie. Wreszcie cudem jakimś udało mu się przerzucić go nad sobą i wybiec z owej feralnej toalety. Robert dłuższą chwilę leżał na mokrej podłodze
łazienki w akademiku. Potem pozbierał się i chyba wyszedł. Nie zauważyłem  bowiem jego powrotu. W trakcie tego traumatycznego wydarzenia wytrzeźwiał natychmiast. Nie miał jednak ochotny na kolejnego choćby najmniejszego drinka
- Widzisz żyjemy choć śmierć była blisko - zacytował poetę.
Jan specjalista od cytatów, przypomniał sobie że panienka od wierszy na akademię tak właśnie miała na imię.
Więc może to życie nie było takim jednym pasmem sukcesu? Teraz już tego nie zweryfikuje.
Ktoś mu wtedy powiedział, że pijąc alkohol z Robertem trzeba bardzo uważać. Postanowił już nie popełniać tego błędu.
       Nie został lekarzem, mecenasem, ani innym gościem któremu forsa leje się strumieniami do kieszeni. Nie znaczy to jednak że nie jest zadowolony ze swojego życia. Bez fajerwerków, ale jak do tej pory zawsze szczęśliwie omijał rafy na oceanie swojego życia. Był nawet dumny z tej umiejętnej nawigacji, choć być może jest to tylko realizacja z góry zapisanego scenariusza.
Robert skończył studia, korzystnie się ożenił i wkręcił w tryby rodzinnego biznesu. Playboyowski  typ urody harmonizował z siwizną i kabrioletem. Nie jedna panienka skręciła na ten widok głowę aż do końca jej możliwości. Czy i serduszko wtedy drgnęło? Nie wiedział.
Nagle  dociera do Jana ta wiadomość - Nie ma już Roberta.
Czy powinien jechać tam i w towarzystwie które kiedyś uważał za zakłamane,  dmuchać w trąby rozpaczy i rozżalenia ?
Jechać na te wspominki gdy konsekwentnie unikał nawet spotkań absolwentów, okazji do wspominków wydarzeń które nas ukształtowały?
Tworzyli nad wyraz niezgraną klasę. Bo trudno utworzyć zespół ze zbioru indywidualności. Dzieci bogatych i wysoko postawionych rodziców.
Co Jan robił w tym towarzystwie? Był krótki okres kiedy jego ojciec też wzleciał ponad poziomy
Bez względu na to jak Jan oceniał ten przeszły już czas i jak wychodził w tym porównaniu, uśmiechnął się do siebie.
- Wciąż jednak jestem po tej właściwej stronie trawy.
           A może by tak otworzyć oczy? W końcu niechaj nastąpi koniec tych dziecięcych strachów. Zdecydował się i otwarł oczy. W dalszym ciągu w pokoju panował półmrok. Zegarek elektroniczny wyświetlał godzinę drugą trzydzieści.  Chociaż nie  odpowiedział sobie na zasadnicze pytanie tej nocy i tak postanowił zasnąć.  Skorzystał przy tym z metody amerykańskich żołnierzy.
Zamknął oczy, rozluźnił swoje ciało, a umysł przewietrzył z tych napastliwych myśli ustawionych w długiej kolejce. Z tym wietrzeniem jest najtrudniej, ale parę razy już mu się to udało. Teraz wystarczy już tylko wyobrazić sobie jaki neutralny obraz.
Neutralny to dla niego las lub niebo. Z niebem idzie mu lepiej w lesie strach może czaić się za każdym drzewem. Widzi już więc pod zamkniętym powiekami jak idzie po schodach na poddasze. Tam podchodzi do okna dachowego które uchyla. Patrzy na niebo po którym suną pchane wiatrem pojedyncze białe obłoki. Lekki wiaterek owiewa mu twarz. Obraz zamknięty w pętlę powtarza się, ale to bez różnicy. Trwa w tym zapatrzeniu i już po chwili zapada się w ten obraz stając się jego częścią.
Strach?  A kto by o nim myślał w takiej chwili
Dom pobudki o szóstej dziesięć  pozostało jeszcze ze trzy godziny.
No chyba że kot zdecyduje inaczej.

 

9 komentarzy:

  1. Śpię dobrze, ale od dłuższego czasu co noc śnią mi się coraz to bardziej wymyślne koszmary. Jest to straszliwie męczące.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czasy gdy spałem bezproblemowo minęły. A głupoty jak mi się śniły tak śnią dalej

      Usuń
  2. Właśnie wczoraj zdarzyła mi się taka noc bezsenna, ale nie z powodu strachów czy demonów.
    Po prostu kilka razy się zdrzemnęłam w trakcie dnia, więc potem sen nie chciał przyjść. Dobrze, że jestem na zwolnieniu, bo mam nadzieję dziś odespać :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mam nadzieję, że to tylko zwolnienie z tytułu niegroźnych dolegliwości. Zdrowia życzę

      Usuń
    2. Na szczęście lekkie przeziębienie, które mówiąc wprost wykorzystałam na odpoczynek i naukę :)
      Dziękuję, nawzajem

      Usuń
  3. Przeczytałem jednym tchem.
    Bardzo dobre. Pozdrawiam z nad Bałtyku. JerryW_54

    OdpowiedzUsuń
  4. No właśnie, klasowe znajomości, miłości, przyjaźnie. Ile z tego pozostało? U mnie prawie nic. Nigdy nie zbiegałam, nigdy nie żałowałam. Jaskół został z lat licealnych:):):) A koszmary miałam przed śmiercią poprzedniego męża. Kiedy umarł, koszmary zniknęły. Do dziś nie wiem, co to było. I nie chcę wiedzieć.
    Tekst fajny, czytałam jednym tchem:) Teraz pozostanie do przemyślenia:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Są rzeczy nieprzeniknione i rzeczywiście lepiej żeby takimi pozostały.

      Usuń