19 czerwca 2023

Rowerowo jak cholera

 Czytelnikom tego bloga znana jest miłość piszącego do motocykli. Przeżycia z wyjazdów opisywane były tu z taką emocją jakby celem życia była właśnie ta jazda na motocyklu. Tak chyba jest, bo widziałem wielu gości na zlotach którzy dumnie nosili napis na koszulce - "Born to ride" czyli urodzony do jazdy. Jazdy na dwóch kółkach oczywiście. Ile w tym jest prawdy a ile zwykłej kokieterii to już całkiem inna sprawa, fakt faktem że motocykl albo się kocha albo nienawidzi. Niestety niektórzy tak zwani motocykliści dają do tej nienawiści całkiem sporo powodów.
Wracając zaś do mnie.
Od kiedy więc wsiadłem na motocykl i po drodze zrobiłem prawo jazdy kategorii A, motocykl stał się narzędziem do wypoczynku, relaksu, a nawet swego rodzaju metodą na odstresowanie. Jego poprzednik, rower zaczął kurzyć się po kątach i tracić po każdym kolejnym wypożyczaniu go znajomym odrobinę na urodzie. Potem świeżość, a na koniec niektóre funkcje niezbędne dla roweru jako takiego.
W zeszłym roku podjąłem decyzję by przywrócić mu wszystkie jego fabryczne funkcje życiowe.
Zrobię remont. Z takim postanowieniem wszedłem do garażu. Zacząłem od zdjęcia łańcucha co nie poszło mi zgodnie z planem do tego stopnia, że w przypływie emocji przeciąłem kątówką jedno ogniwo. łańcuch wsadziłem do pojemnika i całość zalałem naftą. Ból porażki spowodował, że rower pozbawiony łańcucha i pedałów wyglądał jeszcze żałośniej niż przez samym początkiem remontu. Stan zanurzenia łańcucha w nafcie trwał dokładnie rok i kiedy przemogłem niechęć do tej roboty, wyszorowałem w końcu ogniwa i spiąłem spinką. Zaraz potem przypomniałem sobie boleśnie jak wyglądają łożyska w kołach. Kiedy rozkręciłem piastę, wysypały mi się malutkie kulki, wpadając pod regały i pomiędzy płytki chodnikowe. W motocyklu łożyska są zabudowane i nie powodują takich niespodzianek. W rowerze jest nieco inaczej o czym sobie natychmiast przypomniałem. Zamówiłem nowe kulki poprzez Allegro i czekałem.
Czekanie jest najtrudniejsze. W trakcie oczekiwania na przesyłkę wyczyściłem wszystkie zębatki i pracujące elementy przerzutek. W porywie dokupiłem elementy ścierne do hamulców czyli klocki hamulcowe i powoli zacząłem składać rower do kupy. To całkiem ładny góral którego kupiłem jakieś 25 lat temu. Wytwarzany jeszcze bez przedniego amortyzatora, ale za to z 21 przełożeniami marki Shimano. Nie wiedziałem czy będę używał często tej metody przemieszczania się, a więc nie wymieniłem opon i dętek. Te już są od dawna pełnoletnie ale zaryzykuję, mogą być na początek. Po zamontowaniu łańcucha i stwierdzeniu z zaskoczeniem, że przerzutki działają bez zarzutu, wymieniłem baterie w przedniej i tylnej lampie rowerowej. Czekał ten rower na swoją premierę kilka tygodni, bowiem nie tak łatwo jest zmusić organizm do wysiłku, kiedy pod ręką są inne mniej wymagające wysiłku pojazdy.
A dlaczego to zebrałem się do naprawy starego roweru?
Odpowiedź na pytanie jest bardzo prosta.
W związku ze wzrostem popularności rekreacyjnej jazdy rowerem i funkcjonowania ( nadal jeszcze) budżetów obywatelskich, w Krakowie i okolicach zbudowano cała masę ścieżek rowerowych. Kiedy więc zauważyłem, że wałem wiślanym obok mnie biegnie taka asfaltowa ścieżka, powiedziałem do żóny

- Zrobię ten cholerny rower choćby po to tylko, aby przejechać te parę kilometrów. Wstyd mi, że przyjeżdżają tu ludzi z daleka, a ja mając coś takiego pod nosem nic nie robię.

Okazja nadarzyła się w związku z długim czerwcowym weekendem.
Złe prognozy meteorologiczne zachęcały do motocyklowych eskapad. Czekałem tak w czwartek, piątek i sobotę, ale nie spadła nawet kropla z zapowiadanego deszczu. Informację z najbliższych 50 km były takie, że jednak leje. W niedzielę podjąłem decyzję - jadę rowerem aby całkiem nie zwariować.
Pierwsze spostrzeżenie jest takie, że kierownica roweru jest dużo lżejsza od motocyklowej. Tamtą mogłem śmiało ciągną do siebie by przysunąć się na siedzeniu do przodu. W rowerze podrywało podrywało mi przednie koło do góry.
Kiedy już zrozumiałem, albo przypomniałem sobie pewne uwarunkowania jazdy było coraz lepiej. Za chwilę jednak zaczęły mnie boleć mięśnie nóg. Może od razu chciałem za dużo i za szybko. Zwolniłem więc do poziomu jazdy rekreacyjnej, takiej jaką poruszała się większość rowerzystów na trasie. Co ciekawe, ból nóg ustąpił, a ja mogłem skupić się na otoczeniu. Jadąc motocyklem nie można zbyt długo gapić się na boki. Zasada jest tu prosta - jedziesz tam gdzie patrzysz. Niby w rowerze obowiązuje ta sama zasada, ale rower jedzie wolniej i jest nieporównywalnie lżejszy.
Jechałem więc, zachwycałem się widokami zakoli Wisły i mówiłem z radością.

- Dzięki ci Boże, że pozwoliłeś mi zamieszkać w tak pięknej okolicy - i powiem szczerze, że nie było to jakieś wazeliniarstwo.

Kiedy dojechałem do mostu w Niepołomicach okazało się, że ścieżka rowerowa ciągnie się dalej, a na drogowskazie zobaczyłem i Szczurową i Szczucin. Nie podejrzewam siebie o taką eskapadę na rowerze, ale w tamtej chwili uśmiechnąłem się z satysfakcją. Kiedy zaś wróciłem do domu, nie wykazywałem zmęczenia, a puls utrzymywał się w jakiejś rozsądnej normie.

- Będę to robił częściej - powiedziałem do żony.

Może jak wzmocnię na rowerze nogi to wrócę po 14 latach na narty? - kreśliłem w myślach scenariusze. W tym roku nie dałem się namówić na stok mając na uwadze właśnie moje słabe nogi.
Byle tylko konsekwencji wystarczyło.
Kiedyś w czasach przed motocyklem często jeździłem do pracy rowerem. Co prawda miałem wtedy w robocie warunki na prysznic i przebranie się przed pracą. Teraz tego nie mam, ale gdybym tak spróbował pokonać ten dystans powiedzmy w sobotę, wiedziałbym czy powrót do roweru jako transportu codziennego jest możliwy. Zobaczę jak dam sobie radę z górkami których w okolicach Wieliczki nie brakuje.
Póki co żyję wspomnieniami z niedzieli, zadziwiając opowieścią brać motocyklową


  




15 komentarzy:

  1. Ja jestem antyrowerowa i antymotocyklowa, a nawet antynarciana, więc niewiele mam w tej materii do powiedzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I dzięki temu świat jest ciekawy. Jakże nudno by było gdybyśmy wszyscy dzielili te same pasje.

      Usuń
  2. Całe życie jeździłam na rowerze, w dodatku bez udziwnień i bez przerzutek. Kiedy widzę rowerzystę energicznie kręcącego pedałami, a rower posuwa się tylko o centymetry, wolniutko, to chce mi się śmiać- komicznie to wygląda. No i te wdzianka obcisłe na dorosłych facetach jakoś tak nieapetycznie wyglądają.
    Jestem zwolenniczką roweru, niemniej wkurzają mnie rowerzyści "pałętający" się po jezdni, bez zasad i trzymania się przepisów.
    Ścieżki rowerowe to cudowny wynalazek. oby jak najwięcej ich było i to nie tylko w terenie, ale i przy jezdniach.
    I.... nic nie przebije jazdy na motocyklu:):):):):) żaden rower:):):):)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kraków i okolice to całe mnóstwo rowerowych ścieżek. Grzechem by było nie skorzystać. Motocykl ścieżek nie potrzebuje. Nie dalej jednak niż tydzień temu jechałem lewym pasem 3 pasmowej
      obwodnicy Krakowa. Wyjeżdżając z podporządkowanej na obwodnicy Krakowa, duży dostawczak wymusił pierwszeństwo wciskając się przede mnie na lewy pas. Prawie zawadził o mnie końcówką burty. Zrobiło mi się miękko po wszystkim, a jechałem jakieś 100km/h.

      Usuń
    2. No tak, to jest nagminne. Samochód wymusza, bo wydaje mu się, że zdąży lub ma w nosie "dawcę organów". U nas też przybywa tych ścieżek, ale np. droga Katowice- Cieszyn na wielu odcinkach nie ma nawet porządnych, twardych poboczy, a jeżdżą nią i rowerzyści i TiRy. Na dokładkę ci rowerzyści, to nie tacy sportowi, a mieszkańcy- siaty na kierownicy, jazda lekkim zygzakiem itp.
      W każdym razie fajnie, ze rower wrócił u Ciebie do łask. Mimo wszystko, jest to sama przyjemność, taka jazda na nim.

      Usuń
  3. Cześć Antoni. Przerobiłem w tym roku swój 28 lat liczący rowerek marki GT na tzw rower 60+, czyli go zelektryfikowałem. Jazda jak marzenie, można się zmęczyć, ale nie trzeba. Najdłuższą trasę zrobiłem nad morzem i było to około 80 km pięknych widoków i fajnych leśnych ścieżek. W baterii pozostało jeszcze sporo energii. Koszt przeróbki to niecałe 5 tyś zł. Zestaw do przeróbki marki Bafang, zakupiłem i żonie i sobie przez internet w Skawinie w firmie Elektryczne Napędy. Mają tam salon do którego można przywieź stary rowerek i wyjechać elektrykiem. Ale nie trzeba, bo przeróbka samodzielna jest prosta dla kogoś kto ma podstawowe umiejętności manualne i trochę wiedzy technicznej. Polecam, rowerek to piękna rzecz. Pozdrawiam, JerryW_54

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mierzę się z tym tematem. Jesteś olejną osoba która to zachwala

      Usuń
  4. Witaj Antoni
    Motocykle i wszelkiej maści elektryki są fajne, ale.... one nie budują kondycji. A ta jest ważna w każdym wieku. Myślę, że tradycyjny welocyped jest sto razy lepszy od tych koni mechanicznych. Człowiek dotleniony, jest w formie, ma kondycję, trzyma wagę, nogi umięśnione. Czegóż chcieć więcej? Pozdrawiam. Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja to wszystko: motocykl, rower, narty potraktują komplementarnie.

      Usuń
  5. Znalezione w sieci. Może dla niektórych suchar, ale mnie bardzo rozśmieszyło - słyszę ten dowcip pierwszy raz:
    Spotykają się dwa komary na plaży w Miami. Jeden z nich trzęsie się i jest strasznie przemarznięty.
    - Dlaczego tak się trzęsiesz?
    - A bo przejechałem 1000 mil na wąsach motocyklisty i strasznie mnie przewiało.
    - To na drugi raz zrób tak jak ja: lecę sobie na lotnisko, upatruję jakąś stewardessę, wskakuję jej pod spódniczkę, wchodzę pod majteczki i całą podróż śpię w przytulnym i ciepłym "lasku".
    - Ok. tak zrobię następnym razem.
    Spotykają się na drugi rok i sytuacja się powtarza, tamtego komara trzepie znów z zimna.
    - I co, nie skorzystałeś z moich rad?
    - Zrobiłem dokładnie tak jak mówiłeś- poleciałem na lotnisko, upatrzyłam stewardessę, wskoczyłam jej pod spódniczkę pod majteczki znalazłem ciepły przytulny lasek i zasnąłem. Budzę się, a ja znowu kurwa na wąsach motocyklisty!

    Ewa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ech ci motocykliści. Dziwisz się, że tylu z nas chce nimi zostać?

      Usuń
  6. Witam pośród kolarzy! Ja uprawiam kolarstwo robocze (znaczy, jeżdżę rowerem do pracy). Ale fakt, ja mam blisko - niecałe cztery kilometry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wstępie napisałem, że remontowałem swój dwudziestoletni rower, a więc taka świeżynka rowerowa to ja znowu nie jestem. Po prostu kiedyś jeździłem więcej, bulwarami nad Wisłą do Tyńca, potem jak Ty do pracy ( 11 km). Miałem jednak ten komfort, że był prysznic i możliwość zmiany ubrania w pracy. Potem jakoś tak to wyszło.
      Teraz delikatny powrót. Dziękuję jednak za powitanie, zawsze to miłe

      Usuń
  7. Trzymam kciuki, żebyś wytrwał w na nowo odkrytej pasji cyklisty. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń