19 lutego 2018

Piłem, kto mówi, że nie piłem ?



Piłem, kto mówi, że nie piłem
Butelkę wytrąbiłem, a może dwie butelki
Czuję, kto mówi, że nie czuję
Łeb szumi i paruje, świat toczy się jak bąk
Autor tekstu tej starej pijackiej piosenki zachęca do mieszania alkoholi. Ale taki głupi to ja nie jestem. Mądrość moja płynie zaś z własnych przeżyć i traumatycznych doświadczeń.  Ani więc whisky, ani koniak, ani wino. Nawet rumu nie tknąłem nie mówiąc o ginie którego wprost organicznie nie lubię.
Poszedłem w kulturę.
Od jakiegoś czasu mówi się, że pospolity bimber robiony czyt to z cukru czy ze śliwek nie jest już gorzałą dla ubogich.
Alkohole pędzone w szopie traktuje się jako dobra tradycji i kultury ludowej. Dzięki temu nie ma mowy o zwykłym pijaństwie, ale o szlachetnym kontakcie z tradycją i kulturą ludową
Nawet jestem dumy z tego kontaktu bo świat tak pędzi do przodu, że nie ma czasu by się nawet o ową kulturę otrzeć.
Przy okazji świąt rozmawiałem z moimi ukochanymi mieszkańcami Gorców, czyli sąsiadami z mojej góralskiej wsi. Padły wtedy zapewnienia o przyjaźni i takie tam różne ustalenia.
W zeszłym tygodniu owe ustalenia skonkretyzowały się na tyle, że zostałem tam zaproszony. Warunek był jeden.
- Musisz pojawić się z kierowcą.
Młody zakochany jak i ja w naszym starym miejscu, bez wahania zasiadł za kierownicą. Pojechaliśmy we dwóch, bo ze względów technicznych z żoną pojadę w miesiącach wiosenno letnich.
Patrząc przez szybę powtarzałem - zobacz jak pięknie. Czy pięknie było tego sobotniego popołudnia gdzie mgła zamieniała się miejscami z lekkimi opadami? Więc to chyba jakaś projekcja wspomnień nakładała się kolorowym filmem na mijane miejsca.
Młody też uległ urokowi chwili, zatrzymując co chwila auto i pstrykając zdjęcie.
- Ej panie pejzażysta, lubię być punktualny.    
Wjechaliśmy w dolinę rzeki, po obu stronach wzniesienia. Serce mocniej zabiło.
- Pamiętasz tato, od tego miejsca Brutus zawsze szczekał na powitanie.
- Pamiętam, wszystko pamiętam.
Zjechaliśmy w poprzeczną dróżkę i pojechaliśmy ostro w górę.
Dojechaliśmy do tego miejsca w którym zwykle pojawiał się czerwony dach naszej chałupy.
W miejscu dachu ziało pustką. Połać szarego nieba przypominał, że naszego domu już nie ma. Od dwóch lat w tym miejscu straszy pogorzelisko.
Niby to nie był już nasz dom, bo dwa lata wcześniej sprzedaliśmy do innym pasjonatom, traktując ową pasje do gór jako warunek konieczny przy wyborze kupca.
Niby nie nasz, a boli tak samo.
Dwa lata które minęły od tego czasu tylko w niewielkim stopniu złagodziły ten ból.
Stare kamienne mury pogrążają się w nad wyraz bujnych malinach, niekontrolowanym krzewie winogron i samosiejkach brzozy.
Przyroda wchłania i zamyka w sobie.
O! Już dom sąsiada.
Zatrzymujemy samochód. Krótkie jak to między chłopami, ale serdeczne powitanie.
Już od progu pada znamienne pytanie
- Smak jest ?
- A gdzie by się miał podziać? - odpowiadam, ciesząc się, że pamiętam jeszcze prawidłową odpowiedź.
Wysokie szklanki i drink z colą w proporcji pół na pół. Nie ma lodu, ale kto by na to zważał.
Zaraz też pojawia się żona Jasia,  układając na stole kiełbasę, boczek i pasztetową własnego wyrobu.
Tak tłustego i dobrego jednocześnie boczku dawno nie jadłem. Dobieram drugi kawałek, przypominając sobie jednocześnie, że nie wziąłem tabletek na cukier.
Kto by się tym jednak przejmował?
Czując w nozdrzach woń swojskiej wędzarni, nie użyłem ulubionego powiedzenia z filmu "Los Człowieka" Siergieja Bondarczuka - Po pierwszym nie zagryzam.
Zagryzłem po pierwszym i po kolejnych.
W tak zwanym międzyczasie pojawiali się dalsi sąsiedzi i znajomi królika.
A ja trochę pytając, trochę opowiadając, cieszyłem się jak dziecko.
Z każdą chwilą kiedy wprowadzałem do swego organizmu "element baśniowy" (Himilsbach), podobało mi się tu bardziej.
Dowiedziałem się, że moi następcy postanowili nie odbudowywać chałupy, a sprzedać to co pozostało razem z gruntami za jakąś tam kwotę.
Nie mnie sądzić czy kwota jest odpowiednia. Wiem, że kupujący nie ma zamiaru płacić za cudze emocje.
Urządziłem show opowiadając barwnie o naszym codziennym życiu na innej wsi. Uważam, że nie ma nudnego życia, jest tylko. życie  nudnie opowiedziane.
Gadałem jak w najlepszych chwilach mieszkania na wsi.
Takiego mnie zapamiętali i takiego zaprosili. Myślę, że ich nie zawiodłem i tym razem
Nawet żona nie zapytała - co tam na wsi nowego ?
Zadzwoni jutro i pogada z Marysiami. Dobrze wiedziała, że show był.
Wszystko kiedyś się kończy, a szczególnie flaszka.

Obdarowani produktami gospodarstwa wiejskiego i tworami kultury ludowej zapakowaliśmy się do samochodu.
Zaprosiłem do siebie prawie połowę osiedla. Będzie śmiesznie jak wszyscy się zdecydują  w jednej chwili. No cóż, pomieścimy się.
Wracaliśmy nocą a więc widoków nie było, pozostała pamięć wielokrotnie przejeżdżanej trasy.
O górka, skręt w lewo, zaraz będzie zjazd i drewniany kościółek.
Zgadza się, dobrze pamiętam
Spolegliwy jak nigdy, podjąłem z Młodym dyskusje o motocyklach.
- Mamo - powiedział wchodząc do domu Młodszy Syn- kupujemy z tata na spółę motocykl crossowy.
Zona spojrzała na mnie pytająco
- No co? To koszty porozumienia międzypokoleniowego
Rano sprawdziłem ceny crossów. Fiu, fiu.
Ale był jeszcze  późny wieczór poprzedniego dnia i kładłem się do snu w poczuciu zadowolenia. Element baśniowy parował z organizmu zastępował go nastrój filozoficzny. Czy miał rację autor testu piosenki wspomnianej na początku ?

Jutro znów będzie źle i smutno
Znów zmierzchem w dal okrutną tęskniące spojrzą oczy

13 komentarzy:

  1. Jakoś umknął mi do tej pory ten "wprowadzany element baśniowy". Nie znaczy , że sam element, bo czasami go,z mniejszą lub większa wprawą, wprowadzam, ale nazwa czynności - przednia. Dodajmy,że baśnie kończą się morałem,zatem nauka dnia następnego także może mieć pouczające znaczenie.Jestem zwolenniczką mocnych wrażeń, zatem:po pierwsze- nie rozcieńczam, po drugie- po pierwszym nie zakąszam, po trzecie- po ostatnim więcej nie piję. Pozdrawiam. Hanula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trudno nie dolać czegoś mokrego do czegoś innego co ma 65 Voltów
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Te odwiedziny choć radosne, szpilą nostalgii doprawione.
    Nostalgia i smutek mają to do siebie, że niestety są cięższe od procentów i choćby nie wiem jak je zalewać, procenty wywietrzeją, a nostalgia skacowana i tak na wierzch wylezie. Zawsze to powtarzam moim panom, ale jakbym grochem o ścianę rzucała. Jak ich coś najdzie to już wiem, hektolitry wody trzeba szykować i następnego dnia tylko w miękkich bamboszach snuć się cichutko po mieszkaniu, nie dzwoniąc broń Boże talerzami i garnkami.
    Na szczęście z wiekiem coraz rzadziej ich "to" nachodzi:-)
    Marytka

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, opróżnianie w takiej chwili zmywarki z naczyń to tragedia.
      Mnie to tez z wiekiem przechodzi.
      Jak widać powyżej, powoli
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. Dzielny jesteś skoro w dobrym humorze przetrwałeś wizytę w pobliżu umarłego domu. Bez "znieczulenia" nie byłoby to chyba możliwe a na pewno trudniejsze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teraz to już jest tak jak wizyta na cmentarzu.
      Świeczkę zapalisz, pacierz odmówisz i wracasz do życia
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. Najważniejsze, że wesoło, smacznie i nostalgicznie było, a powrót bezpieczny. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nastrój i bezpieczeństwo są najważniejsze
      POzdrawiam

      Usuń
  5. "A właściwie kto wódki nie pije, ten jest wywrotowcem, świadomie uszczuplającym dochody państwa bezideowcem" - jeśli dobrze pamiętam, Kazik.
    Od lat nie biorę mocniejszych alkoholi do ust. Co poradzę, że wolę wino albo, jeśli wina nie ma, to piwo? I dlatego szlag mnie trafia, że w różnych dzikich krajach (Włochy, Malta, Francja) stołowego wina w kartonikach, w umiarkowanej cenie, po kokardę. A u nas? Kapitalista chce mnie przekonać, że muszę pić tylko droższe wina.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja pijąc te "dobra kultury" niestety dochodu nie wzbogaciłem.
      Sam również należę do kultury wina, czemu tu wielokrotnie dałem wyraz. Opowiadam się za rozsądnymi cenami za rozsądną jakość wina. Więcej nie potrzebuję.
      Ponieważ to wydarzenie było wyjątkowe ( jedyne w ciągu ostatnich 12 m-cy) dałem się ponieść emocjom na blogu.
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. Piękna sielska opowieść. Piszesz tak bajecznie, tak sugestywnie, że prawie zasiadałam z Wami do tego boczku i wódeczki :) Zapraszam na Podlasie, tu też kultura kwitnie :)a najlepszy bimberek to z ręki mego wujka pochodzi. ekologiczny i przyjemny w konsumpcji. :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby kultura narodowa, ale żadnych nazwisk.
      Widzisz co teraz dzieje się wśród twórców.
      Podlesie, och Podlesie odkładam na emeryturę
      Pozdrawiam

      Usuń