09 stycznia 2018

Co poeta chciał powiedzieć ?


Od dziecka prześladowało mnie to pytanie, zadawane na lekcjach języka polskiego. Oficjalny program nauczania nie dopuszczał do głosu własnych interpretacji. Tak się szkoli wiernych janczarów rewolucji.
Odzierało mi to poezję z tej bajkowej możliwości układania słów w sens według indywidualnych odczuć.
Na koniec nauczyciel języka dyktował kilkuzdaniową notatkę do zeszytu, z której w przyszłości było się odpytanym.
Wtedy to postanowiłem pisać wypracowania, z tezą odwrotną od tej oficjalnej. 
Ileż ja się wykłócałem o stopień lepszy trója. Wiele razy się udało i nauczyło, że niepokornemu jest trudniej.
Nawet polubiłem " to trudniej" bo cóz to za peta co nie jest za młodu gniewnym?
Wersja oficjalna zaś trwa.  
Wydawało mi się, że ta moda minie ale ona się ma dobrze a nawet coraz lepiej, szczególnie w polityce. Szeregowi członkowie partii za pomocą SMS-ów otrzymują tak zwany przekaz dnia i już mogą do woli odpowiadać na pytania co pan prezes, premier ( niepotrzebne skreślić) miał na myśli wypowiadając tę czy tamtą kwestię.
Najpierw się chlapnie, a potem mozolnie dorabia temu potworkowi ręce i nogi.
Do akcji dokłada się opozycja specjalizując się w dorabianiu temu gęby.
Pomimo starań nauczyciela ojczystego języka, nie straciłem sympatii do poezji, ale do polityki już tak.
Świadczy to o tym jak utalentowany i skuteczny jest sztab osób biorący w niej udział.
Dlaczego o tym piszę?
Z błahego i całkiem nieistotnego powodu.
Porządkując folder moje dokumenty, trafiłem na parę tekstów, które są ledwo jednozdaniowymi kwestiami, mającymi z pewnością przypomnieć mi problem lub pomysł na post. Za diabła nie wiem jednak co chciałem zawrzeć w haśle - O kapitanie mój kapitanie
Wiem oczywiście, że to wiersz Walta Whitman napisany w 1865 r. po zabójstwie 16-tego prezydenta USA - Abrahama Lincolna

Kapitanie! Mój Kapitanie! Minął lęku czas;
Nasz okręt rozbił mnogość fal, by dobyć z głębin skarb;
Tak blisko port, już słyszę dzwon i braw wzburzony huk;
W źrenicach ich sunący kil, okręt - odwagi próg:

No cóż jest to dowód, że z wiekiem trzeba zapisywać więcej. Głowa już nie ta. Kiedyś... a tak, kiedyś to mogłem opowiadać dowcipy „z głowy”. Podejrzewam, że czasami zapraszany byłem specjalnie dla tej zdolności. Teraz już nie sypię kawałami jak z rękawa. Po pierwsze internet to kopalnia dowcipów a poza tym w każdej stacji dorabiają sobie wszelkiej maści kabarety, które jak zauważyłem, bezlitośnie zapożyczyły i przerobiły dotychczasowy dorobek satyryczny.
Może to odpowiedź na pytanie, dlaczego nie oglądam kabaretów? No może poza tym literackimi. Przy okazji przypomniał mi się kolega który w trakcie tych moich występów non profit, zapisywał dowcipy po to by kiedyś przeczytać i zabłysnąć.
Ponieważ w dowcipie jest trochę tego wprowadzenia w sytuację, znajmy nie zapisywał całych dowcipów a tylko celne pointy.
Wychodziły z tego zabawne historie. Kiedyś uganiał się za mną z pytaniem:
Antoni ! Nie wiesz co to za dowcip, co się kończy kwestią – Ludzie, ludzie, idę się dup..yć ?
Teraz takie pytanie można wpisać w wyszukiwarkę internetową.
Z iluż to cieniasów taka wyszukiwarka zrobiła intelektualistów?
A z iluż, przez nieuwagę, odwrotnie?
A w kabarecie, to znaczy w polityce zmiana rządu. Spekulacje i giełda nazwisk. Termin konferencji przesuwany na później. I wiadomości co to przykrywają inne wiadomości.
Nie podniecam się tym, bo wbrew temu co niektórzy sądzą i w moim wieku można posiadać spory wachlarz ciekawszych afrodyzjaków.
Poza tym i w czasach PRL-u dokonywano wymiany na stanowiskach. Wtedy nazywało się to reorganizacją.
Bez zapisywania pamiętam taki dowcip z tamtego okresu
-Tato – pyta syn ojca – co to jest ta reorganizacja i jak się ją robi ?
- Synu pokażę ci to na przykładzie.
Podszedł do drzewa na którego gałęziach siedziały ptaki.
Potrząsnął pniem. Ptaki poderwały się i zaczęły nerwowo krążyć w powietrzu. Po chwili uspokoiły się jednak i na powrót usiadły na drzewie.
- To jest właśnie reorganizacja.
- Ale to są te same ptaki na tym samym drzewie – zauważył zgrabnie syn
- Tak, ale każdy z nich siedzi na innej gałęzi.
Przyszło mi to do głowy gdy usłyszałem rano nazwiska ewentualnych kandydatów.

14 komentarzy:

  1. Moja żona robiła maturę po francusku poza granicami Polski. I to, co jej się tam najbardziej podobało, to własnie podejście do lektur. Okazuje się bowiem, że nie istniało tam pytanie "co autor chciał przez to powiedzieć", tylko obowiązywało podejście "moje odczucia po lekturze". I podobno, jeśli tylko potrafiło się własne zdanie odpowiednio uzasadnić, to przechodziło wszystko, co było w granicach języka kulturalnego.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie odczułam tego przymusu jedynej interpretacji, bo namiętnie czytałam księgi zakazane pod ławką i gadałam to, co chciał nauczyciel, byle mi dał spokój. Nie wydaje Ci się, że każda interpretacja jest właściwa? Bo cóż to zmieni, jak przekażę swoją, kiedy tak naprawdę nikogo to nie obchodzi, a jeżeli obchodzi to na krótki moment? Moment dyskusji, o której potem się zapomina? No, może pozostanie na krótko jakiś niesmak, jakieś zdziwienie lub podziw dla kogoś, kto interpretuje inaczej. Wtedy, w tamtych czasach własna interpretacja utworu szkolnego była wyrazem buntu, buntu przeważnie młodzieńczego (a nie jakoś specjalnie politycznego), bo taki to był okres rozwojowy. No i bardzo niewielu uczniów tak naprawdę inaczej/interesująco interpretowało dane utwory. Z doświadczenia nauczycielskiego wiem, że kiedy daje się wolną rękę w interpretacji, to możemy szybko zejść na manowce i stracić całą lekcję, bo szybciutko małolaty podłapią, że każda interpretacja jest dozwolona, nawet ta najgłupsza. Problem jest w tym, w jakim kierunku nauczyciel poprowadzi wątek, na ile "popuści", czy będzie potrafił omówić kilka uczniowskich interpretacji, czy wskaże tę najbardziej zbliżoną zamysłowi autora. Nie ograniczałam uczniów, bo już nie musiałam. Podczas mojej pracy nie było narzucanych "z góry" interpretacji.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mówię o swobodnej interpretacji oczywiście w granicach rozsądku. Rolą nauczyciela powinno być naprowadzić a nie wymusić. Otworzyć oczy i być przewodnikiem. Ale to tylko takie moje wyidealizowane wyobrażenia o nauczycielu i mistrzu.
    Czytałem i wiem od ludzi z zawodu, że rolą nauczyciela nie jest nauczyć a zrealizować program nauczania.
    Wyidealizowałem sobie ten zawód
    Przepraszam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie tylko Ty wyidealizowałeś. Mnóstwo nauczycieli chciało i pewnie chce być takim "normalnym ideałem", ponieważ ten nasz ideał powinien być normalnością. Wyleciałam, bo nie mogłam taką być. Niestety, a może stety, ten bunt z lat młodości został i nie mogłam się pogodzić, że muszę "tylko realizować program" i nie mam czasu na danie uczniom możliwości swobodnej interpretacji. Mogę teraz tylko współczuć nauczycielom kreatywnym, że szkolna rzeczywistość skutecznie ich dusi i ciągle dziwić się, że nauczyciele przyzwalają na taki stan.
      Przykład z reorganizacją świetny:)

      Usuń
  4. Klik dobry:)
    Całkiem, jak z tymi treblinkami o wielkim przesłaniu artystycznym w filmie "Nie lubię poniedziałków". Niestety, ideologię zawsze się dorabiało do wszystkiego. Nawet do kleksa na płótnie, jeśli miał być dziełem wiekopomnym.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  5. No cóż ,skoro " Ptasiek" niezmienny, to i jego ptasiarnia ta sama. Ale kiedyś przyjdzie drwal i wyrąbie to drzewo...
    W mojej klasie byłbyś hołubioną perłą.Uwielbiam jak uczniowie łamią schematy i dokonują własnej interpretacji. Nie mogę Ci pomóc w kwestii kapitana, ale znając Twoje zamiłowanie do swobodnej interpretacji może miałeś na myśli Agatkę, co to wolała pistolecik generała, od armatki Jacka, tylko skąd ten kapitan, wszak na szarżach się znasz. Co poeta miał na myśli? pytanie pozostaje otwarte ...Hanula

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ale to się już nie zdarzy. Nie cofnę czasu
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Nic to, pozostaje nam inna forma hołubienia perły / perełek/ Twoich wolnych interpretacji. Hanula
      PS Tylko z tym stawianiem pał mam dylemat...dobrze to czy źle w edukacji?

      Usuń
  6. Miałam szczęśliwie bardzo dobrą polonistkę, która ukazała nam całe tło historyczne, a nie tylko literackie, dlatego w wielu przypadkach zaufałam w jej interpretacje. Tym bardziej, że zezwalała też na własne uwagi odnośnie czytanych lektur. Reorganizacja - rekonstrukcja - jeden pies!

    OdpowiedzUsuń
  7. Z jednym się zgodzę. Przybywa lat i już nie wystarczy jakieś zapisane słowo, hasło, cytat aby sięgnąć do niego i wiedzieć co miało się na myśli przy zapisywaniu. Teraz wypadało by nosić jakiś dyktafon i szerzej to ująć.
    Co do przykładu z ptakami na drzewie, to ja też lubię cytować tę scenkę . Jaś Pietrzak miał kiedyś taką scenkę kabaretową o tytule "Roszada". Podobnie się dzieje obecnie. Ten tu, tamtego damy tam i będzie po zmianach
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pietrzak grał wtedy w szachy, o ile pamiętam.
      Ja nie noszę dyktafonu, w końcu nie jestem kelnerem
      Pozdrawiam

      Usuń