08 września 2016

Emocje w promocji

Stary wróbel a oczywiście dałem się ponieść.
Zrobiłem zakupy w pewnej sieci która rozdawała bony na 20 zł,-
No może nie tak do końca rozdawała, bo trzeba było dokonać zakupu za minimum 100 zł,-
I bez tej akcji zrobiłbym tam weekendowe zakupy, ponieważ pawilon znajduje się blisko mojej pracy. Jestem częstym klientem kilku sieci wybierając pewne ulubione produkty z każdej.
Z doświadczenia wiem, że aby nie wspierać mody na picie alkoholu i palenie tytoniu, kwot wydanych na w/w produkty nie wlicza się do kwoty uprawniającej do otrzymania bonu.
Szanuję to, a ponieważ nie palę, w wózku nie znalazła się ani jedna paczka papierosów.
Znalazła się za to jedna butelka wina.
Ponieważ wydałem ponad dwieście złotych, bon wraz z resztą i paragonem wylądował w moim portfelu.
Kwoty wydane na alkohol i tytoń nie wliczane są do ogólnej kwoty i to mogę zrozumieć. Za diabła nie wiem natomiast dlaczego nie liczą się również produkty lecznicze i i preparaty do początkowego żywienia niemowląt. Tak przynajmniej wynika z wyciągu regulaminu zamieszczonego na odwrocie bonu. .
Czyżby i tu w grę wchodziło jakieś uzależnienie?
Ja na przykład jestem uzależniony od chleba i białego sera, nikt jednak nie wrzucił tego do kategorii – Nie wolno.
Moja mądra żona wymyśliła zaraz, że powinienem śledzić kasę i po osiągnięciu magicznych stu złotych krzyknąć „stop”, zapłacić i kasować dalej. W ten sposób mógłbym zarobić dwa talony.
Ponieważ nie jestem aż tak praktyczny, albo jestem tylko zamulony, nie wpadłem na to proste rozwiązanie.
Moja żona od czasu do czasu mnie zadziwia.
Przepraszam, moja żona stale mnie zadziwia.
Konkurencyjna sieć wyśmiała w swoich reklamach wspomnianą kwotę 20 zł,- tłumacząc, że żeby z talonu skorzystać należy wydać kolejne 100 zł-.
Robi się z tego 200 zł,- i promocja staje się jakby mniej atrakcyjna. Uśmiechnięte początkowo miny emerytów zrobiły się jakby bardziej powściągliwe.
Konkurencyjna sieć dała 25 zeta za zakupy powyżej 199 zł,-
Rozpoczęła się walka. W odpowiedzi na negatywną reklamę, znana sieć podniosła wartość rabatu z dwudziestu do trzydziestu złotych.
Do czego to dojdzie Pani kochana – zapytała kobieta w wiejskim sklepiku. Nie doczekała jednak satysfakcjonującej odpowiedzi.
Właśnie wyjeżdżaliśmy z IKEI w której moja żona nazbierała niezbędnych ponoć drobiazgów za kwotę ponad 200 zł,- lekko licząc i pechowo nie złapała się na ani jedną złotówkę rabatu w ramach karty IKEA Familly. Włączyłem radio czekając na chwilę gdy sam będę mógł włączyć się do ruchu.
Kiedy to w końcu się udało, popularna sieć przypominała w radio, że bony rabatowe ważne są jeszcze tylko jeden dzień.
Szkoda bo w gazetce zapowiadano na przyszły tydzień jakieś produkty techniczne. Wydawały mi się całkiem atrakcyjne z rabatem 30 zł,-.
- Zrobimy jakieś zakupy i wykorzystamy bon.
Zrobiliśmy zakupy, ale niestety w ich składzie znajdowały się dwie butelki wina.
Nikt mi ich nie wrzucił, sam je starannie wybrałem, ale to był początek
- Wino się nie liczy – powiedziała sprzedawczyni.
- Wiem, dlatego do otrzymania bonu nie zaliczono mi takiego zakupu. Z bonem rabatowym mogę już chyba zrobić wszystko co chcę
- Z wyjątkiem zakupu alkoholu i tytoniu – nie ustępowała sprzedawczyni.
- A przecież to nie jest bon z opieki społecznej – powiedziałem i dodałem zaraz - no jest chyba jeszcze gorszy, bo za ów bon nie mogę kupić według logiki tej sieci również: środków medycznych i produktów do żywienia niemowląt we wczesnym okresie rozwoju.
- Ale może Pan dokupić za trzydzieści złotych coś praktycznego.
- Ale czy wino nie jest praktyczne? Poza tym ja mam już wszystko na co najmniej cały tydzień.
- A gdyby Pan kupił piętnaście kilo mąki? Mąka się przyda a będzie limit.
- Przyda się to najbardziej molom spożywczym - włączyła się żona.
- No to piętnaście kilo cukru. Cukier zawsze się przyda – nie ustawała sprzedawczyni.
- I bez tego mam cukrzycę. Dziękuję
- To znaczy Kochanie, Pani mówi żebyśmy wydali jeszcze na siłę trzydzieści żeby otrzymać zniżkę trzydzieści? Spytała żona.
- Dokładnie.
- Biorąc pod uwagę to wszystko o czym rozmawialiśmy to zrezygnuję z realizacji bonu – oświadczyłem sprzedawczyni.
- ???
- Mogę go przecież oprawić w ramki, żeby mi przypominał bym pod żadnym pozorem nie brał udziału w takich akcjach.
Zebraliśmy zakupy i wyszliśmy żegnani pełnym niezrozumienia wzrokiem sprzedawczyni.
Nic do niej nie mam. W kulturalny sposób próbowała mi jakoś pomóc.
Tylko, że ja nie chciałem takiej pomocy. Sam potrafię przeliczyć kwotę na kubki jogurtu, wykałaczki czy papier toaletowy, o jakże on jest praktyczny
W ogóle nie chcę gdy próbuje się mnie traktować jak ubezwłasnowolnionego szczeniaka.
Po pierwsze, zebrałem limit zgodnie z regulaminem i dostałem bon.
Tylko na bonie widnieje tajemnicze słowo „akcja”, czyli późniejszy upust dotyczy tylko produktów wskazanych przed sprzedawcę.
Ktoś powie - taki regulamin.
A ja zapytam – A dlaczego właśnie taki? 
To tak, jak babcia daje wnukowi stówę. Wnuk rzuca się babci na szyje, a na twarzy widniej największy z możliwych bananów bo właśnie w pewnym sklepie ruszyła sprzedaż gier komputerowych.
Babcia przyjmuje czułości i mówi – te pieniądze masz sobie dołożyć do książek szkolnych na przyszły rok.
Szkoda, że nie zaczęła od tego, wtedy rzucania na szyję by nie było.
A cała sprawa poszła o dwie butelki wina ze średniej półki.
Ech te promocje.
Bo nie o przepisach tu piszę ale o emocjach, moich emocjach.
Pracuję nad sobą ale czasem dam się jednak sprowokować.
Kiedyś konkurencyjna sieć wprowadziła bonus: sześc kajzerek za zakupy powyżej 100 zł.
Ponieważ dokonałem zakupu za ponad dwieście, pani przy kasie bez słowa odliczyła mi dwanaście bułek.
- Czy te bułki są obowiązkowe? – spytałem ze strachem.
- Nie – powiedziała zdziwiona sprzedawczyni.
- Co ja miałbym z tymi bułami robić przy dwóch osobach w domu? - spytałem po przyjściu do domu.
- Moglibyśmy zmielić na bułkę tartą – odpowiedziała na moje pytanie moja jak zawsze praktyczna żona.
Ja zaś przestraszyłem się marnowania pieczywa.
A wiadomo chleb to Dar boży. To też mi zostało z edukacji dziadków.


17 komentarzy:

  1. Hmm...
    Dostałam bon zniżkowy do księgarni. Okazuje się, że książki w promocji kosztują mniej więcej tyle, ile w innych księgarniach. Oprócz kasy, te "promocje" pożerają nasz czas, tracony na zrobienie rozeznania: co? gdzie? i za ile? i...czy warto?

    OdpowiedzUsuń
  2. Kiedy czytam "Promocja', to od razu kojarzy mi się "podwyżka cen innych produktów', albo szwindel.Nie da rady, żeby coś "dać', trzeba coś "zabrać". Nie uczestniczę- nie mam żadnych kart w sklepach, nie korzystam z bonów, w ogóle mnie to nie obchodzi. Niemniej, dzięki za fajne objaśnienie, na czym to polega.
    Tak, bułki można spożytkować na bułkę tartą. Biorąc pod uwagę tę, którą kupuje w sklepie- przemielony chleb, kupuję bułki, suszę i mielę na takiej ekstra (zabytkowa) maszynce.

    Antoni- zbliża się krakowski rajd dżentelmenów. Cała paczka się szykuje. Może się skusisz?
    http://www.motocaina.pl/artykul/parada-dystyngowanych-dzentelmenow-14113.html
    i tu oficjalna strona angielska
    http://www.gentlemansride.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Poprawka-Gentlemanów – się poprzestawiało- tak, nie da rady, zawsze gdzieś ta wada wylezie mnie.

      Usuń
  3. No właśnie, prawie każda promocja zawiera jakiś fik myk. Ostatnio szukałam lokaty na zaskórniaka i nie załapałam się na żadną okazję, bo tak jakoś zawsze nie spełniałam jednego z kilku warunków. Albo za stara klientka albo za nowa, albo za mała kwota albo za duża, albo bez konta albo nie z takim ...
    Mam cały kubek znaczków na promocyjne naczynia, noże, pojemniki, może też zrobię kolaż i oprawię.

    OdpowiedzUsuń
  4. Żaden sprzedawca nigdy nie podaruje nic za darmo - to bardzo pożyteczna dewiza i prawdziwa jak nic innego.

    OdpowiedzUsuń
  5. K'woli wyjaśnienia: produkty lecznicze mają różne stawki podatku vat, choć pozostają w jednej grupie asortymentu. Mieszanki mleczne dla niemowląt mają stawkę 5%, ale już gotowe dania dla niemowląt 8% vat - oba rodzaje artykułów wyłącza się z takich promocji, bo powstaje jakaś zawiłość księgowa. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Dajemy ci paluszek - na pewnych warunkach, a potem całą rączkę...
    Gdy w początkach lat osiemdziesiątych obserwowałem w Chicago różne akcje promocyjne w tamtejszym handlu, to porównywałem to z realiami PRL-u i szczerze zazdrościłem. Ucząc w szkole przedmiotów handlowych miałem czym przekonywać do tego, że nasza siermiężność się skończy i te wszystkie nowinki i do nas przyjdą. To były opowieści z cyklu science fiction ale przynajmniej młodzi słuchali z dużym zainteresowaniem. A teraz popatrz Pan do czego dochodzi?

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze, że napisałeś ten tekst, bo trochę żałowałam, że nie wybrałam się z braku czasu po te zakupy z odzyskaniem 20 a potem 30 zł. A tak wiem, że nie mogłabym kupić na przykład wina (którego i tak bym nie kupiła, podobnie jak produktów dla dzieci). Ale ogólnie takie zakazy obrzydzają każdą tego typu promocję.
    Bułek sztuk dwanaście też bym nie wzięła, bo unikam pieczywa pszennego, a szczególnie w takiej ilości.
    Na mnie nie zarobią. :)
    pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  8. Człowiek , to tak dziwna konstrukcja jest, niby się uczy na błędach, ale jakoś tak nie do końca.Pozdrawiam, Hanula
    PS Długo mnie nie było i co z tego...?

    OdpowiedzUsuń
  9. Z tym winem to cos nie tak w Polsce, przeciez wino uzywa sie w kuchni. Sa potrawy ktore musza miec wino, dla mnie sos bolognese, risotto, a kurczak duszony w winie, znam kogos kto gotuje slawny polski bigos z winem. Teresa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Teresko, ten sławny bigos na winie taki ma przepis: "co się nawinie to do bigosu". Bo bigos z winem to całkiem inna inszość.

      Usuń
    2. Krystynko, czulam ze z tym slawnym polskim bigosem podpadne, ale to uczucie pojawilo sie u mnie juz po wyslaniu komentarza. Teresa

      Usuń
    3. A ja do bigosu dodaję czerwone, wytrawne i bigos ma bardziej wyrazisty smak.

      Usuń
    4. I o to mi wlasnie chodzi, zakup wina powinien byc traktowany jako przyprawa poprawiajaca smak wielu potraw. Teresa

      Usuń
    5. Bardzo niepoprawnie pisze po polsku, przepraszam. Teresa

      Usuń
  10. Najważniejsze żeby tych 200 zł na zakupy nigdy nie zabrakło, bony można oprawić, tak jak sugerowałeś, bułki zmielić na bułkę tartą jak proponowała żona albo zrobić z nich grzanki. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń