Stary wróbel a oczywiście dałem się
ponieść.
Zrobiłem zakupy w pewnej sieci która
rozdawała bony na 20 zł,-
No może nie tak do końca rozdawała,
bo trzeba było dokonać zakupu za minimum 100 zł,-
I bez tej akcji zrobiłbym tam
weekendowe zakupy, ponieważ pawilon znajduje się blisko mojej
pracy. Jestem częstym klientem kilku sieci wybierając pewne
ulubione produkty z każdej.
Z doświadczenia wiem, że aby nie
wspierać mody na picie alkoholu i palenie tytoniu, kwot wydanych na
w/w produkty nie wlicza się do kwoty uprawniającej do otrzymania
bonu.
Szanuję to, a ponieważ nie palę, w
wózku nie znalazła się ani jedna paczka papierosów.
Znalazła się za to jedna butelka
wina.
Ponieważ wydałem ponad dwieście
złotych, bon wraz z resztą i paragonem wylądował w moim portfelu.
Kwoty wydane na alkohol i tytoń nie
wliczane są do ogólnej kwoty i to mogę zrozumieć. Za diabła nie
wiem natomiast dlaczego nie liczą się również produkty lecznicze
i i preparaty do początkowego żywienia niemowląt. Tak przynajmniej
wynika z wyciągu regulaminu zamieszczonego na odwrocie bonu. .
Czyżby i tu w grę wchodziło jakieś
uzależnienie?
Ja na przykład jestem uzależniony od
chleba i białego sera, nikt jednak nie wrzucił tego do kategorii –
Nie wolno.
Moja mądra żona wymyśliła zaraz, że
powinienem śledzić kasę i po osiągnięciu magicznych stu złotych
krzyknąć „stop”, zapłacić i kasować dalej. W ten sposób
mógłbym zarobić dwa talony.
Ponieważ nie jestem aż tak
praktyczny, albo jestem tylko zamulony, nie wpadłem na to proste
rozwiązanie.
Moja żona od czasu do czasu mnie
zadziwia.
Przepraszam, moja żona stale mnie
zadziwia.
Konkurencyjna sieć wyśmiała w swoich
reklamach wspomnianą kwotę 20 zł,- tłumacząc, że żeby z talonu
skorzystać należy wydać kolejne 100 zł-.
Robi się z tego 200 zł,- i promocja
staje się jakby mniej atrakcyjna. Uśmiechnięte początkowo miny
emerytów zrobiły się jakby bardziej powściągliwe.
Konkurencyjna sieć dała 25 zeta za
zakupy powyżej 199 zł,-
Rozpoczęła się walka. W odpowiedzi
na negatywną reklamę, znana sieć podniosła wartość rabatu z
dwudziestu do trzydziestu złotych.
Do czego to dojdzie Pani kochana –
zapytała kobieta w wiejskim sklepiku. Nie doczekała jednak
satysfakcjonującej odpowiedzi.
Właśnie wyjeżdżaliśmy z IKEI w
której moja żona nazbierała niezbędnych ponoć drobiazgów za
kwotę ponad 200 zł,- lekko licząc i pechowo nie złapała się na
ani jedną złotówkę rabatu w ramach karty IKEA Familly. Włączyłem
radio czekając na chwilę gdy sam będę mógł włączyć się do
ruchu.
Kiedy to w końcu się udało,
popularna sieć przypominała w radio, że bony rabatowe ważne są
jeszcze tylko jeden dzień.
Szkoda bo w gazetce zapowiadano na
przyszły tydzień jakieś produkty techniczne. Wydawały mi się
całkiem atrakcyjne z rabatem 30 zł,-.
- Zrobimy jakieś zakupy i wykorzystamy
bon.
Zrobiliśmy zakupy, ale niestety w ich
składzie znajdowały się dwie butelki wina.
Nikt mi ich nie wrzucił, sam je
starannie wybrałem, ale to był początek
- Wino się nie liczy – powiedziała
sprzedawczyni.
- Wiem, dlatego do otrzymania bonu nie
zaliczono mi takiego zakupu. Z bonem rabatowym mogę już chyba
zrobić wszystko co chcę
- Z wyjątkiem zakupu alkoholu i
tytoniu – nie ustępowała sprzedawczyni.
- A przecież to nie jest bon z opieki
społecznej – powiedziałem i dodałem zaraz - no jest chyba
jeszcze gorszy, bo za ów bon nie mogę kupić według logiki tej
sieci również: środków medycznych i produktów do żywienia
niemowląt we wczesnym okresie rozwoju.
- Ale może Pan dokupić za trzydzieści
złotych coś praktycznego.
- Ale czy wino nie jest praktyczne? Poza tym ja mam już wszystko na co najmniej cały tydzień.
- A gdyby Pan kupił piętnaście kilo
mąki? Mąka się przyda a będzie limit.
- Przyda się to najbardziej molom
spożywczym - włączyła się żona.
- No to piętnaście kilo cukru. Cukier
zawsze się przyda – nie ustawała sprzedawczyni.
- I bez tego mam cukrzycę. Dziękuję
- To znaczy Kochanie, Pani mówi
żebyśmy wydali jeszcze na siłę trzydzieści żeby otrzymać
zniżkę trzydzieści? Spytała żona.
- Dokładnie.
- Biorąc pod uwagę to wszystko o czym
rozmawialiśmy to zrezygnuję z realizacji bonu – oświadczyłem
sprzedawczyni.
- ???
- Mogę go przecież oprawić w ramki,
żeby mi przypominał bym pod żadnym pozorem nie brał udziału w
takich akcjach.
Zebraliśmy zakupy i wyszliśmy żegnani
pełnym niezrozumienia wzrokiem sprzedawczyni.
Nic do niej nie mam. W kulturalny
sposób próbowała mi jakoś pomóc.
Tylko, że ja nie chciałem takiej
pomocy. Sam potrafię przeliczyć kwotę na kubki jogurtu, wykałaczki
czy papier toaletowy, o jakże on jest praktyczny
W ogóle nie chcę gdy próbuje się
mnie traktować jak ubezwłasnowolnionego szczeniaka.
Po pierwsze, zebrałem limit zgodnie z
regulaminem i dostałem bon.
Tylko na bonie widnieje tajemnicze
słowo „akcja”, czyli późniejszy upust dotyczy tylko produktów
wskazanych przed sprzedawcę.
Ktoś powie - taki regulamin.
A ja zapytam – A dlaczego właśnie
taki?
To tak, jak babcia daje wnukowi stówę.
Wnuk rzuca się babci na szyje, a na twarzy widniej największy z
możliwych bananów bo właśnie w pewnym sklepie ruszyła sprzedaż
gier komputerowych.
Babcia przyjmuje czułości i mówi –
te pieniądze masz sobie dołożyć do książek szkolnych na
przyszły rok.
Szkoda, że nie zaczęła od tego, wtedy
rzucania na szyję by nie było.
A cała sprawa poszła o dwie butelki
wina ze średniej półki.
Ech te promocje.
Bo nie o przepisach tu piszę ale o emocjach, moich emocjach.
Bo nie o przepisach tu piszę ale o emocjach, moich emocjach.
Pracuję nad sobą ale czasem dam się
jednak sprowokować.
Kiedyś konkurencyjna sieć wprowadziła
bonus: sześc kajzerek za zakupy powyżej 100 zł.
Ponieważ dokonałem zakupu za ponad
dwieście, pani przy kasie bez słowa odliczyła mi dwanaście bułek.
- Czy te bułki są obowiązkowe? –
spytałem ze strachem.
- Nie – powiedziała zdziwiona
sprzedawczyni.
- Co ja miałbym z tymi bułami robić
przy dwóch osobach w domu? - spytałem po przyjściu do domu.
- Moglibyśmy zmielić na bułkę tartą
– odpowiedziała na moje pytanie moja jak zawsze praktyczna żona.
Ja zaś przestraszyłem się marnowania
pieczywa.
A wiadomo chleb to Dar boży. To też
mi zostało z edukacji dziadków.
Hmm...
OdpowiedzUsuńDostałam bon zniżkowy do księgarni. Okazuje się, że książki w promocji kosztują mniej więcej tyle, ile w innych księgarniach. Oprócz kasy, te "promocje" pożerają nasz czas, tracony na zrobienie rozeznania: co? gdzie? i za ile? i...czy warto?
Kiedy czytam "Promocja', to od razu kojarzy mi się "podwyżka cen innych produktów', albo szwindel.Nie da rady, żeby coś "dać', trzeba coś "zabrać". Nie uczestniczę- nie mam żadnych kart w sklepach, nie korzystam z bonów, w ogóle mnie to nie obchodzi. Niemniej, dzięki za fajne objaśnienie, na czym to polega.
OdpowiedzUsuńTak, bułki można spożytkować na bułkę tartą. Biorąc pod uwagę tę, którą kupuje w sklepie- przemielony chleb, kupuję bułki, suszę i mielę na takiej ekstra (zabytkowa) maszynce.
Antoni- zbliża się krakowski rajd dżentelmenów. Cała paczka się szykuje. Może się skusisz?
http://www.motocaina.pl/artykul/parada-dystyngowanych-dzentelmenow-14113.html
i tu oficjalna strona angielska
http://www.gentlemansride.com/
Resztę napisze w mailu
UsuńPoprawka-Gentlemanów – się poprzestawiało- tak, nie da rady, zawsze gdzieś ta wada wylezie mnie.
UsuńNo właśnie, prawie każda promocja zawiera jakiś fik myk. Ostatnio szukałam lokaty na zaskórniaka i nie załapałam się na żadną okazję, bo tak jakoś zawsze nie spełniałam jednego z kilku warunków. Albo za stara klientka albo za nowa, albo za mała kwota albo za duża, albo bez konta albo nie z takim ...
OdpowiedzUsuńMam cały kubek znaczków na promocyjne naczynia, noże, pojemniki, może też zrobię kolaż i oprawię.
Żaden sprzedawca nigdy nie podaruje nic za darmo - to bardzo pożyteczna dewiza i prawdziwa jak nic innego.
OdpowiedzUsuńK'woli wyjaśnienia: produkty lecznicze mają różne stawki podatku vat, choć pozostają w jednej grupie asortymentu. Mieszanki mleczne dla niemowląt mają stawkę 5%, ale już gotowe dania dla niemowląt 8% vat - oba rodzaje artykułów wyłącza się z takich promocji, bo powstaje jakaś zawiłość księgowa. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńDajemy ci paluszek - na pewnych warunkach, a potem całą rączkę...
OdpowiedzUsuńGdy w początkach lat osiemdziesiątych obserwowałem w Chicago różne akcje promocyjne w tamtejszym handlu, to porównywałem to z realiami PRL-u i szczerze zazdrościłem. Ucząc w szkole przedmiotów handlowych miałem czym przekonywać do tego, że nasza siermiężność się skończy i te wszystkie nowinki i do nas przyjdą. To były opowieści z cyklu science fiction ale przynajmniej młodzi słuchali z dużym zainteresowaniem. A teraz popatrz Pan do czego dochodzi?
Dobrze, że napisałeś ten tekst, bo trochę żałowałam, że nie wybrałam się z braku czasu po te zakupy z odzyskaniem 20 a potem 30 zł. A tak wiem, że nie mogłabym kupić na przykład wina (którego i tak bym nie kupiła, podobnie jak produktów dla dzieci). Ale ogólnie takie zakazy obrzydzają każdą tego typu promocję.
OdpowiedzUsuńBułek sztuk dwanaście też bym nie wzięła, bo unikam pieczywa pszennego, a szczególnie w takiej ilości.
Na mnie nie zarobią. :)
pozdrowienia
Człowiek , to tak dziwna konstrukcja jest, niby się uczy na błędach, ale jakoś tak nie do końca.Pozdrawiam, Hanula
OdpowiedzUsuńPS Długo mnie nie było i co z tego...?
Z tym winem to cos nie tak w Polsce, przeciez wino uzywa sie w kuchni. Sa potrawy ktore musza miec wino, dla mnie sos bolognese, risotto, a kurczak duszony w winie, znam kogos kto gotuje slawny polski bigos z winem. Teresa
OdpowiedzUsuńTeresko, ten sławny bigos na winie taki ma przepis: "co się nawinie to do bigosu". Bo bigos z winem to całkiem inna inszość.
UsuńKrystynko, czulam ze z tym slawnym polskim bigosem podpadne, ale to uczucie pojawilo sie u mnie juz po wyslaniu komentarza. Teresa
UsuńA ja do bigosu dodaję czerwone, wytrawne i bigos ma bardziej wyrazisty smak.
UsuńI o to mi wlasnie chodzi, zakup wina powinien byc traktowany jako przyprawa poprawiajaca smak wielu potraw. Teresa
UsuńBardzo niepoprawnie pisze po polsku, przepraszam. Teresa
UsuńNajważniejsze żeby tych 200 zł na zakupy nigdy nie zabrakło, bony można oprawić, tak jak sugerowałeś, bułki zmielić na bułkę tartą jak proponowała żona albo zrobić z nich grzanki. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń