12 kwietnia 2012

Aby się tylko nie zasiedzieć w sobie

Przez dwa przedświąteczne tygodnie pisałem intensywnie. Dla przyjemności pisałem.
Spędzałem w edytorach tekstu nawet po kilka godzin dziennie. Północ regularnie witała mnie nad klawiaturą. Z efektów tego wysiłku jestem zadowolony. Być może więc, spełnię jakąś daną sobie obietnicę. Póki co z nastaniem świąt ogarnęło mnie zmęczenie i wyjałowienie. Normalnie czuję się tak jakby mózg mi się wyprasował. Kiedy siadam przed laptopem unikam wzrokiem ikony Worda. Poczekam jeszcze chwile może samo minie.
Z reguły mam tak, że otwarciu programu towarzyszy wewnętrzna niechęć, która przełamuję po kilku zdaniach i wtedy wszystko zaczyna się powoli samo układać. Wszystko jest kwestą samodyscypliny.
Aby nie popaść w całkowity marazm zamieniłem prace intelektualne na te bardziej użytkowe.
Zabezpieczyłem pieczywo na święta piekąc dwa chleby i trzy bagietki. Dokupiony na wszelki wypadek chleb myślenicki nadaje się wyłącznie na bułkę tartą. Po świętach, wymieniłem opony na letnie. Samodzielnie. Zaoszczędziłem na tej operacji około 60 złotych, a wartość emocjonalna jest nie do oszacowania. Naschylałem się i ubrudziłem a dodatkowo, przypomniałem sobie cały katalog przekleństw, którym motywuje się zapieczone śruby do ustąpienia. Niektórymi byłem nawet sam zaskoczony. Nadymając się przy kluczu do kół, poruszałem te mięśnie, które jeszcze nie obudziły się po zimie.
Przyda się to w weekend ponieważ razem z Młodym wybieram się tam w piątek aby otworzyć sezon. Z pewnością uda się tylko zgrabić suche liście i zebrać podrzucone śmieci. Pod warunkiem, że nie będzie padać.
Pytanie tylko czy cieszę się na tę okoliczność?
Powrót do Krakowa w sobotę wieczorem, bo obowiązki wobec rodziny są.
Korzystając z tego porywu do pracy od podstaw, pokazałem Młodemu co to znaczy człowiek na trudne czasu. Czyli taki który żył w latach osiemdziesiątych.
W motocyklu, który kupił, a o którym pisałem nie wszystko jest idealne. Wyrwany był zamek do schowka, znajdującego się za kanapą. W ziejącą dziurę wtykał ołówek i pokręcając nim otwierał zaczep. Nowy kosztuje ponad dwieście i sprowadza się go na zamówienie.
Allegro nie dało rady, punty serwisowe nie dały rady, a Antoni Relski poradził sobie z tym problemem.
Zmierzyłem średnicę otworu i zaryzykowałem.
Odkręciłem dwa wkręty w szufladzie biurka i wyciągnąłem zamek meblarski. Przy pomocy piły elektrycznej dociąłem wystający sztyft tak, aby miał mniejszą długość. Otwory mocujące nie zgrały się, a więc zmieniłem na szczeliny mocujące i udało się to skręcić w jeden organizm. Kiedy po skręceniu nie chciało działać zeszlifowałem boki klucza aby miał mniejszą główkę.
Raz, Dwa, Trzy - działa !
- Czyż socjalizm nie był szkołą życia ?
Komu dzisiaj przyjdzie do głowy, żeby coś zastępować czymś. Idzie się do sklepu i wymienia cały element, albo jak to się ładnie mówi moduł. Czy ktoś z wywalonym jęzorem, docina uszczelki z samochodowej dętki?. Albo kto robi podkładki ze złotówki?
Naprawa wygląda zupełnie profesjonalnie. Front zamka błyszczy swoim chromem, w małym otworze obok siedzenia.
- Jestem do przodu dwie stówy – stwierdził Młody.
Jak znam życie, to zaoszczędzone w tej chwili dwieście złotych, zostanie natychmiast przeznaczone na zalanie baku tego niebieskiego potwora.
Czy w sobotę tak sam zgrabnie pójdzie mi z grabiami?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz