11 grudnia 2024

O przeklinaniu, można by bez końca.

Ukochany Bareja był łaskaw w "Misiu" obśmiać substytuty krwistych przekleństw używając zwrotów  takich jak "Motyla noga", czy "Kurcze pióro". Pamiętacie  Stanisława Mikulskiego jako Wujka  Dobra Rada?
Bardzo cieszyła nas oglądających ten  film ta taka infantylność przekleństw.
Już od dziecka żyłem w otoczeniu soczystych "panienek". Nie, nie piszę w ten sposób, że dorastałem w rodzinie patologicznej, ale z braku komputera czy smartfona ( które wymyślono zdecydowanie później) większość czasu wolnego spędzałem na podwórku, w okolicy trzepaka lub śmietnika. Tam zaś miałem doskonałą okazję by spotkać tych którzy w takich dysfunkcyjnych rodzinach wzrastali. Dzięki nim oprócz soczystych przekleństw poznałem wiedzę na temat prokreacji i metod na  póki co samodzielne uzyskanie satysfakcji seksualnej. Zdajecie sobie sprawę jak taka wiedza wyglądała?
Czy  do dzisiaj coś się w tej kwestii zmieniło?
Tak, teraz dzieciaki po wpisaniu odpowiedniego adresu internetowego otrzymują wszystko w postaci materiału video z dokładnymi zbliżeniami ( jakkolwiek by nie interpretować tego słowa). To postęp. Tak, ale poziom tej wiedzy jest z reguły na takich stronach mniej więcej taki jaki otrzymałem od kolegów przy trzepaku. Wtedy musiała działać wyobraźnia, teraz obraz w sieci nie pozostawia  miejsca dla wyobraźni.  Wszyscy jednak klną bądź używają wulgarnych określeń.
Przekleństwa mają się dobrze, ba nawet  może lepiej.
Nawet tacy sławni językoznawcy jak profesor Miodek pozwolili sobie na felietony w tym temacie które są dostępne w Internecie bądź na żywo w piwnicy pod Baranami. Tam w wykonaniu wspaniałego Tadeusza Kwinty.
Od dawna wiemy, że przekleństwa są nieeleganckie, że nie powinniśmy, że... A jednak klniemy i co tu ukrywać czerpiemy z tego przeklinania swego rodzaju satysfakcję.
Pisałem już na tych łamach o przeklinaniu nie raz i nie dwa, ale temat  dalej nośny i aktualny o czym można się przekonać w codziennych rozmowach Polaków.
Starsze pokolenie wie, że nie klnie się w towarzystwie dam ( tylko gdzie damy, gdzie te damy są?), a używanie wulgaryzmów przy rodzicach było w ogóle nie do pomyślenia. Teraz damy same klną na potęgę, a rodzice starają się być nowocześni i przymykają oczy lub tylko puszczają oko perskie na takie zachowania.
- Pozwalam mu ( jej) wyrazić siebie - usprawiedliwiają sytuację.  
Dobrze to czy źle?
Po pierwsze drażnią mnie eufemizmy. Takie jak  "kurde".
Kurde  to eufemizm, czyli złagodzona wersja, ale jednak wulgaryzm chociaż społecznie akceptowalny.
Niektórzy na własny użytek maskują te wulgaryzmy w sobie tylko znajomym kodzie, ale to są wyjątki jak ten poniżej.

 
                                                         
- Dziękuję.
- Za co?
- Za nic. Zawsze mówię dziękuję zamiast spier..laj żeby ludzie się nie poobrażali
- Fajny sposób
- Dziękuję 

Po drugie sam klnę. Niestety. 
Z  natury robię trochę w domu i zagrodzie, a więc na moim koncie trochę tych ku.w się zgromadziło.
Żaden środek nie pomoże obluzować zapieczonej śruby, jak rzucona w odpowiedniej intonacji ku..a.
 Nie zamartwiam się jednak zbytnio tym problemem ponieważ jak przeczytałem parę lat temu :
„ Naukowcy z Massachusetts College of Liberal Arts odkryli, że rzucanie mięsem nie jest wcale takie złe i zupełnie niepotrzebnie gorszy społeczeństwo. Przeklinanie poprawia bowiem predyspozycje językowe i dzięki wymyślnym wulgaryzmom szybciej uczysz się nowych słów. Co więcej, są na to twarde dowody. „
No proszę, im bardziej wyszukanych wulgaryzmów używasz, tym sprawniej posługujesz się językiem ojczystym.
Dochodzę do wniosku że pewien prezes znaczącej partii w naszym kraju musi zdrowo przeklinać skoro w publicznych wypowiedziach używa tych różnych  trudnych słów jak choćby: 
Dyfamacja, absmak, apoteoza, imposybilizm, ekspiacja, jurgieltnik, lumpenliberalizm, oligofrenik czy inne.
Jeżeli ma zachodzić jakaś korelacja pomiędzy przeklinaniem a  erudycją to z pewnością  przyda mi się to na blogu. Uczeni przecież  twierdzą że ma związek.
Po raz kolejny  napadła mnie potrzeba pisania. Potrzeba, nie konieczność, bowiem w tej chwili filozoficznie choć już nie tak oryginalnie nadal twierdzę, że tak naprawdę to tylko żeglowanie jest rzeczą konieczną.






4 komentarze:

  1. No i tu mam mieszane odczucia- sama czasem rzucę mięskiem i rzeczywiście wieko słoika wtedy puszcza:):):), jednak nie lubię, gdy ktoś przy mnie klnie w nadmiarze i z błahych powodów. Ja widzę różnicę w klęciu, w wykonaniu wulgarnych facetów czy bab i to strasznie razi, a w klęciu takim, jak to powiedzieć (?), wiem- doraźnym.
    I od razu nasuwa mi się cudne polskie słowo "pierdolić", kiedy po dopisaniu różnych przedrostków i przyrostków, możemy za pomocą niego wszystko ( no, prawie wszystko) emocjonalnie wyrazić.

    OdpowiedzUsuń
  2. O nie! Prezes Pan Nasz (Amen) nie klnie! Skąd to wiem? Po pierwsze, wychowała go mamusia, a przy mamusi się nie klnie - przynajmniej w jego pokoleniu. Po drugie - za dużo miał do czynienia z księżmi, a ci nie klną - bo tego odruchu (zresztą, wielu innych również) pozbywają się skutecznie podczas tresury w seminariach.
    Samo przeklinanie nie jest czymś złym., Pamiętać trzeba tylko, że wulgaryzm jest takim samym słowem jak inne i należy go używać w określonym kontekście. Jeśli "dama lekkich obyczajów" ma podkreślić emocje - wszystko OK. ALe jeśli ta sama dama używana jest zamiast przecinka - to we mnie to już budzi "absmak".

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozróżniam przeklinanie i używanie wulgaryzmów. To drugie jest tym, o czym piszesz. Przeklinanie zaś, to rzucanie przekleństw, a przekleństwa są intencjonalne. Np. przekleństwem jest "Obyś rósł jak rzodkiewka - głową w dół!". Ewentualnie "Niech cię szlag trafi!".

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja byłem, w prawdzie mówiąc, ostatnim pokoleniem, które bawiło się na trzepaku. Przeklinanie imponowało mi jako dzieciakowi. Do tej pory lubię przekleńśtwa, ale tylko te "dobrze podane". W innych sytuacjach kują one w oczy.

    OdpowiedzUsuń