Nie wiem dlaczego z tekstu Taty Kazika -" Inżynierowie z Petrobudowy" zapamiętałem akurat ten fragment, ale zapamiętałem. Cóż zrobić. Fragment ten brzmiał tak : A w zeszłe święto miałem kobitę Co miała obie nogi umyte.
Musiała to być rzadkość na budowach socjalizmu w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, a cóż dopiero myśleć o innych częściach ciała.
Dlaczego o tym piszę ? Ponieważ żona postanowiła wybrać się na wystawę prac Józefa Chełmońskiego. Oczywiście w łaskawości swojej zaprosiła i mnie.
Kiedy zamawiała bilety przez Internet, pozwoliłem sobie na odrobinę złośliwości.
Musiała to być rzadkość na budowach socjalizmu w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, a cóż dopiero myśleć o innych częściach ciała.
Dlaczego o tym piszę ? Ponieważ żona postanowiła wybrać się na wystawę prac Józefa Chełmońskiego. Oczywiście w łaskawości swojej zaprosiła i mnie.
Kiedy zamawiała bilety przez Internet, pozwoliłem sobie na odrobinę złośliwości.
- To będziesz mnie ciągnąć do Muzeum Narodowego, bym mógł obejrzeć kolekcję brudnych nóg ?
W standardowej pamięci pozostają bowiem obrazy wyniesione ze szkoły, a w podręcznikach królowały wtedy przede wszystkim "Bociany" i "Babie Lato".
W standardowej pamięci pozostają bowiem obrazy wyniesione ze szkoły, a w podręcznikach królowały wtedy przede wszystkim "Bociany" i "Babie Lato".
Chełmoński.
Malarz realista jak to zwykle bywa niezrozumiany w kraju. Rozgoryczony negatywnym stosunkiem krytyki artystycznej do prezentowanej przez niego formuły malarstwa realistycznego, wyjechał w 1875 do Paryża.
Tam też, jak to bywa z przybyszami ze wschodu, zdobył uznanie krytyki i publiczność. Eksponując na Salonach rodzajowe obrazy z życia polskiej wsi i przedstawienia końskich zaprzęgów - słynnych "Trójek" i "Czwórek" - pędzących na tle stepowego krajobrazu lub przebijających się przez śniegi. Dzieła te były chętnie kupowane przez europejskich i amerykańskich kolekcjonerów.
Zamówienia spływały, a Pan Józef przebywał poza ojczyną.
W pewnym okresie swojej twórczości tak zapamiętał się w obrazowaniu ruchu koni i ludzi, że drugi plan i tło pozostawało jakby nie dokończone. Na to właśnie zwróciłem uwagę w tych dynamicznych obrazach. Początkowo było to dla mnie pójście artysty na łatwiznę wobec powodzenia jego obrazów. Doczytałem jednak potem, że to nie nadmiar zamówień, a właśnie celowe zamierzenie artysty który skupiał się na eksponowaniu ruchu.
W sumie byłem zadowolony z tego własnego spostrzeżenia, na które później otrzymałem odpowiedź.
Obrazy z czasem stały się tak dynamiczne w swojej wymowie, że przysporzyły artyście krytycznych uwag. Uważano, iż na jego obrazach jest za dużo ruchu i że jest to niepokojące.
Poza tym przebywający nadal poza krajem artysta malował dużo, korzystając ze starych szkicowników i wspomnień. Obrazy zaczęły się jakby powtarzać, a krytycy zarzucili mu w związku z tym manieryzm w uprawianej sztuce.
Tak, te końskie galopy luźno, czy przy saniach, przy całym szacunku dla kunsztu jakoś znudziły mi się dość szybko. Nie dlatego, że coś miałbym im do zarzucenia. Ot po prostu, podziwiając oryginał, odszukiwałem w pamięci te same ujęcia widziane gdzieś indziej. Sceny powielane przez studentów ASP, wieszane na murach Bramy Floriańskiej.
W wielu domach na honorowym miejscu wisiała taka trojka pędząca przez step, skopiowana z większą lub mniejszą gracją.
Kto jest bez winy... Sam mam w domu obraz z motywem końskim, ale to pamiątka po ojcu. Obraz pewnego profesora ASP przedstawia orkę. Świeżą skibę którą robi pług ciągnięty przez jednego kasztanowego konia. Pług prowadzi chłop, a nad polem krążą ptaki
Kiedy Ojciec otrzymał ten obraz, powiedział,- Szkoda, że to nie wół z którego takich sytuacjach korzystał dziadek na polach Beskidu Wyspowego.
Przypomniałem sobie o tym widząc ten obraz Chełmońskiego
Tak jak kiedyś w latach 60 -70 tych w każdym szanującym się domu wisiała kopia słoneczników Van Gogha, a potem zawisły konie.
Całości wystawy dopełniły krajobrazy czy bardzo ciekawe przedstawienia ptaków w warunkach naturalnych co rzeczywiście wtedy wymagało poświęcenia od malującego.
W sumie mogę powiedzieć, że bardzo miło i ciekawie spędziliśmy ten czas w Muzeum Narodowym.
Na koniec, ulegając masowym gustom kupiliśmy magnes na pamiątkę zwiedzenia wystawy.
Mamy już Van Gogha, Łempicką, Fridę, teraz doszedł Chełmoński. Wcześniej jakoś nie myśleliśmy o takich pamiątkach.
- To może kupimy Boznańską - zaproponowała żona - W przyszłym miesiącu ją zobaczymy.
- Nie, to by było nie honorowo - zaprotestowałem.
- Pani Olgo niech się Pani szykuje. Nadchodzimy lada dzień.
Korzystaliśmy w muzeum z ułatwień dla osób z niepełnosprawnościami, za co jestem wdzięczny odpowiedzialnym osobom. Wszystkie bowiem urządzenia wspomagające działały i były chętnie udostępniane potrzebującym
Wyszedłem z wystawy z myślą o tym jak bardzo zmieniła się wieś od czasów Chełmońskiego, o samym malarstwie już nawet nie wspominając.
Najlepszym przykładem na taką zmianę jest porównanie dwóch obrazów zatytułowanych "Babie lato"
Ten pierwszy Chełmońskiego z XIX wieku, ten dugi dedykowany Chełmońskiemu przez Jerzego Dudę Gracza sto lat później .'
Czy też tak masz, że po spędzeniu jakiegoś czasu w otoczeniu wysokiej sztuki, czujesz się lepszy niż zwykle?
OdpowiedzUsuńBo ja tak:)
W Muzeum Narodowym można się pozytywnie "opromienić" i przyjemnie spędzić sporo czasu w tych oparach sztuki. Chełmoński bardzo się do tego nadaje.
Zdecydowanie. Czuję się lepiej tak jakbym został zaproszony na spotkanie w doborowym towarzystwie.
UsuńPo prostu od czasu do czasu lubimy zagrzać się blasku cudzej chwały
Ja dodatkowo czuję się zdrowsza, o!
UsuńWiem o tej wystawie, praktycznie rozminęłam się z nią. Moim ulubionym obrazem Chełmońskiego jest "Czwórka". Z tym, że tylko w oryginale. Żadna reprodukcja ani kopia nie odda tego życia, które w nim jest.
OdpowiedzUsuńO ile wiem, obraz ten jest częścią wystawy stałej w Sukiennicach na górze.
Ze względu na wymiary: wraz z ramą obraz ma 359 cm wysokości i 754 cm szerokości. Niestety obraz jest na stałe w Sukiennicach, albo i dobrze, bo to impuls by się tam wybrać w któryś jesienny deszczowy dzień.
UsuńMalarstwo realistyczne bardzo mi się podoba. Ciekawe, że Kossaków nie krytykowano, za konie. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWiesz jak to bywa w Paryżu. W sercu każdego Polaka jest koń, a najlepiej i w sercu i na ścianie.
UsuńMiałeś w domu "trojkę" po ojcu? Ja też, tylko została w jego rodzinnym domu! Mój ojciec też malował, tyle tylko, że on skopiował obraz jakiegoś rosyjskiego malarza, nie pomnę, którego.
OdpowiedzUsuńU ojca były dwa końskie obrazy jeden mam ja jak napisałem przedstawia orkę jednym koniem. Drugi zaś przedstawiał powstańca 1863 w klimacie zimowym. Powstaniem prowadzi też jednego konia.
UsuńNawiasem mówiąc na obrazie był błąd ponieważ koń nie stawia nigdy tak nóg namalowano ( naraz dwie lewe) No cóż, pewnie to wynika z pośpiechu malującego, ponieważ klienci lubią konie.
Ojciec nie malował w żadnym kontekście, patrząc na jego szkice, to chyba dobrze.
Też idę na tę wystawę, a poza tym mieszkam obok ul. Chełmońskiego i lubię jego obrazy.
OdpowiedzUsuńZasyłam serdeczności
Rzeczywiście warto się wybrać, a sąsiedztwo ulicy z takim patronem czyni tę przyjemność jakby obowiązkową. Miłych chwil życzę
UsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńKlik dobry:)
OdpowiedzUsuńCzasem zastanawiam się, co daje obcowanie ze sztuką. Doszłam do wniosku, że (oprócz tego wszystkiego, co o sztuce napisano i powiedziano) sztuka wpływa na naszą kondycję i nastrój. Powinien więc ją zalecać każdemu lekarz rodzinny.
Pozdrawiam serdecznie.
Najlepiej działa jak ten kontakt ze sztuką wychodzi z wewnętrznej potrzeby.
Usuń