04 listopada 2024

To co dał nam los

Przy okazji walk które toczy małżonka o mój look, jak mówią młodzi kiedy idzie o wygląd,  przyszło mi zastanowić się  nad tym jakie miejsce zajmuje w moim życiu moda. Schludna przyzwoitość to u mnie  pozycja raczej wysoka. W końcu mówią, że jak cię widzą tak cię piszą. Z podążaniem za trendami w modzie  mam jednak pewien problem. Swoją budową anatomiczną nie mieszczę się przedziale zainteresowań projektantów. Muszę jednak przyznać, że z wzajemnością
Nie narzekam na swój wzrost. Kiedyś narzekałem, ale rok pracy na pogotowiu w charakterze sanitariusza skutecznie wyleczył mnie z kompleksów. Kompleksy kompleksami, a spróbuj człowieku 
kupić buty dla dorosłego, starego już nawet mężczyzny w rozmiarze 39.
Wszystkie sklepy w galeriach ograniczają się do  rozmiarówki 42-46. Wszystko poniżej i powyżej zakrawa na patologię. Łatwiej  jednak wyszukać coś powyżej niż poniżej. Całe szczęście że współczesne kanony mody dopuszczają zakładanie butów sportowych do garnituru. Można więc zadawać szyku w grafitowym gangu i białych adidasach.
Można też zamówić buty na miarę, ale twórca systemu emerytalnego nie przewidział takiej możliwości, przynajmniej dla  mnie , a więc do siebie tylko się ograniczę.  
Zadziwiające jest to, że udało mi się kupić kowbojki w moim rozmiarze z przeznaczeniem do jazdy na motocyklu. Tylko, że kupiłem je jako damskie, a ze względu na wzór typu unisex nikt tego nie zauważa.
Jeansy i t-shirty świetnie pasują do obuwia sportowego.
T-shirty kupuję poza sezonem. Rabaty sięgają wtedy do 50 % a przecież nadruki nie tracą aktualności w ciągu jednego sezonu, a co najwyżej płowieją. Ostatnio znalazłem fajne koszulki z obrazami Van Gogha. Czarny czyli mój ulubiony kolor i pastelowe obrazy. Super, pomyślałem i jeszcze bardziej się ucieszyłem gdy znalazłem M. Teoretycznie to mógłbym brać i S, ale w suszarce koszulki się kurczą dziwacznie i szybko. Obejrzałem i już chciałem brać bez mierzenia kiedy zauważyłem, że są coś jakby długie. Włożyłem na siebie i rzeczywiście wyglądałem w nich jak w jakiejś tunice. przykrywały mi cały tyłek. Trzeba było się objeść smakiem. Nie o to idzie, że chciałbym publicznie promować swój tyłek, ale mam gdzieś w wyobraźni granicę do której powinien ów podkoszulek sięgać.
Powód jest zapewne taki, że M amerykańska to co innego niż M europejskie lub Azjatyckie.  Różne narody mają różne podejście do słowa Medium. My zaś staliśmy się globalną wioską i nigdy nie masz pewności, czy towar przyleciał do sklepu z USA czy Chin. 
Podobnie z butami. Włoskie 39 to co innego niż 39 polskie. Przerabiałem. W tych  naszych podwijały mi się  czubki i naprawdę wyglądałem jak krasnal.

                                                                                                foto : klasycznebuty.pl

Nic to, Ponoć zdrowie najważniejsze. Kochanowski nam wbił to w głowę swoją fraszką.  Kiedy ono zawodzi, zaczynają się poważniejsze problemy od tych czy podkoszulek dobrze leży.
Byłem   u lekarza pierwszego kontaktu, chociaż tak prawdę powiedziawszy to tych kontaktów miałem z doktorką bez liku, znamy się pewnie ze trzydzieści parę lat. Może powinienem powiedzieć lepiej, że to lekarz rodzinny. Zwał jak chciał. Doktorka powiedziała, że jest nieźle jak na mężczyznę w moim wieku. Chyba pasuje jej to, że nie przesadzam z troską o siebie, ale wszystkie przeglądy okresowe wykonuję. Dostałem skierowanie do ortopedy i do fizjoterapeuty bowiem ostatnio, no powiedzmy od jakichś dwóch lat boli mnie szyja i mam ograniczone pole widzenia. Główką odchyla się na boki tylko stąd dotąd, a pasowałoby bardziej, szczególnie gdy jadę na motocyklu.
Mniej w związku z tym widzę. Niby tak ale gdy sięgnę do wspomnień to w tym swoim życiu już całkiem sporo widziałem. 
Chyba musi mi nieźle dopiekać skoro w końcu wybrałem się do tej rehabilitacji.
Pani z rejestracji obejrzała skierowanie, zerknęła do terminarza i wyznaczyła mi termin.
Nawet się nie zdenerwowałem tylko ubawiłem gdy pani bez mrugnięcia okiem zapisała mnie na 26 sierpnia.
- Ale mamy już koniec października - przypomniałem jej.
- Dobrze, ale to na 26 sierpnia 2025 roku.
Ubaw po pachy. A wizytę u lekarza który określi mi co dostanę w ramach tej   fizjoterapii mam tydzień wcześniej też w 2025.
Nie są to oczywiście szczyty. Do hematologa zapisują na 2027.

            31 października miałem pracowity dzień.  Moja dodatkowa praca zaczyna nabierać jakichś kształtów.  Co prawda wyrwać się z domu na parę godzin w ciągu dnia to bezcenne, ale nie wszystkie  elementy tej układanki mnie przekonują. Nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobają, ale po prostu są jeszcze  niedopowiedziane, a ja chyba jestem już za stary na niedopowiedzenia.
Po zebraniu pojechałem 70 km na grób rodziców, ale ze względu na korki i ślimacze tempo nie mogłem skoncentrować się na urokach krajobrazu chociaż pogoda w tym roku nas rozpieszcza.
Pojechałem w przeddzień bo 1 listopada to by była katastrofa. W każdej rodzinie jest przynajmniej jeden samochód. Pamiętam jak jako dzieciak szedłem w raz z rodzicami na cmentarz snując fantazję, że kiedyś pojedziemy tam samochodem. Ojciec w tych marzeniach mocno mnie wspierał. Miejsca do parkowania było wtedy do bólu. 
Kilka lat później wypucowanym Zaporożcem  parkowaliśmy pod cmentarnym murem. Przewrotny los spowodował, że siadł akumulator i na oczach całego miasta pchaliśmy to swoje wypolerowane  auto by ruszyło. Zaporożec nie był mistrzem startu. 
Wielu niezmotoryzowanych miało wtedy kupę satysfakcji z racji nieposiadania samochodu.
Było minęło. Teraz trendy jest pojechać komunikacją zbiorową. Ponoć, bo widząc co się dzieje przed cmentarzami nie wierzę w tę modę. 
Wybrałem znicze 72 h więc z pewnością będą się  w święto jeszcze palić.  Nie zależy mi wcale by ktoś mnie widział przy grobie.  Ponoć najważniejsze jest to co czuje się w środku, ale nie jest to żadne usprawiedliwienie.
Swoją drogą gdyby ktoś wymyślił, że cały listopad to miesiąc pamięci o zmarłych  i wizyta w każdym czasie w te listopadowe dni ma taką samą wartość to można by uniknąć tego komunikacyjnego wariactwa.
Tylko czy tak przywiązani do tradycji, a raczej jej pozorów rodacy byliby w stanie to zaakceptować?
Ci wiekowi pewnie nie, młodzi mają do tego wydarzenie inne podejście. Przynajmniej tak mi się wydaje kiedy obserwuję  tłoki w Zakopanem w te dni.
Wracając do stwierdzenia, że nie zależy mi na tym by być widzianym.
Wyjechałem z  miasta mojego urodzenia prawie 50 lat temu. Ci którzy się wtedy rodzili, nie rzadko sami są już dziadkami. Tylko  czasem w tych młodszych twarzach zauważam podobieństwo do znanych mi rówieśników.
Powrotną drogą  z cmentarza dołożyłem jeszcze do tego dnia  małe zakupy w  markecie spożywczym gdzie kolejki do kasy były jak na parking przed cmentarzem. Wróciłem do domu zmęczony, ale nie w tym fizycznym wymiarze.
Ze względu na porę dnia, a raczej wieczór to nawet nie jadłem obiadu.  Nie potrafię jeść obiadu po 18.00, zastępuję go wtedy delikatnym podjadaniem.  Wypiłem dwa kieliszki wina do jakiegoś sera, nie dla degustacji ale spokojności.
Może to jesienna pogoda tak nastraja,  może to wszystko naturalne ale. ................................................................................................................................. (autocenzura)
Robię więc tylko to co bosman z piosenki Klenczona 10 w skali Beauforta - "A bosman tylko zapiął płaszcz i zaklął ech do czorta."  Ja przeklinam niestety inaczej.
O tę małą czy większą " ku..ę" żona ma nieustające pretensje. Ale czy patrząc na to wszystko wokół  można nie zakląć ?  Jestem wyznawcą zasady, że ta mętna woda wcześniej czy później opadnie i nie pozwalam sobie w żadnym razie płynąć z jej prądem. Klnę tylko od czasu do czasu, aby potwierdzić do sprawy swój stosunek.
A czy mam jakieś inne wyjście?