29 listopada 2022

Już nie chcę uciekać z małego miasteczka.

Chociaż kochał Zakopane, Witkacy nie miał sentymentu do małych miasteczek. Myślę że z wzajemnością.
Kiedy teatr miejski w Kielcach zamówił u niego sztukę teatralna, a następnie za jego pracę nie zapłacił, wkurzony artysta cała swoją frustrację przelał na papier i tak powstał wiersz - Do przyjaciół gówniarzy
Bulwersujący choć wierszowany opis małego miasteczka, posłużył potem artystom piwnicznym do ułożenia melodii i tak powstała piosenka którą wykonywał Zbigniew Raj Do przyjaciół... Z. Raj
Sam pochodzę z niedużego miasta chociaż z piękną historią. I tą historią żyli ludzie w czasach mojego dzieciństwa i wczesnej młodości. Śnili oto, że to oni gubią srebrne podkówki u butów, jak ponoć czynili to mieszkańcy tego miasta w czasach Kazimierza Wielkiego. Gubią bez stresu bowiem noblesse oblige, a srebrne gwoździe  chyba słabo trzymały.
Gdzieś toczyła się rzeczywistość, ale o tej można było usłyszeć w głównym wydaniu dziennika telewizyjnego.
A tu młodość chciałaby przyszłości, a nie marynowania w przeszłości choćby  nie wiem jak bardzo wspaniałej.
   Jak wyzwolenie przyjmowałem więc wyjazd z mojego miasta do Krakowa. Chciałem bowiem zawalczyć o te przyszłość.  Duże miasto, rozmach, dynamika, a do tego to czego uniknąć się nie da historia nieprzerwanie wielka. Te przestrzenie setki ulic na których tętniło lub nie codzienne intensywne życie. 
Żona mojego szwagra wyznała wtedy, co potem jej złośliwie wypominałem, że tu może się ocierać o kulturę.
Żona szwagra też pochodziła z niewielkiego miasta położonego za miedzą z rodzinnymi stronami Koziołka Matołka.
Kiedy chłonąłem, bo przecież kiedyś to musi nastąpić, zacząłem dostrzegać róniez inne kolory miasta szarość, czerń i wyzierającą  gdzieniegdzie ze zrujnowanych oficyn. Nie było przecież jeszcze tylu knajp na Kazimierzu, a na obskurnych ulicach spotkać można było jakieś szczątki prywatnej inicjatywy namiętnie tępionej w PRL-u  w postaci mydlarni, czy punktu naprawy zabawek. Do dzisiaj niczym horror potrafią mi się przyśnić te zdekompletowane lalki z trupiobladą cerą, poprószone ulicznym kurzem. 
Potem świat przyspieszył, wpadłem w jego tryby i po trzech dekadach zmęczyłem się wielkim miastem. Zapragnąłem wiejskiej sielanki którą w końcu wybrałem mniej lub bardziej dobrowolnie. Okoliczności czasem bywają dziwne.
Zdałem sobie sprawę ze swojego zachowania, bo i lata sprzyjały ku temu. Byłem jak ten przysłowiowy kot który zawsze chce być z drugiej strony szyby.
       Zamieszkałem na wsi i zacząłem pracować w pobliskim niedużym mieście.  Z przyczyn praktycznych zacząłem żyć tym miastem i na co dzień. Tutaj nie było wielkich marketów i galerii handlowych, które zresztą w mikroskali później zbudowano, ale odkryłem to czego te galerie nie miały, klimat.
Klimat trącący nieco myszką, ale nie PRL-owską szarzyzną. Powoli odkrywałem uroki małego miasta, nie napiszę na powrót bo w młodości robiłem wszystko by to małe miasto opuścić.
Odkryłem więc sklep gospodarczy pod egidą Społem, który klimatem cofa mnie do czasu PRL. W tym oczywiście zapamiętanym i wyidealizowanym wspomnieniu. Ten ten układ towarów, asysta sprzedawcy, odrobina przaśności i co najważniejsze, sklep był trzy kroki od mojej pracy. Potem dostrzegłem i zacząłem korzystać z innych małych sklepików : elektryczno-gospodarczego, metalowego w którym jak się okazuje śrubki są tańsze niż w renomowanym markecie.
Sklep z pościelą i ręcznikami. farby i lakiery w mikroskali. Apteka z regałami sprzed stu lat.  Połączenie sklepu rybnego z nabiałowym, co było dla mnie zaskoczeniem. Może nie takim jak przed laty w Smoleńsku gdzie  w jednym pomieszczeniu  funkcjonował sklep rybny a na przeciw apteka.
Do sklepy rybno-nabiałowego też się przyzwyczaiłem. szczególnie dobry tu mają ser biały w dużych kostkach o wyjątkowym smaku.
Bank i bankomat, punkt z oscypkami i w miarę delikatesowy sklep spożywczy. Przy okazji, dwa razy w tygodniu, dwie przecznice dalej swoje towary oferuje targ na który lubię chodzić choćby dla jego kolorytu. Wszędzie blisko, wszędzie bez samochodu.

Pomimo tego, że miasto nie jest duże to ruchliwe ze względu na swoje atrakcje turystyczne, z miejscami do parkowania jest jak wszędzie krucho.
Jest jeszcze to czego nie ma w wielkich galeriach i nowoczesnych osiedlach. Ludzi mijają się i zapamiętują, po którymś z razów zaczynają się sobie kłaniać a potem rozmawiać. Macie tak w galeriach?
Mówcie co chcecie odpowiada mi ten klimat tego małego miasta. 
Może trochę go sobie wyidealizowałem.
Może dlatego tak lubię piosenkę Andrzej Zauchy i zrealizowany do niej teledysk cest la vie. Po latach można zobaczyć jak kiedyś wyglądały Niepołomice, do których też ma tylko kilka kilometrów..
Nostalgiczny się jakiś zrobiłem na starość
Cest la vie



16 komentarzy:

  1. Pięknie napisałeś i ja w całości podzielam Twoje refleksje na temat małych miasteczek. Zawsze marzyłam aby tak zamieszkać. Z marzeń wyszło ponad 30 lat dojeżdżania do pracy na wsi. Uwielbiałam tę wieś i doceniałam urodę życia tam.
    Niepołomice to "mały Kraków"! Co więcej, ma swoje własne obserwatorium astronomiczne z pracującymi tam pasjonatami astronomii. Niezwykłe miejsce powstałe "z niczego" i pośród "niczego" siłą pasji i marzeń.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Fakt, przy czym w tym tekście o Niepołomicach jedynie wspominam

      Usuń
  2. Ja jestem urodzona i wychowana w Gdańsku. Mieszkałam w Gdyni, teraz znowu w Gdańsku.
    Lubię miasto, lubię miejski hałas, samochody, ludzi. Nie przeszkadza mi ruch uliczny ani nawet smród spalin. to wszystko przecież składa się na miasto.
    W roku 2020 utknęłam za granicą na długie 4 miesiące i po powrocie pierwsze co zrobiłam, poszłam na spacer wzdłuż bardzo ruchliwej ulicy Grunwaldzkiej w centrum Wrzeszcza. Szłam, wdychałam spaliny i napawałam się hałasem, i cieszyłam oczy nieprzerwanymi sznurami samochodów w jedną i drugą stronę. Po czterech miesiącach niechcianego odosobnienia, tego potrzebowałam. Chciałam się upewnić, że świat i moje miasto nadal istnieją.
    W wielkim mieście masz to co znajdziesz w małym, są urocze zakątki z pięknymi starymi budynkami, owe małe sklepiki o których piszesz, ludzie wszelkiej maści i wszelkich zainteresowań. Są też parki i miejsca odludne, gdzie można usiąść na ławce i się zamyślić. W dużym mieście jest wszystko, wystarczy tylko się dobrze rozejrzeć. A w małym jest tylko to, co może być w małym. ;)
    Jestem zdecydowanie człowiekiem miasta.
    Mam domek na Kaszubach i jest tam absolutnie uroczo. I jeszcze niedawno myślałam sobie, że się tam przeprowadzę. Zaadoptuję dwie albo trzy kury, jakiegoś starego kuca no i psy oczywiście. I koty. A teraz już nie jestem pewna czy tego chcę. Bardzo lubię tam być, bo lubię las, jeziora i ich mieszkańców.
    Doszłam do wniosku, że i las i miasto muszę mieć. Nie ma innego wyjścia. Będę mieszkać trochę tu, trochę tam.
    Wielkie miasto ma tę anonimowość, której mi brakuje w małej mieścinie, można zniknąć, wmieszać się w tłum, stać się przezroczystym. To lubię.



    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz jedno i drugie, miasto i wieś. Znam ten stan i te przeżywania zapachu jodeł na zmianę ze smrodem spalin. Każde z tych doświadczeń było jakby wyczekiwane. Teraz do wielkiego świata tęsknię jakby mniej.

      Usuń
  3. Pierwsze 7 lat życia spędziłam praktycznie u dziadków na wsi. Z wielkim rozrzewnieniem wspominam ten czas. Kolejnych 60 w dużych miastach, ale zawsze mnie ciągnęło na wieś albo do małego miasteczka. Mój syn nigdy takich pragnień nie miał, a ze zdobyczy jakie oferuje duże miasto nie korzysta. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy z wiekiem przychodzi wspomnień czar, idealizujemy tę naszą mała ojczyznę. A po wędrówce do korzeni okazuje się że góra to tylko pagórek, a rzeka to strumień. Tam gdzie woda nas kryła, ledwie jej do pasa. A może to idealizowanie jest nam do czegoś potrzebne ?. Do tego by nasze życie miało większy sens.

      Usuń
  4. Klimat małych miasteczek jest urokliwy, bo wszędzie bliziutko ale i wieś ma swoje uroki i wielkie miasta swoje atrakcje. Ja właśnie jestem na rozdrożu, między miasteczkiem a województwem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak w powiedzeniu że nie ma czystej bieli i czerni. Dominujący kolor to szarość

      Usuń
  5. Myślę, że wszędzie czułbym się dobrze. Mieszkam w średnim mieście i dobrze mi tu. Nie chcę się stąd ruszać. Ale gdybym musiał wyprowadzić się np. do Poznania, też bym dał radę. A na wsi - no, tu miałbym mały kłopot, ale, jak mawiał Maksiu Paradys, człowiek, proszę pana, do wszystkiego jest w stanie się przyzwyczaić!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś szybko przyzwyczaiłem się do tej wsi. W przeciwieństwie do miastowych, ludzie na wsi są bardziej szczerzy i jak są wyrachowani to to widać na tyle wcześnie by zareagować. W mieście parę razy nie zauważyłem.

      Usuń
  6. Cześć Antoni. Mieszkam na wsi ale to wybór mojej Pani. Ja wolałbym na dwudziestym piętrze wieżowca w centrum niekoniecznie Warszawy, ale jakieś ponad 150 tysięczne miasto mogłoby być. Ważne tylko żeby było gdzie auto zaparkować. Pozdrawiam, JerryW_54

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z autem na wsi mam ten komfort bo miejsce parkingowe cały czas tu na mnie czeka. Wiesz, bo przecież masz to samo.

      Usuń
  7. Klik dobry:)
    Myślę, że wiele tkwi w nas. W jakimkolwiek mieście, miasteczku czy wsi zamieszkamy, to nigdy nie rozstaniemy się z samym sobą i powiemy: tam dobrze, gdzie nas nie ma.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mówi się co niektórzy poczytują za obraźliwe, że ponoć człowiek wyjdzie ze wsi, ale wieś z niego nigdy.

      Usuń
  8. Kiedy jest się oryginałem, chce się mieć własne przekonania/gusta, dzieciństwo i młodość w małych miasteczkach i wsiach to koszmar (w takich miejscach odnajdują się głównie statystyczni, nie oczekujący niczego ponad to, co od wieków oferuje żyćko: małżeństwo, dzieci, jakaś praca-sraca). Natomiast w dobrej dorosłości (niezależnej finansowo i mentalnie) nie ma znaczenia, gdzie się mieszka. Wtedy czerpać możesz garściami z atmosfery małych miejsc, z tego, że jesteś rozpoznawany, że masz czas na small talk. Bo jeśli jesteś naprawdę niezależny, cudza opinia nie ma już wielkiego znaczenia, jesteś wolny. Ja większość życia spędzam na wsi, najpierw w Polsce, teraz w Irlandii, i jest mi z tym dobrze. Ale prawda też jest taka, że moje relacje z mieszkańcami nieczęsto wychodzą poza kurtuazję. Ich zdanie na różne tematy nic mnie nie obchodzi, nie wchodzę w lokalne spory, nie zawieram paktów przeciwko nikomu (co jest powszechne w małych społecznościach). Ot, jestem miła i spijam śmietankę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomieszkiwałem 20 lat w Gorcach i starałem się utrzymać w relacjach z mieszkańcami tak jak Ty to opisujesz. Z mniejszym lub lepszym skutkiem. To doświadczenie bardzo mu pomogło w budowaniu relacji w moim obecnym miejscu zamieszkania. Przestałem się dziwić niektórym reakcjom, chciaż jak śpiewała Maryla Rodowicz - Kiedy się dziwić przestanę, będzie po mnie

      Usuń