04 grudnia 2011

Godziny

Siadłem na brzegu łóżka. Rozbudzony nagle,  nerwowo lokalizowałem siebie w mrocznej rzeczywistości pokoju. Po chwili wstałem i wyszedłem na balkon.
Zimne powietrze powoli acz skutecznie, przywracało mi trzeźwość spojrzenia. Serce niespiesznie wracało do normy, ciśnienie spadało do poziomu oczekiwanego od zażywanych leków.
Jeden, drugi i trzeci głęboki oddech, wprowadzały harmonię do mojego organizmu.
Tylko ta lampa umieszczona na dźwigu z drugiej strony ulicy, raziła w oczy. Do niej jednak potrafiłem się już przyzwyczaić i wywołuje u mnie jedynie stan delikatnej irytacji..
Halogen budowlany świeci z reguły do drugiej lub trzeciej nad ranem. Powoduje to, że nocą mój pokój jest doświetlony, w stanie wystarczającym do czytania książek. Zbrojenia stropów i ścian skręca się tu nawet po zmroku. Znak czasów.
Na wszelki wypadek zacząłem dbać o kompletność bielizny nocnej. Szczególnie, nie łażę nocną porą bez dołu, co może jest wygodne i zbliża do natury, ale przy tej ekspozycji pokoju, może spowodować niespodziewaną popularność na You tube.
Jakąś godzinę temu minęła północ i ruch na przebiegającej pod domem ulicy był minimalny. Poszły spać wszystkie domowe burki, a więc nie dobiegało mnie zewsząd do ujadanie i odszczekiwanie do wtóru.
Psią naturą jest szczekać - stwierdził sąsiad proszony o uspokojenie pupila na którymś z sąsiedzkich balkonów.
Wolny od wszystkich, denerwujących efektów dźwiękowych, chłonąłem tę ciszę. Byłem jej wdzięczny tak, jak i wyżej wspomnianemu zimnemu powietrzu.
Zrobiło mi się zimno, ale nie uciekałem do buchającego ciepłem pokoju. Sięgnąłem tylko po mały, polarowy koc, który narzuciłem na siebie.
Kolejny sen z gatunku takich, co to powinny jak najszybciej się skończyć, śniony jednak dalej, sennym bezwładem i tą ciekawością końca.
Sen mara doprowadzić może do zawału.
Spokojny już patrzyłem gdzieś tam, gdzie za dnia widoczna jest linia horyzontu, a teraz wszystko rozmywa się w pozbawionym głębi granacie.
- Znowu się śniły głupoty? - zdawało mi się, że usłyszałem czyjeś słowa.
Nawet nie to, że usłyszałem, ale i dokładnie je zrozumiałem.
- Głupoty się śniły. Nie?
- Czy ktoś tu jest ? - Spytałem rozglądając się po sąsiednich balkonach, aby odkryć tego towarzysza nocnej wentylacji płuc.
Ponieważ nie stwierdziłem żadnej sąsiedzkiej obecności, zlustrowałem trawnik pod balkonem, z podobnym z resztą efektem.
- Jestem koło ciebie. Wysil na chwilę swoją wyobraźnię to mnie zobaczysz. No chyba że nie wierzysz w to co słyszysz
Otwierałem i przymykałem na zmianę oczy. Już gotów byłem poddać się niepowodzeniu, kiedy w pustej przestrzeni balkonu, zaczął się pojawiać zarys postaci. Za chwile widziałem już bardzo dokładnie.
Więc tak sobie mnie wyobrażasz? - powiedział Nieznajomy, klepiąc się po dorodnym brzuchu ubranym w czerwone wdzianko - To z pewnością z pewnością magia daty, ale zmartwię Cię. Nie jestem Mikołajem, a tym bardziej Świętym Mikołajem.
- No więc kim jesteś? Spytałem, nie tracąc nic z pierwotnego zaskoczenia.
Koszmarny sen, śniony chwilę wcześniej uodpornił mnie na niespotykane. Moje ciało nie miotało się wewnątrz, Trwało raczej stabilnie w swojej ciekawości zdarzenia.
- To trochę skomplikowane. Proszę Cię jednak abyś nie wyobrażał sobie również, mnie ze skrzydłami, ani z kosą dla odmiany. To takie średniowieczne.
- Czy mam rozumieć, że mój czas się skończył – spytałem zdziwiony spokojem własnego pytania, o rzeczy jak by nie było zasadnicze.
- Czy chcesz rozmawiać o sprawach zasadniczych z Mikołajem? Ho, ho, ho, ho.
- Ale ja na prawdę nie wiem, kim mam sobie, |Ciebie wyobrazić.
- Powiem tak, nie przyszedłem tutaj ani po Ciebie, ani po Twoją, jak to mówią duszę.
W chwili obecnej, to Ty decydujesz, czy dalej ciągnąć swój wózek.
Wiem jednak że do życia nie jesteś mocno przyszyty. To raczej taka fastryga, zrobiona na szybko.
Niedokładna, ale trwała. Wystarczająca jednak, jak na Twoją miarę.
- Skąd wiesz że tak mówię o sobie? Tak to sobie wymyśliłem spytałem zaskoczony.
- Powiem Ci więcej. Wiem o czym myślałeś, gdy jechałeś w ostatni piątek, nocą, ulicami Krakowa.
A koło cmentarza tak nagle przyspieszyłeś.
- Naoglądałem się Dicovery. Teraz automatycznie myślę, że zaraz pojawi się ktoś na poboczu drogi, albo co gorsza w samochodzie.
- Stary ja nie jestem z kontroli ruchu drogowego. Bardziej interesuje mnie dlaczego tak, o tym myślałeś?
- To jak Wiesz co myślę, to chyba widzisz też jak żyję? Jak zamknął się mój świat. Zasklepił codziennymi problemami i murami zbyt wysokimi, aby wyjść z cienia. Schodami zbyt wysokimi, by się na nie wdrapać. Doświadczeniami zbyt wyrazistymi by o nich zapomnieć.
- Czyli straciłeś umiejętność czerpania radości życia. Czyż źle to interpretuję?
- Znasz mnie, więc wiesz jaki byłem parę lat temu.
- Szybko się poddajesz. Wiesz, czasem trzeba trochę pościć, by poczuć przyjemność jedzenia. Rozwiń to na przykład na swoje życie.
- Czyli jeżeli czerń i biel są kolorami, to znaczy, że bez względu na okoliczności mam kolorowe życie.
- To akurat przykład pozytywnego myślenia, nie pozbawionego twojej wrodzonej złośliwości.
Pomyśl nie jesteś sukinsynem, ponieważ ową złośliwość nie wykorzystujesz przeciw ludziom.
To tylko krok do stwierdzenia że jesteś dobry.
- Tak wszystko się dewaluuje, nawet słowa. Pisałem o tym, że ten kogo kiedyś nazywano porządnym człowiekiem, paraduje teraz z metką „bohater”. Świat się zmienia i nie mnie sądzić czy na dobre. Czasem jednak jeży mi się włos na głowie.
Nie Mikołaj potarł dłonią, swoją, długą, siwą brodę
- Tak naprawdę świat jest niezmienny. Świat działa na zasadzie wahadła. Być może właśnie teraz dochodzimy do maksymalnego jego wychylenia. Zawsze następuje jednak powrót.
- Aby przegiąć w drugą stronę, na maksa. Ale nie o świat tu idzie, ale o moje życie w tym świecie.
- Jesteś jednak elementem tego świata, jak to śpiewała ta no … no...
- Jesteś ziarnkiem pisaku w klepsydrze?- zanucił z gruntu fałszywie.
- Jopek. Anna Maria
- No widzisz. Anna Maria jak Twoja żona. Nie? No to mamy i kolejny pozytyw.
- Zaraz, zaraz, a czy ty się przypadkiem nie nazywasz Prozac? - spytałem podejrzliwie - Tylko wtedy muszę sobie Ciebie inaczej wyobrazić.
- I będziesz gadał z tabletkami? - zażartował Nieznajomy- Co ludzie pomyślą?
- To samo, co gdy zobaczą mnie rozmawiającego z Mikołajem. Na balkonie, o północy.
- Czas ku temu odpowiedni. Szósty grudnia. Przepraszam, ale to Ty sobie mnie wyobrażasz. Chciałem Ci tylko powiedzieć, że wpadłeś do dziury, ale to już wiesz. Z tej dziury zacząłeś się już wydostawać. I chociaż nie widzisz jeszcze nic poza osuwającymi się czarnymi grudami, to do poziomu trawy zostało już nie daleko. Nie wolno teraz zwalniać. Istotne jest być po właściwej stronie trawnika. To taki mój ulubiony dowcip – powiedział jakby na usprawiedliwienie.
Trzymaj się tego co wymyśliłeś w ostatnią niedzielę - dodał, jakby na zakończenie tej wypowiedzi.
- Ale to kawał mojego życia, dlatego o tym myślę.
- Spójrz do przodu. Od dwóch godzin jest już przysłowiowy, pierwszy dzień z reszty Twojego życia. Tak lubisz mówić. Prawda? Patrz tam.
Wiem, że opowiadam truizmy, ale z ważnymi sprawami dajesz sobie jakoś radę. Nie rozpraszaj się na duperele. Olewaj je.
Gdzieś tam, tradycyjny zegar uderzył dwa razy.
- Muszę wracać do łóżka Za kilka godzin trzeba wstawać. Czy będę miał jeszcze okazję porozmawiać z Tobą?
- Jeżeli będziesz miał taką pilną potrzebę. Tylko, na boga nie wciskaj mnie w ten czerwony uniform.
- Nie powiesz mi na koniec, kim jesteś?
- Jeszcze tego nie zrozumiałeś? A więc pomyśl przed zaśnięciem.
Kiedy rano zbierałem się do pracy i wymieniałem uwagi w kwestiach dnia codziennego, żona powiedziała
- Do takiego humoru, ja muszę wziąć Prozac, a Ty...
- A ja z nim tylko rozmawiałem.
- Z lekarstwem? -Jej zdziwienie było bezbrzeżne.
Rozśmieszyła i mnie absurdalność tego stwierdzenia. Dokładnie jak zapowiadał Nieznajomy

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz