02 września 2015

Cena lojalności

Gdzieś tam daleko lecz ani za siódmą górą a tym bardziej za siódmą rzeką była sobie wieś.
Wieś duża i rozłożysta jak konary wielkiego dębu. Historyczna data jej powstania to była połowa poprzedniego tysiąclecia i już sam ten fakt wyrzucał na twarze mieszkańców charakterystyczny wyraz dumy ze swojego heimatu. A może ze względu na położenie wsi bardziej pasuje tu określenie ojcowizna. A suma tych ojcowizn to właśnie taka mała ojczyzna.
Jak wszędzie mieszkał tu dobry i zły, samotny i dzieciorób. Milczek i pieniacz, asceta i sybaryta.
A w lokalnej społeczności jak w soczewce odbijały się zalety i wady naszego dzielnego narodu.
Ktoś tam z partyzantami po lesie chodził. Ktoś tam komuś zrobił nieślubne dziecko i choć oficjalnie nigdy się do niego nie przyznał, to cała wieś rozpoznawała w młodym ten charakterystyczny chód Józka z Olszyn. Józek już jednak na „boskim sądzie” a młodemu w papiery nikt już nie zagląda.
Czasem tylko przy piwie ktoś skomentuje, bardziej jednak dla śmiechu.
- Kto jest bez winy niechaj pierwszy rzuci kamieniem – to biblijne powiedzenie zamykało usta wszystkim tym którym się coś nie podobało bo jak to mówią - każdy ma coś za uszami.
Toczyły się gładkie gadki o plonach, zasiewach czy wyrębie lasu, a okazjonalna wódka krążyła wokół niczym strażniczka osiedlowej społeczności.
Tylko w ramach zebrania tutejszej społeczności, kiedy trzeba coś ustalić i przegłosować, pękała ta cienka linia miedzy dyskusją merytoryczną a wypominaniem.
- A boś ty mi modrzewie wyciął w moi lesie.
- Jakie modrzewie ? To mi się krzaki jakieś w koła od wozu wkręciły
- I żeś z tych krzaków boazerię w sieni zrobił?
- A mnie piłę ukradli a potem podrzucili
- Sam żeś ja pewnie zgubił.
- Po trzeźwemu bym nie zgubił, a nie piję bo mi lekarz zabronił.
- A ty się nie odzywaj boś sam dom bez planu postawił.
- Chłopy jaki dom to ino takie coś nad garażem.
Określenie „takie coś nad garażem” stało się potem ulubionym powiedzeniem tych którzy byli świadkami tamtej wypowiedzi.
- A coście to Swoku wczoraj w ogrodzie robili?
- A takie tam coś żem nad garażem stroił
Dowcip sytuacyjny, kto nie był nie wie w którym momencie i z jakiego powodu się śmiać.
Reszta wie i być może z tego powodu tak ciężko wejść z marszu w wiejską społeczność. A dodatkowym utrudnieniem jest fakt, że wokół rozciągają się góry. Dla niektórych najpiękniejsze góry na świecie.
Najpierw takie coś nad garażem, potem szopka na drewno do palenia, a jeszcze za chwilę podkopana skarpa z przeznaczeniem na parking dla samochodów.
Użyłem do tego liczby mnogiej bo coraz rzadziej można znaleźć dom w którym przed domem stoi tylko jeden samochód.
- Parking powinien być zadaszony, a zadaszenie dokładne z zapasem.
- Przez twoje zadaszenie nie można wjechać spokojnie na osiedle.
- Swoje grodzę swoje kryję dachem
- W drogę wchodzisz
- Swoje robię
W miejscu opisanym powyżej utworzyła się taka jakby gęsia szyja, zwężenie przez które ostrożnie i najwyższą uwaga przejeżdżali pozostali mieszkańcy.
- Nie macie na to żadnego sposobu ? - Pytała Gośka, ale ona jest z Warszawy i zależności międzyludzkie wsi górskich są jej obce.
- Lepiej się nie odzywać.
Dodatkowo, zwiększona uwaga wymagana była przed jesienią kiedy zaradny gospodarz gromadził drewno na opał tuż przy tej samej, wąskiej, asfaltowej, gminnej drodze.
- Dasz palce wezmą ci cała rękę
- Nosił wilk razy kilka....
a może
- Puty dzban wodę nosi ...
Przysłowia ludowe są mądrością narodów, ale często powstały z powodu braku mądrości jego poszczególnych członków.
Któregoś dnia sam zainteresowany manewrując dość nieszczęśliwie traktorem, zerwał dach nad parkingiem i nie dość, że wybił szybę w samochodzie syna to dodatkowo spowodował zablokowanie owym upadłym dachem owej feralnej drogi.
Wiadomo, że w terenie górskim nie da się tak po prostu zjechać z drogi i ominąć. Dokoła albo skarpa albo górka.
Rząd samochodów stanął więc na wjeździe, a kierowcy niczym Szerpowie w Himalajach wlekli się z torbami na szczyt, gdzie dymiły kominy, informując, że obiad już dochodzi a gospodyni zaprasza.
Przystając dla odpoczynku, poprawiali ładunek i klęli pomysły egoistycznego sąsiada.
Kiedy po obiedzie przyszedł czas na herbatę a ogląd sytuacji zyskał właściwy dystans, chłopy poszły po rozum do głowy i jakby na komendę przyszedł jeden do drugiego. Ci dwaj pierwsi do trzeciego i zaczęło się
- Coś by z tym trzeba było zrobić – powiedział jeden
- Co zrobisz Władek od zawsze taki.
- A może on taki po prostu dlatego, że mu całkiem i we wszystkim ustępujemy?
- To dla spokoju
- No i masz ten swój święty spokój. Droga zawalona i nawet jakby pogotowie miało jechać to nie dojdzie
- A ja jakoś nie widzę, żeby i jutro coś się zmieniło.
Zmieniło się, ale nie na drodze a w głowach pozostałych sąsiadów.
Napisali pismo do Gminy, w którym opisali problem z pomysłami Władka. Urząd w końcu jest od tego by zwykłego obywatela bronić.
Może i jest ale nie w roku wyborczym, a może właśnie w roku wyborczym powinien działać spektakularnie.
Być może wójt pożałował na specjalistę od public relations. Może były i inne ważne lub mniej ważne powody. Faktem jest to, że zasiana właśni na świeżo sąsiedzka solidarność choć zakiełkowała to nie zaowocowała konkretnym działaniem urzędników.
Wybory, frakcje, poparcia, prognozy, w końcu nastąpił wielki przeciąg co to niektórych zwiał z urzędniczych krzeseł.
A nowa władza od pierwszego dnia wsłuchuje się w głos ludu. Doświadczenie jednak uczy żę to tylko do czasu gdy jej aparat słuchowy nie wyczerpie baterii.
Zmieniać i naprawiać póki entuzjazmu starcza.
Tu zwolniono prezesa gminnej spółki, tam obniżono pensję zastępcy, gdzie indziej każdego ranka pan prezydent na rowerze mknie ulicami zatłoczonego miasta.
I w ramach tego wsłuchiwania się w głos ludu bo wiadomo, że vox populi, vox dei wykopano skargę mieszkańców osiedla. W trybie pilnym pojawiła się komisja która zażądała usunięcia samowoli budowlanej w równie pilnym terminie.
Ku zaskoczeni wszystkich zainteresowanych na czczym gadaniu się nie skończyło.
Pojawili się na koniec ustalonego terminu i widząc bezruch, na zachętę przyłożyli soczysty mandat.
- Cóż było robić? Trza było zrobić
Droga stała się drożna i bezpieczna o ile zsuwanie się bokiem stromej skarpy w listopadowej plusze lub grudniowym przymrozku można uznać za bezpieczne.
Do mieszkańców dotarła stara prawda, że jednostka znaczy niewiele i dopiero ich pewna liczba może naprawdę coś zmieć
Starsi zainteresowani nie uważali na lekcjach polskiego gdy przerabiali w szkole wiersza Majakowskiego „Partia” gdzie znajduję się mniej więcej taki fragment
Jednostka - zerem, jednostka - bzdurą,
sama - nie ruszy pięciocalowej kłody,
choćby i wielką była figurą,
cóż dopiero podnieść dom pięciopiętrowy.
Młodsi też nie znają tych słów ponieważ ich zwolniono ze szkolnego obowiązku przerabiana Majakowskiego, a wszystko z powodu, że u Majakowskiego receptą na wszystko jest Partia. Dodam że parta komunistyczna.
Tej jednak mieszkańcy górskiego osiedla nie chcieli zakładać, chociaż jak się miało wkrótce okazać zyskali niemałą popularność.
W niedzielę po rannej mszy w mieszkaniu Staszka spod Wierchu zadzwonił telefon.
- Wisimy – głos w słuchawce był dobrze znany
- Kto wisi? Spytał zaspany nieco Staszek który gościł wczoraj do późnych godzin wieczornych szwagra z terenów nizinnych. Chłop więc dwoił się i troił by pokazać tradycyjna góralską gościnność.
- No my wisimy. Wszyscy którzy podpisali pismo do gminy.
Rzeczywiście na tablicy informacyjnej przed kościołem, po lewej stronie od planu mszy świętych wisiała lista dziesięciu odważnych którzy skierowali do gminy pismo w sprawie sąsiada. Lista nosiła jednak inny tytuł. Wykaligrafowany dużymi czarnymi literami napis wbijał się w oczy
„KAPUSIE”
Poniżej równiutko w dwóch kolumnach: imię i nazwisko
- Z taką reklamą to można by i wyborach startować - skomentował Staszek
- Mnie wystarczy, że do domu dojadę - powiedział inny.
Władek chyba stracił szansę na szybki powrót na łono osiedla. Używając znago już z powyższego tekstu retoryki można by zacytować
Jednostka! Co komu po niej?!
Jednostki głosik cieńszy od pisku.
Do kogo dojdzie? - ledwie do żony!
I to, jeżeli pochyli się blisko.
- Mam to w dupie - powiedział swoimi słowami Władek, co mnie więcej znaczy, że w tym wyautowaniu z integralności społecznej nie widzi żadnego problemu.
- Kapusie – Przeczytał powoli pewien były już gminny sekretarz i zaraz dodał - Kto jest bez winy niechaj pierwszy rzuci kamieniem
Z racji sprawowanego urzędu nie sposób mu nie oddać racji, bo pewnie wie chłop co mówi.

24 komentarze:

  1. Samo życie, sam folklor. I odwieczne pytanie: Kiedy zgłoszenie jest donosem, a zgłaszający kapusiem?
    W Czechach nie mają z tym problemu. Tam zgłoszenie uważa się za obywatelski obowiązek. Tak, ale niesnaski z tego powodu są często takie same, jak u nas

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak jest też na zachodzie. Sąsiad gotów zadzwonić że źle segregujemy śmieci.
      A my milczymy gdy sąsiad pali plastiki, bo nie wypada
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. Mnie intryguje dlaczego przed kościołem. Przeczytałam post jeszcze raz dokładnie i nie znalazłam poszlak. Przypadek czy puenta?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od zawsze na wsiach ambona lub tablica pod kościołem była centrum informacyjnym
      Każdy po mszy zagląda
      Pozdrawiam

      Usuń
  3. a ja u siebie tylko obserwuję, bo jestem "nowa" , choć ta społecznośc wiejska - jak piszesz- jest identyczna.... u nas to pewnie by jeszcze pod sklepem wisiało.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pod sklepem wiesza elektrownia o wyłączeniach , a mnie tam nigdy nie po drodze
      Pozdrawiam

      Usuń
  4. No my lubimy listy. Szczególnie kapusiów, konfidentów, łapówkarzy i innych złoczyńców. Przy okazji niektórym, co na tych listach, łamie się życie. Ale phi ... "Jednostka! Co komu po niej?!".
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo ponoć w demokracji liczy się interes większości
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Gdzieś tam na Mazurach też był taki, co terroryzował całą wieś, aż się chłopy zdenerwowali i zakałę zatłukli na amen. Później ich ułaskawiono, choć, prawda, nie bez kłopotów. Trzeba tylko czekać na tę kroplę, co to przeleje czarę goryczy.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nawet film o tym nakręcili. Ostatnio był w TV... chyba. Pozdrawiam

      Usuń
  6. Współistnienie ludzi w przestrzeni społecznej jest sztuką nie lada ... Tam, gdzie żyją ludzie, tam muszą występować konflikty. Tego nie da się uniknąć .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jakoś tak tu każdy o każdym wie wszystko
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. małe społeczności tak mają ... wszyscy wszystko o sobie wiedzą a czasem nawet więcej niż człowiek sam wie o sobie :) Trzeba się na to uodpornić , żyć swoim życiem, walka tylko zaognia sytuację . Całkiem nieźle sprawdzają się zasady Trzech Mądrych Małp : „nie widzę nic złego, nie słyszę nic złego, nie mówię nic złego”. :)
      Pozdrawiam :)

      Usuń
    3. Nie można jednak nad wszystkim przejść obojętnie
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. Myślę, że problem dotyczy nie tylko społeczności wiejskiej. Jednak zgoda, że na wsi takie sprawy prędzej wyłażą na wierzch czyli na tablice ogłoszeń:)))

    OdpowiedzUsuń
  8. Ech cała prawda :-/
    I jeszcze to: "jak jutro tak będzie robił to dzwonie na policje" :-/
    Jojczenie, a na propozycje "zgłoś" jest eeeeeeeee nie wypada

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I ja nie dzwonię bo lojalność jest tak jakoś dziwnie interpretowana
      A mówią - jak już wlazłeś między wrony
      Pozdrawiam

      Usuń
  9. "Wiedzą sąsiedzi jak kto siedzi", "Złodziej tylko raz może przejść przez wieś" - to tylko dwa z przysłów, będących podobno mądrością narodu. Jeśli wszyscy wiedzą, że kradzież (np. drewna z lasu) jest zjawiskiem powszechnym, to nie wypada się wyłamywać i też pozyskiwać to drewno okazjonalnie. Wszyscy są kryci, bo nikt na siebie donosił nie będzie, a temu co się wyłamuje trzeba dać nauczkę...

    OdpowiedzUsuń
  10. Oj z Majakowskim wypada się zgodzić :), no chyba że jednostka potęgą jest i uruchamia poddane sobie jednostki. A jeśli nie to hej, hej w RAZEM siła i moc. :) Albo można stanąć na boku i powiedzieć a co to MNIE obchodzi? JA reagować na pewno nie będę, jeszcze ktoś mnie cztery litery skopie, dziecko zastraszy i w ogóle i w szczególe. :)
    Lepiej się nie odzywać, dla świętego spokoju no i nie wypada a wypada znosić cierpliwie wyskoki bliźniego swego.
    Cierpliwa nie jestem, pojechałam słowami na razie uprzejmymi - a mam w zanadrzu mniej uprzejme - po młodych co łup, łup muzyką tłukli na działkach i przestali tłuc. W razie czego żem przygotowana, słowa mam :).

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też używam słów do sąsiadki co plastik pali.
      Straszę delikatnie i póki co pomaga.
      Jak to jednak jest że styk naszemu życiu nadają właśnie takie jednostki?
      Pozdrawiam

      Usuń
  11. Wychodzi mi zatem, że skoro dobrodziej na swojem terenie dozwolił na własnej tablicy czegoś takiego uwiesić, nie zerwał, nie napiętnował praktyk podobnych, ergo wychodzi na to, że ich popiera, a może i inspiruje... Zatem jest co najmniej jeden konkretny niegodziwy człowiek, dodatkiem duchowego przewodnika udający, co jest winien co najmniej propagowania nienawiści i podżegania do jakiejś bliżej nieokreślonej zemsty...
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Az takiego spisku nie przewidywałem.
      Może to bez konsultacji było - pocieszam się
      Pozdrawiam

      Usuń