05 czerwca 2014

Wiejska samowystarczalność


Moją żona kocha się w rodzinnych obiadkach i wystarczy jej tylko impuls by włączać indukcję i wykładać blachę papierem do pieczenia. Nie inaczej było wczoraj, a prowokatorem okazał się Starszy syn, który pochwalił ciasto jabłkowe. Nowy przepis od pewnego czasu podbija nasze serca. To proste ciasto na kruchym spodzie na który wykłada się drobno skrojone kawałki jabłka, a całość zalewa się kisielem gotowanym na soku jabłkowym. Tak to przynajmniej zrozumiałem. Do całości powinno się podawać bita śmietanę ale tej rozpusty już sobie darowaliśmy. W końcu jest wiosna idzie lato i trzeba uważać na wszystkie zbędne kalorie. Uważać oczywiście w granicach zdrowego rozsądku. Argumentem który mnie bardziej przekonuje jest też to, że bez przesłodzonej śmietany można zjeść więcej jabłecznika.
Obiad był prawie samowystarczalny.
Przed południem pojawiła się sąsiadka, kobieta po osiemdziesiątce, ciągnąc za sobą świeże buraczki, nowe ziemniaczki i takież marchewki. Te ostatnie były grubości ołówków szkolnych.
Liczy się jednak świeżość warzyw i serce darczyńcy.
- Będzie botwinka - zdecydowała żona i botwinka była.
Jeżeli dorzucić do tego własną sałatę w dwóch postaciach, klasycznej i rukoli, to już rozpusta.
- Wieśniacze życie – powiedział Starszy przekładając na swój talerz porcję sałaty. A kiedy będą kurze udka z własnego wychowu?                                
- Prędzej przejdziemy na wegetarianizm – odparłem – Nie zatłukę żadnego zwierzaka, nawet w celach zbożnych czyli konsumpcyjnych.
- Tak tylko pytam. Swoją drogą to fajne są takie wiejskie wizyty. Idziesz do kogoś na kawę. po drodze pociągniesz za liść z buraka i prezent gotowy, trafiony i dający obdarowanemu kupę radości.
W mieście musisz odwiedzić sklep kosmetyczny
- Albo przynajmniej monopolowy – włączyła się do dyskusji teściowa, pewnie żeby zwrócić uwagę na to, że jej kieliszek w którym było różowe wino jest już pusty. Może chciała też pokazać, że choć jest tylko trochę młodsza od goszczącej wczoraj sąsiadki to jeszcze ho ho ho...
A jaki miałby być ten kieliszek jeżeli w środku tygodnia do konsumpcji użyliśmy delikatnie, jedną butelkę i to na pięć osób. Praca, samochód i w końcu rozsądek narzucają takie ograniczenia.
Jednak okazja do toastu była. W piątek Starszy obchodzi kolejne urodziny, żona poddana zostanie w tym samym dniu kolejnemu zabiegowi chirurgicznemu. Imprez nie da się połączyć chociaż byłoby śmiesznie, bo po znieczuleniu może opowiadać głodne kawałki.
Niedziel tez odpada. W niedzielę Młodzi lecą na wakacje. Pomimo tak napiętego terminarza,
wszystko udało się ogarnąć.
Z okazji Dnia Dziecka Młodzi dostali spóźnioną chociaż profesjonalną prawie deskę do prasowania.
- Ten fajny skądinąd prezent sugeruje nam chyba, że czas dorosnąć? - Nieco złośliwie skomentował Starszy. - Bardzo dobrze bo chcieliśmy dorosnąć już dawno, ale jakoś nie składało się z tym zakupem.
- Zawsze jednak pomogę przy firankach – zaoferowała się żona
- I ja pomogę - dodała teściowa – chociaż na takiej desce to się samo prasuje.
- A jak już tak o prezentach mowa. Przy porządkowaniu szafki w łazience okazało się, że mamy spory zapas soli do kąpieli. Może ktoś chce?
- Kingi? - spytała teściowa wyraźnie zainteresowana.
- Jak w Wieliczce to pewnie Kinga - uspokoiłem ją.
- A może Młodszemu przydadzą się takie sole do kąpieli? - podpowiedziała teściowa pozując na niezainteresowanie.
- Młodemu to bardziej przydałyby się sole trzeźwiące. Ostatnio miał taki cykl wypowiedzi, że klękajcie narody – podsumowałem złośliwie.
- To może jeszcze po kawałku jabłecznika? - żona zamknęła temat relacji rodzinnych, prowadzący zwykle na manowce.
Na sam koniec, korzystając z ładnej pogody rozegraliśmy rundkę ” Boule de petanque” czyli pograliśmy w kulki jak to się u nas mówi. Kiedyś kupiłem dwa komplety ciężkich, metalowych kul po likwidacji marketu w Niemczech, ale w Gorcach nijak nie mogliśmy rozegrać meczu. Na skośnych trawnikach i stromych dróżkach, kulki leciały gdzie chciały.
Teraz płasko i miło, aż się chce trafić świnkę. Świnka to ta mała kulka która jest celem dla większych. Jak to bywa zazwyczaj, wygrała Synowa która robiła to po raz pierwszy.
Zadzwoniliśmy do naszych Francuzów. Coś się poodwracało w klimacie bo u nich zimno i deszczowo. Uciekli więc przed pogodą do Maroka gdzie mój francuski brat częściej korzysta z dobrodziejstwa tagine niż narodowych kulek. U nas z kolei jak na południu Francji, aponoć w weekend ma być jeszcze bardziej. A więc czemu nie?
Tylko piszący te słowa miał niejakie wątpliwości. Tak przenika nas ta kultura gdy pogoda sprzyja.
Już teraz jak w Ameryce wokół słuchać warkot kosiarek do trawy, a wieczorem zewsząd grillowy dym. W tym przywłaszczaniu obcych wzorców jesteśmy całkiem dobrzy. Ponoć nasi są Mistrzami Świata w grillowaniu.
Nie można by tak po polsku, zagrać w klipy do tysiąca ? Chociaż ja sam nie wiem jak się w to gra?
Może rzeczywiście miał racje poeta i Polak ma w sobie coś z papugi Europy.
Pawia i papugi. Wyobrażacie sobie tę krzyżówkę ?
Dzisiaj rano rosa delikatnie siadła na trawie i krzewach, odsłaniając przed nami pajęczyny pracowicie tkane przez jakieś tutejsze pajączki. Cyprys wyglądał jakby nakryty firanką.

Czym prędzej zrobiłem zdjęcie, bo jak teściowa wpadnie w ogród to nic z romantyzmu pajęczyn się nie ostanie. Przy okazji pstryknąłem też pnące róże które sadziłem jesienią. Udało mi się i z kolorem i kształtem. A jaki zapach. Zawsze gdy tam przechodzę, zatrzymają mnie na chwilę.
Po drodze do pracy, zaraz za domem, pogoniłem zająca który niespiesznie umknął spod kół samochodu. Zatrzymałem się na chwilę i wtedy zauważyłem, że nastała pora maków.
Czerwone, dorodne i jak stwierdzam, najładniej obrosły rogi pół czyli miejsca gdzie z reguły porzuca się chwasty i inne nieużytki.
A w końcu mak to chwast, czy ważny element naszej tradycji i historii, co nadaje mu odrobiny szlachetności?




Politycy będą w tej sprawie podzieleni, ale ja wolałbym zapytać botaników.
W tych rozważaniach tkwiąc po uszy, minąłem ogrodzenie firmy. Zaczął się kolejny dzień z reszty mojego pracowitego, zawodowego życia.





39 komentarzy:

  1. Vulpian de Noulancourt05 czerwca, 2014 10:51

    Mówili mi Chińczycy (tacy, którzy przeżyli prawdziwy głód pod czas swojej rewolucji kulturalnej), że człowiek obrywa i gotuje korę z drzew i z pewnością zatłukłby każde stworzenie, które by akurat podlazło. Czyli: jeśli czujemy, że nie skrzywdzilibyśmy kury, to mamy dobrobyt i oby jak najdłużej. Amen.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A więc nie daj Boże doświadczyć takiego głodu
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Po Powstaniu Warszawskim w mieście podobno nie było ani jednego psa, kota czy gołębia...:((
      Kłaniam nisko:)

      Usuń
  2. Piękne są te kwiaty nie ma jak nasze ogrody.

    ۞•°*”˜۞˜”*°•۞
    ۞۞ WITAM ۞۞
    ۞ SERDECZNIE ۞
    ۞•°*”˜۞˜”*°•۞

    Dzisiaj dla Ciebie piszę,
    pozdrowienia z nadzieją,
    że radość w sercu gościsz,
    a oczy już się śmieją.
    Co Ci podarować
    w tym dzisiejszym dniu?
    Wiem – dam swoje uśmiechy,
    jak bukiet fiołków
    albo nawet cudowny zapach róż.
    Niech Cię zapach otuli,
    rozjaśni Twoją twarz,
    cudowny zapach róży
    zaniesie radosny wiatr.
    Na skrzydłach moich myśli,
    z tą rosą, co wesoło lśni,
    uśmiechy najpiękniejsze,
    wysyłam Tobie dziś

    ۞•°*”˜۞˜”*°•۞
    ۞MIŁEGO DNIA۞
    ۞ POZDRAWIAM ۞
    ۞۞ BUZKA ۞۞
    ۞•°*”˜۞˜”*°•۞

    OdpowiedzUsuń
  3. Mak, to mak, bez zbędnych pytań i politycznych prowokacji. Pozdrawiam, zauroczona Twoimi okolicznościami przyrody. Mnie dzisiaj także udało się przed pracą rozkoszować widokiem prywatnego ogródeczka...i pięknie jest.Hanula
    PS A nawet udało mi się łyknąć nieco kawy na tarasie, na dodatek będąc jeszcze w prawie negliżu, oj lubię takie klimaty, a niedługo urlooop:)

    OdpowiedzUsuń
  4. bardzo piękna róża, gratuluję.
    Tak tak, samo rośnie, nic, tylko za liście i do gara, ech, te nasze chłopaki;))

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Napisałem że wystarczy tylko pociągnąć i prezent jest. A praca przy warzywach to już inna para kaloszy. Uczestniczę w niej czynnie do spółki z teściową.
      Mnie też te róże się podobają , dziękuję
      Pozdrawiam

      Usuń
  5. Wieśniacze życie ma swój urok, byle nie na zawsze, a tak poza tym Tyś to jest zdolny i pracowity! Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie tam się podoba cały czas. Pewnie miałbym problem z odnalezieniem się z powrotem w miejskim bloku.
      Pozdrawiam

      Usuń
  6. świetnie że masz taką chętną żzonkę do pieczenia i gotowania, bo nie każdy to lubi....
    a wiejskie zycie ma swój urok.... ja bym sie tam na miasto juz nie zamieniła.....
    serdeczności a za Żonę trzymam kciuki.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przekazałem tę łaskawą ocenę żonie
      Dziękuje
      Pozdrawiam

      Usuń
  7. Klik dobry:)
    To jesteś, Antoni, na prawdziwej wsi. Ja często jeżdzę na taką wieś, na którą trzeba targać ze sobą rzodkiewkę, sałatę, truskawki, liście buraków i wszelkie zielepachy. Oprócz trawy i iglaków niczego tam nie ma, a do najbliższego zieleniaka kilkanaście kilometrów.

    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wieś niby podmiejska a wokół krowy, kozy, świnie nie wspominając o zającach sarnach i bażantach. Dodatkowo co sobie chwalę sklepik wiejski pięćset metrów od domu.
      Pozdrawiam

      Usuń
  8. Rozczulasz tym zachwytem nad wieśniaczym życiem. Toż to dopiero romantyzm:))) Prawdziwa mądrość życiowa z Ciebie wyłazi wraz z umiłowaniem wsi. Też tak mam, ale trochę na odwrót: praca na wsi mieszkanie w mieście. Bez sensu, co? Ale umiłowanie wsi podobne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zawsze można to zmienić?
      Ponoć na zmiany nigdy nie jest za późno.
      Pozdrawiam

      Usuń
  9. Kurczę, wytłumacz mi, co jest takiego wciągającego w tych kulkach? Alkohol? Bo ja gram z rodziną bez alkoholu i po dwóch rozgrywkach jesteśmy kompletnie znudzeni... :-(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też podchodzę do gry z umiarkowanym zapałem. I nadal nie rozumiem dlaczego Francuzi tak żywiołowo przy tym dyskutują. Kłócą się jak Włosi normalnie
      Pozdrawiam

      Usuń
  10. Czy z botwinki wyrastają buraki :)? Ja tam wolę kurę albo kurczaka. W panierce. Z frytkami.
    Róża cudnej urody ale kawałek tego kutego to dopiero cudo kolcowe. To fragment ogrodzenia czy furtka?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Botwinka to młode buraki tak mi się wydaje. A może tylko taka odmiana buraków .
      Co do tego kutego. To jeden segment ogrodzenia który specjalnie zainstalowałem przed zjazdem dla żony. Zasłania i odrobinę zdobi. Wsadziłem po bokach róże pnące które mam nadzieję że zaplotą się na tej kracie i wtedy dopiero będzie fajnie wyglądało.
      Pozdrawiam

      Usuń
  11. To największy urok wsi, czy swojej działeczki. Hycniesz w piżamie na grządkę, tu skubniesz, tam pociągniesz, ówdzie wykopiesz czy zerwiesz i jedzonko gotowe. Tylko żonkę trzeba mieć lubą a jakoś się nie złożyło.
    Kolorowo dziś u Ciebie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, lubię wychodzić po cebulkę lub rzodkiewkę do śniadania. Niestety czas na to jest tylko w weekendy
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. A u mnie rośnie tylko trawa, kwiaty i iglaki, z czego dość trudno zrobić jedzonko - igły drapią w gardło! :-)

      Usuń
    3. Może gdyby to odpowiednio przygotować?

      Usuń
  12. Cześć Antoni
    U nas na wsi każdą marchewkę i buraczka zżarłyby na szczęście zające i sarny. Mam w ten sposób spokój od pracy na roli. Moja Pani co prawda wymyśliła żeby ogrodzić (nomen omen) ogródek warzywny tak, jak mają miejscowi górale, ale ja odrzekłem z godnością, że nie po to za młodu uciekałem ze wsi żeby na starość babrać się w ziemi (nie znoooooszę) i tym sposobem marcheweczkę i koperek mam z nieodległego Lewiatana, a pracy mojej kosiarki (Honda 6,5 KM) nie zakłócają jakieś niemiłe przeszkody. Pozdrawia JerryW_54 tuż przed wyjazdem na wieś w góry

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja też w Gorcach nie miałem ogródka z tych samych powodów
      Pozdrawiam

      Usuń
  13. My obchodziliśmy wczoraj rocznicę ślubu, tak prywatnie, po bożemu. Nie mniej spodziewając się kilku osób żona chciała zrobić ciasto. Zaprotestowałem. Goście zjedzą po kawałku, bo tuczące, a my resztę, co? Protest był skuteczny.
    Co do urody kwiatów, czy uinnych cudów przyrody, to dzisiaj pod zdjęciem cudnej chmury, które ukradłem jednej ze znajomych, inna znajoma pozostawiła komentarz: piekne -dobrzy ludzie we wszystkim widza piękno!
    Odpowiedziałem: O sobie piszesz??? I słusznie czynisz!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło się czyta. Poczułem się wyjątkowo
      Pozdrawiam

      Usuń
  14. Aż miło się czytało o takich spokojnych rodzinnych chwilach.
    A w kulki takie jeszcze nigdy nie grałam, ciekawa jestem, czy się fajnie gra.
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gra jak każda a idzie o to samo kto rzuci najbliżej celu. Okazja do spotkania ze znajomymi może wypicia kieliszka wina bezcenna
      Pozdrawiam

      Usuń
    2. Według mnie cała zabawa polega na alkoholu. Wygrywający rundę wypija w nagrodę trunek i stopniowo szanse wyrównują się. Bo bez tego, to nuuuuuuuuuuda. ;-)

      Usuń
    3. Może i wino idzie , wszak w nim wszelka mądrość

      Usuń
  15. Taaak...Róży nie da się nie zauważyć i nie zatrzymać się przy niej...;)

    OdpowiedzUsuń
  16. Skoro dziś sobota, to znaczy że po piątku, zatem pozwolę sobie dopytać, czy ów zabieg piątkowy przebyty pomyślnie? W kwestii klipy pozwolę sobie odesłać tutaj:
    http://www.kneziowisko.pl/o-klipie-i-inkszych-uciechach-slunskich-bajtli/
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byliśmy w niedzielę na zmianie opatrunku. Idzie ku lepszemu
      Pozdrawiam

      Usuń
  17. Pieknieje twoje otoczenie z miesiaca na miesiąc:) I...polubiłam twoja teściową. Jak to mlodzi mówią: jest w dechę! Oczywiście - nie w tą do prasowania

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powiem tak ma teściowa swoje plusy dodatnie i plusy ujemne jak mawiał kllasyk. Jest jak w życiu , zawsze mogło się ułożyć gorzej
      Pozdrawiam

      Usuń