12 czerwca 2014

O roli zdjęć i pewnej dziury w lesie

Rodzinne albumy ze zdjęciami to teraz styl vintage. Nowoczesne zdjęcia w dużej rozdzielczości trzyma się na dysku, lub na karcie pamięci aparatu. Osiem, dziesięć czy dwadzieścia megapikseli, podczas gdy do wykonania zdjęcia w formacie 10 x 15 wystarczy tych megapikseli ze dwa.
Reszta to tylko szpan.
A samo oglądanie efektów nerwowego palca na spuście?
Nic mnie tak nie wkurza jak oglądanie zdjęć za pomocą ekranu aparatu fotograficznego. Dodatkowo, brak ograniczeń zmusza do śledzenia dziesiątków podobnych do siebie ujęć, albo zdjęcia fantazyjnie podanej potrawy w jakiejś egzotycznej knajpie. Ja już nie wspominam o błędach w kompozycji zdjęcia zaburzenia proporcji czy fotografowaniu pod światło.
Wiem wiem emocje są najważniejsze.
Kiedyś gdy do dyspozycji mieliśmy tylko trzydzieści sześć klatek lub całe dwanaście w aparatach szeroko obrazkowych, każde naciśnięcie migawki musiało być przemyślane.
Pstrykało się w otoczeniu ludzi i rzeczy dla nas ważnych, po to by kiedyś za lat parę z rozrzewnieniem wspominać.
- A pamiętasz ten pomnik i tego Józia co siedział na tej figurze okrakiem – pyta żona?
- ???
- A żonę jego pamiętasz? Tęczowe bikini z Pewexu?
- A, ten co to jego żona była taką biuściastą blondyną – pyta rozkojarzony mąż który dotarł w końcu do sedna. Ale miała tyłek.
- Nie pochlebia mi twoja wybiórcza pamięć i nic niezwyczajnego nie zauważyłem w jej tyłku ale to oni.
- Ją jednak pamiętam, bardziej.
Z trudem ale wspomnienia ruszyły. Chodzi o to by wspomnienia były miłe a jakiego sortu są to już drugorzędne.
Zabytki, pomniki przyrody, lub w końcu ciekawe znaki i tablice.
Te początkowe z nazwą miejscowości jak np. Zimna Wódka czy Księża Wola.
Mam takie jedno zdjęcie z wycieczki motocyklowej po Francji. Stoję na nim pod tablicą z nazwą miejscowości CONDOM
Mnie to niezmiernie ucieszyło. Moją radość zadziwiła Francuzów. Dopiero przyjaciel wytłumaczył im, że to co w moim kraju nazywa się kondom we Francji popularnie nazywane jest capote.
Mam też zdjęcie tablicy postawionej przed kościołem. Napis brzmi o ile dobrze pamiętam deviationes (utrudnienia ale też odchylenia) co kontrastuje z widokiem drzwi od kruchty. Dopiero obecnie dochodzi do mnie, że pstrykając zdjęcie nie miałem wystarczającej wiedzy w temacie. Poza barkiem znajomości francuskiego oczywiście
Tablice informacyjne, że coś się nakazuje czego zabrania.
Technicznie ze względu na małą powierzchnię tablicy, trzeba zminimalizować treść.
Nie można na przykład napisać:
Prosimy nie defekować w rejonie środowiska naturalnego Lepus europaeus
i występowania Vaccinium myrtillus L w formie grupowej
Dużo prościej brzmi i wygląda tabliczka jaką znalazłem kilka dni temu w albumie znajomych.


Zakaz srania w lesie
Kiedy już obśmiałem się jak norka z dosadności tekstu, naszły mnie jednak głębsze refleksje.
Przecież gdyby takie tablice były częściej stosowane, a już w ogóle respektowane, to kładłoby to całą ideę harcerstwa. Przecież jej elementem jest i niech się skauci nie obrażają, owa specyficzna forma porannego kontaktu z naturą. Wiem to jako harcerz i instruktor. Ileż to ja się nakopałem dołów w leśnym podłożu.
No i co? - jak pytał Majkowski – No i w porządku tak wyrasta się na człowieka.


17 komentarzy:

  1. Vulpian de Noulancourt12 czerwca, 2014 11:42

    Pamiętam koncept pewnego autora, który wymyślił, że proboszcz, zdenerwowany głośnym smarkaniem w chustkę podczas kazania, polecił wywiesić na tablicy ogłoszeń parafialnych duży plakat: "Prosi się o głośne wycieranie nosa przed kościołem".
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. W lesie tak przeważnie wszyscy załatwiają się.To jest normalne.Pewex pamiętam,był z mojego dzieciństwa.Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
  3. To prowokacja - ta tablica. Znajomy chciał się wylansować na fejsiku i sam namalował. Znamy takich pseudocelebrytów, co są znani z tego, że chcą być znani.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdjęcie pochodzi z 1992 roku kiedy Facebook nie był jeszcze znany.

      Usuń
  4. Bo trzeba być harcerzem, albo chociaż człowiekiem myślącym, żeby wpaść na zakopanie materiału biologicznego odpadowego. :)))

    OdpowiedzUsuń
  5. Cześć Antoni
    Miałem Starta 66. Całe 12 klatek filmu tak drogiego jak niskie było stypendium. Nie miałem światłomierza i przeliczałem czas i przysłonę na specjalnym kalkulatorze. Nacisnięciu migawki towarzyszyło uczucie spełnienia, ale i niepewnośći, która to niepewność mijała dopiero kiedy w misce pełnej wody płukały sie odbitki i można było ocenić czy ręka aby nie drgnęła, a głębia ostrości taka jak sie zaplanowało. Robiłem tylko czarno białe, bo dostepne kolorowe ORWO kolorowe było tylko z nazwy, a podstawowym odcieniem był odcień brunatny. Ten brunat był zresztą zrozumiały z uwagi na resentymenty w kraju producenta ha ha. A teraz wyłączam komputer iiiii na wieś. Po drodze zakup piątkowego winka i piąąąąąąteczek piątunio kochane. Pozdro, JerryW_54

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Robiłem Startem, kochany aparat a potem wszedłem w Prakticę L2. Sam robiłem swoje czarno białe zdjęcia a więc znam to uczucie. Pozdrawiam

      Usuń
  6. Ja też pstrykam ile wlezie. Okolice mam już uwiecznione w tysiącach zdjęć i nadal mam co uwieczniać. Przeniosząc do komputera stosuję ostrą selekcję kasując wszystko co nie przechodzi przez kontrolę. Zasób zdjęć włączyłem do wygaszacza ekranu i dzieki temu mamy zabawę z oglądaniem samych niespodzianek. Każde nastepne wyświetlane zdjęcie jest z innego zasobu. Młodość, starość, kwiaty, procesje kościelne, wnętrza, ludzie, podróże...miesza się to wszystko, ale i nasuwa wspomnienia, wzrusza
    Elektronika ma w tym zakresie same plusy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To dobry pomysł tylko wcześniej trzeba było wykonać gigantyczna pracę aby to wszystko zeskanować.
      Podziwiam i pozdrawiam

      Usuń
  7. Jedno z pierwszych zdjęć zrobiłem dworcowej tabliczce z zakazem fotografowania...:)
    Kłaniam nisko:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta tablica zawsze mnie fascynowała, teraz w dobie zaawansowanej techniki całkiem nie ma uzasadnienia
      Pozdrawiam

      Usuń
  8. Znam i pamiętam z jakim namysłem i pietyzmem naciskało się spust migawki gdy było 36 klatek. I jak się cudnie czekało na wynik. I jak się oglądało w albumie papierowe odbitki. A to wszystko niespełna 10 lat temu. Teraz cyk, cyk, cyk i w folder. Żal.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moja żona też preferuje te papierowe zdjęcia
      Pozdrawiam

      Usuń
  9. Urocze były te dawne aparaty. Pierwsze kroki stawiałam Na Smena, czy jakoś tak. odnośnie zabawnych nazw, to nasze polskie dzieci zawsze miały duzo ubawu i chichotały po kątach gdy np jechało się do maista belgijskiego o nazwie HUY, co fonetycznie brzmi wiadomo jak... W istocie rzeczy nazwę tego miasta wymawia się "łi". Podobnie flamandzie "dzień dobry" fonetycznie brzmi jak "chu...m w dach!" co bardzo nas Polaków na początku smieszylo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo ciekawe brzmienie i skojarzenie, rozbrajające.
      Pozdrawiam

      Usuń